Za mną urodziny. Okrągłe, zaczynające nowy krzyżyk na karku. Ranna pobudka jakoś mi nie uświadomiła grozy sytuacji czyli przekroczenia granicy za którą to już powaga, stateczność i same mądre i przemyślane sprawy. Nic z tych rzeczy, obudziłam się taką jaką byłam "od zawsze" - z lekka szurniętą, solidnie infantylną "matką" kotów, starszą wiecznie gderającą siostrą, zdrowo leniwą gospodynią domową i pracownikiem od siedmiu boleści, żadną tam wampowatą pożeraczką serc tylko zapuszczającą ogród ogrodniczką. No może i dobrze że ja nie mam skłonności do czynienia naprawdę poważnych bilansów życiowych ( mój bosz..... nie zdobyłam Nagrody Nobla, he, he ).
Tak szczerze pisząc to ja o kolejnej rocznicy swoich urodzin po prostu bym zapomniała, gdyby nie rodzina i przyjacielstwo. Nie mam głowy do dat i nie przywiązuje jakiejś szczególnej wagi do obchodzenia świątecznie dnia mojego przyjścia na świat. Jakoś tak bardziej koncentruje się na tym co tu i teraz a nie na zamierzchłej już przeszłości. Jednak fakt moich urodzin musiał stanowić dla części rodziny solidną traumę, skoro byli w stanie zapamiętać datę ( choć moje sweety siostrunie są tak zakręcone jako i ja i urodzinkują mi parę razy do roku, data dzienna się zgadza ale moje przyjście na świat rozciągnięte jest przez zapominalskie rodzeństwo od lipca do listopada - sisters są ode mnie młodsze, traumy więc nie było, to wszystko tłumaczy, he, he). Część familii dotknięta traumą domaga się corocznego zadośćuczynienia za doznane szkody i w związku ze związkiem urodziny trza było obejść ( i to, niestety, nie dużym łukiem, tak jak bym chciała, tylko z taką sobie półpompką - znaczy na słodko ). Dżizaas zwiedza Orient więc na mnie spadło kucharzenie. Szczęśliwie w dni upalne wszyscy pragną głównie jednego - lodów, zatem nie ma wielu "curesów", jak to mawiano w mieście Łodzi przed wojną.
Były co prawda sugestie padające w moim kierunku, dotyczące otworzenia naleśnikarni ( robię naprawdę dobre naleśniki, mam to po Mamusi ), ale walnęłam krótką gadkę na temat - węgierskie naleśniki z wiśniami, tort naleśnikowy zapiekany z kremem, naleśniki z jagodami na krótko i klasyczne palatchinki a postępujące gromadzenie się w krwiobiegu blaszek miażdżycowych i sprawa przycichła. Domagająca się orgii naleśnikowej ( to niby przed ciastem ) część rodziny cierpi na wieńcówkę i woli unikać przypomnień cholesterolowych. Wystarczy że zostali narażeni na bezę i bitą śmietanę. Zamiast lodów wolę w czas upałów sorbety, ale dla "tradycjonalistów" były też "normalne" lody ( i multum owoców ). Do tego kawencja, herbata "w odmianach", dobre soki i jakoś to poszło. Urodziny zostały opękane bez straszliwych przygotowań kulinarnych, tylko tzw. minimum wymagane ( no ciasta must sein ).
Teraz laba i odpoczynek od słodyczy, przynajmniej do powrotu Dżizaasa ( kto wie jakie przysmaki będzie zawierać dżizaasowa walizeczka ). Mam też zakusy żeby po przyjeździe Dżizaasa podstępem doprowadzić do wykonania przez przyjechaną tortu z kremem angielskim gotowanym. No, ale takie gryplany to sierpniowa sprawa. Teraz to powinnam się skoncentrować na tym żeby stać się lekką jak te baloniki z ostatniego obrazka. Nic innego mi nie zostaje jak intensywne ogrodowanie. Jedno mnie tylko przeraża - ten cholerny żar lejący się z nieba. Ze zdumieniem wysłuchałam relacji Magdzioła o niespecjalnie powalającej pogodzie w północnej Polsce, a i wczoraj wyczytałam na talibrowym blogu takie info o zimnym lipcu. Qurczę, jakbym mieszkała w jakimś innym kraju - gorąc i ciężki "wazduch" w Centralno - Polszcze, lipiec naprawdę z tych cieplejszych. Na szczęście ( choć może szczęście przy burzach o takim nasileniu to nie najlepsze słowo ) burzowo - deszczowy. Jednak nadal odczuć się dają skutki braku śniegu zimą i deszczu wiosną. jak dla mnie mogłoby naprawdę solidniej popadać. Dzisiejszy post ilustrują obrazki z myszką Verą, bohaterką książeczek napisanych i ilustrowanych przez Marjolein Bastin ( Vera the Mause to już firma ). Zamierzam sprawić sobie jakiś prezent "od Very" na poczet tych minionych urodzin.
100 lat! Wieczna sława i chała Tabci
OdpowiedzUsuńPollandia Nieświadoma
czyli urodzinowa gappa :D
Tabciulku, miało byc "chwała", choc i "chała" nieźle brzmi :p
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha! To jestnaprawdę niezłe - wieczna chała. Sama zastosuje przy życzeniach rodzinnych.
UsuńWszystkiego ogrodowego
OdpowiedzUsuńTo i ja się dołączę: wszystkiego najlepszego ;)
OdpowiedzUsuńKochani, dzięks za życzenia ale spoko spoko bo poczuję się jak wyłudzaczka życzeń. Dla mnie jak czytaliście, rocznica urodzin nie jest tam dniem super świątecznym, rodzina tylko czuje że musi obejść ( ja jakoś tak nie czuję że muszę ). Odnotowuję jeno że mam na karku kolejny krzyżyk i jak zwykle impresje żarciuchowe się mnie trzymają.
OdpowiedzUsuńJeszcze ja z życzeniami dołączam :) Kolejnych okrągłych rocznic Ci życzę, nieustającej pogody ducha i spełnienia wszystkich zachcianek ogrodowych!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Dzięks! Obchody okrągłych jestem w stanie znieść, pogodę ducha muszę sobie jakoś skombinować, a ten fragmencik o zachciankach to sobie tak jeszcze raz przeczytam przed następnym szkółkingiem.;)
OdpowiedzUsuń