Strony

poniedziałek, 30 maja 2016

Burza - wreszcie!

Przetacza się, kręci, grzmi, sypie gradem przyprawiając mnie o tzw. palpitkę pompki ( bosz.....moje rozkwitłe  irysy i wielkie funkiowe liście wystawione na te lodowe mini pociski ). Jednak da się przynajmniej odetchnąć. Nawet Dżizaas wylazła z norki mądrząc się na temat swojego zdrówka ( normalnie jakby trzy specjalizacje skończyła a nie tylko medycznych piąte  przez dziesiąte słuchała, z neta coś tam wyczytała i podpytała drugiej "pierwszej damy" medycyny czyli  Sweet Marty ). Mądrzenie się  Dżizaasa zazwyczaj smętnie się kończy, pozwolę sobie zacytować  Kłapouchego - "Dla kogoś kto leży na dnie rzeki, kasłanie  czy brykanie to wszystko jedno". Jednak Dżizaas zawsze ma ciężką amnezję w wypadkach, w których starsze siostry mogą  potępieńczo kiwając  głowami wygłosić tę cudowną kwestię "A nie mówiłam!".





Burzliwy nastrój zapanował też na oazowym forum, zdaje się że była jakaś solidna awantura, którą tradycyjnie przespałam ( zawsze mam spóźniony zapłon ). O co dokładnie chodzi nie wiem więc się nie wypowiadam, przykro mi tylko że rozwala się coś co było czymś fajnym. No ale tak to  bywa na forumach, prowadzenie bloga jest jednak mniej stresujące niż uczestniczenie tak na 100% w forumowym życiu.  Człowiek sam sobie okrętem, sterem i żeglarzem, odpowiada za własną pisaninę i może w miarę dowolnie kształtować treści, które chce przekazać. Bezczelnie przyznaję że nawet mnie specjalnie nie kusi dowiadywać się o co poszło ( swego czasu  FO opuściłam bo Naczelny  ostro zachorował na politykę, w wypadku naszego forum "banickiego" raczej obstawiałabym jakieś inne  kwestie ). No po prostu  jakoś mnie nie ciągnie do śledztwa. Pewnie się  robię solidnie stara i alienuję czy cóś. Jak te małpy co to nie widzą, nie słyszą i nie mówią - unikam konfliktu mniejszej miary, bo czuję przez skórę nadchodzący konflikt przez duże K ( na takowy starszej pani potrzeba siły ). Nie mam tu na myśli jeno politycznych przetasowań, raczej obumieranie pewnych mitów i rodzenie się nowych. No ale socjo - dyrdymały to nie temat na burzowy wpis.




Szczęśliwie się składa że cooleżeństwa jakoś z konkretnymi forumami nie wiążę, co mi po metkach - ludzie się liczą! A ludzie jeszcze nie powariowali i mimo prób dzielenia ich gdzie i jak się tylko da ( ostatnio to tak otwartym tekstem politycy na fali przypieprzyli  jak łysy grzywą o kant kuli ) nie za bardzo dają się wciągać w "zametkowanie". No i bardzo dobrze! Zaszufladkowanie to w Szuflandii, człowiek to znacznie więcej niż sympatie polityczne, "miłośnictwo" roślin, pielgrzymki do  miejsc świętych czy ubieranie lateksowych kostiumów z łańcuchami w sobotni wieczór. Także zostaje mi tylko poszukanie nowych adresów pod którymi będę mogła znaleźć stare kumpelstwo  poznane po "linii zielonego". Cel na pewno wart wysiłku.
Jedna rzecz w burzliwy dzień mnie zadziwiła - koci spokój. Cisza, słodkie pochrapywanie i żadnych ekscesów. Po prostu jakby w tym domu nie mieszkały koty. Przyznam że po ich ostatnich występach ta błoga kocia cichość, czyli absolutne zero  ryków,  jest wręcz wspaniała! Czy długo ten stan się utrzyma nie wiem, na razie  staram się nim intensywnie cieszyć.
Dzisiejsze ilustracje  burzliwego wpisu to dzieła angielskich malarzy z początku XIX wieku  - Constable'a i Turnera ( ostatni obraz ilustrujący post to dzieło Constable'a ). Angielskie burze i deszcze na płótnach i innych kartonach są niesamowite!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz