Róża damasceńska Rosa damascena nieznanego pochodzenia, znaczy ani rodziców ani hodowcy w metryczkę nie wpiszemy. Najprawdopodobniej antyczna staruszka. Róże damasceńskie powstały ze skrzyżowania Rosa phoenicia z Rosa moschata, tak przynajmniej głosi jedna z teorii. Jeszcze inna dokłada do grona protoplastów róż damasceńskich Rosa gallica , zawleczoną na Bliski Wschód przez krzyżowców. Znaczy tradycyjne babranie się w genetyce, które w wypadku damascenek nie ma aż tak wielkiego wpływu na ogrodowanie ( po protoplastach te róże nie odziedziczyły straszliwej wrażliwości na mróz ).
Pierwszy europejski opis 'Rose de Rescht' to rok 1843. Wówczas nosiła miano Pompon Perpetual. Później została starannie zapomniana ( jedna tylko wzmianka w 1912 roku ) i dopiero w 1945 roku odkryto ją ponownie dla świata. W Persji odkryto czyli w dzisiejszym Iranie ( wolę jednak nazwę bajeczną Persja niż groźnie brzmiący Iran ). Nazywano ją tam Gul Ereschti, dla ludzi Zachodu była różą z miasta Rescht - rose de Rescht. Jak to w przypadku perskich róż bywa, nazwa miasta zagościła w nazwie odmiany róży ( 'Ispahan' to druga popularna róża nosząca imię miasta w którym ją chętnie uprawiano ). W Europie hoduje się tę odmianę od 1950 roku. Mnie skusiła jej uprawa z powodów mało ogrodowych, hym...tego.....tajemnice Orientu zawsze mnie kręciły a nazwa perska róża brzmi po prostu cudownie. Jak do tego dodać wspaniały zapach i malinową barwę płatków to wiadomo dlaczego skończyło się perskim uwiedzeniem. Niestety po uwiedzeniu nadszedł etap tzw.pożycia i odkryłam że uwodzicielka nie do końca jest królową moich marzeń. Nie żeby tam flądra i jakieś nieestetyczne historie z płatkami, nic z tych rzeczy. Ale bywa grymaśna i delikatna, jak to damascenki czasem mają w zwyczaju . Kiedy lato jej podpasi kwitnie jak marzenie, ale chłodek i deszczyk powodują dąsy i grymasy. Ponoć u znajomków rośnie bezproblemowo i powtarza chętnie kwitnienie ( choć rzutami, to w końcu nie mieszaniec herbatni ). U mnie kwitnie bezczelnie raz, ale za to dobrze i tylko w wyjątkowe lata obdarza mnie czymś na kształt ponownego kwitnienia ( dwa kwiaty do czterech to nie jest to co ja nazywam normalnym kwitnieniem ). Krzew dorasta do 120 centymetrów ale zdarza się że w sprzyjających warunkach jego pędy osiągają większą wysokość. Kwiaty ma ta róża średniej wielkości - około siedmiocentymetrowe. Płatków bez liku czyli na pewno powyżej pięćdziesięciu, no i przede wszystkim 'Rose de Rescht' ma piękny ich kolor. To nie jest wściekły różyk Rosa rugosa czy dość trywialna różowość niezliczonych odmian galijek czy mchówek - 'Rose de Rescht' jest cudownie malinowa. Moje zdjęcie niestety nie oddaje tego koloru. No i nijak nie da się w poście umieścić wspaniałego zapachu kwiatów tej odmiany. Jest niepowtarzalny! Jak dla mnie tylko niektóre róże alba mogą w konkurencji zapachowej startować z damascenkami. Zapach czyli dusza róży jest chyba dzisiaj głównym powodem sadzenia róż damasceńskich. Tak przynajmniej jest w wypadku moich znajomków sadzących damascenki. Do tych róż są różne "ale", ale co do ich zapachu zgadzają się wszyscy - kwintesencja róży, absolut i w ogóle! Żebyż ta moja 'Rose de Rescht' jeszcze chciała porządnie kwitnąć bez względu na to jakie mamy lato i w ogóle zakwitać częściej to byłaby różą w pełni mnie zadowalającą. A tak w obecnej sytuacji to ja jestem tak sobie usatysfakcjonowana a ona jest tylko różą wpółzadowalającą.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, kwieciem to ona u mnie nie grzeszy, ale kwitnie niezawodnie na "wpółzadowalająco" przez cały sezon. I cudnie pachnie!
OdpowiedzUsuńTak, jak w różance w Hamburgu, nigdy nie wyglądała :(
[url]https://lh4.googleusercontent.com/-U7JW9z7BU3M/T_hCfroBpfI/AAAAAAAAUFs/TqCRnxnaq1k/s800/DSC01315.JPG[/url]
U mnie kwitnienie jest niezłe ale niestety tylko to pierwsze. Różanka w Hamburgu jest oczywiście mocno do przodu, mój egzemplarz takich "osiągów" wżyciu nie uzyskał.Ja mam w ogóle takie poczucie że damascenkom łagodniejszy klimat znacznie bardziej odpowiada - im dalej na zachód czy południe tym lepiej rosną.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ja mam problem z kolorem tej róży. Dlatego od dwóch lat wegetuje w doniczce, co jej zresztą bardzo nie służy. W czasie kwitnienia chodzę z nią po ogrodzie i nijak mi nie pasuje, wszędzie wydaje mi się zbyt intensywna w kolorze (a mam rugosę, więc teoretycznie 'de Rescht' nie powinna stwarzać większych trudności niż rugosa). A muszę ją mieć, najlepiej blisko okna, nawet mimo problemów, bo kupiłam ze względu na zapach.
OdpowiedzUsuńMalinowy można złagodzić jakimś powojnikiem bylinowym albo inną różycą rosnącą tuż tuż. Moja opcja do malinowego to zdecydowane fiolety.
OdpowiedzUsuńJa podsadziłam ją białym kwieciem ubiorka i w kolejnych sezonach wszelkimi białymi jednorocznymi. Biały kolor trochę zabija ten zjadliwie różowy kolor. Ale zapach jest dla mnie wspaniały.
OdpowiedzUsuńTaa, zapach jest z tych co to lubimy. Ostatnio podwęszam bułgarskie różane mydełka - wszystko z tej tęsknoty za latem.
OdpowiedzUsuń