Druga część różanych bajanek o tym jak to miało być pięknie i cudnie, a wyszło jak zawsze. Zacznę od wymarzonej przeze mnie dawno, dawno temu odmiany róży angielskiej - 'Abraham Darby' jawił mi się kiedyś jako ten święty Graal austinkowego różaństwa. Nieosiągalny, przecudnie kwitnący krzew dla mojego Alcatrazu ( będącego wówczas w powijakach ). Niestety kiedy św. Graal został już pozyskany, to okazał się być w alcatrazowych warunkach zaledwie wyszczerbioną i podejrzanie zmatowiałą musztardówką. Smętek nad smętkami, dlaczego tak jest nie wiem, bo sadzonki miałam z naprawdę dobrego źródełka. Przyczyn "złego prowadzenia się" tej róży zaczęłam szukać w jej genealogii. 'Abraham Darby' należy do grupy róż którą David Austin nazwał Leander, od nazwy odmiany 'Leander' ( krzyżówki róży 'Charles Austin' z siewką ). Grupa ta wywodzi się od róży czepnej ( he, he, znaczy pnącej ) o nazwie 'Aloha' ( krzyżówki climbera 'Mercedes Gallart' i odmiany 'New Dawn', chyba najbardziej znanego mieszańca Wichuraina ). Krzewy z grupy Leander są zazwyczaj wyższe niż te z innych grup róż angielskich, no, może z wyłączeniem grupy Austin Musk, silne i zażyte. Przy odrobinie szczęścia ( czyli przy bardzo ciepłej zimie ) można spróbować z róż tej grupy zrobić climbery ( czyli róże pnące ). Mniej szczęśliwi muszą zadowolić się naprawdę dużymi i zdrowymi krzewami. I jak to się ma do tej mojej słabizny "Abrahamka"? Nijak, dwa krzewy "Abrahamka" wyglądają tak jakoś gruźliczo, jakby w ogóle nie miały genów tego hardcora 'New Dawn'. Hym.... może to wina tego innego rodzica - 'Abraham Darby' jest krzyżówką odmian 'Aloha' i 'Yellow Cushion', starej floribundy z 1946 roku. Żółta floribunda nie wygląda jednak na specjalnego delikatesa, więc żadnych słabości "Abrahamek" nie powinien po niej mieć. No zostaje jeszcze jeden czynnik, który może być przyczyną "paskudyzmu Abrahamka" - Alcatraz! Mój kochany ogródek potrafi się czasem uwrednić, nigdy nie jestem pewna tak do końca jak przyjmie roślinę. Bywa że posadzone książkowo tzw. samograje wypadają a rarytasy rosną w nim bez żadnych z mojej strony starań. No po prostu Alcatraz tak ma! W tym roku podejmę ostatnią próbę ratowania "Abrahamka", oba krzewy wylądują na innym stanowisku - może się powiedzie ta akcja. Mam nadzieję bo róża ma świetny kolor kwiatów a zapach zapadający w pamięć. Teraz jeszcze metryczka - odmianę wprowadzono w 1985 roku, nazwano ją na cześć pana Abrahama Darby III ( 1750 - 1789 ), przedstawiciela znanej rodziny przemysłowców brytyjskich.Pan Abraham zapisał się w historii głównie jako twórca pierwszego mostu z żelaza, o tym że był u zarania dzikiego kapitalizmu dobrym pracodawcą mało się pamięta ( chyba ten porządny stosunek do pracowników brał się z wyznawanej religii, rodzina Darby to byli kwakrowie ).
Kolejna z róż niewdzięcznych to moja wielka angielska miłość.Kiedy wolnym kroczkiem sunęłam w czerwcowe wczesne popołudnie przez Rose Garden w Sissinghurst, moje ślepia spoczęły na niesamowitym krzewie. Zażyte krzaczydło takie z półtora metra na półtora, obsypane było białymi motylimi kwiatami ( motyle do których porównałam kwiaty to musiały być egzotyczne bestie, bo kwiaty były olbrzymie ). Oczywiście jak to w porządnym, klasycznym angielskim ogrodzie przy róży była niemal równie śliczna co ona labelka z nazwą. No i tak poznałam piękną odmianę mieszańca herbatniego 'White Wings'! Książkowo to ta róża dorasta do 120 cm wysokości i 105 szerokości, śmiem twierdzić że okaz z Sissinghurst Garden był solidniejszych rozmiarów. Odmianę wyhodował Alfred Krebs, wprowadzona została na rynek w USA w 1947 roku. Pochodzenie jest nieznane, to krzyżówka dwóch siewek. Krebs "opracowywał" nowe róże z własnych siewek, wśród których często pojawiali się potomkowie 'Cécile Brunner' . Nie wiadomo czy 'White Wings' należy do tej "linii" róż spokrewnionych z 'Cécile Brunner' . Niewątpliwie jest ulubioną wersją róży Krebsa - różą o pięciu płatkach. Olbrzymie kremowe kwiaty skontrastowane z czerwonymi pylnikami, świetny zapach, dobre kwitnienie w małych klastrach niemal przez cały sezon - czego chcieć więcej? Rozumku dla piszącej te słowa! Nie doczytałam że Alfred uprawiał swoje róże w Kalifornii. Mój Alcatraz to jednak nie jest wyspa na San Francisco Bay, z Montebello, gdzie "urodziła" się odmiana 'White Wings', do Centralno - Polski jest znacznie dalej. Klimatycznie to tak z krainy wiecznej wiosny do środkowoeuropejskich niestabilności pogodowych. Uff, przed każdą zimą drżę, róża jest wyraźnie ciepłolubna. W Alcatrazie złośliwie nie chce rosnąć ( albo to Alcatraz złośliwie jej rosnąć nie daje ). Marnawa. W tym roku będzie przeniesiona do różanki pod moim oknem, lepiej mieć tego mojego raryteta na oku.
Muszę przyznać, że też nie każda moja różana miłość została odwzajemniona, ale jakoś nie wypieram się róż i zawsze jeszcze się skuszę. Takich dociekliwych obserwacji genealogicznych jakie TabaAzo posiadasz nie mam - i za nie wielki ukłon. Co do Abrahama Darby, to posadziłam na niewielkiej skarpce u stóp tarasu (południowa wystawa) i jak napisałaś raz jest krzewem, a czasem porywa się na wspinaczkę. Posadziłam ją do towarzystwa Grahama Thomasa (który to pupilek rośnie bliżej mojego miejsca na tarasie) i mojego męża, czyli taki czworokąt małżeńsko-różany. Przyznam, że GT jest jednak róża bardziej niezawodną. Abraham D., aczkolwiek ma ładniejsze kwiaty (kolor, kształt, budowa i zapach!), to jednak w trakcie sezonu i pod koniec nie wygląda czasem zbyt dobrze. Nie kwitnie też tak obficie (w jednym czasie). Na kilka lat uprawy miewał spektakularne popisy - sąsiedzi działkowcy (tzw. warzywno-owocowi) przychodzili cudo oglądać, więc coś w nim jest. Trzymam go dla sentymentu i jako ukłon dla Austina, choć czasem się cieszę, że w jego otoczeniu rosną zawsze jakieś "odwracacze uwagi". ;) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się czy to czasem nie jest tak że to jest po prostu róża do nieco cieplejszego klimatu niż nasz. Ja dlatego właśnie tak grzebię w genalogii, by się doszukać źródełka "słabości". Niby nic w tym rodowodzie o tej "słabości" znaleźć nie można, ale....... nie wszystkie dobre geny po przodkach są dziedziczone. To w gruncie rzeczy loteria i dopiero po długiej obserwacji odmiany można powiedziac "Tak, tak, ona twarda jak prababka", he, he. Tak z rozmówek netowych różankowych wynika że luby "Abrahamek" miewa momenty chwały, ale jak trafnie to ujęłaś , nie jest różą niezawodną. U mnie też przesadzony zostanie na bardzo ciepłe stanowisko na wystawie południowej.
OdpowiedzUsuń: ] - to jest mój baaaaardzo szeroki uśmiech.
OdpowiedzUsuńJeśli będziesz kiedyś pisała książkę o nieudanych nasadzeniach róż to daj mi znać, dołożę kilka dobrych stron od siebie :P Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa - tak mogę skomentować ten temat jednym dźwiękiem :D
Nawet gdzieś o tym na blogu pisałam... tak sobie myślę, że gdyby wszystkie się zadomowiły to miałabym ich ze 100? We wszystkich możliwych kolorach. Przetrwał jeden tylko okaz, zmieniający kolor podczas kwitnienia: wychodzi z żółtego pączka i kwiatu, dostaje rumieńców i kończy kwitnienie jako mocno różowy .
Bo Ty jeszcze Agatku nie poznałaś różanych hardcorów, które są w stanie przetrwać jeżdżenie po nich kosiarką, he, he.;-) Są takowe, uwierz! Takie trzeba zaprościć do ogrodu a nie te wybrzydzające królewny, co to byle mróz a one odfruwają z królikami!
OdpowiedzUsuńoj..Tabazku, czytam i już mi zrobiło się smutno, miałam Abrahama zaprosić w tym roku do siebie a teraz??,zainteresowały mnie te "po których kosiarką można.."
OdpowiedzUsuń