Wczorajszy dzień był zdziwny. Mile chłodnawy, odpowiednio nasączony i w ogóle pracom sprzyjający. Wszystko było w nim OK tylko mła nie była. Mła cała zadowolniona udała się w tzw. poranny piel i tak szybko jak wyszła tak szybko wróciła, zdradziecka jucha znów o sobie dała znać więc mła musiała już kole południa w domu wylądować i na troszki zalec. Jak tylko zaległa to ją zaczęło nosić więc najpierw po necie wyczytki ale takie z dala od politycznych bo dopiero by ją jucha zalała a później decyzja o dokupieniu jeszcze czereśni, no bo przeca ananasy zostały zaniesione choremu. Mruciu słał w kierunku madki takie spojrzenia jak to na fotce obok więc mła stwierdziła że nie ma zmiłuj i trza choć troszki surowizny biednym kocinom zapodać. Jak już mła wylazła z chałupy to nią rzuciło o lumpeks, sukinkulentonośną Pierdonkę, wyprzedaż w jej ulubionym sklepie z podkoszulkami i mła znów mało jucha z nosa nie poszła, tym razem ze stresu bo wydała troszki więcej niż planowała. Jednakże kiedy mła usiadła w domku, pomyślała sobie na spokojnie to doszła do wniosku że się stresować nie ma czym bo to wydanie większej kasy niż zakładała nie oznacza przeputania kasy znacznie powyżej sześciu dych, że są radości które jej dobrze robio na humor a więc samopoczucie dla zdrowia cenne poprawiają, że niektórzy przepieprzyli miliony na nieodbyte wybory, nieistniejące respiratory, rozwalone betony w Ostrołęce i loty po koszulę do domu. A ja się mam szczypać z powodu bawełnianego przecenionego podkoszulka, szala za sześć złotych polskich i doniczki wielorybka z kaktusem za dziesięć złociszy i małego wysortowego alojza za grosze? Na pewno nie, że tak byłą panią premier polecę - mnie się to po prostu należało! Śmiem twierdzić że w znacznie większym stopniu niż bandzie szkodników z rządu expremierzycy.
Koty doceniły zakupy mła, najbardziej te mięsne rzecz jasna, stół było okupowany prawie przez całe długie popołudnie. Obok madka wkleiła fotkę Mrutka ziewającego bo to zajęcie stołu to tak troszki przez Mrutiego któren zarządził na nim zbiorowe zaleganie. Pasiak się wyłamał bo zajął krzesełko ale reszta twardo pokazywała madce że stół jest ich. Wieczorkiem odbył się na podwórku kolejny sparing Sztaflika i Szpagetki, mła się trochę z dziewczyn podśmiewała bo przygotowanie do nawalanki wygląda tak że one przenoszą ciężar ciała z łapy na łapę co wygląda zabawnie u kota z czterema łapkami a u kota z trzema jest tak komiczne że trudno się nie śmiać. Hym... mła udawała że śmieje się z kuśtykającej Małgoś coby zawodniczek nie deprymować. No bo Małgoś przyszła kibicować tuż przy ringu, insi kibice czyli Ciotka Elka i ciotczyny Włodzimierz kibicowali oglądając walkę z okna. Zawodniczki zaczęły od zapasów w stylu sumo, w których Sztaflik z racji wagi jest zdecydowanie lepsza. Szpagetka zatem szybko postanowiła przejść do braku reguł wolnej amerykanki i włączyła swoje słynne podgryzanie "od spodu". Były odskoki i doskoki, przysięścia na tylnych łapach i walenie łapami przed się, rzut na karczycho i podgryzki po uszach. Mami robiła za sędziego, jak się akcja zagęszczała to podnosiła się z kucek przy czym gwiazdy ringu natychmiast od siebie odstępowały. Mruciu i Pasiak w końcu nie wytrzymali i też chcieli zostać gwiazdami ringu, bardzo głupi pomysł to był. Czarnule tak pogoniły chłopaków że mła ich musiała wywabiać mięskiem z łazienki. No bo mięsko po bitwie musowo trza było zapodać zarówno zawodniczkom jak i kocim kibicom.
Dziś mła zmierzyła sobie rano ciśnienie i ma je paskudnie niskie więc jest szansa na brak krwawych atrakcji. Przygotowałam sobie stołeczek do pielenia i spróbuję trochę porobić. Bardziej niż juchowe ekscesy obecnie mła martwi dziwny ból w okolicach pięty, hym... czyżbym się zaraziła przez internet czymś czego nazwać nie chcę? Mój boszsz... strach się bać, Agniecha o wiązadłach kolanowych pisała, na wszelki wypadek kulanka oglądam. Meldunek ogrodowy zdam wieczorkiem, no chyba że mła szlag trafi. Tak na wszelki wypadek zapodaje że na trzech ostatnich fotkach powyżej to rzadko oglądana w necie gwiazda ringu - Sztaaaaaflik Raptorka! Muzyczka na dzień dzisiejszy taka mile brzdękająca. Cdn.
Ogród dziś to wyszedł tak na pół gwizdka, mła miała wielkie chęci ale sił to stało tak na ćwierć tego co sobie mła zaplanowała. No ale za to są miłe rzeczy, podczas odtrawiania Suchej - Żwirowej okazało się że ocalał mikołajek nadmorski, co prawda jest go nadal sztuk jeden ale mogło go nie być w ogóle. Kwitną liliowce ale trzeba się spieszyć z oglądaniem bo ślimaki są wielkimi amatorami ich kwiatów. A ślimaków nadal wielka ilość mimo zapodania ekotrucizny. Mła się łapie na nienawiści, nieładnie. Sucha - Żwirowa bardziej zielona niżby mła chciała, o tej porze roku powinna być szarawo - fioletowa. Powinna być ale nie jest. To nie tylko kwestia dużej ilości traw, rozrosły się byliny o zielonych liściach. Mła musi poważnie przemyśleć nasadzenia i wypaciorkować odpowiednią pogodę na przesadzanie roślin i po raz enty zrobić przemeblirowkę. W Alcatrazie jedna wielka zieloność. Tam akurat tak powinno być ale mła denerwują sprawy drzewne których nie była w stanie wykonać. Alcatraz mła przerasta czyli zarasta. Hym... to i tak lepsze niż tuje, tyrawnik i żwirek ale mła czuje niemoc wobec Natury, która robi zupełnie cóś innego niż mła by chciała żeby robiła. Mła ostatnio cóś często czuje własną bezsilność wobec widzimisię Natury ale pociesza się że zarastanie zielonym jest znacznie milsze niż inne jej numery. No cóż, jak nie możesz zwyciężyć to się przyłącz, rozsądna postawa choć trudna mła się na nią zdobyć. Z inszej beczki, Szpagetka postanowiła zrobić sobie post, znaczy zjadła ale tylko surową wołowinkę i mniej niż sto gram. Mła już cała czujna bo na gwiazdę trza uważać.











