Strony

środa, 13 stycznia 2016

Moje różane rozczarowania - część druga

Druga część różanych bajanek o tym jak to miało być pięknie i cudnie, a wyszło jak zawsze. Zacznę od wymarzonej przeze mnie dawno, dawno temu odmiany róży angielskiej - 'Abraham Darby' jawił mi się kiedyś jako ten święty Graal austinkowego różaństwa. Nieosiągalny, przecudnie kwitnący  krzew dla mojego Alcatrazu ( będącego wówczas w powijakach ). Niestety kiedy św. Graal został już pozyskany, to okazał się być  w alcatrazowych warunkach   zaledwie wyszczerbioną i podejrzanie zmatowiałą musztardówką. Smętek nad smętkami, dlaczego tak jest nie wiem,  bo sadzonki miałam z naprawdę dobrego źródełka. Przyczyn "złego prowadzenia się"  tej róży zaczęłam szukać w jej genealogii. 'Abraham Darby' należy do grupy róż którą David Austin nazwał Leander, od nazwy odmiany 'Leander' ( krzyżówki róży 'Charles Austin' z siewką ). Grupa ta wywodzi się od róży czepnej ( he, he, znaczy pnącej ) o nazwie 'Aloha' ( krzyżówki  climbera 'Mercedes Gallart' i odmiany 'New Dawn', chyba najbardziej znanego mieszańca Wichuraina ). Krzewy z grupy Leander są zazwyczaj wyższe niż te z innych grup róż angielskich, no,  może z wyłączeniem grupy Austin Musk, silne i zażyte. Przy odrobinie szczęścia ( czyli  przy bardzo ciepłej zimie ) można spróbować z róż tej grupy zrobić climbery ( czyli róże pnące ). Mniej szczęśliwi muszą zadowolić się naprawdę dużymi i zdrowymi krzewami. I jak to się ma do tej mojej słabizny "Abrahamka"?  Nijak, dwa krzewy "Abrahamka" wyglądają tak jakoś gruźliczo, jakby w ogóle nie miały genów tego hardcora  'New Dawn'. Hym.... może to wina tego innego rodzica - 'Abraham Darby' jest krzyżówką odmian 'Aloha' i  'Yellow Cushion', starej floribundy z 1946 roku. Żółta floribunda nie wygląda jednak na specjalnego delikatesa, więc  żadnych słabości "Abrahamek" nie powinien po niej mieć. No zostaje jeszcze jeden czynnik, który może być przyczyną "paskudyzmu Abrahamka"  - Alcatraz! Mój kochany ogródek potrafi się czasem uwrednić, nigdy nie jestem pewna tak do końca jak przyjmie roślinę. Bywa że posadzone książkowo tzw. samograje wypadają a rarytasy rosną w nim bez żadnych z mojej strony starań. No po prostu Alcatraz tak ma! W tym roku podejmę ostatnią próbę ratowania "Abrahamka", oba krzewy wylądują na innym stanowisku - może się powiedzie ta akcja. Mam nadzieję bo róża ma  świetny kolor kwiatów a zapach zapadający w pamięć.  Teraz jeszcze metryczka - odmianę wprowadzono w 1985 roku, nazwano ją na cześć pana Abrahama Darby III ( 1750 - 1789 ), przedstawiciela znanej rodziny przemysłowców brytyjskich.Pan Abraham zapisał się w historii głównie jako twórca pierwszego mostu z żelaza, o tym że był u zarania dzikiego kapitalizmu  dobrym pracodawcą mało się pamięta ( chyba ten porządny stosunek do pracowników brał się z wyznawanej religii, rodzina Darby  to byli kwakrowie ).


Kolejna z róż niewdzięcznych to moja wielka angielska miłość.Kiedy wolnym kroczkiem sunęłam  w czerwcowe wczesne popołudnie przez Rose Garden w Sissinghurst, moje ślepia spoczęły na niesamowitym krzewie. Zażyte krzaczydło takie z półtora metra na półtora, obsypane było białymi motylimi kwiatami ( motyle do których porównałam kwiaty to musiały być egzotyczne bestie, bo kwiaty były olbrzymie ). Oczywiście jak to  w porządnym, klasycznym angielskim ogrodzie przy róży była niemal równie śliczna co ona labelka z nazwą. No i tak poznałam piękną odmianę mieszańca herbatniego 'White Wings'! Książkowo to ta róża dorasta do 120 cm wysokości i  105 szerokości, śmiem twierdzić że okaz z Sissinghurst Garden był solidniejszych rozmiarów. Odmianę wyhodował Alfred Krebs, wprowadzona została na rynek w USA w 1947 roku. Pochodzenie jest nieznane, to krzyżówka dwóch siewek. Krebs "opracowywał" nowe róże z własnych siewek, wśród  których często pojawiali się potomkowie 'Cécile Brunner' . Nie wiadomo czy 'White Wings' należy do tej "linii" róż spokrewnionych z 'Cécile Brunner' . Niewątpliwie jest ulubioną  wersją róży Krebsa - różą o pięciu płatkach. Olbrzymie kremowe kwiaty skontrastowane z czerwonymi pylnikami, świetny zapach, dobre kwitnienie  w małych klastrach niemal przez cały sezon - czego chcieć więcej? Rozumku dla piszącej te słowa! Nie doczytałam że Alfred uprawiał swoje róże w Kalifornii. Mój Alcatraz to jednak nie jest wyspa na San Francisco Bay, z Montebello, gdzie  "urodziła" się odmiana 'White Wings', do Centralno - Polski jest znacznie dalej. Klimatycznie to tak z krainy wiecznej wiosny  do środkowoeuropejskich niestabilności pogodowych. Uff, przed każdą zimą drżę, róża jest wyraźnie ciepłolubna. W Alcatrazie złośliwie nie chce rosnąć ( albo to Alcatraz złośliwie jej rosnąć nie daje ). Marnawa. W tym roku będzie przeniesiona do różanki pod moim oknem, lepiej mieć tego mojego raryteta na oku.

5 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że też nie każda moja różana miłość została odwzajemniona, ale jakoś nie wypieram się róż i zawsze jeszcze się skuszę. Takich dociekliwych obserwacji genealogicznych jakie TabaAzo posiadasz nie mam - i za nie wielki ukłon. Co do Abrahama Darby, to posadziłam na niewielkiej skarpce u stóp tarasu (południowa wystawa) i jak napisałaś raz jest krzewem, a czasem porywa się na wspinaczkę. Posadziłam ją do towarzystwa Grahama Thomasa (który to pupilek rośnie bliżej mojego miejsca na tarasie) i mojego męża, czyli taki czworokąt małżeńsko-różany. Przyznam, że GT jest jednak róża bardziej niezawodną. Abraham D., aczkolwiek ma ładniejsze kwiaty (kolor, kształt, budowa i zapach!), to jednak w trakcie sezonu i pod koniec nie wygląda czasem zbyt dobrze. Nie kwitnie też tak obficie (w jednym czasie). Na kilka lat uprawy miewał spektakularne popisy - sąsiedzi działkowcy (tzw. warzywno-owocowi) przychodzili cudo oglądać, więc coś w nim jest. Trzymam go dla sentymentu i jako ukłon dla Austina, choć czasem się cieszę, że w jego otoczeniu rosną zawsze jakieś "odwracacze uwagi". ;) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się czy to czasem nie jest tak że to jest po prostu róża do nieco cieplejszego klimatu niż nasz. Ja dlatego właśnie tak grzebię w genalogii, by się doszukać źródełka "słabości". Niby nic w tym rodowodzie o tej "słabości" znaleźć nie można, ale....... nie wszystkie dobre geny po przodkach są dziedziczone. To w gruncie rzeczy loteria i dopiero po długiej obserwacji odmiany można powiedziac "Tak, tak, ona twarda jak prababka", he, he. Tak z rozmówek netowych różankowych wynika że luby "Abrahamek" miewa momenty chwały, ale jak trafnie to ujęłaś , nie jest różą niezawodną. U mnie też przesadzony zostanie na bardzo ciepłe stanowisko na wystawie południowej.

    OdpowiedzUsuń
  3. : ] - to jest mój baaaaardzo szeroki uśmiech.
    Jeśli będziesz kiedyś pisała książkę o nieudanych nasadzeniach róż to daj mi znać, dołożę kilka dobrych stron od siebie :P Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa - tak mogę skomentować ten temat jednym dźwiękiem :D
    Nawet gdzieś o tym na blogu pisałam... tak sobie myślę, że gdyby wszystkie się zadomowiły to miałabym ich ze 100? We wszystkich możliwych kolorach. Przetrwał jeden tylko okaz, zmieniający kolor podczas kwitnienia: wychodzi z żółtego pączka i kwiatu, dostaje rumieńców i kończy kwitnienie jako mocno różowy .

    OdpowiedzUsuń
  4. Bo Ty jeszcze Agatku nie poznałaś różanych hardcorów, które są w stanie przetrwać jeżdżenie po nich kosiarką, he, he.;-) Są takowe, uwierz! Takie trzeba zaprościć do ogrodu a nie te wybrzydzające królewny, co to byle mróz a one odfruwają z królikami!

    OdpowiedzUsuń
  5. oj..Tabazku, czytam i już mi zrobiło się smutno, miałam Abrahama zaprosić w tym roku do siebie a teraz??,zainteresowały mnie te "po których kosiarką można.."

    OdpowiedzUsuń