sobota, 8 grudnia 2018

Nazimek

Miało  być o  niegodziwych  roślinkach ale grudzień się rozgrudniował i będzie o domowych pieleszach. Wiecie skąd się wzięła nazwa grudzień?  - od ziemi zmarzniętej, której grudy nie dały się rozkruszyć. Hym ... nasi  słowiańscy przodkowie zdaje się nie obserwowali w tym miesiącu spektakularnych  opadów śniegu. Inaczej byśmy  mieli śnieżeń. A tak to mamy łyso i grudniowo. Dawniej funkcjonowała też na określenie ostatniego miesiąca w roku nazwa prosieniec, to ponoć od wysypu bab i dziadów  proszalnych którzy z okazji  adwentu i Świąt  Bożego Narodzenia czyhali  pod tłumnie odwiedzanymi kościołami, kaplicami czy Mękami Pańskimi.  Od staropolskiej nazwy świąt nazywano też  grudzień godnikiem lub w zgodzie z  kalendarzem liturgicznym jadwentem. W każdym razie  abstrachujejąc od zdziwnej etymologii nazw  miesięcy niewątpliwie mamy teraz nazimek ( cóś jak przedwiośnie przed wiosną ). W związku z nazimkiem jakoś mła tak mniej roślinnie a bardziej domowo, wicie rozumicie, te  wszystkie czyszczenia puszeczków, słoiczków i innego latami zbieranego badziewia, które mła wykonuje dwa razy do roku  a jak się uda  to tylko raz. Znaczy co robimy?  - robimy przedświąteczne porzundki! W liczbie mnogiej  je robimy co widać na zdjątkach poniżej. Tradycyjnie świąteczne porzundki zaczyna się od ubabrania stroików świątecznych i ustawienia  ich w nieposprzątanym syfilandzie.  Hym... no tradycja, tak było u mła, jest i chyba będzie.



Po pierwsze primo wyjęłam wiadro, setkę szmat i szmateczek  oraz wzruszająco słabochemicznych  płynów do czyszczenia ( z ostrą chemią niby  łatwiej czyścić ale samemu  można przy okazji sczyścić się z tego  świata ).  Po drugie secundo ustawiłam to wszystko w miejscu dobrze widocznym ( tzw. pole centralne w  kuchni ) i zagrzewam się tym widokiem do pracy. Jak na razie cóś słabo mnie grzeje. Po trzecie tertio załatwiłam sprawę najważniejszą - pogadałam z kotami o represjach jakie wprowadzę o ile ktoś śmie łapą, sznupą lub inną częścią ciała tknąć heilige Weinachtskugel. Partisanen und Banditen, verfluchten Katzen zostaną odcięci od Rindfleich na okres drei Monate. Mam nadzieję że u kotów wytworzy się myślenie "Wir mussten am Fleisch arbeiten" i zostawią świąteczne bombidła w spokoju. Owszem w tym roku będą słoje z ustrojstwami ciężko - kusząco - wabiącymi ( wszystko co ma w składzie piórka, jakieś kawałki niby futerka i przejawia  choć śladowe podobieństwo  do tzw. ofiary ) ale  bombki szklane będą klasycznie wisieć! I światełka  lekstryczne będą się świecić więc lepiej  żeby nikt kabelka zębem nie tykał. Po tym szkoleniu z elementami BHD ( Bezpieczeństwo, Higiena, Dom ) czuję się jakbym już znaczną część przedświątecznych porzundków wykonała. Co prawda wiaderko, płyny i szmaty wyzywająco stoją na środku kuchni ale  nabieram pewnej wprawy w omijaniu  ich wzrokiem.




Popakowałam co bardziej kruche świąteczne prezenty, w tym roku jest ich sporo bo bliscy mła czuli się ostatnio słabo ubombieni.  Nie każdy decyduje się bombki nietłukące ( Ciotka Elka się zdecydowała  po zeszłorocznym rozbieraniu  chujinki przez Włodzimierza - straty  były zbyt duże, wybombkowanie 85%  wg.  Ciotki Elki ) więc w tym roku Cio Mary, Wujek Jo, Dżizaas dostaną pod chujinkę szklane cudeńka. Rzecz jasna cudeńka nie są zbyt tego...  gustowne ale u Cio i Wujka do ubierania drzewka służą takie szczyty smaku i designu jak  mops na piłce, zajączek dosiadający marchewkę czy aniołek ze zdezelowaną aureolą. Mła uważa że z mopsem  ustrojonym w rogi renifera i łosiem biorącym kąpiel z kaczuszką wpisała się w te klimaty. Dla Dżizaasa mła zakupiła była dwa kawałki szklanego  torciku, bowiem Dżizaas preferuje strojenie kulinarne ( wicie, rozumicie takie szkiełka - lody w rożkach, muffinki z przystrojeniem z brokatowego kremu, jakieś makaroniki ). Ciotka Elka w tym roku też dostanie prezent kulinarny, tylko  że taki bardziej  dosłowny, znaczy dokuchenny. Muszę poszukać formy do magdalenek albo jakichś uroczych wykrawaczek. Popakowałam  szkiełka w celofan dodając duże orzechy włoskie i plasterki suszonej pomarańczy ( nie mogłam sobie odmówić, uwielbiam  fragment "Love Actually" w którym Rowan Atkinson wymyślnie pakuje prezentowy zakup ciężko wkurzonemu tym pakowaniem Alanowi Rickmanowi ). Włożyłam też  trochę lukrecji dla tych co lubią apteczne smaki ( ja osobiście uwielbiam ).

W celofan zamierzam jeszcze zapakować słoiczki z konfiturą z pigwy ( tylko Ciotce Elce nic nie zapakuję, swój przydziałowy słoiczek  uprowadziła i już zdążyła zeżreć - udaję że nie słyszę tego jęczenia że mało ). Cio Mary cóś ostatnio  ćwierkała o marmoladzie z mandarynek jako  o prezencie miłym jej podniebieniu ( a także podniebieniu jej medycznego  guru które mimo cukrzycy nieźle sobie  pozwala, jak  to medyczni mają w zwyczaju ) ale nie wiem czy  uwinę się  z tym przed świętami bo  ciężko jest znaleźć niekonserwowane  owoce a troszki skórki  dać trzeba. Rodziny  i przyjaciół przeca nie będę truła! Choć czasem mam ochotę, he, he, he. Reszta prezentów zostanie zapakowana w papier z IKEA, w tym roku jak dla mła ikeowy papier do pakowania prezentów jest wyjątkowo ładny. Gdyby wypuścili materiał z tymi wzorami mła by chętnie zakupiła ale niestety jakoś na to nie wpadli. Pościel byłaby urocza. A tak à propos pościeli, niektórzy robią się bardzo bezczelni i odkopują pościel spod narzuty. Podobno lubio spać we franeli ale mła uważa że chodzi  o zakazanie. Pościółkę odkopują bowiem tylko wówczas gdy mła się kręci po pokoju, mła nie ma wszyscy karnie leżą na narzucie. Wszyscy a właściwie wszystkie, Felicjan bowiem wyprowadził się do Małgoś - Sąsiadki i śpi z nią oficjalnie choć moim zdaniem nielegalnie ( w końcu  niby jest mój ) w wyrze pod kocykiem i jak podejrzewam w pościeli.  Jestem u Felka w niełasce od  końca października czyli od jego gębowej  operacji.  Mogę karmić, mogę głaskać ale do domu przychodzi rzadko i głównie po to żeby strzelać  focha. Stan jego zdrowia  jak na razie zadowalający ( tfu, tfu, tfu! ) ale charakter ma jeszcze paskudniejszy niż miał! I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy nazimkowy wpis.




8 komentarzy:

  1. Łoś we wannie z kaczuszką rozwalił mnię po całości! :))))
    Ponieważ kotostwo ma nad nami przewagę liczebną, z czego samego Klopsa należy liczyć za sześć pułków Wietkongu więc choinka u nas w najlepszym razie 2D, a i to z pewną taką nieśmiałością... Szantaże i groźby nie pomagają i są bezczelnie odpierane ciepłym strumieniem kociego szczocha. Przynajmniej 2 szczochokoty zostały przyłapane na gorącym uczynku!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bombeczka z blackfridayowej wyprawy, kaczuszce nie można było się oprzeć!;-)
    U mła stado przerzedzone a Felicjan koncentruje się na niszczeniu tapicerki krzeseł, mła postanowiła zaryzykować bo dawno chujinki nie miała a cóś czuje potrzebę zachujinkowania. Co do ciepłych szczochów to nie tak dawni Epuzer, któren jest tylko kotem znajomym, usiłował mła znieważyć szczochem publicznie. Mła tak mu powiedziała że na tydzień przestał przychodzić na drugie śniadanie do baru szybkiej obsługi ( tak Ciotka Elka nazywa zewnętrzny parapet okna mojej kuchni ). One koty zupełnie się szczochowania nie wstydają!

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne te twoje ozdoby, ja jakoś nic nie mogę wymyślić... zero weny... jak zawsze... koty najfajniejsze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę że czas na ptoszki. Można dostać różne i różniste - szklane, materiałowe, drewniane. nie s ą strasznie drogie, moje materiałowe z lekkimi wstawkami z piórków kosztowały 3,50 peelenów za sztukę.Ptoszki lubisz i dekoracja sama się zrobi. Wiesz... trochę gałązek z ogrodu, parę szyszek spod lasu, duuuży słój ( na wszelki wypadek bo instynkta się budzą ) i już masz zasłoikowaną ozdobę. :-)

      Usuń
  4. a ja zwizytowałam ostatnimi czasy spa pt. IKEA, skąd wróciłam z szafą, trzema komodami, lampą skotkiem oraz pierdyliardem innych BARDZO POTRZEBNYCH RZECZY BEZ KTÓRYCH NIE MOŻNA SIĘ OBEJŚĆ. zaznaczam, iż był to wyczyn nie lada gdyż w związku z rewolucja żółtych kamizelek stacje benzynowe świecą pustkami i się zatankuje albo i nie a do najbliższych 3 IKEI mamy circa about 120 km do każdej.
    w związku z zakupami oraz podwyższaniem standardów mieszkaniowych chałupa wygląda jak lej po bombie i pewnie jeszcze sobie powygląda tak ze dwa miesiące co mnie nie robi bo świąteczne porządki to u mnie zamierzchła przeszłość, zresztą tutaj nie ma takiej tradycji wiec się doskonale wpisuję w pejzaż. choinka, która podrosła od zeszłego roku kilka cm i ma pewnie z 55 cm w kłębie, wjedzie na chwile w wigilie, dostanie kilka słomianych gwiazdek i szlus. nie moja bajka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się nie myśleć o kupowaniu mebli a termin przydatności kuchennych nieuchronnie się zbliża ( i tak długo ten paździerz wytrzymał ). Postanowiłam tak cóś bardziej trwałego zakupić ale trwałe jest jak dla mła stanowczo za drogie. No i żyjemy dalej w paździerzu mając nadzieję na to że znajdziemy na ulicy jakieś ciężkie pieniędze, uczciwie oddamy, dostaniemy nagrodę za tę uczciwość, odpalimy dolę tej harpii skarbowemu i jeszcze zostanie na umeblowanie. Taa... marzenia ściętej głowy. No a meble trza kupić bo kolejny recykling nie wchodzi w grę. Na razie jeszcze to tak bardzo nade mną nie wisi ale niedługo zacznie. Dochodzę do wniosku że mła myślenie o sobie nie jest jednak do końca prawilne - mła sądziła ze jest skończoną zakupoholiczką ale odrzuca ją przy meblach, przy kurtkach, przy puszkach elektrycznych. Mła lubi jednak kupować tylko niektóre rzeczy.
      Co do żółtych kamizelków - coolor jakby nie do końca z grudniem grający, powinni protestować w czerwonych kubraczkach, ho, ho, ho. Ciekawe jak się u Was ta rewolucja zakończy, osobiście obstawiam że będzie jak z hamerykańskimi ciężko oburzonymi - rozlezie się a za jakiś czas naród wybierze superidiotę na najwyższe stanowisko w kraju w nadziei że to pomoże zjednoczyć mu się ( narodowi, nie przywódcy )ze światem cierpiącym na paranoję. Nie tak dawno wyhodowałam w sobie przekonanie że "Autostopem przez Galaktykę " i "Restauracja na Krańcu Wszechświata" są w jakiś sposób ponadczasowe.;-D

      Usuń
  5. Ubabranie stroików i nieposprzątany syfiland jako żywo przypominają mi własną domową/przedświąteczną tradycję. Ostatnio ograniczaną do intensyfikacji syfilandu połączonego z redukcją stroików - ot, kilka sznurków ledowych przyświecadełek na bateryjkę + jakiś 'przywieś' okolicznościowy na ścianie starcza za tzw. klimacik.
    Zima jest zbyt pięknym (i zbyt krótkim) czasem na dzierganie, farbowanie, przędzenie, nawlekanie koralików i inne rękodziełka, żeby go marnować na ścierę. Co i Tobie polecam ;-)
    A czarne kociska pięknie się prezentują na białym (swoją drogą, szacun za foty z takim kontrastem!) :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie upieprzanie chujinkopodobnych w syfilandzie występuje dość często. Mamelon twierdzi że natury artystycznie dotknięte tak majo. No to u mła ten artyzm wali po oczach!;-)
      Co do rękodziełków to mła jakoś ostatnimi czasy nie kusi, sama nie wie dlaczego. Mła zdecydowanie bardziej ciągnie w stronę polowania, sezon na śmieci i wysorty trwa. Ostatnio mła wyrwała małe rękodzieło które ( o ile mła dobrze wykumała ) powstało w Chinach ale ma za zadanie udawać słodkie wiktoriańskie hafcidło naścienne.
      Co do fotografiów czarnych na białym kumplementa niezasłużone, to aparat prowadził nie ręka miszcza a koty robiły co mogły żeby dobrze wypaść. :-)

      Usuń