Strony

sobota, 7 czerwca 2025

Szparagowo

"Jacenty! Podaj mi  szparagi".

Helena  Mniszek "Trędowata"

Mła  miała to szczęście że w dzieciństwie mogła słuchać Ireny Kwiatkowskiej interpretującej jedno z najbardziej poczytnych w czasie międzywojnia dzieł literackich, znaczy osławiony "romans dla kucharek" pod tytułem "Trędowata". We mła głęboko zapadła ta lektura  z życia sfer złośliwie wyższych, co nie powinno dziwić skoro wokół mła panoszyła się gierkowszczyzna chyląca się ku upadkowi. Kartki na cukier w realu, czekolady spod lady a tu ordynat i szparagi. Powiało dla mła  "czymś lepszym"!  Mła prezentuje poniżej fragment powieści, wysłuchiwanej w czasie kiedy mięso lepszego gatunku pojawiało się w tzw. sklepach komercyjnych a kawę się załatwiało.  Polowanie na papier toaletowy było jeszcze przed nami ( też było ekscytująco, najsampierw nagonka czyli wsłuchiwanie się w odgłosy naganiaczy, znaczy gdzie rzucili a potem to polowanie par force, z tym że to człowiek bez kunia galopował do wybranego sklepu, gdzie inni klienci ustawieni w kilometrowej kolejce już ujadali jak te ogary ). "Wypił dwa kieliszki starki. Po zupie lokaj ciągle dolewał maderę, zdziwiony, że młody pan ma tak wyjątkowe pragnienie. Po polędwicy Waldemar pił na humor burgunda, lecz zdziwienie służącego wzrosło, gdy podano szparagi. Zwykle ordynat nie lubił tej potrawy, ale dziś drugi raz kazał sobie podawać.
Pani Elzonowska spojrzała na niego z miną istoty wyższej, która by nie potrafiła dobierać jednej potrawy. Uważała to za nieestetyczne, w ich sferze niesłychane. Jej zły humor znalazł ujście, nie wytrzymała. Bez podniesienia oczu rzekła po francusku, głosem trochę syczącym, ciągnąc wyrazy:
- Nie rozumiem, jak można dwa razy brać z półmiska. Bierze się tylko raz odpowiednią ilość dla zaspokojenia apetytu.
Pan Maciej patrzał na córkę z wymówką w oczach. Nie rozumiał rozdrażnienia posuniętego aż do niegrzeczności. Ale Waldemar nie zawstydził się, przeciwnie, rozweseliło go to. Zerknął na ciotkę złośliwie, na Stefcię figlarnie, uśmiechnął się i zawołał do lokaja:
- Jacenty! Podaj mi szparagi."

Człowiek był  małoletni, starki, madery i burgundy mało do niego przemawiały, polędwicę widywał od święta ale szparagi to była legenda przyjęć Babci Wiktorii i Ciotki Dany, razem z rakami w koprze. Mła była święcie przekonana że gdyby w jakimś cudem w jej pobliżu pojawiły się szparagi, to Jacenty byłby jeszcze bardziej zdziwiony  niż w przypadku ordynata. Mła zupełnie nie zważałaby na panujące w wyższych sferach głupie obyczaje, w myśl zasady że kiedy dama coś robi, to na pewno ma to głębokie uzasadnienie i powinno zostać przyjęte. W końcu wicie rozumicie, damy mają prawo być ekscentryczne, hym... w przeciwieństwie do zwykłych zjadaczek chleba, które są tylko durne i niewychowane. Mła rzecz jasna już wówczas zarozumiale uważała się za damę. Takie to poglądy na ekscentryczność dam i trwałość zasad mła miała w wieku ledwie lat nastu. Taa... Podobno mła w głębokim dzieciństwie jadła zarówno szparagi, jak i raki w koprze. O ile raki zostawiły ślad w pamięci o tyle szparagi przeszły bezobjawowo. Mła chyba bardziej wolała wyrazistsze smaki, zupełnie jak ordynat Waldemar. Dobrze że mła się nie podobał "ogień zamknięty w kwiecie lilii" albo że nozdrza jej nie drgały, jak szlachetnemu rumakowi chrapy, na widok "ognistych Cyganek".  No bo tak po prawdzie szparag warzywko delikatne, podniebieniom rozsmakowanym w kapustce, pomidorach czy papryce wydawać się może mdły. Pierwszy zapamiętywalny kontakt ze szparagami był dla mła rozczarowujący. Białe szparagi mimo obierania były łykowate a główki za to straszliwie ciapowate, jednym słowem ohyda! Dopiero z czasem mła opanowała dość trudną sztukę gotowania szparagów, wyćwiczyła się tak że nie potrzebuje garnka w którym szparagi ustawia się w pionie. W szparagach się rozsmakowałam podobnie jak w szpinaku, który w dzieciństwie uznawałam za niejadalną krowią kupę ( tzw. szpinak siekany po polsku to dla mła nadal obrzydliwość, konsystencja i wygląd odstraszają ale inne potrawy ze szpinaku to mniam ). Lubię szparagi  białe, zielone, fioletowe, hodowane, zbierane w dziczy, wszelakie znaczy, korzystając z promocji mła co i raz nabywa warzywko i pieści nim sobie kubki smakowe. W niedzierlę mła wykona parpadele z sosem szparagowo - gorgoncolowym i pożre. Maj to niby najlepsza pora na szparagi ale ten maj był chłodny, no i  zielone szparagi to w czerwcu tyż dobre. Mniam.

26 komentarzy:

  1. Zostawiłam sobie skomentowanie poprzedniego posta na później, a tu masz, nowy :)
    "Trędowatą" czytałam późno, na pewno byłam już dorosła. Nie zrobiła na mnie zbyt wielkiego wrażenia, a poza tym zaraz przeczytałam " Na ustach grzechu" nad którą to lekturą zarykiwałyśmy się po kolei z mamą i siostrą. Mama zresztą czytała już wcześniej, a potem razem z nami. Co do tych szparagów i innych, to większe wrażenie robiły na mnie opowieści babci o tym, jak się gotowało u niej w domu, a potem u jej ciotki w Warszawie. Za szparagami nie przepadam, mam problem z prawidłowym ugotowaniem - na ogół rozgotowuję. Ale ostatnio odkryłam pieczenie szparagów, i takie mi wychodzą lepiej. Szpinak owszem, ale (tak jak Ty) nie po polsku. W domu się raczej nie robiło, ale te wspomnienia z przedszkola, brrrr... Raki jadłam, faktycznie smaczne, ale teraz nie zjem ze względu na sposób ich gotowania. Zresztą kiedy jeszcze jadłam, to wychodziłam z domu, a Jacek(mąż) je przyrządzał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raki ponoć można ubijać bardziej humanitarnie ale mła się na żadne ubijanie nie pisze. Mła jest z tych, którzy jakby mieli cóś samemu ubić to by warzywka z owockami na okrągło jedli i co najwyżej kurom jajka podbierali. "Trędowata" to taka mniej śmieszna "Na ustach grzechu" ale w interpretacji Kwiatkowskiej to było cóś. Szparagów, szpinaku i o cinżki grzychu, kapusty nie powinno się przegotować. W ogóle przegotowane warzywa to blee, zupę krem można co najwyżej zrobić. Drzewiej była jakaś mania rozgotowywania jarzyn na miazgę. Krowia kupa jest dla mła najgorszą z możliwych form przygotowania szpinaku. Jak można było psuć takie cudne listki?!

      Usuń
    2. Na razie odniosę się pospiesznie do ostatniego zdania komentarza Tabby.
      Kacza kupa. Tak określiła szpinak z czasów dzieciństwa w PRL-u moja nieco starsza ode mnie koleżanka.

      Usuń
    3. Moja babcia mówiła gęsia kupa :D:D:D
      Mój Jacek jadał tylko rozgotowane warzywa. Nie miały prawa być choćby trochę chrupiące, masakra :D

      Usuń
    4. Agniecho i Ninko, kacza, gęsia, krowia - kupa to kupa i małej mła się jednoznacznie kojarzyło. A dorosłe ćwierkały - "Jedz, to samo zdrówko". O paskudnych szczawianach dorosłe sprytnie milczały. ;-D

      Usuń
  2. Ja szpinak lubię z patelni z jajkiem i czochem! 😻

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czoch kocha szpinak i szpinak kocha czoch. Mła kocha tę parę. ;-D O ile szpinak ma odpowiednią konsystencję.

      Usuń
  3. Mójbosze, raz widziałam co mama robi z rakami, to zostawiło ślad na psychice mojej. Piszczały okropnie. Nie jem.
    Szparagi natomiast jadam, choć jakoś normalnie, smaczne, ale bez przesady. Szpinak polubiłam bardzo w formie "kaczej kupy", bo tak podawano w Złotej Kurce. Był to bar mleczny na Placu Konstytucji w Warszawie. Jadałam tam gdy byłam w studium pielęgniarskim. Bardzo mi smakowało, sznycel ziemniaczany, sos pieczarkowy i szpinak. Bar nadal istnieje, wyobraź sobie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęśliwie nigdy mła nie było dane słyszeć raczych odgłosów, krewetki kładzione na patelnie są post mortem. Co do szpinaku w formie kupy to de gustibus itd. m mła ta konsystencja + mdlizna, bo to było tylko z solą, skutecznie od szpinaku odstraszała. W gdyńskim barze mlecznym "Zdrowie" mła jadała niedoścignione krokiety z kapustą, do szpinaku się nie zbliżała. :-D

      Usuń
  4. Moje wspomnienia rakowe są jedynie smakowe, Tatuś w czasach gdy woda była czysta a trawa zielona często przynosił (Tatuś głównie to wędkarzem był,raki tak przy okazji). Nie byłam z bliska świadkiem przygotowywania (nomen omen) teraz myślę, że głównie z powodu BHP - dziecko pętające się pod nogami obok gara z wrzątkiem 😱
    Smak jakoś nie zrobił na mnie wrażenia. Natomiast trwałą awersję do próbowania choćby! krewetek spowodował u mnie widok czegoś co nadal uważam za przerażające. Otóż jako młoda osoba byłam ja po raz pierwszy w centrum światowej elegancji czyli u rodziny w Paryżu i wędrowałam sobie po dzielnicy wietnamskiej (ach te Indochiny….) i tam uliczny sprzedawca miał taki wieeelki kosz z wodorostami i żywymi krewetkami a obok jeszcze większy kocioł w wrzącym olejem. Nabierał szczypcami-łapą porcję wijących się krewetek, rzucał w ten wrzący tłuszcz i po chwili zgrabnie wyławiał ślicznym plecionym siteczkiem, wsypywał do papierowej tutki , ludź kupujący brał i odchodził chrupiąc…..
    Do dziś przelatuje mnie dreszcz, mimo iż rozumiem, że dla krewetek była to śmierć szybka i pewnie nawet bezbolesna….
    A szpinak lubię w każdej wersji a najbardziej z tłustą śmietanką.
    No i chyba każde miasto miało takie najcudniejsze mleczne bary, w moim też dotrwał nienaruszalnie jeden, od zawsze w tym samym miejscu i od zawsze do dziś są tam tłumy. I moje ulubione tylko tam pyszne leniwe pierogi polane tartą bułeczką na masełku i posypane cukrem….mmm….
    A co do kocich spraw omawianych pod poprzednim postem to właśnie Droga Tabazo , siadłam sobie aby napawać się widokami i woniami mojego kawałka przyrody, z dużą filiżanką kawki z pianką mleczną co Jednoczny uznał za zaniedbanie karygodne jego potrzeb (nie drapie, nie głaska i jeszcze całe mleko wlała do kawy) … no i prawie całą filiżankę kawy mam na ubraniu ….
    To miłego dnia 😘 , idę się przebrać 🤨
    Rabarbara

    OdpowiedzUsuń
  5. Jednooczny oczywiście 🙄. Staram się być czujna przy tych maszynkach ale one cóś cwańsze wciąż……
    R.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mła szczęśliwie podobnego obrazka do tych wspominków z wietnamskiego fast foodu nie widziała. Dla mła jednakże przeżyciem była ośmiornica usiłująca uciec z wiaderka. Miałam za mało kasy, kto wie czy nie skończyłoby się to uwolnieniem uwięzionej. Krewetki mła kupuje osobiście, Mamelon ufa osądowi mła. Są świeże ale niewątpliwie martwe. Szpinak najbardziej przemawia do mła podany w ca łych liściach. Może być smażony, może być surowy. Lubię i już, towarzystwo masełka, jajek, śmietanki, ricotty, twarogu, mascarpone, czochu, cebuliczki, no lubię! Bary Mleczne kocham, szczęśliwie przetrwały komunę. Niestety krokietów z kapustą już nie robią. :-/ No ale czasem można trafić takie leniwe z bułeczką, mniam. :-D
    U mła akcja - koszki Kaśka i Helenka przyjechały, na razie umieszczone w pokoju Małgosi, znaczy kwarantanna i przyzwyczajenie do domu. Mła na razie im nie przeszkadza, niech ochłoną po stresie. Wieczorkiem pójdę i jak pozwolą to podopieszczam.
    Jednooki wymagalny, inwalidy tak majo. Mam nadzieję że kawa nie była gorąca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Podejść do szparagów mialam kilka, zaden nie spelnił oczekiwan smakowych, wyszla nieudolność, mozliwe tez , że i szparagi nie zawsze były dość młode. Raki, nie wiem,nie jadlam i raczej nie bylabym chętna, owoce morza nie dla mła. No taki to ze mnie konsument potraw prostych, smaki wyniesione z babcinej kuchni najlepsze, a nie były one frykasami, ani wynyślną obróbką.
    Co to za kotki tymczaski bedziesz miala pod swoja opieką?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak nie paszą smakowo to nie ma co się zmuszać, po prostu nie smakuje i już. Mła smakują ale zupka zalewajka czy tzw, dziad tyż smakuje. To chyba wynika z tego że mła jest jadliwa, no ma się ten apetycik. Kiedy mła była dziecięciem Ciotka Dana spytała ją - "Kochanie co wolisz na śniadanie, paróweczki czy jajecznicę?" Mła odpowiedziała że wszystko woli. ;-D

      Usuń
  8. Od miesiąca co niedzielę na obiad mamy białe szparagi zapiekane pod beszamelem z kawałeczkami szynki parmeńskiej , dziś właśnie poczułam, że chyba mam ich dosyć w tej formie w bieżącym sezonie :-) Odkryłam na rynku dziadeczka, który przywozi takie świeżo ukopane z ogródka, może w konkursie piękności nie byłyby na podium, ale świeżością przewyższają te plantacyjne. Raków nie jadłam, ale i tak mam traumę- na jakimś biwaku szkolnym nad jeziorem w ogólniaku koleżanka powiedziała nam, że są pyszne, złapałyśmy jednego, a ona miała go przyrządzić. Kiedy zorientowałyśmy się, co zrobiła, stojąc przy kuchence z garem gotującej się wody, zwiałyśmy z domku z przerażeniem i do dziś mam ciarki na to wspomnienie nieszczęsnego stworzenia... Szpinak lubię też w formie kaczej kupy, tyle że sowicie omaszczonej czosnkiem, wymieszanej z fetą i zawiniętej jako farsz w naleśnikach. Pyszota!
    A od "Trędowatej", przeczytanej podczas wakacji u babci, zaczęła swoją przygodę z książkami córa mojej koleżanki- aż do tego czasu I. nie mogła jej zagnać batem do lektury, a po przeczytaniu tego wiekopomnego dzieła małolata ze łzami w oczach i wyrzutem spytała "mamo, czemu ty mi nie powiedziałaś, że takie książki są na świecie?" No cóż, cel uświęca (czasem) środki...
    Czekam na relację z oswajania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie Mariolko siedzą w ukryciu a mła stara się im nie przeszkadzać. Jest jedzenie i picie, kuwetka , drapak i tzw. ciemne zakamarki. Teraz trzeba nam troszki czasu. Świeżo kopanych zazdraszczam, takie najlepsze. Beszamelek pasi do szparagów jak najbardziej, choć mła ma fijoła na punkcie połączenia smaku masełka i szparagów. Szynka parmeńska tyż dobroć do tego, choć u mła spożywanie czegokolwiek mięsnego wzbudza niechciane zainteresowanie. Podobnie jest z rybkami, powinnam je spożywać zamknięta w łazience. ;-D Co do radości z lektury - he, he, he. :-D

      Usuń
  9. Trędowata ma babcia, moze kiedyś pozycze XD na razie fantastyka mnie trzyma.
    Raków nigdy nie jadłam. I dobrze! Nie chcę ....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raków bym już dziś chyba tyż nie pożarła, zresztą one potrzebują do życia czystych zbiorników, wiec raczej spożywanie raków mła nie grozi. "Trędowata" to taka ramotka, ot, świadectwo epoki. No wiesz - "Głębowicze, ach, Głębowicze", czy tam inny "Pałac w Słodkowcach spał".. ;-D

      Usuń
    2. No, ale np Jane Austen lubię :D

      Usuń
    3. Jane była dobrą pisarką, niestety Helena Mniszek miała tzw. kłopoty z warsztatem. "Trędowata" była swego czasu bardzo poczytna, jak to drzewiej mawiano, ale dziś może być odbierana jako baaardzo długi harleqiun soft, znaczy taki bez seksu.

      Usuń
    4. Oryginału Heleny Mniszek chyba nigdy nie przeczytałam, ale jego pastisz, czyli "Na ustach grzechu" Magdaleny Samozwaniec tak, choć teraz już nie pamiętam, jakie miałam wrażenia.

      Usuń
    5. "Trędowata" jest pisana "na poważnie", niestety. Klimaty ona i on na tle, dla mła to Kwiatkowska z tego zrobiła cudo ale ona z czytania alfabetu zrobiłaby show.

      Usuń
  10. Szpinak podsmażony z masełkiem i czosnkiem! Do tego sos i hyc na makaron :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak najbardziej, z tym że listki bez siekania, memlenia i innych obleśności.

      Usuń
  11. Zarówno szpinak jak i szparagi ja wciągałam od dziecka w każdej postaci i ilości.
    Teraz to robię, jak mi się przypomni, a potem okazuje się, że sezon na szparagi właśnie się kończy ;-). Jutro kupię i zrobię. Całe szczęście, że szpinak mrożony cały ro jest!
    Trędowatej nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Może dlatego tak się działo że mieszkasz tej części Polski gdzie tradycyjnie uprawiano szparagi, zatem czym skorupka itd. Na białe się już kończy, zielone jeszcze będą. Szpinak świeży z powodu chłodku tyż był w tym roku dłużej dostępny.
    "Trędowata" samodzielnie czytana nie ma uroku, przynajmniej tak było w wypadku mła.

    OdpowiedzUsuń