niedziela, 11 lipca 2021

Codziennik - niedzierlny wpis poszatkowany

Wczorajszy dzień był zdziwny. Mile chłodnawy, odpowiednio nasączony i w ogóle pracom sprzyjający. Wszystko było w nim OK tylko mła nie była. Mła cała zadowolniona udała się w tzw. poranny piel i tak szybko jak wyszła tak szybko wróciła, zdradziecka jucha znów o sobie dała znać  więc mła musiała już kole południa w domu wylądować i na troszki zalec. Jak tylko zaległa to ją zaczęło nosić  więc najpierw  po necie wyczytki ale takie z dala od politycznych  bo dopiero by ją jucha zalała a później decyzja o dokupieniu jeszcze czereśni, no bo przeca ananasy zostały  zaniesione choremu. Mruciu słał w kierunku madki takie spojrzenia jak to na fotce obok więc mła stwierdziła że nie ma zmiłuj  i trza choć troszki surowizny biednym kocinom zapodać. Jak już mła wylazła z chałupy to nią rzuciło o lumpeks, sukinkulentonośną  Pierdonkę, wyprzedaż w jej ulubionym sklepie z podkoszulkami i mła znów mało jucha z nosa nie poszła, tym razem ze stresu bo wydała troszki więcej niż planowała. Jednakże kiedy mła usiadła  w domku, pomyślała sobie na spokojnie to doszła do wniosku że się stresować nie ma czym bo to wydanie większej kasy  niż zakładała nie oznacza przeputania kasy znacznie powyżej sześciu dych, że są radości  które jej dobrze robio na humor a więc  samopoczucie dla zdrowia cenne  poprawiają, że niektórzy przepieprzyli miliony na nieodbyte wybory, nieistniejące respiratory, rozwalone betony w Ostrołęce i loty po koszulę do domu. A ja się mam szczypać z powodu bawełnianego przecenionego podkoszulka, szala za sześć złotych polskich i doniczki wielorybka z kaktusem za dziesięć złociszy i małego wysortowego alojza  za grosze? Na pewno nie, że tak byłą panią premier polecę - mnie się to po prostu należało!  Śmiem twierdzić że  w znacznie większym stopniu niż  bandzie szkodników z  rządu  expremierzycy.

Koty doceniły zakupy mła, najbardziej te mięsne rzecz jasna, stół  było okupowany prawie przez całe długie popołudnie. Obok madka wkleiła fotkę Mrutka ziewającego bo to zajęcie stołu to tak troszki przez Mrutiego któren zarządził  na nim zbiorowe zaleganie.  Pasiak się wyłamał  bo zajął krzesełko ale reszta twardo pokazywała madce  że stół jest ich.  Wieczorkiem odbył się na podwórku kolejny sparing Sztaflika  i Szpagetki, mła się trochę z dziewczyn podśmiewała bo przygotowanie do nawalanki wygląda tak że one przenoszą ciężar ciała z łapy na łapę co wygląda zabawnie u kota  z czterema  łapkami a u  kota z trzema jest tak komiczne  że trudno się nie śmiać.  Hym... mła udawała  że  śmieje się z kuśtykającej Małgoś coby zawodniczek nie deprymować. No bo Małgoś przyszła kibicować tuż przy ringu, insi kibice czyli Ciotka Elka i ciotczyny Włodzimierz  kibicowali oglądając walkę z okna. Zawodniczki zaczęły od zapasów w stylu sumo, w których Sztaflik z racji wagi jest zdecydowanie lepsza. Szpagetka zatem  szybko postanowiła przejść do braku reguł wolnej amerykanki i włączyła swoje słynne podgryzanie "od spodu". Były odskoki i doskoki, przysięścia na tylnych łapach i walenie łapami przed się, rzut na karczycho i podgryzki po uszach. Mami robiła za sędziego, jak się akcja zagęszczała to podnosiła się z kucek przy czym gwiazdy ringu natychmiast od siebie odstępowały. Mruciu i Pasiak w końcu nie wytrzymali i też chcieli zostać  gwiazdami ringu, bardzo głupi pomysł to był. Czarnule tak pogoniły chłopaków że mła ich  musiała wywabiać mięskiem z łazienki. No bo mięsko  po bitwie  musowo trza było zapodać zarówno zawodniczkom jak  i kocim kibicom.

Dziś mła zmierzyła sobie rano ciśnienie i ma je paskudnie niskie  więc jest szansa  na brak krwawych atrakcji. Przygotowałam sobie stołeczek do pielenia i spróbuję trochę porobić. Bardziej niż juchowe  ekscesy obecnie mła martwi dziwny ból  w okolicach pięty, hym... czyżbym się zaraziła przez internet czymś czego nazwać nie chcę? Mój boszsz... strach się bać, Agniecha o wiązadłach kolanowych pisała, na wszelki wypadek  kulanka oglądam. Meldunek ogrodowy zdam wieczorkiem, no chyba że mła szlag trafi. Tak na wszelki wypadek zapodaje że na  trzech ostatnich fotkach powyżej to rzadko oglądana w necie gwiazda ringu - Sztaaaaaflik Raptorka!  Muzyczka na dzień dzisiejszy taka  mile brzdękająca. Cdn.


Ogród dziś  to wyszedł tak na pół gwizdka, mła miała wielkie chęci ale sił to stało tak na ćwierć tego co sobie mła zaplanowała. No ale za to są miłe rzeczy, podczas odtrawiania Suchej - Żwirowej okazało się że ocalał mikołajek nadmorski, co prawda jest go nadal sztuk jeden ale mogło go nie być w ogóle. Kwitną liliowce ale trzeba się spieszyć z oglądaniem bo ślimaki są wielkimi amatorami ich kwiatów. A ślimaków nadal  wielka ilość mimo zapodania ekotrucizny. Mła się łapie na nienawiści, nieładnie. Sucha - Żwirowa bardziej  zielona niżby mła chciała, o tej porze roku  powinna być  szarawo - fioletowa. Powinna być ale nie jest. To nie tylko kwestia dużej ilości traw, rozrosły się byliny o zielonych liściach.  Mła musi poważnie przemyśleć nasadzenia i wypaciorkować odpowiednią pogodę na przesadzanie roślin i po raz enty zrobić przemeblirowkę. W Alcatrazie jedna wielka zieloność. Tam akurat tak powinno być  ale mła denerwują sprawy drzewne których nie była w stanie wykonać. Alcatraz  mła przerasta  czyli zarasta. Hym... to i tak lepsze niż tuje, tyrawnik i żwirek ale mła czuje niemoc wobec Natury, która  robi zupełnie cóś innego niż mła by chciała żeby  robiła. Mła ostatnio cóś często czuje własną bezsilność  wobec widzimisię Natury ale pociesza się że zarastanie zielonym jest  znacznie  milsze niż inne jej numery.  No cóż, jak nie możesz zwyciężyć to się przyłącz, rozsądna postawa  choć trudna mła się na nią zdobyć. Z inszej beczki, Szpagetka postanowiła zrobić sobie post, znaczy zjadła ale tylko surową wołowinkę i mniej  niż sto gram.  Mła już cała czujna bo na gwiazdę trza uważać.

piątek, 9 lipca 2021

Lipcowo, upalnie, burzowo


Mła Wam ostatnio mimo upałów dowala  do pieca  w myśl starej ale jarej zasady dlaczego  insi majo mieć lepiej ode mła.  Różne wątpliwości mła targajo, z niepokojem mła paczy na rodaków którzy odetchnęli w dużej części bo wódz wrócił i temu drugiemu wodzu pokaże. Wodzostwo  u nas cóś  w cenie. Z niepokojem mła paczy na mendia  bo staje w tym przypadku, po raz enty w swoim życiu, przed wyborem  mniejszego zła. Może mła się jeszcze nie miota  ale cóś lekko jej  nie jest a internet z podłączoną klawiaturką to takie miłe narządka za pomocą których można sobie ulżyć. No to mła  historyjki pisze, niestety ciężkostrawne z racji tematu. No ale nic to, są  na tym świecie milsze sprawy. Zbliża się czas irysowych  wykopków i teraz mła już nie będzie miała żadnej wymówki coby z paczeniem zwlekać . Mła będzie paczyć i wysyłać. Kartony ma, doniczuszki stojo, kłącz tylko trza dokopać i poczekać na przerwę między upałami coby się z przesyłką wbić.Mła jeszcze troszki ponarzeka na śmieci - myśleliście że kolejna ustawa cóś zmieni? Odkąd  gmina z mła zdjęła obowiązek to nie dość  że mła płaci drożej to jeszcze ma nieustający  bordello kole śmietnika.  Mła wolałaby mieć własny obowiązek jak miała przez lat wiele kiedy płaciła w najprostszy możliwy sposób, znaczy od ilości metra sześciennego śmieci. No ale któż by wtedy wały mógł robić na jej konto? Ech...  Mła jest przed zakomunikowaniem lokatorom ile będą teraz płacić za śmieci, oj, niewątpliwie się ucieszą

 

Rano pięknie u mła lało i kotowskie nie wyszły, mimo że już było po burzy. Za to ledwie zaświeciło słoneczko to mła tylko ogony mogła  znikające za oknem oglądać. Koty wyraźnie szczęśliwe, cieszą się latem. Mła tyż stara się cieszyć i nie myśleć o rachunkach bo jej się zrobi jak Sztaflikowi i Szpagetce. Moje gwiazdeczki wczoraj lały się na podwórku z powodów mła nieznanych, może poszło  o  myszkę ubitą, może o miejsce w bazie Felicjana?  Mła nie wie, przyczyna jakaś być musiała. Bójka z tych solidnych ale bez głośnych wyzwisk. Sztaflik  grubsza i większa ale Szpageton mimo że trójnożna  bardziej zajadła, siostrunie lały się na środku Podwórka a reszta kotów na wszelki wypadek uciekła. Słusznie bo stadko świadome że  próba wtrącenia się w bitkę spowoduje wspólny atak Black Sisters  na naiwnego rozjemcę. Mruciu  zapobiegawczo schował się na  rękach  u mła i z moich ramion pomrukiwał zaniepokojony. Ogonem bił nerwowo, mła sądzi że miał wielką ochotę na uczestnictwo ale Mruciu  już swoje od dueciku oberwał, więc mimo ochoty tylko  kibicował. Bójka została nierozstrzygnięta, znaczy  żadna  z dziewczyn nie odpiała triumfalnej pieśni zwycięstwa. Mła z doświadczenia wie  że to oznacza kolejne starcie. Okularia, Mrutek i Pasiak też wiedzą, więc  do zawodniczek odnoszą się z szacunkiem. A zawodniczki? Zawodniczki nabierają sił, Sztaflik spała zwisając z krzesła a Szpagetka na wyrku z trzema łapami w górze. Później pochowały się w trawach i czekają na wieczór, ulubiony czas występów.

Ogród sobie żyje  swoim życiem, mła usiłowała cóś tam ogarnąć ale szybciutko  odpuściła jak jej jucha nosem poszła. Hym... zabójcze ciśnienie   135/85 swoje robi. Trzeba troszki  poczekać aż temperatura spadnie bo to nie jest pogoda na insze ogrodowanie niż zaleganie na kocyku. Mła już się ogarnęła z ambicją, Mamelon wkopała  jedną  magnolkę zanim ostatecznie odpadła. Mła tego wkopka zazdrości ale zdawa sobie sprawę że wkopek okraszony krwotokiem, któren zatrzymać  się nie chce, to nie jest najlepszy pomysł. Dziś  Cio Mary jej nagadała na ten temat i mła ma teraz usprawiedliwienie na ogrodowe lenistwo - rodzina jej pracować w ogrodzie nie pozwala, he, he, he. Dobra, teraz fotki. Troszki czosnkowo - lawendowych zdjęć z Suchej - Żwirowej, plantacja poziomek  dla ślimaków, różyczki i obiadek z gofrów i kaweczki.  Mła tyż zdjęła promocyjne ananasy, wiadomo na co i przecenioną lwią doniczkę. Zapachu kwitnących lip sfocić niestety nie sposób. W muzyczniku Manhattan Transfer i " Cuéntame que te pasó".

środa, 7 lipca 2021

Zejście MM - o lekcjach do odrobienia


Dziś mła zapodaje zapowiadany temat, niby historyczny bo działo się to wszystko kiedy mła jeszcze na świecie nie było ale cóś  jakby aktualny. Jutro premiera  nowej książki o niejasnych okolicznościach zejścia Normy Jean Baker znanej jak  Marilyn Monroe. Zapytacie czym  mła się tak ekscytuje bo MM to tylko nieżyjąca  od lat parudziesięciu aktorka a większość jej filmów to raczej historykom kina znana, książka jak  kasiążka, znaczy któś kasę na nieboszczce robi a MM nie jedyna platynowa blendynka w dziejach Hollywooda i mła sobie mogła fajniejszą teorię spiskową znaleźć  do rozkmin  w dzień upalny. No niby tak tylko że  to wszystko co działo się wokół  śmierci MM tak ładnie wpisuje się mła w kontekst medialnych  ściem, a  z tymi mamy ostatnio nagminnie  do czynienia. O czym mła pisze? Mła pisze o pierwszej na taką skalę robionej medialnej  manipulacji dotyczącej działań przestępczych mających miejsce na terytorium demokratycznego państwa. Wcześniejsze manipulacje to przy tym prycho nawet maccartyzm wysiada. Większość bajań zarzundowo - prasowych dotyczyła w USA działań przestępczych  prowadzonych  przez  amerykańskie służby poza granicami kraju, poza tym w "kraju wolności" tyż "nie tykano królowej" że tak rzecz określę - władza miała komfort rządzenia bo starano się oddzielać sferę prywatną życia polityków.  Jakby cenzuralnie było. Jednakże w porównaniu z naszą  "Trybuną Ludu"  i inszymi  krajowymi tytułami wychodzącymi w tym   czasie  to amerykańska prasa i inne środki przekazu miały nieporównanie  większy zakres wolności, dziennikarstwo jako zawód społecznego zaufania był wprost przez  amerykańską konstytucję chroniony. To że w dekadę po śmierci MM dziennikarze amerykańscy musieli na drodze  sądowej walczyć  o wolność słowa zawdzięczali brakowi własnej czujności i sprzeniewierzeniu się  etyce dziennikarskiej, sami to sobie zrobili bo im się role pomyliły i obiektywizm dziennikarski zamienili na rozsiewanie propagandy,  mniej topornej  niż nasza socprasowa ale propagandy.

A zaczęło się  niewinnie, od  duszności których społeczeństwo amerykańskie dostało od długiego łażenia w gorsecie politycznym który,  że tak rzecz określę, okazał się dla  onego społeczeństwa zbyt przyciasny. Społeczeństwo się zmieniało, jak zwykle proces przebiegał nierównomiernie ale przebiegał. Aspirujące mniejszości, powojenny wyż demograficzny, pełzające zmiany gospodarcze, procesy nie do zatrzymania które u progu lat sześćdziesiątych zaczęły przeorywać  Hamerykę - czas zmian którego twarzą został John Fitzgerald Kennedy, 35 prezydent Stanów Zjednoczonych.  Młody, uchodzący za przystojnego, pierwszy katolik na prezydenckim stanowisku, no postęp, Panie tego, postęp na całego. Uchodziło wszystko, nawet nepotyzm bo czymże innym było wybranie prezydenckiego brata na stanowisko prokuratora generalnego. Prasa piała, nawet ta republikańska cóś przysiadła a później dołączyła do chórku kiedy po słynnej debacie telewizyjnej z Nixonem wygranej przez Kennedy'ego, który nie tylko składniej  ćwierkał ale przede wszystkim lepiej  wyglądał, Kennedy został prezydentem. Tylko że Kennedy wygrał malutką różnicą głosów, w jakiejś części były to zresztą głosy załatwione przez mafię, społeczeństwo było dopiero u progu zmian - już chciało ale ciągle jeszcze się bało ( a grzych "brzydkich kontaktów"  z mafią już  był ). Zaczęło się więc urabianie świadomości społecznej za pomocą "zaprzyjaźnionych"  mendiów, które przejęły rolę działu propagandy. Niepostrzeżenie dla siebie bo przeca działały w zgodzie z sumieniami redachtorów. Wolności obywatelskie tak zajmowały kolegia redakcyjne że mnóstwo sygnałów dotyczących tzw. ciemnych stron Camelotu, czyli czegoś na kształt niemal dworu, który stworzyli wokół siebie bracia Kennedy, nie docierało do zakutych dziennikarskich głów. Dziennikarze związani  z republikanami dość szybko zaczęli trzeźwieć  ale ludzie Kennedych naprawdę potrafili robić PR. Ponadto J.F.K. okazał się być zręcznym politykiem, był jednym z lepszych prezydentów Stanów Zjednoczonych w  XX wieku. Hym... cel niby uświęca środki.

Miał J.F. K.  słabość wynikającą najprawdopodobniej ze sposobu leczenia choroby Addisona na którą cierpiał - był z niego pies na baby. Wzorców z domu rodzinnego  odpowiednich nie wyniósł, jego ojciec był gotów przelecieć zlew w haleczce, oczywiście przed światem udając tzw. dobrego katolika. J.F.K. nawalony na przemian testosteronem i środkami przeciwbólowymi,  podobnie jak tatuś prowadził podwójne życie. Prasa nie grzebała  bo uważano że polityk ma prawo do prywatności i o ile nie dochodziło do jakichś straszliwych ekscesów to sobie panowie prezydenci mogli mieć kochanki a ich małżonki też mogły mieć nawet  kochanki. Byleby to z obowiązkami nie kolidowało i pozwoliło trwać fasadowemu wizerunkowi. J.F.K. z bratem złamali regułę w ten sposób  że zaczęli zabawę z kobietą uchodzącą za boginię a która była niestabilna emocjonalnie. Urocza, inteligentna ale borderline momentami bez  zahamowań. No i się posypało, bo są damy których polityk powinien unikać. Mła tu nie będzie snuła dywagacji kto, dlaczego i czy w ogóle zabił Marilyn  Monroe, mła będzie ciągnęła snujki z tego co po śmierci Marilyn medialnie wyczyniano, jak  gaszono pożar za pomocą policji, FBI i mediów żeby ochronić tyłki zarzundzającym. Bo ewidentnie chroniono. Prasa w Europie Zachodniej pisała że cóś ze śmiercią MM jest nie halo ale w prasie  hamerykańskiej o tym nie można było przeczytać. Opowieści snuto o złym systemie gwiazd, o niestabilności  Marilyn, nawet o lekach co są łatwo dostępne ale cisza na temat okoliczności zgonu. No a działo się, bardzo dziwne śledztwo, niejasności wokół sekcji zwłok, zaginione próbki tkanek ( tylko krew i tkanki wątroby przebadano po czym zniszczono, resztę próbek usunięto bez przebadania ), brak zdjęć sekcyjnych  ( ostały się tylko fotki twarzy ), przynajmniej dwa protokoły koronera, raczej  niespotykana konkluzja  - "najprawdopodobniej samobójstwo".  No i te zeznania świadków, niektóre niespójne, inne rzucające całkiem nowe  światło na zdarzenia ( np. brak zdjęć sekcyjnych wydaje  się być zrozumiały kiedy w zeznaniach świadków pojawia się przenoszenie zwłok - po plamach opadowych o których mowa w protokole sekcyjnym można by takie zeznania jeszcze ściślej weryfikować ), brak przesłuchań świadków mogących rzucić światło na rolę Roberta Kennedy'ego. No i niepowołanie Wielkiej Ławy Przysięgłych, i brak zaprzysiężonych zeznań ( w prawie  hamerykańskim  krzywoprzysięstwo to wyrok więzienia  ). W latach 80 XX wieku wznowiono śledztwo dotyczące śmierci MM i czym prędzej zamknięto, w świetle dziś dostępnych  dokumentów okazuje się że dużo ludzi ze służb jak też urzędników miało wówczas zbyt wiele  do stracenia, gdyby prawidłowo chciano wyjaśniać  sprawę. Dotyczyło to zarówno ludzi związanych z demokratami jak i tych z szeregów republikańskich.  Dlaczego?

Proste jak drut. Metoda która okazała się skuteczna jest stosowana przez wszystkich bez względu na zapatrywania   polityczne. Skoro udało się ukręcić  łeb śledztwu w sprawie śmierci osoby tak znanej jak Marilyn Monroe to można było spróbować ukręcić łeb sprawie zabójstwa prezydenta. W 1962 roku Kennedy i Chruszczow podjęli najważniejszą decyzję czasu swojej władzy - kryzys kubański nie przerodził się w III wojnę światową.  Obaj zapłacili za to tejże władzy utratą, z tym że w demokratycznym kraju ciężko jest odsunąć  popularnego prezydenta  popieranego przez media,  więc trzeba było odstrzelić Kennedy'ego. Metody wypróbowane przy okazji zejścia MM zostały wykorzystane przy zaciemnianiu okoliczności zejścia prezydenta USA . Ginące próbki - ba,   cały prezydencki mózg zaniknął,  niejasny miejscami protokół sekcyjny, policja i FBI kombinująca z raportami i zeznaniami świadków. Dodali tylko element "samotnego zamachowca", tak dobrze potem wykorzystywany przy okazji zabójstw Martina Luthera Kinga i Roberta Kennedy'go.  A prasa relacjonowała na bazie i po linii bo przeca władzy należy się zaufanie.  Ironią losu jest to że te same techniki które zastosowano przy sprzątaniu po śmierci Marilyn zastosowano później po  śmierci braci Kennedy'ch. Mafia, służby  - kto zabił Marylin? Taa... mafia, służby - kto zabił braci Kennedy'ch? Hym.. mła wysnuła że to się nazywa sposób na morderstwo. Z tego wszystkiego mendiom udało się wyjść tylko dlatego obronną ręką że zjednoczone postawiły się w sprawie   raportów wietnamskich McNamary i w sprawie  Watergate. Oczywiście że i w tym wypadku usiłowano nimi manipulować ale mendialni  nauczyli się już wtedy kopać i nie mieli żadnych oporów przed wyciąganiem uchodzących dawniej  za prywatne, sprawek polityków. Dziś niestety koncerny mendialne po raz enty usiłują zawładnąć mendiami (  tym którym się wydawa  że koncern od mediów jest tym samym co  medium uświadamiam że nie jest ), każda władza  tak ma, także ta nieformalna, sprawująca rzundy za pomocą ekonomii. Mendialni powinni odrobić lekcję z czasu śmierci MM - nie wiesz dla kogo stwarzasz metody działania, może dla takich którzy przyjdą zamknąć  ci dziób. Najbardziej zaś  trza  się strzec  tych którzy wydają się porządni, oni też mają swoją ciemną stronę, której  nie chcą nikomu pokazywać. 


wtorek, 6 lipca 2021

Gry wojenne - średnio ekscytujące

Upał więc mła zrobiła  prasówkę cobyście  się nie męczyli.  Spoko - jest przewidywalnie, nudy. Mimo dumnych pohukiwań mynistra od czepionki  i cud loteryji wiara w naukę cóś ostatnio w społeczeństwie   jakby słabnie, co mła  nie dziwi bo wiara przeca oczekuje cudów a tu nici z magicznego myślenia  bo real  skrzeczy. Stadko kombatantów  po covidzie rośnie, zaczepionych tyż a mimo to świat któren miał się zmienić w bardziej otwarty  cóś  coraz bardziej zamknięty, głównie z powodu decyzji politycznych, mało mających wspólnego z tzw. zdrowiem publicznym. Zaczyna się robić mocno ciekawie bo z drugiej strony rządy zaczynają znosić restrykcje  covidowe pod naciskiem społecznym przy malejącej chęci do szczepień. Trolle i "eksperci" wychodzą wręcz z siebie żeby czepionkować namiętnie, WHO posunęła się nawet  do tego że naskrzeczała na Europę że   nie chce  chińskiego Sinovaca, tego samego który tak  dzielnie spisał się  na Seszelach na których majo  kolejny lockdown ( rzecz jasna  politycznie umotywowana ta niechęć Europy do chińszczyzny,   bo ochrona jest mniej więcej na takim poziomie jaką dają insze uznane przez nią wektorówki, znaczy nijaka ). No,  a tu real skrzeczy bo coraz więcej dowodów na to że to nie czepionki za cudowną odpornością na deltę stoją, bo zarażajo  się nią wszyscy jak leci a grupy szczególnego ryzyka nadal są grupami szczególnego ryzyka, tylko że po prostu wirus  słabnie.  No i dobrze.  Na jesieni jak zwykle uderzy jak to wirusy majo w zwyczaju  i tacy którzy każde grypopodobne przeziębienie nazywali grypą i którzy żyli w błogiej  nieświadomości czym naprawdę   jest grypa i jakie  niesie ze sobą skutki, będą  się mogli ekscytować że oto covid jedyny w swoim rodzaju straszy. 

Mła po lekturze  i nasłuchu  rzeczywiście  widzi  problem - otóż do tej pory mła uznawała że odjazd maksymalny to raczej częściej występował u przeciwników czepień jakichkolwiek.  Teraz  niestety zauważa że co niektórzy ludzie czepienie poczytują za moment inicjacji i dopuszczenia  do sprawowania kultu. I tych niektórych  jest całkiem sporo. Są tak  zafiksowani na kulcie że czepiliby preparatem Astra  - Zeneka osoby cierpiące na małopłytkowość, w ogóle wszystkich jak leci wszystkim  by czepili. Normalnie Santa Czepionka wstaw  się za nami.  Zwolennicy  czepienia przeciw  covid wszystkich jak leci,  powodują  swoją agresją  u antyczepów nie tyle  kontragresję  co politowanie. Też mało ciekawe bo, quźwa, antyczepy zachowujo się jakby monopol na prawdę  mieli a podchwytują każdą durną narrację mającą potwierdzać że ich racja jest najmojejsza. Zdarza im się pieprzyć takie banialuki że macki opadajo,  bo zapultani wyraźnie przestają  myśleć. No ale   na szczęście nikomu czepień  nie zakazujo. Zawsze to lepsze  niż ta potrzeba przymusu, która się obudziła  u czepionkowych. Nie wiem z czego to zafiksowanie u czepionkowych wynika, podejrzewam brzydkie rzeczy z psychiką, dociekać  nie będę bo musiałabym się babrać w czymś czego nie lubię - mechanizmach które powodują że  normalni, czasem bardzo sympatyczni ludzie przyjmując pewne założenia  usiłują przymusić innych do zachowań wg. założonego przez nich  modelu.  Sorry, to pachnie  zbyt  mocno przepisem na "dobrego Niemca", uszczęśliwianie na siłę i "ochrona" siebie zawsze się źle  kończyła. Nie cierpię tego  rodzaju  głupoty i tyle w temacie. 

Na szczęście nasze zarzundzające majo teraz  inne niż dopieprzanie społeczeństwu restrykcjami zajęcia  bo Donald wrócił i trza się przyłożyć do pracy na zaniedbanych odcinkach. Na dzień  dobry zarzundzające wypichcili ustawę antysynekuralną przy okazji tego wypichcenia potwierdzając prawdziwość starej maksymy że  mowa jest srebrem a a milczenie złotem. Trza było tematu nie ruszać jak się  nie wiedziało jak  do niego zabrać, napisanie  takiej a  nie inszej ustawy tylko potwierdziło w zarzund  niewierzącym że problem jest niewąski a elektoratowi partii zarzundzającej uświadomiło że deklaracje sobie a real sobie i któś  z nich wała robi. Co dla zarzundu jeszcze gorsze to ideowi zasiadacze w parlamencie co i raz jeden w drugiego się wgapiajo i zaczynajo skrzeczeć "To łon, to łon rodzinę  zatrudnia!" w nadziei że wierchuszkowi dopieprzą się do coolegi a jemu samemu i jego rodzinie odpuszczo, bo szeregowi połapali się że korytko się właśnie skraca w ramach kampanii wyborczej.  No nie wiem jak to dalej  będzie, mła zawsze się wydawało że nic tak naszych partyjek nie spaja  jak możliwość zasięścia do konfitur z odpowiednio  dużo łycho, a tu taka trauma. Mła śmie  przypuszczać że niektórym  wraz z  oderwaniem ryja od koryta  to do tej  pory zapluszczone  ze szczęścia oczy się otworzo i nagle po  sześciu latach zobaczo że tego... ten... Konstytucja jest poniewierana. Jeszcze zaczno jakie nowe koła poselskie tworzyć  albo cóś w tym guście.

A Donek? A  Donek to robi show, na razie  jest stand up ale mła coś czuje że jeszcze trochę to bedo girlsy, schody i pióra w dupsku. Inni showmani z lekka zazdrośni, wytykajo że stara gwiazda ciągle, Panie tego, te same kawałki zapodaje ale jednocześnie sporo z nich świetnie zdaje sobie sprawę z tego że  przynajmniej część publisi lubi stare przeboje i czekała na konkretnego wykonawcę. Ot, nostalgia. Troszki jadzo bo muszo, nerwowo jest ale Karel Gott polskiej polityki już w trasie. Najsmutniej zdaje się jest lewicowym publicystom, cóś czują że naród znów nie dorośnie do światłych idei reprezentowanych przez partię Razem, w dodatku oberwali za symetryzm bo Donek postawił tym razem nie na politykę mniłości a na politykę goń i wpieprz, co  się kurtularnie nazywa zero symetryzmu. O jakichkolwiek programach polityczno - gospodarczych z każdej strony cicho  bo nikt nie wie co za  parę miesięcy będzie, jakoweś snucia są jedynie. Rzetelne prawiczki t eż wyczekujo ale obszczekujo, bo one jedne majo program, co prawda taki z lat 80 XX wieku, ale majo. Mła czyta, przemów słucha i zastanawia się czy wybory to przyszła wiosna  czy raczej jesień.  Tegoroczna jesień odpada, nie wiem coby musiało się stać żeby jakieś wybory w tym roku na ogólnokrajowym się odbyły. Tzw. właściwie to wiem, niech nam nasz prezydęt jeszcze troszki polata tak jak latał  do tej pory to wybory prezydenckie mogą się odbyć bardzo szybko. A przy okazji rozrywka funeralna dla narodu, Wawel, pomniczenie, te klimaty. Mła tak sobie myśli że łone polityczne to teraz tak się bedo  nawalały przez parę miesięcy, jak  dla niej nuda, więc w kolejnym wpisie zajmie się sprawą sprzed lat  wielu, która co i raz powraca. No bo ogrodem przy takiej temperaturze to zajmować  się nie da.

Dzisiejszy wpis ozdabiają koty Natalii Leonovej a w muzyczniku muzyczka  na upał - Michael  Bublé i Laura Pausini, którzy wzięli na warsztat stary utwór "księcia disco" Lou Rawlsa.

niedziela, 4 lipca 2021

Codziennik - pachnąca lipowymi kwiatami niedzierla

Mła nawet nie pisała Wam o  jej gryplanach weekendowych związanych z wyjazdem  bo cóś czuła że  nie damy z Mamelonem rady pojechać  do Ewandki i Krzysia  w niedzierlę. Wykrakałam bo Sławencjusz nam się rozłożył, zachorzała  chłopina i to boleśnie.  Dopadło go to co mła od dawna prorokowała, znaczy podagra, bo Sławencjusz z tych którzy lubią podjeść.  Nie trzeba  być  grubasem  żeby sobie zapalenie stawu od brzydkich kryształków wyhodować. Mła nawet  nie czuła jadowitej satysfakcji z wyprorokowania czym to się skończy namiętna miłość Sławencjusza  do boczusia i golonki,  bo stopa wyglądała paskudnie, Sławencjusz ledwie chodził co i raz postękując a Mamelon miała z nim urwanie głowy bowiem Sławenjusz jako prawdziwa  mężczyzna potrafi umierać z powodu kataru. No a teraz to go naprawdę mocno  BOLAŁO!   Zatem  Mamelon i mła w  weekend posiedzą w domu a Ewandkę i Krzysia postraszą sobą  przy inszej okazji. Mła niedzierlę zamierzała i nadal zamierza wykorzystać ogrodowo, ma nadzieję że ciśnienie jej nie dobije czyli  nie będzie skakać ze zwyczajnego  dla mła poziomu 90/60 do niebotycznego 135/85, które mła rozwala  a lekarzy śmieszy, znaczy  kiedy mła im zapodaje że czuje jakby nadciśnienie spore miała to rechot słyszy.  No dobra, może  rzeczywiście nadciśnienie to w tym wypadku nie jest odpowiednia nazwa, mła  po prostu dobijają skoki  ciśnienia a pogoda  cóś im sprzyja. Mamelon będzie doglądać zachorzałego ale też snuła opowiastki o dyskretnym wyjściu "na chwilkę"  do ogrodu. No bo ogród kwitnie. U mła na zapuszczonej Suchej  - Żwirowej właśnie zakwitły lawendy i czosnki główkowate.

Mła nadal w szale sukinkulentowo - kaktusowym, postanowiła zidentyfikować ulubieńca Romany.   Mła nie jest za dobra w rozpoznawaniu  gatunków kaktusów  ale wydawa jej się że ten któren się Romanie podobie to jakiś notocactus, mła nie jest pewna jaki. Za to rozpoznała swojego ulubieńca jako  Echinopsis oxygona var. brevispina.  Niejako przy okazji tych poszukiwań mła udało się zidentyfikować kolejnego malucha przygotowującego się do kwitnienia, Gymnocalycium quehlianum var. kelinianum u mła w doniczce porasta. A tak w ogóle to muszę  się zacząć  pilnować z sukinkulentami i  kaktusami bo jak tak dalej  pójdzie to mła parapetów zabraknie a niektóre z parapetów są zimą niezbędne  do zalegiwania kotów nad  kaloryferem. Poza tym zimą kaktusy nie powinny mieć  ciepło więc tak po prawdzie mła zostają tylko dwa solidne parapeciszcza do zastawiania donicami.  Wczoraj mła udała się z Mamelonem do naszego centrum handlowego w celu nabycia  promocyjnej kawy. Tak  przy okazji zahaczyłyśmy o Leroya i sklep dla nas  czyli dla ludu, znaczy Pierdonkę. Pierdonka okazała się być porządną kwiaciarnią bo mła po raz drugi trafiła w niej na przyzwoite sukinkulenty, znaczy takie w odpowiednich rozmiarach za jeszcze bardziej odpowiednią cenę. Mła się  nie mogła powstrzymać i w domu ma obecnie haworsję 'Savanna' i  niebiewskawego Myrtillocactus geomentrizans . Z Leroya Mamelonowi udało wyprowadzić się mła tylko ze skromną  Mamillaria plumosa i jedno szczęście bo mła ma "prawdziwe  wydatki" i nie czas się teraz jej tarzać w sukinkulentowo  - kaktusowej rozpuście. Na szczęście lipiec i mła  mięcho kupuje tylko dla kotów, mła i Małgoś - Sąsiadka będą jadły bezmięsnie coby nie podzielić cierpień  Sławencjusza. Czego to mła dla zdrowia nie robi!

Nasze polityki ostatnio zajmujo się sobą. Mieliśmy wybory mistera universum w dwóch  największych partyjach. Oczywiście pan w  wieku emerytalnym był bezkonkurencyjny w "swojej" partii a  pan w  wieku przedemerytalnym wygryzł w partii konkurencyjnej  w trymiga młodych aspirujących, co nikogo nie powinno dziwić, ponieważ jeden z młodych gapiowaty a drugi jakby nie znał  mundrości redaktora Ciszewskiego ( mła w zamierzchłych czasach, kiedy piłka  nożna  była  jeszcze czymś na kształt sportu oglądała  czasem rozgrywki ) - "Mszczą  się niewykorzystane  sytuacje" . Mła z rozbawieniem poobserwowała  sobie jak  nerwowo na powrót starego wygi zareagowały partie od prawa do lewa, wysłuchała  w jego wykonaniu prostego przemówienia do ludu i stwierdziła że na tzw. tle to pojawiło się cóś konkretnego. Zdaniem mła to niestety jest tak że to tylko na tle bo samo w sobie to bardzo, bardzo tak sobie, ale na bezrybiu i rak ryba.  Niech się lepiej  młode ogarniajo bo wyraźnie  czas na zmianę pokoleniową, choć może nie taką jak się marzy niechtórym redahtorom, którzy sami politykę uprawiajo. Zagramanico ludzie żyjo klimatem, co się nam  zmienia i końcówko pandemii, któro zarzundy usiłujo przedłużać  coby pytań niechcianych unikać. U nas przekłada się  to na obronę  wszystkiego zielonego czego jeszcze zarzund główny  i samorządy nie zdążyły wyciąć i straszeniem deltą i zapewnianiu o mocy czepionek. W mieście Odzi , szczególnie narażonym na susze z powodu bliskości  Dziurwy Bełchatowskiej,  zawiązują się oddolnie komitety w obronie pojedynczych drzew na osiedlach i ulicach. Tak, tak, pięć lat po  uchwaleniu lex Szyszko, tej radości deweloperów. Miasto ćwierka teraz przy każdej możliwej okazji  o tym jak to dżefka  będzie nasadzać,   przy konkretach zaś prezentuje wizualizacje przyprawiające o migrenę wszystkich mających  cóś tam z  zielenią  zawodowo wspólnego. Hym... wg. urzędników najbardziej  ekotrendy jest dziurwa w betonie obsadzona małym dżefkiem  i malutkimi krzoczkami.  No cudnie, "Jak na Panią szyte" jak to wmawiajo na ódzkich rynkach grubym  babom mierzącym przyciasne  ciuchy.

We  wtorek przychodzi kabelek, mła wówczas porobi więcej zdjęć ogrodowych. Te  kilka dziś zamieszczonych zgrywała prawie czterdzieści minut, to nie jest na jej cierpliwość zadanie. W muzyczniku piosenka pasząca pod polityczny temacik, he, he, he.

piątek, 2 lipca 2021

Kaktusy - sukinkulenty kłujne

Mła nie będzie dziś jadzić, prawie zero covidu, zero czepionków, mła nie będzie  tyż dziś pisała o ograniczeniu swobody przemieszczania się z powodu covidu, tym tzw. paszporcie covidowym który zdążył już solidnie  wkurzyć posiadaczy, nadmieni tylko że tak  kończy się nadmierna swoboda w temacie podróżniczym zaproponowana Europie swego czasu  przez jedną niemiecką polityk,  która przestała ogarniać temat.  Mła złośliwie zapodaje że ma tylko nadzieję że w tym wypadku koincydencja czasowa da ludziom więcej do myślenia niż niektórym ekspertom od czepionek dajo dane o NOPach. Mła napisze za to wincyj  o swoich osiągnięciach w dziedzinie kaktusiarstwa. Mła  bowiem została posiadaczką kwitnących kaktusów, po raz pierwszy odkąd je uprawia kaktusy zbierają się do masowego kwitnienia. Wyrastają im pączki w różnych miejscach, na  czubeczku,  bo bokach, wianuszki u mamilarii - naprawdę mła się czuje usatysfakcjonowana.  Do tej pory jedyne  kaktusy które mła ładnie i bezproblemowo zakwitały to były echinopsisy Eyriesa, które mła uprawiała jakieś trzydzieści lat temu. Reszta tak sobie  kwitła, robiły raczej wrażenie z powodu  kształtów czy  koloru cierni niż urody kfiotków. Zresztą mła miała dłuugą przerwę w uprawie kaktusów i sukinkulentów.  Wynikało to z tego że szerokie parapety zajęły psy i koty a żardinierki zostały potraktowane jako paśnik.  Teraz mła odzyskuje parapety, ale za to utraciła stół kuchenny. Wiecie, lekko nie ma, zawsze trza negocjować  coby jaki  kompromis został wypracowany, he, he, he.


Mła nie ma ulubionych gatunków kaktusów, mła kupuje takie które wpadną jej w oko.  Znaczy najszczerzej pisząc to tak naprawdę mła wybiera je cóś mało logicznie, zupełnie nie po kolekcjonersku.  Nie jeden konkretny rodzaj i gatunki, nie łatwizna uprawy i skłonność do częstego  zakwitania, uroda która leży w oku patrzącej jest podstawą wyboru. Bardziej niż dla urody kfiotów,   mła wybiera kaktusy z powodu  urody kształtów czy koloru cierni. Hym... czasem dla urody doniczki, w której zamierza wyeksponować kaktusa,  co już jest absolutnym dnem dla uprawiacza roślin  i  zahacza o dekoracjonizm.  Taa... jak widzicie mła jest bardzo nieprofesjonalna w swoim uprawiactwie kaktusów. A jakie kaktusy mła się podobią? Jakoś nie przemawiają do niej plaskate opuncje, nie jest  też miłośniczką zygokaktusów czyli schlumberger, które należą do rodziny Cactaceae  ale mła cóś nie może się przemóc by je traktować jak kaktusy. Mła lubi takie klasycznie przysadziste okrągławe jeże, włochate potworki i kolorowe ciernie. Hym... żadnej subtelności, zero uprawy Roślinus trudnozdobywiensis czy Wyjątkowii rzadkiensis. Kaktusy mła to westchnień z piersi maniaków kaktusowych nie wydobędą, one są marketowe prościuchy. Czasem, o zgrozo, na plastikowej doniczce jeno sukulent mix jest napisane.
 



Te "podrzutki marketowe" mła pracowicie identyfikuje, areole sprawdza, coolor cierni ocenia,  żeberka liczy i cycki ogląda, włos podnosi - no mła robi wszystko żeby podrzutek dostał właściwy przydział bo kaktus kaktusowi nierówny, one wbrew pozorom potrafią mieć różne  wymagania glebowe i stosunek  do światła słonecznego. Tylko stosunek do wody majo taki sam - ostrożnie z tym mokrym!  Mła do swoich kaktusów przemawia, wcale nie słodko  i mało pieszczotliwie. Takie  kłujące stworzenia jej zdaniem  nie lubią   czułych słówek.  Do kaktusa to trzeba tak na ostro, może  nie aż tak ostro jak niejaka M.   do Romany ale zdecydowanie. Kaktus to musi wiedzieć że ma do czynienia z osobą pewną siebie, o silnej, kaktusowej  osobowości, która będzie w stanie odpowiednio zareagować jakby nie daj Wielki Kaktusowy, te cholerne  wełnowce  się pojawiły. Kaktus czuje się wówczas bezpiecznie i zaczyna produkować kfioty. Ze szczęścia. 

  

Dziś w muzyczniku The  Beatles i "Get Back" - bardzo pasi do kaktusowego tematu. Mła ma jednego kaktusa o którym  myślała że to mamilaria  ale już po zbieraniu się do kwitnienia  widać że to  cóś całkiem inszego, znaczy zupełnie jak Sweet Loretta Martin, która myślała że jest inną kobietą  a "But she was another man". Taa...