wtorek, 18 czerwca 2019

Prawie bożocielnie

Odpoczywamy czynnie od  upałów i bardzo się spieszymy z tym czynnym odpoczynkiem bo ponoć końcówka  tygodnia ma być znów wysokotemperaturowa.  Jak na razie  to z powodu  upałów  przed terminem zakwitły u mła lawendy.  Rzecz jasna nie wszystkie na raz ale te pierwsze, wczesne odmiany. Najbardziej zdaje się z tej sytuacji zadowolone są pszczoły i trzmiele. Towarzystwo z pobzykiwaniem oblatuje krzoczki a ja opowiadam kotom o "bardzo złych pszczółkach co mają straszne żądła".  Szczęśliwie żądlący  oblatywacze lawend nie cieszą się wielkim zainteresowaniem kotów. No co innego te piękne motyle tak kusząco podlatujące pod sznupy, w tym wypadku brak nieustannych  polowań z naganką  owady zawdzięczają wrodzonemu lenistwu  kociambrów i mile pachnącym dokwitającym   kępom  goździków na których można uwalić  koci  tyłek coby należycie wygrzał się na słoneczku ( nie ma to jak  ugniatać kfiotki, taka kocia "praca" w ogrodzie ).

Poza tym kudy tam owadom do  nornic, myszków i  innych szczurków łażących po świecie. Jak na razie kotony zaprzestały znoszenia  trofeów  do domu, może podejrzewają mła o wyżeranie gryzoniowych zapasów w skrytości ( znaczy bez dzielenia się z nimi ). Obecnie  spiżarnia znajduje się pod jednym z samochodów na parkingu ( tym, który najrzadziej wyjeżdża ). Mam nadzieję że uda  mi się uprzątnąć gryzonie zanim sąsiedztwo poczuje że mamy  mysi zakład  pogrzebowy. Hym... dzwoneczki na szyjkach cóś słabo działają, moje bestie sieją zniszczenie zapewne  ku zgrozie co bardziej  doktrynersko nastawionych ekologów ( taa... tacy to tak na ostro do zwierząt domowych, jakby miasto, z miastową żywiną zawleczoną przed laty z Azji i Afryki tak  samo z  ziemi wyrosło a nie było czystą cywilizacją ).



W ogrodzie pojawiły się pleszki, dobrze że podczas fali  gorąca wywołującej  kocie lenistwo (  i nie tylko  kocie ). Prześliczne z nich ptoszki, intensywna barwa samczych  brzuszków stanowi prawdziwą konkurencję  dla kolorów naszego etatowego  papagaja, czyli sójki wizytującej często Alcatraz. Ciotka Elka i Gienia zachwycone że pleszki u nas pomieszkują, były jakieś  plany wyłudzenia lornetki od rodziny ale czym prędzej zaczęłam  ćwierkać że w takiej gęstwinie drzew podwórkowych to i tak ciężko będzie ptoszka zlokalizować i lornetka na nic im się nie przyda.  Taa... zaczęłoby się od podglądania ptoków a skończyło na podglądaniu  księdza proboszcza, znam ja te damy i ich nieustanną "ciekawość życia we wszelkich jego przejawach". Lornetka to ostatnia rzecz którą należy im dać do rąk! Szczęśliwie  nie opanowały dostatecznie obsługi komórek i tylko dzięki temu  nie oglądam migawek z życia rodziny i sąsiadów ( choć czasem cóś tam nagrają albo sfocą, zazwyczaj nieco kompromitującego nagranych  i sfoconych ). Jak już jesteśmy  przy kompromitacjach to Cio  Mary miała ostatnio rozrywkę, otóż mimo upału i innych niesprzyjających okoliczności przyrody jakaś  parka postanowiła się pomigdalić na dachach ciągu  garaży z których jeden należy do  wujostwa. Co też i gdzie też  ludzie nie czynią jak ich potrzeba najdzie! Cio Mary w trosce o stan techniczny dachu czym prędzej zażądała działań od  Wujka  Jo.

Wujek  Jo ze względu na upał nie był skory  do żadnych działań i oświadczył że jego osobisty garażowy dach  raczej  nie służy  za kopulodrom bowiem posmarowany jest masą bitumiczną,  która w tym upale się roztapia i nie jest tzw. środowiskiem sprzyjającym. Cio Mary oskarżyła Wujka Jo o sobkostwo i zadzwoniła do starszej sąsiadki  której garaż graniczy z garażem wujostwa ( Wujek  Jo miał rację - dach jego garażu wolny był od wolnej  miłości ). Sąsiadka, mocno starsza pani,  czym prędzej  wyszła na balkon ( na którym powstał  punkt obserwacyjny i stanowisko dowodzenia akcją )  i zawrzała gniewem bo to dach jej  garażu  był wykorzystywany niezgodnie z przeznaczeniem. Wujostwo bezczelnie  turlali się ze  śmiechu, kiedy słyszeli jak sąsiadka zawiadamia służby i ćwierka że parka niszczy dach jej garażu ( będący rzeczywiście w nie najlepszym stanie technicznym ) bo "To już trzeci raz to robią, pani dyżurny!  Nie , nie trzeci w ogóle, trzeci raz teraz.". Zdaje się że ten trzeci  raz "teraz" to była największe złoczyństwo. Potem było bujanie z dzielnicowym, teksty jak z kabaretu "Dudek" - Cio i Wuj ćwiczyli przepony. Pożytek z akcji  jest taki że dach kopulodromu ma być wyreperowany i posmarowany - a jakże - odstraszającą masą bitumiczną.





Teraz "ściśle ogrodowo" - na Suchej  - Żwirowej pościnałam ostatnie pędy irysów.  Po balu panno Lalu. Przede mną lipcowe sadzenie kłączy  i insze przyjemności ( kochane irysowe paczuszki ).  Wśród lawend wysiały się swojskie dziewanny i mak polny. Maczek niby kolorystycznie trochę nie tego ale co mi tam. Z moich uplanowań i zestawień barwnych i tak  nici bo rośliny kwitną jak chcą. Taka  malwa na ten przykład ani myśli czekać na kwitnienie ciemnoróżowych jeżówek, bezczelnie kwitnie teraz i to w dodatku nierówno, znaczy tylko jedna roślina pokazała kwiaty, reszta się czai. Gipsówka żyje ale zdaje się kwitnąć nie zamierza mimo tego że obchodzę się z gadziną czule, niemal jak do Szpagetki do wrednej bylinki zagaduję. Cium, cium i w ogóle. A tu - ciesz się  że  żyję, na kwiaty nie licz!

Za to zakwitł modrak sercolistny i w tym wypadku wszelkie problemy z zestawieniem barwy kwiatów nie mają żadnego znaczenia bo modrak kwitnie białymi kwiatami. Jest duży i silny, taki nie do przeoczenia. Pociesza moje ogrodnicze serce po zdradzie gipsówek. Zresztą nie tylko gipsówki zdradziły, jakoś nie mogę się doliczyć  krwawników.  To trochę dziwne  bo krwawniki pospolite Achillea millefolium to nie są żadne delikatesy, które wymagają całowania po listkach i pieszczot kwiatów o poranku. Ech, zawsze cóś! Jak nie wylatują rarytety to pospoliciaków  się nie mogę doliczyć. Takie zdziwności ogrodowe u mła zachodzą. Jutro planuję  postraszyć swoją osobą Alcatraz odłogiem leżący, mam nadzieję że temperatura nie będzie zniechęcająca.  No i że komary zachowają jakiś umiar, nie zaczną wyżerki straszliwej na  cielsku mła. Bo inaczej zostaje mi ucieczka w domowe  pielesze, do różyczków, świeczków  i  olejków komaroodstraszających.



 

4 komentarze:

  1. Hej! Ja tylko na chwilkę i przyznam, że czytam ostatnio tylko po łebkach, bo czasu brak. Ale są tacy, co czytają, a nie są zalogowani i nie mogą komentować. No i od Takiej Jednej Dobrej Duszy, co się nad Tobą ulitowała, bo lubi Twoje posty irysowe, mam Ci przekazać sprawdzoną poradę na komary. Porada jest egzotyczna ale niekosztowna - olejek waniliowy do ciasta. Taki ze spożywczego. Wydajny jest, bo intensywny. Kropelkę na palec i rozcierać po odkrytych częściach. Na uszach też. Roztacza się wokół siebie rozkoszną woń budyniu, ale komary w locie zawracają - i nie jest to metafora. Sposób odkryty przez pracowników jednego ogrodu botanicznego, którzy jak wiadomo wroga znają bardzo dobrze.
    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Dobrej Duszy, olejek zakupiłam a w ramach odwdzięczeń napisałam o irysku który urzekł Mamelona. Ja stukam namiętnie w klawiaturę bo w mieście zanim się wylezie do ogrodu trza przeczekać najgorsze ( znaczy mury oddają to co przez sporą cześć dnia wchłonęły ). Ogólnie jest nieco dodupnie, przynajmniej te komary zapachem budyniu odstraszę. Przydałby się jeszcze zapaszek wywołujący deszcz ( byle nie taki smrodek mało moralny co spowoduje potop ). Na razie grzmi, może cóś z nieba poleci. :-)

      Usuń
  2. Bukiet na stole imponujący !!! Jeśli o koty chodzi to u mnie już od jakiegoś czasu obficie kwitnie kocimiętka. To do niej przylatują trzmiele, pszczoły i motyle. Zawsze twierdziłam , że kocimiętka nie dla kotów jest, bo one ją obchodzą z daleka. Niedawno, gdy zobaczyłam wysiedzianą, wygniecioną kępę kocimiętki - okazało się , jak bardzo się myliłam. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja parokrotnie podchodziłam do kocimiętki bo zapewniano mła że tylko gatunek pod tytułem kocimiętka właściwa Nepeta cataria zapewni kotom odlot ( zresztą nie tylko kotom, to jedna z kandydatek na Rabatkę Roślin Niegodziwych ). Kocimiętka Faassena Nepeta x faassenii, mieszaniec kocimiętki Mussina i kocimiętki Nepetella miała być pozbawiona uroku dla kocich nosów. No cóż, to bajka dla grzecznych ogrodników albo moje koty są "jakieś inne". Nawet korzonkom w glebie Laluś nie przepuścił! :-)

      Usuń