Połowa września nad polskim Bałtykiem - słoneczko, tłum rodziców z maleńkimi przedszkolnymi dziećmi, prawie tak samo wielkie jak ten tłum rodziców zbiorowisko emerytów, zanikające budy ze smażonymi "świeżymi" rybami czy tam inne wesołe miasteczka, schyłek sezonu i dochodzący do siebie po napływie turystów miejscowi. Na mierzei Helskiej szczęśliwie tzw. baza turystyczna ma mało miejsca na rozrost, więc po sezonie człowiek jest w stanie odkryć urok małych nadmorskich miejscowości, no i przede wszystkim uroki nadbałtyckich plaż, wydm i lasów. Słoneczko sprzyja spacerom, temperatura powietrza i wody w morzu nadal "sezonowa", można na chybcika wypocząć. Na chybcika bo czas goni, dziś człowiek tu jest, jutro będzie w innej części kraju ( coś się ostatnio bardziej mobilna zrobiłam ). Wycieczka na Hel to nie tylko wizyta w fokarium ( w końcu mało jest tak słodkich widoków na świecie jak pływająca stylem grzbietowym foka ), to przede wszystkim wizyta na Cyplu i plaży leżącej od strony Wielkiego Morza ( Małe Morze to Zatoka Pucka ). Przy okazji - jeżeli władający językiem angielskim obcokrajowcy zwiedzający Hel będą pytać Was o Sajpil, to tak - chodzi im o tip lub cape. Wersja wyrazu cypel używana przez obcokrajowców przekonanych że mówią po polsku brzmi cipiel vel kipil. O dziwo wszyscy napotkani rozumieli niemiecki wyraz geradeaus, taki cud natury. Na Helu o cud natury wcale nie jest trudno, w końcu przywracają tam naturze nie tylko foki ale i wydmy z "prawdziwą", pierwotną roślinnością bałtyckiej mierzei. O ile z fokami problemu nie mam, o tyle z tą pierwotnością szaty wydm to tak nie do końca.
Zacznę od tego że mamy na Półwyspie Helskim całkiem spore wydmy białe i wydmy szare, bo plaże u nas piaszczyste ( traktujemy jak oczywistość ten piaseczek, starannie ignorując fakt że piaskowe plaże nie są jedynymi jakie tworzy morze ) . Bałtyk morze płytkie, łagodny jasny piaseczek nam nanosi, żadnych żwirków czy kamorów w dużej ilości, plaże u nas takie do zalegania w sam raz. Wydma biała to jeszcze na wpół ruchome piaski, ledwie przytrzymywane na miejscu korzeniami wydmuchrzycy piaskowej Leymus arenarius i piaskownicy zwyczajnej Ammophila arenaria. Jednak to nie od traw zaczyna się budowanie wydm, rola pierwszego "zielonego" stabilizatora piasku przypada honokenii piaskowej Honckenya peploides, malutkiej roślince z rodziny goździkowatych. Na Helu nie ma jej zbyt wiele ( znaczy ja nie przyuważyłam ) pewnie za sprawą kocyków plażowiczów. Na piaszczystych plażach ta roślina musi konkurować z plażowiczami, a jak wiadomo plażowicze gatunek ekspansywny, mający w sobie dużo cech zbieżnych z wirusami. Tu grajdołek, tam parawanik, a tu jeszcze pieprzniem materacyk i honokenia wypada z gry. Roślina spokojnie przeżyje całkowite niemal zasypanie piaskiem ale odsłoniętych korzonków długo nie zdzierży, więc grajdołkowanie jest dla niej zabójcze. Teraz będzie groźnie - "w Polsce zaleca się wprowadzenie na najlepiej zachowanych siedliskach tego gatunku zakazu rekreacyjnego i turystycznego użytkowania plaży". Jak to tak, z plaży korzystać się nie da? Rekreacyjnych siedlisk parawanowych nie będzie można budować, gier zespołowych uprawiać, leżenia w koloniach à la foka szara ( znaczy cielsko przy cielsku ) uskuteczniać?! No jakże to tak? To dla kogo ten cholerny Bałtyk i te plaże?! No cóż, najczęściej takie pytania padają z ust osób którym tak naprawdę do szczęścia to ani ten Bałtyk ani te plaże nie są potrzebne. Spokojnie mogłyby się w błotku glinianek kapać pod warunkiem że glinianki zrobią się trendy i założą koło nich wesołe miasteczko i otworzą budki z lodami.
Kolejną rośliną inicjującą powstawanie wydm jest rukwiel nadmorska Cakile maritima ssp. baltica. Zagrożeniem dla występowania jest dokładnie to samo co w przypadku honokenii piaskowej - zbyt intensywne użytkowanie plaż. Niszczy się na takich "użytkowych" plażach tzw. kidziny czyli nietrwałe środowisko stworzone z tego co wywali morze. Wały cuchnących wodorostów zasiedlane przez rośliny, które w sprzyjających warunkach przenoszą się poza strefę zalewaną przez falę i uczestniczą w "budowie lądu" jakoś nie zachęcają turystów do rozkładania kocyków na zakidzinowanych plażach. Budowla hydrotechniczna to co innego - nie śmierdzi i daje jakieś tam złudzenie że wybrzeże chroni i piaseczku nie wymywa. Jednoroczna solanka kolczysta Salsola kali jest bardziej przygotowana na odpieranie ataków kocykiem niż dwie pierwsze rośliny inicjujące powstawanie wydm . Kolczaste to, alergię potrafi wywołać i jako z ekspansywnym, słonolubnym kolonizatorem piasków plażowiczowi już nie tak łatwo walczyć, he, he. Dlatego przez wiele lat była z tego powodu tępiona przy przygotowaniach plaży "pod turystów".
Wydma szara to następny etap tworzenia lądu przez rośliny, taka wydma jest już bardziej stabilna, wiatr nie zmienia jej tak bardzo jak wydm białych. Pojawiają się na niej jakieś zaczątki procesów glebotwórczych, szczątki roślin tworzą bazę pod bardziej wymagające gatunki. No, może nie strasznie wybredne. Szczotlicha siwa Corynephorus canescens, turzyca piaskowa Carex arenaria, jasieniec piaskowy Jasione montana var. littoralis, kocanka piaskowa Helichrysum arenarium - to główni zasiedlający wydmę szarą. Na takiej wydmie pojawiają się też chyba najpiękniejsze kwitnące rośliny nadbrzeżne - mikołajki nadmorskie Eryngium maritimum. Tam gdzie zbiera się nieco więcej substancji organicznej atak przypuszczają porosty, głównie chrobotki i pojawiają się niskie krzewinki wrzosowe. Ha, można spotkać tam roślinę, której raczej większość z nas spotkać by się nie spodziewała - kruszczyka rdzawoczerwonego Epipactis atrorubens, a także rzadką tajęże jednostronną Goodyera repens. Tak, tak, storczyki w pobliżu morza mogą spokojnie egzystować!
Wydma szara bywała niestety przez człowieka "ulepszana". W ramach walki z erozją wydmę należało kiedyś umacniać ( "Utwierdź mnie" - jak śpiewała Kalina ). Utwierdzano wierzbą, kosodrzewiną, sosną czarną, wejmutką i różą pomarszczoną, gatunkami obcymi - taa, i teraz to wszystko trzeba wykopać. Brygadę kasacyjną widziałam przy pracy nad Rosa rugosa, ze skroplonym na czółkach potem osiłkowaci faceci mierzyli się z korzeniami potwora. No cóż, płacimy za błędy, jak już chcemy mieć rezerwat to musimy zadbać o to żeby się nam nie siało. W tym właśnie miejscu nachodzą mnie wspomniane wcześniej wątpliwości związane z przywracaniem pierwotnej szaty roślinnej wydm. Nie jestem pewna czy zachowanie takiej szaty jest w ogóle możliwe, czy nie jest po prostu na to zbyt późno. Zwierzęta, wiatr, woda - nasiona obcych gatunków będą zasiedlały mierzeję, jakoś ciężko mi sobie wyobrazić wieczną walkę z ekspansją tych roślin. Robota na pokolenia! Dobra nie ma się co martwić, zostawmy to dzieciom i wnukom, dla każdego kawałek czegoś gorzkiego się znajdzie.
Wrzosy, bażyny, borówki tworzą sprzyjające środowisko dla siewek sosen, no i robi się nam bór sosnowy który porasta Półwysep Helski. On nie do końca jest taki wyłącznie sosnowy, w bardziej wilgotnych miejscach utworzonych przez rzeźbę terenu rosną brzozy. Ludzie też zrobili swoje i przywlekli na półwysep drzewa, które miały małą szansę na nim się znaleźć w sposób naturalny. Teraz rzecz jasna wielkie zastanawianie się czy ciąć, co ciąć i jak ciąć. Szczęśliwie natura miłościwie ogranicza drzewną ekspansję, sosny wygrywają.
Na półwyspie znajduje się Nadmorski park Krajobrazowy a w nim rezerwat przyrody Helskie Wydmy. Dla mniej wytrwałych piechurów od strony Zatoki Puckiej można przejść kładką widokową wśród wydm aż na Cypel, trochę urody wydm zawsze się zobaczy.
Sorrky za plamy na zdjęciach, udało mi się upaćkać czymś obiektyw. Nie zauważyłam jak fociłam, wylazło przy przeglądaniu.
Oj zapuściłam się z byciem na bieżąco na twoim blogu jak z ogrodem :P Dzięki Tobie poszeżyłam wiedzę na temat wydm, dotąd sądziłam, że po prostu morze ją tworzy od tak... a tu proszę, znów natura jest samowystarczalna. W Ustce niestety morze nie dodaje nam ziemi a zabiera :/ Szkoda... Uściski :D
OdpowiedzUsuńMorze to chyba w tej chwili niemal wszędzie ziemię pożera. Klimat, ot co.
UsuńDobre dziękuję.
OdpowiedzUsuńNie ma za.;-)
UsuńDzięki za ten wpis! Właśnie się zastanawiałam o co chodzi, bo wiki nie wspomina o kosodrzewinie na wydmach, a przecież na Helu jest tego od groma. Pozdrawiam i gratuluję fajnego bloga :)
OdpowiedzUsuńNa Mierzei Helskiej jest dużo importów "celowych" i drugie tyle "zawleczek". Moim zdaniem sprawa nie do ogarnięcia.
Usuń