Strony
▼
sobota, 25 października 2014
Październikowe zaciemnienie
No i zbliża się niestety ta paskudna chwila w której cofać będziemy wskazówki zegarów. Wrócimy do czasu środkowoeuropejskiego, ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu. Co z tego że godzinkę dłużej pośpię, wolałabym godzinkę dłużej przy jako takim popołudniowym, dziennym świetle pobalować. Nie tylko mnie boli ta zmiana, Mamelon też zawsze w okolicach ostatniej soboty października notuje tzw. obniżenie nastroju. Dżizaas i Małgoś Sąsiadka nie mają "normalnego" obniżenia tylko depresję w stylu doliny Morza Martwego. Znaczy szykuje się coroczne październikowe lekkie załamanie nerwowe. Nie wiem po jaką cholerę majstrują przy czasie, kiedy to ponoć żadnych wielkich oszczędności już nie przynosi ( 100 lat po wprowadzeniu zmian czasu świat się jednak trochę zmienił ). W dodatku "ponurzy" mnie fakt że nawet jak przestaną majstrować to pewnikiem zostaniemy przy czasie zimowym jako przy naszym "naturalnym". Łeeee!
Jak czegoś nijak zmienić nie można to należy próbować się z tym pogodzić. Trochę ciężko mi to idzie ale staram się znaleźć jakieś pozytywy wczesnych jesiennych wieczorów. No więc nic nie wyciąga człowieka z domu ( hym....nie do końca ) i ma więcej czasu na "radości domowych pieleszy". Jesienią najlepiej smakuje herbata, a ta wieczorna z rumem i konfiturką jest the best ( nie wiem dlaczego ale już pod koniec lutego smaki herbaciane jakoś mnie nie nęcą ). Jak człowieka najdzie ochota może wyciągnąć swoje małe"jesienne" filiżaneczki do kawy i urządzić dyskretnie nienarzucające się ( znaczy na chybcika ) party przy świecach. Dżizaas w listopadzie zacznie Wielkie Pierniczenie czyli zarobi piernikowe ciasto dojrzewające. Ja odgrzebię stare przepisy z przedwojennych czasopism, których od wiosny praktycznie nie przeglądam ( przy okazji znowu poczytam porady jak walczyć z kurzym pomorem i hodować króliki angory ).
Wreszcie przeczytam też coś książkowego i nie mam tu na myśli "literatury pracowej".Co prawda jakoś mną nie rzuca strasznie w kierunku dobrej beletrystyki, nawet tej której autorzy nagradzani są Nagrodą Nobla, więc nie będzie bardzo ambitnie. No cóż, czas kiedy człowiek czuł że musi być na intelektualnym topie został pożegnany. Jakoś nic nie zwiastuje aby miał powrócić, Tatuś nazywa to dojrzałym wyborem zainteresowań. Spokojnie, nie będzie czytania tylko i wyłącznie "literatury ogrodowej" ( tralala, większość znanych mi ogrodujących ma solidne księgozbiory takowej literatury i są to tzw. czytadła najmilsze ). Jak czytanie książek to w kocyku i pozycji leżącej, wiadomo że zaraz zjawią się koty i czytanie będzie się odbywało z mruczącym akompaniamentem. Raczej nie będzie w związku z tym pomrukiwaniami trwało zbyt długo, kocie mruuum, mruuum działa na mnie usypiająco. Znaczy w jesienne wieczorki można liczyć na regularne drzemki.
Zacznę palić świeczki, rozjaśnianie jesienno - zimowych ciemności żywym ogniem ma dla mnie wielki urok. Kto wie czy przy zapowiadanych podwyżkach cen prądu nie przejdę na oświetlanie świecami, he, he. Najbardziej przemawiają do mnie zapalone woskowe świece, zapach świeżego palonego wosku jest cudowny. Niestety z tym cudownym zapachem idzie w parze nie mniej cudowna cena! Człowiekowi zostaje wmawianie sobie że parafina też jest cool i cieszenie się płomieniem ( radości piromana). Nie lubię świec zapachowych, nie palę ich bo mam w wrażenie że w domu działa Chemiczny Ali, czasem zdarza mi się palić lampki olejowe, ale i w tym wypadku wybieram oleje bez zapachowych ulepszaczy. Co innego z zapalaniem świeczuszki pod kominkiem aromaterapeutycznym, zapach olejku neroli ( delikatny, bez przesadyzmu ) roznosi się po chałupie a ja czuję się niemal świątecznie.
To tyle przypomniało mi się radości wczesnych jesiennych wieczorów, dużo tego nie ma ale co robić?! Awanturę Wielkiemu Astronomicznemu że żyję w tej a nie innej szerokości geograficznej. Jeszcze usłyszę z Niebios poleconko wyniesienia się na własną rękę do południowej Kalifornii, gdzie ponoć pory roku nie istnieją albo wypomni mi się że Eskimosi mają teraz gorzej. Lepiej Zwierzchności nie prowokować! Wczesne jesienne wieczory trzeba jakoś znieść, nie ma zmiłuj.
Ty tak jak ja, właśnie nakupowałam na kiermaszu rozmaite herbaty i będę zapijać zimę :) Wtedy mam czas by się nią delektować przy świecach tylko bezzapachowych. Miłych takich chwil Ci życzę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Właściwe określenie - "zapijać zimę", he, he! Na szczęście głównie herbatą.Pozwolisz że sprzedam rodzeństwu i nie tylko. W tej chwili parzę lapsanga. mocniejszy smak mi potrzebny bo mam katarzysko. I ja Ci życzę miłego herbatkowania przy świecach , niedługo już się zrobi szarawo ( ja mam na blogu czas pacyficzny, he,he ) to herbacenie będzie można rozpocząć.
OdpowiedzUsuń