Po ciężkim zatruciu "politykom" powoli dochodzę do siebie. Terapia polegała na niemal całkowitym odcięciu się od neta i zajęciu przyziemnym domowymi sprawami i sprawami pracowymi. Szczęśliwie womity mi przeszły, więc mogłam usiąść do kompa. Tzw. rzeczywistość pozadomową postanowiłam ignorować na zasadzie "a niech się młodzi męczą". Niestety pogoda pokrzyżowała mi szyki i nici z ogródkowania - rano było biało i zimowo, obecnie jest pluchowato. Jednak dobrą rzeczą jest to że na łeb nie pada, ani nie śnieży. Koty po swoim święcie totalnie rozbisurmanione, naprawdę jakby "pińcet" dostały. Żądania wołowiny, protesty polegające na całonocnej niebytności w domu ( Okularia ma dietę i postanowiła mi w związku z tym pokazać że jak nie dam żarcia to ona zmieni dom ), wściekły małpizm w wykonaniu Sztaflika i Szpagetki, wyprawy wojenne ledwie odzębionego Felicjana i paskudne zachowania Lalka w stosunku do nabytku krasnalopodobnego ( złapałam w ostatniej chwili , ogon podniesiony, Laluś naszykowany do olania ). Wyraźnie marzec u progu bo towarzystwo wręcz szaleje, zachowanie znacznie poniżej poziomu, nawet poniżej i tak już bardzo niskiego poziomu towarzystwa . Ponieważ na dworze pogodowo raczej cienko zajęłam się trochę domowymi roślinami, zawsze to zielone, he, he. Nie mam ich za dużo bo moje kociambry za nic mają sianą kocią trawkę, zawsze to lepiej podeżreć albo choć poszarpać jakiegoś ozdobnego habazia.Ostały się tylko hardcory typu araukaria, czy pozakłuwane paprocie ( znaczy patyki w doniczkowej ziemi, żeby głupoty do kocich łebków nie przyłaziły i nie mam tu na myśli zalegania w doniczkach tylko fizjologiczne ekscesy ) . Niedawno kupiłam rośliny do pokoju Azy i Cioci Dany ( oficjalna nazwa gościnny ) i usiłuję je uprawiać.Nie wiem czy na usiłowaniach się nie skończy, bo koty szalenie zainteresowane nówkami, normalnie główni uprawiacze. Stanie całodobowe na warcie z kapciem w pogotowiu odpada, więc roślinki mają szansę na przeżycie tak czterdzieści do sześćdziesięciu. Cała nadzieja w tym że zaraz już będzie wiosna i koty porzucą domowe pielesze na rzecz ogrodowania. Rośliny domowe nie są atrakcją kiedy na dworze pojawiają się muszki, motylki czy wybudzone nornice.
Przesadzanie, rozsadzanie, wszystkie te zabiegi typu przycinanie, wykonywane przed sezonem. Oczywiście jak to zwykle w wypadku "domowców" doniczki o rozmiar za małe czy o rozmiar za duże. Na myśl o kolejnych doniczkowych zakupach dostaję lekkiego wnerwienia ( zazwyczaj nie ma fajnych doniczek w rozmiarach przeze mnie szukanych ). No cóż , nie cierpię plastików a tymczasem część nowo zakupionych "domowców" egzystuje w takich doniczkach. Tak szczerze pisząc to jedynym dla mnie wytłumaczeniem użycia doniczek plastikowych jest ich lekkość, co ma szczególne znaczenie w przypadku naprawdę dużych roślin. Zwiększanie ciężaru rośliny doniczkową ceramiką ma w sobie coś masochistycznego, te problemy z pielęgnacją, przenoszeniem, zabawy na granicach dyskopatii. Ha, i człowiek sam sobie to robi, estetyka wygrywa ze zdrowym rozsądkiem. Ciekawe jednak że poczucie estetyki nie przeszkadza mi wciskać gdzie się da sztucznych grzybków, he, he, szczególnie pasujących do fiołka afrykańskiego ( pełna groza ). Coś mi mówi że mam załamanie gustu ( jednostka chorobowa - forma załamania nerwowego ,he ,he ) - te krasnoludki, grzybki. Jeszcze zacznę wyrabiać łabądki z opon! Chyba czas poniuchać kwiaty jaśminu lekarskiego Jasminum officinalis ( czwarta fotka ), może mi ten dziwny zapach przegna z głowy "cudowne" pomysły ozdobnicze. I tak płynie sobie ten mój codziennik - zieleń domowa obrabiana, zaraz będzie obmywanie porcelany, potem czyszczenie metalowych puszeczek. No bo trzeba się domem zająć jak ogrodować się jeszcze nie da.
Uwielbiam kwiaty w domu i bardzo mi zależy aby zdrowo rosły ale tak jak Ciebie i mnie szlak trafia to całe latanie za doniczkami... :/ potem za miejscem... no ale... czego się nie robi z miłości ;)
OdpowiedzUsuńCo to za grzybki w donicy?
Pozdrawiam :D
Ja Agatku kiedyś miałam w domu duuuużo zieleni, ale potem nadeszła epoka Wiktora, Wielkiego Kociego Niszczyciela Zieleni Domowej ( pełny tytuł Jego Ekscelencji ). To co teraz zielonego w domu jest to smętne niedobitki. Qrcze, sprawa donic dobijająca, bo mają być w dobrym rozmiarze i w miarę proste ( i zawsze coś jest nie tak ). Z miejscem dla roślin to u mnie aż tak wielkiego problemu nie ma. Grzybki to chyba maślaczki, no i podgrzybek, he, he. Wszystko z jakiegoś styropianowca, tak mi się wydaje. Pochodzenie kwiaciarniane, znaczy w kwiaciarniach czy tam sklepach z upominkami można takie grzybki dostać.
OdpowiedzUsuńFajne są, przyznam, że nie spotkałam się jeszcze z takimi grzybkami w realu :))) Myślałam, że może to twoje dzieło ;) Ja też mam okropny problem z doniczkami... a ceny ich są porażające :(
UsuńTylko mnie nie denerwuj opowieściami o cenach doniczek! Qrczę, pamiętam czasy kiedy dostanie normalnej glinianej doniczki konkretnego typu nie było sportem wyczynowym. O cenach to tylko napomknę że były ziemniaczne ( trzy kilo kartofli = jedna średnia doniczka ).
Usuń"Kociambry", hmmm... mało kto tak mówi. Poznań? Okolice?
OdpowiedzUsuńOdź, najpiękniejsze najbrzydsze miasto świata. W Odzi występują kociambry, kocyndry, kotony, skocone, wykoty, kociaste, kotochy.;-) Ódź w zasadzie jest położona w okolicach Poznania, podobnie jak położona jest w okolicach Zamościa ( urok Centralno - Polski ).;-)
OdpowiedzUsuń