No i przyszedł półmetek najcieplejszej pory roku, lipiec się kończy i człowiek będzie musiał się pospieszyć z "łapaniem lata". Bo lato bezczelnie nie czeka na to kiedy człowiek będzie miał nieco wolnego czasu na "kontemplucie" tylko sobie mija w tempie ustalonym przez naturę. Większość maleńkich mieszkańców ogrodu przeżywa latem obok mnie swoje całe życie a ja ledwie łapię malutką jego chwilkę. Oczywiście są tacy których lubię i tacy niespecjalnie mi mili ( żebyż ślimaki muszelkowe zżerały kumory zamiast zieleniny ). No wicie rozumicie, życie z sąsiadami nie zawsze układa się jak na płatkach róż.
Kwiatowo to na chwilę obecną jest liliowo, Ciotka Elka mimo przyduszenia spowodowanego zapachem bardzo nierozsądnie cieszy się z powodu przeprowadzki resztek orienpetów z Suchej - Żwirowej do różanki ( nie wyglądały na tej mojej suchawej rabacie jak liliowe piękności w trawie znane mi z japońskich drzeworytów tylko jak jedno wielkie nieporozumienie więc nie ma kolejnego odroczenia wysadzenia cebul choćby nie wiem jak pilne prace ogrodowe pojawiły się na horyzoncie bo dłużej orienpetów na Suchej - Żwirowej nie strawię ). W różance upchnięte w różanych krzewach, które akurat mają przerwę w kwitnieniu jakoś wyglądają - te lilie to ogrodowce, nie dla nich preria śródziemnomorska, he, he. Ciotka otumaniona liliowymi woniami znów ćwierka cóś o posadzeniu "tuż pod oknami" - akurat, mowy nie ma! Po pierwsze szlag trafiający oprócz Ciotki Elki trafiłby i mnie, po drugie lilie nie wyglądałyby najlepiej. Orienpety muszą mieć tło a dla rośliny mierzącej ponad 150 cm wysokości okienne szyby nie są tzw. tłem wymarzonym. Będzie upychanie między krzewami róż i berberysami, nie ma zmiłuj! W związku z roszadą lilii szykuje się roszada marcinków. Zastanawiam się gdzie posadzę niektóre z tych wysokich. Będzie to pewnikiem w bardzo "tylnych partiach" Suchej - Żwirowej, szczęśliwie jest tam mniej sucho i żwirowo, marcinki naprawdę bardzo wysokie więc zza miskantów i prosa rózgowatego będą widoczne. Przeprowadzkę mogę uskutecznić dopiero późną jesienią, wcześniej nie ma co się bawić. Na Suchej - Żwirowej może ostaną się lilie królewskie ale nie jestem tego do końca pewna ( koncepcja znaczy musi dojrzeć ). Szczęśliwie w tym roku nie zauważyłam na liliowych kwiatach znamion zawirusowania, zeszłoroczne wykopki cebul "do nikąd" chyba załatwiły sprawę.
Zastanawiam się też czy nie dosadzić na Suchej - Żwirowej nieco floksów. Rośnie tam sporo roślin mających kłosowe kwiatostany, lilie wylatują i przydałoby się cóś co wyglądałoby nieco inaczej niż perowskie, lawendy czy krwawnice ( jeżówek i krwawników już całkiem sporo dosadziłam ). Floksy wiechowate straszliwie wymagające nie są, myślę że w okolicach które mają być zasiedlone przez wysokie marcinki spokojnie dałyby radę. Rzecz jasna żadnych intensywnych różyków, moje bledziochy zostałyby przeniesione z Alcatrazu ( krwawnice i jeżówki i niektóre przetaczniki są jak dla mnie wystarczająca dawką różu na lipcowej odsłonie rabaty ).
W Alcatrazie wyraźnie zaczyna być widoczne że mam fazę na paprocie. Próbuję z różnymi gatunkami, nie zawsze uprawa kończy się sukcesem. Czymś niemal podobnym porażce jest próba uprawiania w Alcatrazie Adiantum venustum, w przeciwieństwie do Adiantum pedatum roślina nie współpracuje z Alcatrazem. Cóż, zostaje mi szukanie nowych stanowisk, być może gdzieś w innym zakątku Alcatrazu złośliwie nieprzyrastająca paproć ruszy. Szczęśliwie zawsze człowiek może liczyć na nerecznice i paprotniki. No, na wietlice też nie wypada mi narzekać. Nie są może powalająco dorodne ale bez przesadyzmu - piciumy zagłodzone to nie są! W Alcatrazie pojawił się nowy mech, sam z siebie się pojawił czyli najprawdopodobniej przywlokłam go z jakąś cieniolubną rośliną. Nawet miły dla oka, może zechce się rozrastać.
Niestety deszcze jednym pomagają a innym szkodzą - mam nowy mech ale nieciekawie za to wyglądają owoce jarzębiny. Może niesłusznie wiążę kiepski wygląd owoców jarzębiny z wielką ilością opadów ale zaprawdę powiadam Wam nie wiem co może powodować taki stan. Za to nie mam wątpliwości kto jest sprawcą letniej "urody" kasztanowca - cholerny szrotówek żre liście w najlepsze! Nienawidzę gada! Na drugim zdjątku pod spodem widać jak biedny kasztanowiec robi niemal jesienne tło kwiatom rutewki 'Elin' ( jedyne dwa metry osiemdziesiąt centymetrów osiągnęły w tym mokrym lipcu jej pędy ). Deszcze niewątpliwie służą rutewkom i ambrowcom, szrotówkom chyba służy każda pogoda z wyjątkiem niespodziewanego latem ochłodzenia poniżej zera a zagadka jarzębinowa zostaje nierozwiązana.
Na zakończenie tego wpisu wstawiam zdjęcie Szpagetki z jej popisową miną proszalną. Uniesiona bródka i oczy hipnotyzująco wgapiające się w kawałek żarełka. Czasem nie trzeba bezpośredniego widoku żarełka, Szpagetka robi taką minę kiedy uważa że nadszedł czas na otwarcie lodówki, usunięcie pokrywy z gara a nawet na drapanie za uszami.
Strony
▼
niedziela, 30 lipca 2017
sobota, 22 lipca 2017
Codziennik - czas jak rzeka ( górska )
"Choć czas jak rzeka, jak rzeka płynie" - tak to śpiewał Niemen. Wiadomo co rzeka to inny nurt, ostatnio mam wrażenie że moja rzeka czasu to z tych górskich - tempem upływu wody zwala z nóg ( no, prawie dosłownie ). Szczerze pisząc to nie za bardzo wiem w co ręce włożyć, tak, tak, potrzebuję do szczęścia jeszcze przynajmniej dwóch par kończyn górnych. Wtedy obrobek byłby należyty i w ogóle większość nagle spadłych z nieba dodatkowych łobowiązków wykonana. Niestety ludzie majo tylko jedną parę kończyn górnych, jeden łeb i nie przejawiajo chęci masowej do dyslokacji. Każdy w jakimś tam momencie życia przegrywa walkę z nurtem rzeki czasu, ja przeżynam od ładnych paru lat, nawet podtopienia się zdarzały. Ech, że też czas latem się kurczy ( sformułowanie prawa Tabazelli dotyczącego względności czasu w stosunku do ilości docierającego do Ziemi światła - czas przyspiesza proporcjonalnie do wydłużenia się dnia - tzw. zagięcie letnie czasoprzestrzeni - odkryciem na miarę teorii względności drogiego Alberta ). Tyle jeszcze przede mną do roboty! Nawet nie chce mi się tu wyliczać rzeczy które powinnam zrobić, o rzeczach które zrobić bym chciała lepiej w ogóle nie wspominać. Ponarzekać mogę i tyle w temacie, doby przecież nie rozciągnę.
Oczywiście upały i burze, polityczni szalejo jakby się szaleju obżarli, chyba w przeczuciu kopa którego niedługo zasunie im zdrowo zniecierpliwiony suweren, koty upierdliwe bo mokro ale za to gorąco ( Felicjan znów ma na sznupie coroczne letnie uczulenie ), kumory żrą a jeże nie dają rady pożreć wszystkich ślimorów ( fakt, są przeprowadzane zakusy na kocie żarcie stąd pewnie mniej ślimorów w jeżowym menu ). Kończą się kwiaty lip (smuteczek się włączył bo już po zapachu i brzęczeniu w koronach drzew ), zaczynają się na poważnie kwiaty orienpetów. Lato w pełni czyli "krąży lata złoty lew" ( to z pieśni Pana Marka ). To jest czas lawend, jeżówek, mikołajków. Wielkie motylowo - pszczelowo - trzmielowe święto. A ja to wszystko widzę z doskoku, obserwuję na chybcika, w przerwach pomiędzy tzw. prozą życia ( robię co się da żeby z tej prozy wykrzesać coś poezjopodobnego - życie jest w końcu takie jakim je umiemy przeżywać ).
Na razie nigdzie nie wyjadę, po prostu nie ma takiej opcji w najbliższym czasie, więc staram się odkrywczo przeżywać domowiznę - nachodzę starocie typu podstawka pod żelazko z duszą, zaplątana w pudle z "rzeczami na później" po kolejnej akcji szopkowej ( opróżnianie szop składowych zawsze niesie ze sobą niespodziewanki ), wyciągam od wieków nieużywane talerzyki, kupuję kretyńskie miseczki z pszczółką i kolejne foremki do wykrawania ciastek ( to zaczyna przypominać uzależnienie ). Usiłuję czytać, w końcu jak nie ma normalnego podróżowania to można uskutecznić podróż wewnętrzną ( moim zdaniem to każda podróż prawdziwa nie może się obejść bez podróży wewnętrznej ). Usiłuję też cóś oglądać ale przeważnie zasypiam w połowie oglądanego (w planach niby mam wyjście do kina na "nowego Nolana" ale czy to wypali to w tej chwili trudno rzec ). Tak sobie codziennikuję z przerażeniem obserwując jak szybko płynie czas i zastanawiając się jakby go tu opanować, spowolnić dożyciem "na całego". Raczej niewykonalna sprawa bo dożywania byłoby półświadome, senne - zmęczona, qrcze, jestem!
Dzisiejszy wpis ilustrują prace różnych autorów ( nie wszystkich ustaliłam ze stuprocentową pewnością ) na temat elfich i zwierzątkowych imprezek.
Oczywiście upały i burze, polityczni szalejo jakby się szaleju obżarli, chyba w przeczuciu kopa którego niedługo zasunie im zdrowo zniecierpliwiony suweren, koty upierdliwe bo mokro ale za to gorąco ( Felicjan znów ma na sznupie coroczne letnie uczulenie ), kumory żrą a jeże nie dają rady pożreć wszystkich ślimorów ( fakt, są przeprowadzane zakusy na kocie żarcie stąd pewnie mniej ślimorów w jeżowym menu ). Kończą się kwiaty lip (smuteczek się włączył bo już po zapachu i brzęczeniu w koronach drzew ), zaczynają się na poważnie kwiaty orienpetów. Lato w pełni czyli "krąży lata złoty lew" ( to z pieśni Pana Marka ). To jest czas lawend, jeżówek, mikołajków. Wielkie motylowo - pszczelowo - trzmielowe święto. A ja to wszystko widzę z doskoku, obserwuję na chybcika, w przerwach pomiędzy tzw. prozą życia ( robię co się da żeby z tej prozy wykrzesać coś poezjopodobnego - życie jest w końcu takie jakim je umiemy przeżywać ).
Na razie nigdzie nie wyjadę, po prostu nie ma takiej opcji w najbliższym czasie, więc staram się odkrywczo przeżywać domowiznę - nachodzę starocie typu podstawka pod żelazko z duszą, zaplątana w pudle z "rzeczami na później" po kolejnej akcji szopkowej ( opróżnianie szop składowych zawsze niesie ze sobą niespodziewanki ), wyciągam od wieków nieużywane talerzyki, kupuję kretyńskie miseczki z pszczółką i kolejne foremki do wykrawania ciastek ( to zaczyna przypominać uzależnienie ). Usiłuję czytać, w końcu jak nie ma normalnego podróżowania to można uskutecznić podróż wewnętrzną ( moim zdaniem to każda podróż prawdziwa nie może się obejść bez podróży wewnętrznej ). Usiłuję też cóś oglądać ale przeważnie zasypiam w połowie oglądanego (w planach niby mam wyjście do kina na "nowego Nolana" ale czy to wypali to w tej chwili trudno rzec ). Tak sobie codziennikuję z przerażeniem obserwując jak szybko płynie czas i zastanawiając się jakby go tu opanować, spowolnić dożyciem "na całego". Raczej niewykonalna sprawa bo dożywania byłoby półświadome, senne - zmęczona, qrcze, jestem!
Dzisiejszy wpis ilustrują prace różnych autorów ( nie wszystkich ustaliłam ze stuprocentową pewnością ) na temat elfich i zwierzątkowych imprezek.
środa, 19 lipca 2017
Zielono mi i cieniście
Powolutku zbieram się do przesadzania i dzielenia roślin w Alcatrazie. Muszę zrobić porządek z kokoryczkami, miodunkami i brunnerami. Po czerwcowo - lipcowym kwitnieniu muszę się też zabrać za dzielenie rutewek ( koniecznie rozsadzić 'Elin' która buja na wysokości ponad dwóch metrów i której kępy chcę wykorzystać w różnych częściach Alcatrazu ). Nie ma zmiłuj, po raz enty muszę popracować z funkiami - sporo odmian wymaga nowych stanowisk, na których będą mogły zaprezentować się z jak najlepszej strony. Szpadel w dłoń i przesadzać póki leją ciepłe deszcze. Mobilizować się choć tzw. warunki atmosferyczne nie są optymalne dla Jej Tłustości ( siebie mam na myśli ). Do przesadzenia natychmiastowego kwalifikują się 'Sum Of Substance' ( chyba padnę wraz ze szpadelkiem ), 'Hippodrome' której niemal nie widać spod krzaka kaliny japońskiej, niby mała ale zażyta 'Love Pat', 'Gulf Stream' która rośnie wstecz i 'Spartacus' który dzielnie pokazuje tylko dwa kły z którymi zawitał do Alcatrazu. Do dzielenia natomiat kwalifikuje się wspomniana 'Sum Of Substance' i przesadzona w zeszłym roku 'Lady Isobell Barnett' ( wiem, powinnam solidniej dziabnąć ją już w zeszłym sezonie ale tak sobie wyglądała więc nie chciałam do przesadzania dodawać następnego stresu pod tytułem dzielenie - no to teraz mam! ).
Oczywiście samymi hostami cienistego ogrodu obsadzić się nie da ( to znaczy da się ale to już nie będzie ogród tylko plantacja ) więc po raz kolejny w tym roku sprowadziłam do Alcatrazu trochę paproci. Nawet na języcznik 'Angustifolia' się skusiłam ( w liczbie sztuk dwie bo jeden egzemplarz już u mnie rośnie i ma się całkiem całkiem - języczniki nie różnią się tak bardzo od bylin, najlepiej wyglądają w grupie ). Oprócz tego trafił nam się z Mamelonem prezent od Sławencjusza, który nie wiedzieć czemu postanowił kupić nam solidnego paprociuma do podziałki. Sławencjuszowy Dryopteris atrata to tzw. sadzoneczka słuszna, pół rabaty się nią obskoczy, he, he. Paproć jest fajna, taka z lekko błyszczącymi liśćmi. Azjatka rzecz jasna ale z tych bardziej wytrzymałych. Dorasta do 70 - 80 cm wysokości, posadzę gdzieś w okolicach czerwonozawijek ( zamierzam wysadzić hosty spod Podskubanej i na ich miejsce posadzić nerecznice - sosna i hosty nie przypadły sobie do gustu ). Przywiozłam z Szewczykowa też paprocie "ogrodowe", 'Ocean Fury' jest z tych bezproblemowych, zaliczam ją do tzw. wypełniaczy awaryjnych czyli takich hardcorowych paproci które sadzę tam gdzie paproć by się przydała ale większość paprociumów nie chce rosnąć ( inną taką twardzielką jest 'Lady In Red', niby powinna rosnąć w wilgotnej glebie, w głębokim cieniu a w Alcatrazie daje radę wszędzie ).
Przy okazji wizyty w Szewczykowie naszłam nową dla mnie roślinę na półcieniste stanowiska - Leucospectrum japonicum 'Golden Angel'. Złocistość liści mnie skusiła, cóś co nie jest funkią a złoci się w cieniu półcieniu zawsze pożądane. Trochę muszę o chwaściku poczytać ale wstępnie mi się wydaje że cóś z jasnotą ma wspólnego.Ciekawe jak będzie z mrozoodpornością ( no tak, kto nie testuje ten nadal będzie nieświadomy - znaczy trzeba zaryzykować.
sobota, 15 lipca 2017
'Lawendowa Amfora' - irys TB '"przeprowadzkowy"
Ależ to biedne kłącze napodróżowało się po Alcatrazie i podwórku. Parę lat mam tego iryska w ogrodzie a zaliczył więcej stanowisk niż zasiedziali weterani rabat. Kłącze nie chorowało, nie papranie się i zgnilizna były powodem nieustannych przeprowadzek, po prostu nie umiałam się zdecydować jakie ta odmiana powinna mieć sąsiedztwo. Kwitnie późno więc nie jest wcale bardzo prosto znaleźć jej odpowiedniego towarzysza, do którego pasuje dość bogata forma kwiatu. Przyznam też że nie do końca byłam pewna koloru, netowe fotki często przekłamują barwy ( ten coolorek z fotki obok jest najbardziej zbliżony do barwy płatków w realu ). Kolor żywcem oglądany czyni ten self nader pożądanym, to rzeczywiście jest lawendowy odcień błękitu, nie do przegapienia. Do tego trójkolorowa bródka i barokowe wykończenie płatków. Dużo atrakcji jak na jeden irysowy kwiat, na szczęście wszystko to jest dobrze zbalansowane - 'Lawendowa Amfora' nie ma w sobie nic z "papagaja", żadnej nachalności krzykliwej walącej po oczach. Po prostu elegancki self z urozmaiceniami. Teraz metryczka - odmianę zarejestrował Zbigniew Kilimnik w roku 2008, od 2015 roku odmiana jest dostępna w handlu. Powstała w wyniku krzyżowania 'Song Of Angels' X 'Grecian Skies'. Dorasta do 89 cm wysokości, kwitnie w połowie sezonu ( u mnie zakwitła pod koniec środka sezonu, dość późno ).
piątek, 14 lipca 2017
'Jealous Guy' - irys TB "późno blythowski"
Tym razem zacznę od metryczki. Odmiana 'Jealous Guy' została zarejestrowana w roku 2009 przez Blyth'a. Do handlu wprowadzona w roku 2011 Osiąga wysokośc 94 cm, kwitnienie zaczyna w środku sezonu i kwitnie aż do jego końca. Krzyżowanie w wyniku którego powstała wyglądało następująco - siewka oznaczona O258-2: ( 'Puff the Magic' x siewka oznaczona L169-2: ( siewka oznaczona J230-2: ( 'Enjoy the Party' x 'Kathleen Kay Nelson') x 'Calling')) X ( 'Apricot Already' x ( 'Terracotta Bay' x 'Mango Daiquiri')). No bardzo, bardzo skomplikowane to było. Jak to ze współczesnymi bródkami bywa. W roku 2014 odmiana otrzymała Honorable Mention. Mam już podobnego pięknisia na rabacie - 'Coffee Trader' tego samego hybrydyzera. Jednak 'Jealous Guy' to jakby rozwinięcie zabawy kolorami kwiatów 'Coffee Trader'. Nowsza odmiana Blyth'a to "podkręcenie" tego co w kwiatach 'Coffee Trader' jest subtelnie stonowane - 'Jealous Guy' ma bardziej nasycone kolory, większą i bardziej jaskrawą bródkę ( taa, "tango beards" ), bogatszy kształt kwiatów. To jest późny Blyth, tak to określam. Nie wiem która z tych dwóch odmian jest bliższa memu sercu, obie są w tym typie który tygrysy lubią najbardziej. Myślę że jak trochę się rozrosną i będą solidniej kwitły to upatrzę faworyta który zachwyca "w masie".