niedziela, 21 sierpnia 2016

Tour de Tajoj - pałac i park pałacowy w Korczewie

Niby odpoczywamy ( he, he, he ) - od obowiązków, miejsc codziennych, związków stałych i tym podobnych umocowań w życiu naszym powszednim. Znaczy mamy wakacje! Jak wakacje to podróże, więc nie dziwcie się że w sierpniu coś u mnie mało ogrodowo. Zaniosło nas ( Mamelona i mnie ) do pięknej Krainy Tajojów, odbyłyśmy klasyczny zajazd  na Ewandkowo, połączony z klasycznym uprowadzeniem  łupów i wyżarciem śledzi od Zenka z Gręzewa ( gospodarze znieśli z godnością, nie bronili włości, choć było coś na kształt ataku szarlotką ). Tradycyjnie już odwiedziny u Ewandki i Krzysia łączą się z zapuszczaniem w głąb tajemniczej  Krainy Tajojów. Tym razem było wschodnie Mazowsze i zachodnie Podlasie. Krótkie sprawozdanko z podróży,  travelowe zapiski pani starszej z wyprawy  na Wschód.


Wielkim szczęściem jest że  Kraina Tajojów nie jest jeszcze opanowana przez turystę masowego, lepiej brać kanapki na drogę niż co chwilka natykać się na smażalnie wszystkiego, słuchać ptaszkowych świergoleń niż ymc, ymc dobiegającego z dyskotek. Cisza  i spokój, bociany w gniazdach, myszołowy na łowach, zwiedzacze wolnym kroczkiem po zwiedzaczych  ścieżkach, Bozia w niebie - pełna harmonia. Bez obawy zadeptania przez dziki tłum spokojnie zwiedziliśmy pałac w Korczewie, obiekt dość niezwykły bo pałac wrócił do spadkobierców przedwojennych właścicieli i ich staraniem został podniesiony z ruin. Oczywiście remont jeszcze nieskończony, czemu trudno się dziwić zważywszy na skalę zniszczeń jaką historia zafundowała zabytkowi. Jednak tzw. domowe pielesze"doszły do siebie" na tyle że udostępniono je zwiedzającym, można też pospacerować po parku przy pałacu. W pałacu  odbywają się też tzw. imprezy okolicznościowe, z czegoś trzeba to wszystko utrzymać, a wierzcie że rzadko co  wyciąga kaskę z portfela jak stary i duży budynek. Słowo kamienicznicy! Jak już  coś się wyremontuje na cacy to okazuje się że tam  gdzie się zupełnie tego człowiek nie spodziewał pojawia się problem, najczęściej z tych  drenujących kieszeń w tempie ekspresowym. Taki jest już los "szczęśliwych" posiadaczy półruin wysoko metrażowych. Zatem uchylcie z głów kapelusze, ten odbudowywany własny majątek typu zespół pałacowo - parkowy to ciężki dopust a nie dorabianie się na dotacjach i w ogóle  wielkopańskie życie. Ha, po drodze  nie widać żeby włościanie odrabiali pańszczyznę, sianko zwozili do pańskiej stodółki albo w jakiś inny sposób zaspokajali wyobrażenia  o wyzysku chłopstwa podlaskiego przez zdegenerowanych posiadaczy pałacu. Pałacowi za kasą w pocie czółka  się kręcą jak wszystkie ludzie.

Pałac został wybudowany w latach 1734 – 1736 przez Wiktoryna Kuczyńskiego. Wcześniej były tu  budowle obronne, coś warownego - zachowały się do dzisiaj fundamenty. To że obronne nie powinno dziwić, w  XIII wieku szalało tu Tatarstwo ( jeszcze nie polskie ),  w XVII wieku ziemie te zalał szwedzki potop. Jednak  w XVIII wieku, a konkretnie to w  1712 roku  nastał dobry czas dla Korczewa, właścicielem majątku został wspomniany już  Wiktoryn, kasztelan podlaski  znany z tego że kiesy na reprezentację rodu nie skąpił. To on zaangażował Koncentiego Bueni, który musiał być na tyle dobrym architektem że Korczew zyskał miano podlaskiego Wilanowa. Po około 100 latach  pałac przebudowano wg. projektu Franciszka  Jaszczołda. Na tym nie koniec -  po stu latach pałac znów się opatrzył i przebudowano go po raz trzeci. Tym razem odbyło to się wg. koncepcji profesora Stanisława Noakowskiego, pałac rekonstruował, wspólnie z Wandą Ostrowską Marian Walentynowicz. Tak, tak, facet który rysował Koziołka Matołka! Ha, ale pałac to nie wszystko w Korczewie - na cały zespół pałacowy składają się następujące budynki: pałac murowany klasycystyczny ( wyliczając ponownie - powstał jako barokowa budowla, potem został przebudowany w stylu neogotyckim, obecnie  to klasycystyczny "klasyczniak" ), pawilon lub też letni pałacyk tzw. Syberia pochodzący z końca XIX wieku ( Syberia dlatego że ponoć byli tam przetrzymywani "na etapie" zesłańcy na Sybir ), oficyna, kaplica która  kiedyś była  oranżerią, neogotycka studnia z figurą św. Jana Nepomucena ( uwielbiam nazwę  "nepomuk" określającą wszelkie kapliczki i tam inne pobożności z wizerunkiem   św. Jana Nepomucena ) oraz kordegarda. Trzeba jeszcze w to wliczyć  ogrodzenie z przełomu wieku XIX i XX  i przejścia podziemne, tunele do oficyny, te klimaty. Normalnie strach się bać tej ilości budynków do remontu. 



Dobra, budynki budynkami ale  nas poniosło głównie do parku. A jest co oglądać. Park został podobnie jak niegdyś pałac z budowlanymi przyległościami zaprojektowany przez Franciszka Jaszczołda gdzieś około 1840 roku.  To klasyczny krajobrazowy ogród  angielski, kiedyś teren parku liczył sobie 35,5 hektarów, obecnie liczy ich 12. Park restaurowany, co widać, choć śmiem twierdzić że nie zawsze projektant  trzymał się tzw. wzorca ( obsada z róż, z lekka chybiona - nie ta bajka ).  Piękne za to nasadzenia z roślin bardziej kojarzących się z ogrodem naturalistycznym. Jednak widać starania, dosadzane są nowe drzewa, co rzuca się w oczy szczególnie  w alejach ze starodrzewem. W parku zachowały się jeszcze rzadkie i stare okazy drzew, na przykład ponad stuletnie platany, karagana syberyjska zwana syberyjską akacją, jesion płaczący. Drzewa rosną w grupach, w najlepszym stylu Capability Brown'a, wszystko to bardzo malownicze. Szczęśliwie ( moim zdaniem, he, he ) w parku nie zachowała się tzw. sztuczna ruinka, której ozdobą był kamulec zwany Menhirem.  Obecnie Menhir, dumnie i fallicznie wyrasta przed oczami zwiedzających z otaczającego go grabowego żywopłotu. Tak szczerze pisząc to po mojemu  żywopłot też mu niepotrzebny, taki rozłupany, wertykalny jak się tylko da granit, najlepiej wygląda "nagi" wśród drzew. Boszsz... o jakież to sprośności można podejrzewać mój umysłek po takich wertykalno - fallicznych wywodach na temat Menhira, jednak wrażenia wzrokowego nie da się wyprzeć - pionowe solo najlepiej wypada bez przyległości angażujących wzrok. Pełna natura, tym bardziej że a- ha parku widoczne z menhirowego zakątka jest po prostu genialne. Choćby dlatego widoku warto przedreptać park w Korczewie!









7 komentarzy:

  1. Napisała o menhirze na pół strony a zdjęcia brak? A może ja już nie dowidzę?
    Domeczek niczego sobie, chociaż faktycznie sporawy.
    Fajnie to wygląda - przód już śliczny, a tył - jeszcze w tyle.
    Dobrze, że właścicielom się chce i robią ten remont z gustem.
    Patrząc na to co można zrobić z pałacem, żeby go zepsuć, oprócz czekania aż się zawali
    ( możliwości jest wiele, a remont i odbudowa też do nich należą ) tutaj na Dolnym Śląsku, cieszę się, kiedy widzę dobrą robotę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Menhir z grabkowym żywympłotem nie wyglądał - fociłam go z paru stron ale z żadnego zdjęcia ne byłam na tyle zadowolona żeby fotkę zamieścić. No nie oddawała uroku. Co do odnowy pałacu to myślę że właściciele wywodzący się z tych przedwojennych mają trochę inne priorytety niż kupujący stare pałace jako lokatę kapitału. Ci pierwsi traktują go jednak jak dom przodków, szukają raczej rzeczy czy urządzeń z nimi związanych, wiesz pokój taki tu kiedyś był, a tam to dziadek strzelby trzymał. Natomiast "świeżaki" albo nic w budynkach nie robią ( sprzeda się i tak kiedyś tę ruinę z ziemią ze sporym zyskiem ), albo realizują wizję księżniczki czy księcia w disneyowskim zamku. Niektórzy z głową na karku otwierają hotele, co wcale nie jest takie głupie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wcale nie Tosiu, ja widzę prześwietlenia i inne niedociągnięcia. No ale cóż - focę jak potrafię, trochę urody jakoś się w kadrach udało zatrzymać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Śliczny! Ale od razu widać, że to studnia bez dna i albo właściciele liczną rodziną na trzech etatach każdy muszą zarobić na jego utrzymanie, albo bank obrabować.
    Pomysł z hotelem nie jest taki głupi w przypadku takich starych gabarytowych obiektów, ale obojętnie co miałoby w nich być, ktoś kompetentny historycznie powinien czuwać nad takimi pracami. To co potrafią nuworysze zrobić z takiego budynku, tego czasem ludzkie słowo nie opisze!
    Przyłączam się do Agniechy! No i co z tego, że Ci się żadne zdjęcie z Menhirem nie widziało? Może pozwoliłabyś nam to ocenić? Naobiecywałaś, wyobraźnia mi już ten teges, kręcę tą myszą góra-dół i gucio! Menhira ni ma! Dawaj Menhira!

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, będzie Menhir na specjalne życzenie Czytających, z tym że w następnym wątku o podróżach na Wschód. Właściciele pałacu i okoliczności przyrody są podwójni, tzn. to są potomkowie dwóch sióstr. Widać że kombinują żeby to wszystko jakoś grało i pałac się nie rozpadał. Myślę że im cholernie ciężko bo dotacje to mogą wspomóc ale kompletnej odbudowy takiego zespołu pałacowo - parkowego nie załatwią. należy się cieszyć że im się, qrcze, chce. W kraju mamy mnóstwo sypiącego się dobra, na którym głównie próbują zarobić spekulanci. Bata nie ma, a szkoda bo powinien być czas dany na podniesienie zabytku z ruin, choćby na tyle na ile udało to się w Korczewie. Podatki czy cóś w razie nie podjęcia renowacji, połowę właścicieli ruin by wymiotło. Zabytki są pod pieczą konserwatora, ale to co konserwator może zrobić po prostu nijak się ma do ludzkiej inwencji. Jak ktoś w sobie wizję pielęgnuje to ciężko mu idzie zrozumienie że real wyglądał inaczej i ta cholerna łazienka z wodotryskiem i witrażowymi szybkami naprawdę nie pasi do "klasyczniaka" czy zamku pokrzyżackiego typu ten w Barcianach ( jeszu, jak można było z pięknej staropruskiej - nie prusackiej - nazwy Bart zrobić Barciany ). No i że nie zawsze wolno przebudować amfiladowego systemu układu pokoi na korytarzowy ( hotelowa amfilada, to by było nawet ciekawe - "Ci spod piątki to już wstali czy jeszcze musimy siedzieć u siebie i lejemy w nocniki?" ).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja myślę, że będzie Menhir. Wszak tu jednak przewaga czytelniczek nad czytelnikami ;)
      Masz rację, też o tym myślałam, że nabywca powinien mieć ileś tam czasu, żeby zabrać się za odrestaurowanie zabytku. Ja nawet nie wiem, czy tak nie jest. Tylko u nas jest wiele przepisów prawa - nakazów i zakazów, ale bez przepisów stosownych, jakie są konsekwencje nieprzestrzegania tegoż. Np. u nas gość ma dwa pitbulle, agresywne, które puszcza luzem - nawet bez obroży, więc nie ma za co złapać. Rzucają się na psy i na ludzi, a służby wszelkie są bezradne. Mogą mu dać pouczenie i 250zł mandatu, jak to będzie na "gorącym uczynku"! Decyzję o odebraniu psów może podjąć tylko marszałek województwa i to jak mu udowodnią... znęcanie się nad psami!

      Dobrze, że nie Barchany...
      Hotelowa amfilada made my day! :))))

      Usuń
    2. Biedne pitbule, mieć kretyna za opiekuna to tragedia dla psa. Bo ludzie wkurzeni przestaną oglądać się na prawo ( które nie jest egzekwowane, bo ustawa jednak precyzuje co można w wypadku zagrożeń zrobić, wystarczy wielokrotne powiadomienie przez więcej niż jedną osobę - po prostu straży miejskiej się nie chce a policja ma ważniejsze problema, stąd te gorące uczynki , marszałkowie którzy ruszają tyłki jak media węszą krew itd. - tradycyjna inercja urzędnicza czyli nadzieja że "to się samo rozwiąże" i nie trzeba będzie do sądu latać ). Brak tego oglądania zwykle kończy się tak - psy oberwą zamiast właściciela ( przed atakiem zwierzaka każdy się może bronić jak umie a wpieprzenie właścicielowi to już KK ).:-( Szkoda zwierząt!
      Pewnie że Barciany lepsze niż Barchany ale niewiele.;-) Taką straszną manię mieli na tych Ziemiach Odzyskanych z tymi na siłę słowiańskimi nazwami. Na Mazurach to śmieszne, to były ziemie należące do Prusów, te "korzenie słowiańskie" cudownie odnajdowane to jakieś implanty, he, he.

      Usuń