"Let me take you down,
‘Cause I’m going to Strawberry Fields.
Nothing is real
And nothing to get hung about.
Strawberry Fields forever."
Piosenka z głębokiego dzieciństwa mnie się przypomniała, taka o tajemniczym ogrodzie zwanym Truskawkowymi Polami, gdzie nic nie jest realne a czas zabaw trwa wiecznie. Co prawda tekst ponoć delikatnie sugeruje że można zamknąć oczy i znaleźć się w nim ponownie jak się załaduje w siebie tzw. kwas ale szczęśliwie ten przekaz mnie małoletniej był absolutnie obcy ze względu na niemal zerową znajomość języka angielskiego ( no znałam słówko come on, które tajemnicza Japonka szeptała niejakiemu Pierdżordżiemu w filmie "Cztery Twarze kogoś tam" ). W przeciwieństwie do jednego z marszałków sejmu który LSD łykał, ale ze wstrętem i lewą stroną przełyku, mnie Truskawkowe Pola mogą jedynie kojarzyć się niewinnie - lato, truskawki, wakacje. Tak mnie się utrwaliło i kwas poza tym owocowym nie jest mi konieczny do przywoływania dawnych wrażeń. Szczęśliwie! Wszystko było w tym dawnym czasie "is real", mocne i świeże bo pierwszy raz przeżywane. Też miałam swoje drzewo, swoje z niego upadki, ucieczki spod czujnego oka rodziców do zapuszczonego ogrodu w sąsiedztwie w którym owo drzewo rosło i wyżeranie ze zdziczałych "krzaczków" słodkich truskawek. Ech, truskawki dzieciństwa - Ananasy, Murzynki, prawdziwa dawna Senga Sengana. W czasach truskawek odpornych na wszystko ( niedługo będą odporne na konsumenta - nie da się ich przełknąć bez wstrętu ), przemysłówek przeznaczonych do hurtownianych chłodni, wspomnienie smaku dawnych odmian jest mobilizujące do poszukiwań. Pamiętacie truskawki, które jeszcze nie były czerwone ale już były słodkie? Czasem, na rynku u "baby" lub "dziadka" uda się jeszcze trafić takie cuda, ale już bardzo rzadko. Ja wychowana na czymś co nazwane jest kaszëbskô malëna, doceniam takie dobroci.
Rzadko kiedy uda się człowiekowi stworzyć coś naprawdę fajnego, takiego bez zarzutu, żeby nie było się do czego przyczepić. Truskawka to jest właśnie takie cóś. Powstała żeby zadowolić królewskie podniebienie, we Francji w XVIII wieku. Posadzone obok siebie poziomka wirginijska Fragaria virginiana i poziomka chilijska Fragaria chiloensis skrzyżowały geny za sprawą botanika Antoine Duchesne i powstała truskawka Fragaria x ananassa. Wersalskie ogrody przysłużyły się światu! Ancien régime miał swoje dobre strony, he, he. Oczywiście Brytyjczycy pełni obrzydzenia dla wszystkiego co francuskie czym prędzej zaczęli uprawiać te owoce. W Anglii wypracowano techniki krzyżowania poziomek, których używa się do dziś. Pan Thomas Andrew Knight jest tym który zasłużył na wszystkie liczące się odznaczenia świata i wdzięczność potomnych, rzecz jasna pospołu z francuskim botanikiem . Pierwszy raz w sklepach truskawki pojawiły się w Londynie około 1830 r. Były pieruńsko drogie! Dziś truskawki dostępne są za w sumie niewielkie pieniądze ( oczywiście narzekamy na drożyznę ale kto żre codziennie świeże truskawki kilogramami ?! - poza mną rzecz jasna ).
Teraz o deserkach z truskawkami, które u mnie zamieniają się w tzw. dania główne. Bezczelnie się nimi zażeram w ilościach niepasujących do słowa deser. Jak mam do wyboru klasyczny obiadek albo wariacje na temat truskawki i laktacja bydła to nie ma bata - truskawki lądują na stole. Albo i nie na stole. Zażeram się nimi w ogrodzie w towarzystwie kotów uważających że prawo kota do używania śmietany jest prawem świętym, niezbywalnym i zapisanym w jakiejś oenzetowskej deklaracji. Znaczy wyżeramy te niby deserki masowo. Trzy ulubione to panna cota ( preferowana przez kocie panienki, jak widzicie na zdjęciu obok niemal utopiona w truskawkach ) z musem truskawkowym, Eton mess czyli truskawki z bitą śmietaną i bezą i ukochany przez moje słowiańskie podniebienie zestaw truskawki z kwaśną śmietaną. Jak do tego dodać ódzkie "bułki na truskawkach" do porannej kawy to wychodzi że jestem truskawkofilem wymagającym konsultacji z psychiatrą i dietetykiem. No tak, ale prawdziwy sezon truskawkowy nie trwa wiecznie, później pojawią się owoce tylko wyglądające jak truskawki. Korzystam więc póki się da, chwilo trwaj! Przede mną radosne robienie dżemu, urodzinowego tortu Cio Mary ( zawsze jest truskawkowy, Babcia Wiktoria taki robiła ) i mrożenie co lepszych owocków. No i oczywiście truskawkowo - śmietanowe obżeranie się z kotami w Alcatrazie, w mojej zdziczałej wersji Truskawkowych Pól. For ever!
dodam, ze pierwsze plantacje truskawek powstały w Bretanii, w miejscowości Plougastel, o rzut beretem ode mnie.
OdpowiedzUsuńpoziomka chilijska została przemycona przez imć Amédée-François Frézier, jego nazwisko dało francuska nazwę krzyżowce, fraise.
Kolejny kandydat do uwdzięcznienia przez potomność, i co z tego że przemytnik?! Przemycił dla dobra ludzkości! :-)
OdpowiedzUsuń