Strony

środa, 11 listopada 2015

Listopadowo

Jeżeli myślicie że zapadłam w sen zimowy i nic w ogrodzie się nie dzieje to jesteście w tzw. dużym błędzie. Sławek dostarczył torf wysoki i zabieram się za przygotowanie ziemi pod mój oczarek 'Diana'. No i  trzeba jeszcze posadzić kupione ostatnio przeceniaki czyli cebule wiosennych roślin, których sklepy chcą się pozbyć.  Do Mamelona i do mnie dotarły oczekiwane cebule hiacyntów i lilii. U Mamelona tradycyjnie zestaw dziewczyński czyli różowy, ja mam zestaw  dla boys, czyli bardziej niebieskie odcienie niebieskości he, he. Piszę tak o tej wersji błękitu turbo bo tym razem nie są to ciemnoniebieskie odmiany. Bezczelnie nie przepadam za ciemnymi hiacyntami w innych kolorach niż błękit,  ale dotychczas jakoś nie zachwycały mnie jasne odcienie tej barwy w hiacyntowym wydaniu. Było ci prawda w Alcatrazie trochę jaśniejszych hiacyncich błękitów, ale nie były one liczne i ochów i achów u mnie nie wywoływały.  Przełamałam się, dopiero wiosną zobaczę czy słusznie. Cebul przyszło naprawdę dużo, znacznie więcej ponad zamówioną ilość ( to chyba było za to nasze długie oczekiwanie ). Sklep ma dobrą reputację, parę razy zamawiałyśmy w nim cebule i obywało się bez  odmianowych niespodziewanek. Da Wielki Ogrodowy to i tym razem tak będzie! Napracowałam się mocno nad koncepcją kolorystyczną zestawu hiacyntowego i nie życzę sobie żadnych szokujących kolorystycznie odkryć na wiosennej rabacie  (  pisałam już we wrześniowym poście o hiacyntach  że parę lat temu całkiem niespodziewanie hiacynty zakwitły mi w kolorze hym....tego...."meksykańskim" ).

Jeśli chodzi o kociambry to doszły do zdrowia rujnując moje. Próby zwabienia do domu  Lalka będącego "na lekach", zakończyły się u mnie katarem i chrypą ( od tych nawoływań proszalnych ). Pan Chorowity miał mnie głęboko w podogoniu bo w fabryce pojawił się osobiście Rudy, zwarty, gotowy i oczekujący na starcie. Laluś po wygraniu ( jego zdaniem ) bitwy z Rudym cudownie ozdrowiał w sprawach gardzielno - nosowych, a rany odniesione w zwycięskim boju jak wiadomo nie bolą i w ogóle się nie liczą. Sztaflik po parodniowym wysiadywaniu w domu poczuła się na tyle dobrze że wlała Szpagetce i Okularii i wystartowała do sroki ( czego absolutnie kocie zakazuję ). Obecnie wśród całej kociej części rodziny ten jakiś z lekka dziwny  zapał bojowy trwa nadal, co bardzo cieszy Felicjana, który najchętniej tłukłby każdego kto się nawinie pod pazur i ząb ( w zeszłym tygodniu usiłował mi podskoczyć -  samotna godzina w zamkniętej łazience poświęcona rozmyślaniom nad tym dlaczego nie gryzie się pańci po nogach, ani nigdzie indziej ). Felicjan zyskał sparing partnerów, a ja pole do nauki sędziowania kociej wolnej amerykanki!

Napisała do mnie  Dżizaas z obczyzny, dobrze jej tam gdzie jest. Przynajmniej człowiek jest spokojny o tego małego potwora. Oglądam stare przepisy kulinarne z tęsknoty za siostrzycą, receptura na "Hedgehog" z 1777 roku i atrakcyjny przepis na "Masło tureckie" czekają ( choć nie jestem do końca pewna czy studnię konieczną do wykonania tego ostatniego smakołyku uda się zastąpić pospolitą lodówką, he,he ). Przede mną lektura Ćwierczakiewiczowej a tam czają się leguminy. Kto wie co jeszcze wpiszę na dżizaasową listę pt. "Potrawy do wykonania".
Za oknem deszcz który mnie cieszy. Słotny listopad miły jest w tym roku memu sercu. Niech leje jak najdłużej i uzupełnia to wysuszenie jakie jest efektem suchawej wiosny, upalnego lata i mało deszczowej pierwszej połowy jesieni. Dzisiejszy wpis ilustrują jesienne akwarele Marjolein Bastin.

4 komentarze:

  1. Dobrze, mnie wyczułaś nawet wzięłam już na celownik twój blog i bardziej go monitorowałam aby mi nie umknął nowy wpis :))))))) Cudowne są te ilustracje.
    Znów zapomniałam wykopać mieczyki... ech... a cebul to ja chyba w tym roku nie posadzę bo ciągle mi do nich daleko... a są nadal w sklepie :P
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się że do mnie na blogiego zaglądasz!:-) Marjolein czasem tworzy obrazki, które głęboko zapadają mi wpamięć. Może to nie jest jakaś wielka sztuka ale bardzo lubię te akwarele, są takie pełne ciepła. Mieczykami bym sięnie przejmowała, ja bezczelnie zapominałam je wykopywać przez cały okres mieczykowania w Alctrazie. A w ogóle to jest taka roślina, która nazywa się mieczyk dachówkowaty Gladiolus imbricatus i jej wykopywać nie trza! Wiosenne cebule nie są musowe, fiołki wonne są. Jeżeli nie masz to koniecznie zapuść, to świetna roślina zadarniająca i dobrze się wpisuje w parkowe klimaty.

      Usuń
  2. A ja właśnie posadziłam lilie regalki w ilości 10 sztuk w jednym miejscu. Ciekawe, czy wytrzymamy te ciężkie liliowe aromaty, gdy to wszystko zakwitnie...?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak "zapumonolożona" Ciotka Elka wytrzymała to i Ty dasz radę!:-) Regalki piękne i w dużej grupie robią wrażenie. U Ewandki w ogrodzie zgrupowane masowo i zestawione z orienpetami o przewisających kwiatach wręcz powalają urodą. Dla mnie regalka to lilia typu must - have, he, he.

    OdpowiedzUsuń