Strony

piątek, 19 sierpnia 2016

"Ja z podróży"

Od ponad tygodnia miotam się po Polszcze - wyprawa wizytacyjna weekendowa, krótkie czasowo ale dość dalekie wyjazdy. Teraz z kolei mają mnie nawiedzić ( Tatuś po nieszczęściu kocim z poniedziałku - nie ma z nami już  Figi - będzie ciężkoprzekonywalny, czym jestem solidnie zmartwiona ), powinnam zacząć sprzątać czy cóś ale ledwie mam siłę  w klawiaturę stukać.  Bardzo dużo nowych, ciekawych miejsc  widziałam, strasznie żarłam ( wyrzuty sumienia i na dodatek kolejny fałdek - zakładka? - na bęcu ), przywiozłam trochę nowych roślin. Koty pod opieką Małgoś  - Sąsiadki i Ciotki Elki jakieś takie wyobcowane ( jestem chyba karana za częstą nieobecność ), Felicjanowi smarowanie antyuczuleniowe nic nie pomaga i szykuje się dohtor.  Dżizaas wkurzona na robotę, którą sobie sama wynalazła też nie ma lekkiego życia. Coś nie mam czasu żeby ponarzekać że to już jesień zaraz czyli wrzesień coś tam za jakiś tydzień z hakiem. No wiecie, ja z podróży, jakoś nie składa się na gorzkie żale i smęty że oto jesień  u proga, bo to trzeba pilnować pociągów byle jakich, w których nie dbać o bagaż to może być ciężko ( ciągle przypominają o bagażu, jakby bali się że pasażerowie  wybuchowe te bagaże mają ),  ale nie dbać o bilet to jest prycho. Odkryłyśmy niedawno z Mamelonem że kupno biletów w biletomacie oraz kupno w kasie PKP przekracza nasze skromne  możliwości umysłowe. Zadbanie o bilet jest tożsame z niedbaniem o bilet, znaczy nawet jak kupisz bilet w kasie PKP na dworcu,  na pociąg  odchodzący o konkretnej  godzinie,  to zawsze może się okazać że jedziesz z biletem nieważnym, bo to nie jest bilet właściwego przewoźnika. Szczerze mówiąc mam gdzieś historię spółek PKP, zasięg ich występowania, stroje godowe i tym podobne bzdety - następne bilety kupuję netem albo  u konduktora. Awantury dzikie przy kasie, takie w stylu średniej  komuny ( taa, wyjazdy na wczasy pracownicze ) to nie jest moja ulubiona rozrywka. Mamelon też nie musi tak przeżywać rozgrywek z automatem biletodajnym ( tylko dwadzieścia - trzydzieści  prostych ruchów dzieli  człowieka od kupna biletu, no chyba że biletomat ma ścięcie z systemem bankowym, wtedy średni czas oczekiwania na wyplucie biletu to jakieś  jedno  pokolenie ). Dobra, dość przynudzania - teraz fotki. Na pierwszy ogień hortensje z Bąblina.






Mamelon po wizycie  u Ewandki poczuła  straszliwy głód hortensji wiechowatej - rzuciła się  jak wilczyca na jagnię na te biedne krzaczki. Po fazie fioletów i "głębokiej purpury" Mamelon zarządziła że pod  koniec sierpnia ma być w Mamelonoison kremowo ( hortensje, których kwiaty  szybko różowieją są be i nie nadają się do wytwornych  gierek kolorystycznych przeprowadzanych przez madamme ). Prawda jest taka  że Mamelon różowiejące  hortensje  to już ma, a te kremowe to dopiero był szczyt marzeń ( u Ewandki te kremy hortensjowe  i różowe cynie "po całości" urzekły Mamelona ). Ja polazłam w drzewa  i krzewy niewymagające corocznych przycinań, w Alcatrazie  w końcu  pojawiła się halezja 'Wedding Bells' i trochę niebieskolistnych fotergilli. Happy, bo troszkę mniej zabaw z bylinami. Znaczy taką mam nadzieję, jak to wyjdzie w praniu tego nie wie nikt. Teraz  foty z ogrodu Ewandki ( mnie tak jakoś obiektyw w stronę różowych  hortensji leciał ), tej jego części w stylu country  ( Ewandka twierdzi że  tak naprawdę to jest bezstylowo ale za to swojsko ). Country czy swojak, ogród jest swobodny i bez zadęcia, taki jak lubię. Strasznie chemią nie traktowany, ot czasem jak coś wyjątkowo wredne to zostaje  pryśnięte ( zdaje się że ku zgrozie  Krzysia ), nawożony naturalnie, bez ton  granulek na wszystko. Długie  dysputy nocne z Ewandką toczyłyśmy na temat wyższości przekompostowanego przez rok końskiego nawozu nad wszelkimi innymi guanami, w tym roku trzeba  już pomyśleć o  końskim złocie. No i rośnie w tym ogrodzie aż miło, byki  nie rośliny!









No i to by było na razie na tyle. Jak odpocznę i się  trochę przewali to coś tam  później o wojażach tegorocznych skrobnę. No chyba że znowu mnie poniesie!

12 komentarzy:

  1. Taba... czy ja dobrze zrozumiałam, pociągiem pojechałaś po zaopatrzenie ogrodownicze czy "bo było Ci po drodze?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, żadne tam zaopatrzenie ogrodnicze - pociągiem pojechałyśmy do Ewandki z wizytką. To że wizytka zakończyła się wykopkami i to że prezent wizytkowy, który wiozłyśmy to badyl to insza sprawa.;-) Natomiast wyprawy po zielone różnymi środkami transportu nie są mi obce, buty zostawiłam na Stansted Airport żeby zielone w bagaż wepchnąć!:-)

      Usuń
  2. Nieodparte skojarzenie z wujem Mattem z Fraglesów :)
    Cóż, już kiedyś Daukszewicz w swoim skeczu mówił, że pasażer wsiadający do pociągu staje się własnością PKP. Mój ojciec był kiedyś świadkiem, jak Kameruńczyk władający nienaganną polszczyzną próbował nabyć bilet w kasie dworca. Poprosił bilet z punktu A do punktu B i choć rozumiał, co babsztyl do niego mówi po polsku, za skarby pojąć nie mógł. Nie ogarniał, jak znakomita większość podróżnych, o co chodzi z tymi różnymi przewoźnikami. Po półgodzinnej debacie nabył coś w rodzaju biletu i skarżył się znajomemu przez komórkę, że w Kamerunie dużo sprawniej to idzie.
    Hortensje, jak i zarówno swojski country ogród PIĘKNE! Aż zazdrość mnie piecze!
    Nie śmiem pytać o Figę, ale przyjmij wyrazy współczucia.
    A w kwestii przekonywania Tatusia - co ma być, to będzie :) Na razie poznajemy lepiej i oswajamy naszą przedsiębiorczą zołzę, która okazała się popisowym Spider-kotem. Chyba nawet bardziej brawurowym niż Bura ale jednak brak jej wdzięku i stylu. Szybko wskakuje na samą górę po czym rozpaczliwie zjeżdża po siatce na dół z głośnym hukiem tyłka o parapet :))) No mówię Ci - cyrk!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad Tatusiem to będzie solidna praca, teraz jest strasznie rozżalony. Figa była w rodzinie od czasów niepamiętnych ( mój siostrzany duopak zastanawiał się która była wtedy w której klasie jak nam Figa w domu nastała ). Tatusia rozumiem - w zeszłym roku pożegnał niemal tak dojrzałą jak Figusia Psotulę, coś tam nawet zaczął nam bredzić że to czas na niego. W niepamięć już poszedł nie najlepszy charakter Psotuni ( lała inne kotki ), nieobecności tajemnicze i dziwne wymagania kulinarne Figi ( Figa wg. Tatusia była "lepsza" niż Psota, choć nie dorównywała najwspanialszej Mimi, która dla Tatiego była ideałem - nigdy nie uwierzył że złośliwe podlewanka w miejscach do podlewanek niewłaściwych to była Mimina robota ). Tatusiowi został na pocieszkę niezwykle towarzyski Nemo, więc może za jakiś czas ( miejmy nadzieję że niedługi ) Ojca da się przekonać że kot nie może tak samotnie, bez innego kota egzystować.
      Co do kolei to ja mam ciężkie doświadczenia - w końcu "technicznie" to ja wpadłam pod pociąg ( zwaliłam się z peronu przy wsiadaniu na niebotyczne schody jakiegoś rupiecia, gwizdali na rozruch maszyny a potem się darli żeby zatrzymać ). Właściwie nie powinnam jeździć pociągami, ale z drugiej strony czasem tak jest po prostu najszybciej i najłatwiej.
      Co do ogrodu - Ewandka ma naprawdę fajne ogrodziszcze a i Bąblin zrobił na mnie miłe wrażenie.

      Usuń
    2. Matko kochana! Jak to pod pociąg?! Aż mi się gorąco zrobiło, jak to przeczytałam. I Ty masz jeszcze odwagę zbliżać się do budynku dworca?!

      Musowo Tatusiowi i Nemo trzeba drugiego kota, a nie ukrywam, że charakterologicznie nasza zołza wpisuje się idealnie w obowiązujący w Tatusinym domu trend :) Ma charakter i temperament. Na dzień dobry obu panom spuści łomot, a potem z mruczeniem przyjdzie na przytulanki. Jedyne co, to zawsze, ale to zawsze załatwia się do kuwety. Na początku, jak była jeszcze słaba i chorowała, to nawet wymiotować lazła do kuwetki. To chyba z podlewanek nici ;)

      Usuń
  3. Zaraz do Tatiego wyrusza emisariusz, trzymaj kciuki za Wielkie Kuszenie Ojca!

    OdpowiedzUsuń
  4. Takie ogrody to ja bardzo lubię! A hortensję wiechowatą też postanowiłam ostatnio koronować na królową mojego ogrodu, bo nawet na moich nadwiślańskich piachach czuje się zupełnie nieźle. A kwitnie jak szalona! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha, bo to nie są tzw. ogrody nachalne, znaczy nie pod kancik. Co prawda "wysprzątane", ale nie upiornie "czyste" i sterylne. Mamelon posadziła hortensje "po całości" - to się nazywa faza!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha bo hortensje potrafią złapać za serce. Ja z fazy rodkowej przeszłam w hortensjową i już dobiłam chyba do 20 sztuk nie broniąc się wcale przed kolejnymi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I wszystko byłoby cudnie gdyby nie to ze hortensje wymagają przycinania na wiosnę.;-) Jej Leniwość postanowiła sadzić krzewy nie wymagające częstej korekty. Po przejściach żylistkowo - jaśminowcowych podjęła tę decyzję.:-)

      Usuń
  7. Właściwie po wiosennym przycięciu 50m szpaleru krzewów różnych (bo żywopłotem tego chyba nazwać nie mogę) powinnam też takie wnioski wyciągnąć ale chyba zaćmienie umysłu zadziałało ;)

    OdpowiedzUsuń