Strony

czwartek, 14 września 2017

Las

Jesień, Panie tego, jesień - w domu ustrojstwo typu "leśne" ze wszystkiego sztucznego od mchu ( no może jeden jest prawdziwy choć kwiaciarnianego pochodzenia, suszony  i barwiony ) poprzez papierowe grzybki na szklanych ptoszkach skończywszy ( no ale te ostatnie to choć z materiału szlachetnego ), za oknem dżedż na przemian ze słoneczkiem, znaczy czas na odwiedziny lasu. Póki jeszcze rośnie bo jak twierdzą mendia Szyszko szaleje, ponoć w towarzystwie kapelana dusiciela rysi ( cóś mi  mówiło że to przestępcze dranie,  mynister i ta banda go otaczająca ale nie sądziłam że to kłusownicy, myślałam że zwykli kombinatorzy  i złodzieje a tu siurprajz  - taa, lis pilnuje kurnika, ze słoikiem z kornikiem w łapie, co nie przeszkadza mu   wyrzynać czego się da i zabijać kogo się da ). Chyba pierwszy raz aż tak bym chciała żeby mendia koloryzowały, bo jeżeli to prawda jest gorzej niż źle.  Rysie to mimo wszystko inna bajka niż rozstrzeliwane bażanty ( choć tamta historia była jak dla mnie wystarczająco obrzydliwa i dyskwalifikująca faceta do zajmowania  jakichkolwiek stanowisk związanych z ochroną zasobów przyrodniczych ). O ile polowanie mynisterialne rzeczywiście tak wyglądają to czas zapolować na mynistra. Z naganką,  rzecz jasna!
No więc pojechali my do lasu!




Oczywiście wyprawa do lasu nazywała się wyprawą na grzyby, ale tak o prawdzie za grzybami rozglądałam się tyle o ile. Coś tam się zebrało ale  szczerze pisząc to zbieranie grzybków było tylko pretekstem do łażenia po lesie. Las po którym chodziłam  to nie żadna pradawna puszcza, ot taki podmiejski las użytkowy. Bór sosnowy, niby plantacja drzew bardziej aniżeli las prawdziwy. Jednak wystarczy choć trochę drzew i dzieje  się cud, pojawiają się mchy, porosty i grzyby, wysiewają się brzozy, nagle wyrastają borówkowe krzewinki i wrzos  i znika plantacja, już mamy las. Żyjące odrębnym życiem istnienie, w którym rośliny i zwierzęta "są na swoim miejscu", tylko człowiek jakby z innej bajki.



Teraz jest czas kwitnienia wrzosów, ich delikatne krzaczki niepodobne do przysadzistych i zażytych "wrzosów hodowlanych" rosną na polankach,  przy leśnych duktach, wszędzie tam gdzie mają trochę więcej słońca. Mało jest rzeczy równie miłych jak zasięście w okolicach porośniętych kwitnącym wrzosem   i wgapianie się w mikrokosmos wrzosowiska. We fruwaczy i pomykaczy,  w życie tych co brzęczą i  tych co bezgłośnie sobie bytują, w cały ten światek malutkich stworzeń. A do tego ten zapach, nie kwietny tylko  krzewinkowo - mszasty, ziemny i jakby troszkę gorzkawy ( wiem, wiem, gorzkawy to całkiem inny zmysł identyfikuje ale u mnie taka synestezja się czasem robi ). Zatem zamiast  pracowicie wypatrywać prawdziwków, krawców, koźlarzy czy tam innych podgrzybków zaległam we wrzosie i śledziłam błonkoskrzydłe. Relaks przez duże R był uprawiany, wiele z tych chwil spędzonych w lesie  na radości kuchenne  się nie przełoży ale wszak nie samymi sprawami   żołądka człowiek żyje. Czasem po prostu potrzebna jest chwila wyciszenia, czas na uważność, przeżywanie teraźniejszości. Ostatnimi czasy bardzo mi takich chwil brakuje w mojej zalatanej codzienności. Korzystałam więc na całego z wrzosowiskowych dobrodziejstw, bezczelnie się leniąc.



A las wokół wrzosem porosłej polanki śpiewał sobie razem z wiatrem. Pieśń była o kolonizacji nowych terenów, o życiu do zmurszałości, zamieraniu przekształcającym się w nowe życie i tym podobnych sprawach. Bo las sobie świetnie bez pomocy ludzkiej radzi, między bajki włożyć jak to człowiek las uprawia. Człowiek to drzewa uprawia, zwierząt dogląda ( na ogół po to żeby je odstrzelić ) ale lasu nie uprawia, las uprawia się sam. Jest tak złożonym ekosystemem że uprawiać się nie da. Można go chronić, odtwarzać, próbować przywracać "leśności" ale uprawiać się go nie da. Tak jak nie da się uprawiać stepu czy morza. Można hodować w fiordach  łososie czy przekształcać step w pola uprawne ale to wycinek, wykrojenie z natury tego co wydaje nam się najbardziej dla nas  potrzebne. Myślę że większość nieporozumień pomiędzy tzw. ekologami a leśnikami bierze się z tego że wśród tych ostatnich panuje przekonanie że człowiek może kształtować "naukowo" w zasadzie  bez konsekwencji  przyrodę, bo  na studiach uczyli że las gospodarczo się wykorzystuje i to po to leśnik w lesie siedzi żeby dopilnować tej prawidłości gospodarki leśnej. To że z czasem trzeba będzie ograniczać "gospodarczość" lasów a stawiać na ohydną "ekologię" ciężko przyjąć do wiadomości. Nie tylko leśnikom, nam zwykłym  ludziom też. Możemy doczekać  się zakazu  grzybobrań a nawet wstępu do lasów. Mamy to prawie jak w banku  jeżeli nadal będziemy gospodarczo wykorzystywać las tak  jak teraz go wykorzystujemy. Wiem że smętne, ale człowiek to takie stworzenie które  ogranicza się tylko wtedy kiedy nie ma już innego wyjścia. Więc cieszyłam się lasem póki jeszcze można.







16 komentarzy:

  1. Mam podobne odczucia i względem lasów i względem rzeczywistości politycznej. Wydaje mi się, że żyję w jakiejś farsie czy tragikomedii, bo to nie może być prawdziwe - ci wszyscy durnie i szkodniki, a ludzie nic nie mówią, nie buntują się. Za to las jest prawdziwy. Wczoraj byłam w nowym miejscu. Leśna droga porosła trawą, po prawej zagajnik młodych sosen, po lewej lasek brzozowy. Samo piękno we wrzosach, trawach i paprociach. Korzystam, ile mogę, a nawet więcej: od 20 lat zaprowadzam las wokół swego domu. Nie za wiele mam tego gruntu, 3 hektary, ale uparcie sadzimy drzewa i krzewy i to mieszane, takie, jakie powinny tu rosnąć naturalnie. Najstarsze świerki przerosły już dach domu, pod modrzewiami plenią się maślaki, olchy wzbogacają ziemię swoimi bakteriami azotowymi, brzozy się bielą. Lipy zaczynają mieć złote liście. Jakby co, to będę miała swój kawałek lasu na pociechę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do politycznych to mam wrażenie że mamy gierkowską propagandę przy gospodarce zarządzanej jak za Gomułki. Pierdyknie bo pierdyknąć musi, nie ma alternatywnej matematyki. Ludzie dużo zniosą a ogół się budzi kiedy go przestaje być stać na to co już uznał za sobie przynależne. Dawniej ogół się ruszał z powodu cen kaszanki i zwyczajnej, teraz cholera wie na co się zbiesi. W każdym razie normalsom nie wróży to nic dobrego, bo na dziejowych zakrętach najlepiej wychodzą ci cwani a normalsy wraz z ogółem zazwyczaj dostają w doopę. Co do lasu to Alcatraz będzie parkowy ( park dalekim kuzynem lasu ). Na przekór szkodnikom drzewa posadzę!:-)

      Usuń
  2. Ja mam jedno prawdziwe duże drzewo w moim mikroskopijnym ogrodzie miejskim (606 mkw), bo jabłonki pół zdechłej i czereśni karłowej nie zaliczam do drzew. Jest to orzech włoski, na który po sznurowej drabince włażą moje dzieci. Córka zasiada na swojej ulubionej gałęzi i żre kanapki z keczupem a syn jako niewyrośnięty małolat próbuje utrzymać się jak najdłużej w pozycji leniwca na najniższym dostępnym konarze. Poza tym to drzewo jest wesołym sukinsynem, który zaczyna zasłaniać słońce, bo rośnie od południa i mimo zimowego cięcia od góry, które wykonuje mój zmuszany siłą mąż, wiosną wystrzela nowymi i coraz silniejszymi gałązkami. Taki ten orzech jest, teraz jem orzeszki obrane ze skórki, która jeszcze nie zdążyła wyschnąć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Orzech włoski jest bardziej lubiany przez łasuchów i miłośników drzew i niż przez ogrodników, wszak słabo pod nim rosną inne rośliny. Ale za to milo w letnim skwarze pod orzechem zasiąść. Coś za coś. U mojego Taty w sumie w niewielkim ogrodzie też orzech włoski buja, siostrzeńcy okupują konary ku utrapieniu średniej sister ( skaczą jak te małpy stąd jej wieczne zamartwianie się czy który gleby nie zaliczy ). Widać orzech włoski wyposażeniem niezbędnym w zadzieciowanym ogrodzie, he, he. No i jest bonus w postaci orzechów albo nalewki na zielonych orzechach. :-) Ja zaraz będę sadzić jarząbka i cebule, coś się właśnie niebo u mnie przeciera. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam alcatrazowego bloga od paru lat, po cichutku, jestem fanką serdeczną choć niejawną ;). Zarówno ogrodowe jak i kocie perypetie nie są mi obce. Ale dzisiaj to już się muszę odezwać, bo leśne mam serce i czuję to samo: DZIĘKUJĘ <3 :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie strasznie historia z polskimi lasami uwiera. Wszystkie ekipy rządzące w tej naszej niby Najjaśniejszej kombinowały jakby tu las wykorzystać. Coś tam do ochrony zajęli ale głównie to decydenci byli i są nastawieni na takie wykorzystywanie lasu jakie miało miejsce w pierwszej połowie XX wieku. Rżnąć i sadzić monokulturę - i tak w kółko. Niczego ich nie nauczyła degradacja lasów północno - zachodniej Europy, ślepe to decydenctwo i głuche, impregnowane na wiedzę za to mamony spragnione jak wielbłąd wody po przejściu Sahary o suchym pysku. Myślę że Polakom należy się prawdziwa ustawa leśna, taka niepisana przez leśników ( przepraszam że wrzucam wszystkich do jednego worka, wiem że całkiem spora grupa leśnych jest normalna - w końcu mam kolegów leśników ), myśliwych, zdziwnie nawiedzonych ekologów ( takowi zdziwnie nawiedzeni bywają prawie tak szkodliwi jak mamoniarze ). Ustawę napisaną w oparciu o rzetelne badania prowadzone przez ludzi zawodowo zajmujących się naukami przyrodniczymi ( ze szczególnym uwzględnieniem ochrony ekosystemów a nie tzw. gospodarki leśnej ). No bo taka ustawa ma chronić las a nie koncentrować się na pozyskiwaniu leśnych surowców . Nie wiem co się musi stać żeby do ludu dotarło że go właśnie ograbiają, bo las to nie jest studnia bez dna i jak zniszczysz to będziesz miał wspominki o złotym rogu ( znaczy stepowienie, a metr wody w kranie to przy naszych stosunkach wodnych tak gdzieś w okolicy trzydziestu obecnych peelenów może kosztować - nie będzie tak słodko jak w pozbawionym lasów w ubiegłym tysiącleciu deszczowym Albionie tylko chamsko kontynentalnie ). Howgh! :-/

      Usuń
  5. Święta prawda, łatwo wyciąć - robota raz dwa, ale żeby posadzone przyjęło się i wyrosło i wybujało, to już inna bajka. Na Islandii cięli jak wariaci i dziś mają jak mają. W Reykjaviku jest koło miejskiego lotniska (nie w Keflaviku, bo tam nie ma badyla złamanego) coś co nazywają lasem - drzewka mają na oko wysokość tyczki do skakania. Jest u nich takie przysłowie, mówiące, że jak się zgubisz w lesie to po prostu wstań z kolan.

    OdpowiedzUsuń
  6. No właśnie, jak się chce zobaczyć jak kończy się gospodarka leśna oparta na nieustającej wycince i nasadzeniach szybko rosnącej monokultury to znajdzie się mnóstwo przykładów. O cięciu lasów pierwotnych to nawet nie ma co pisać, to jest jasne dla wszystkich z wyjątkiem ministra Szyszki który powinien zostać ministrem geszeftu narodowego a nie ochrony środowiska.:-(

    OdpowiedzUsuń
  7. moze sie nie znam, ale wydaje mi sie,ze warto sięgnąć po trochę wiedzy... http://businessinsider.com.pl/technologie/nauka/fakty-i-mity-o-puszczy-bialowieskiej-lasy-panstwowe-vs-greenpeace/bmt0w7e

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, powołano się na przykład lasów Szumawy. Na tym przykładzie najlepiej widać do czego doprowadziła tzw. walka z kornikiem poprzez wycinkę zarażonych drzew. Czesi praktycznie pozbyli się kornika razem z lasem ( o czym portal biznesowy nie napomknął a szkoda bo w można w realu sprawdzić jak się kończy heroiczna walka z kornikiem ). Niemcy w Bawarii postanowili kornika przetrzymać, co okazało się dla ich lasów zbawienne. A tak w ogóle to ten kornik zostaje w puszczy, system wycinki i sposób jej przeprowadzenia nie powoduje jego cudownego zaniknięcia. Niebezpieczeństwo latających konarów i zagrożenie dla ludzi - ło matko, puszcza to nie park. Zresztą zdaje się ktoś tu puszczę zamknął. Przeca to nie jest tak że w komisyjach wysokich w "łobcych krajach" nie ma leśników. Są, tylko nie uwikłani w żadne miejscowe spory polityczne i ideologiczne, geszefty i tym podobne sprawy zaciemniające osąd sytuacji. Przecież sprawę puszczy oceniać się będzie w sądzie na podstawie doświadczeń nie tylko polskich. Nie wystarczy przyniesienie słoika z kornikiem skoro opinie naukowców, także tych nie związanych z tzw. ruchami ekologicznymi są w sprawie wycinki puszczy raczej jednoznaczne.
      Najbardziej się boję tego że jak przyjdzie kolejna władza to w sprawie lasów nic się nie zmieni. Politycy z prawej czy lewej strony widzą w lesie głównie złotówki ( za poprzedniej ekipy był cudowny pomysł prywatyzacji, uff ). :-(

      Usuń
    2. To prawda, warto sięgnąć po wiedzę, najlepiej z kilku źródeł. Tu np. list otwarty 25 polskich naukowców, profesorów, w tym także leśników: https://n-1-32.dcs.redcdn.pl/file/o2/tvn/web-content/m/p1/f/71a58e8cb75904f24cde464161c3e766/e760e797-9778-4ae1-878c-37d18c35d502.pdf
      Tu faktyczny stan Lasu Bawarskiego:
      http://natemat.pl/214187,las-bawarski-kontra-bialowieza-w-sieci-starsza-zdjeciami-puszczy-zjedzonej-przez-kornika-naukowcy-oburzeni

      I tu jeszcze o korniku: http://serwisy.gazetaprawna.pl/ekologia/artykuly/1055889,kto-ma-racje-puszcza-bialowieska-wycinka-drzew-kornik-drukarz.html

      A tu o podobnej historii sprzed paru lat tylko z inną gwiazda, zamiast kornika. Opiętek miał wybić dęby, była wielka chryja, udało się wstrzymać wycinkę. I co też się stało ze złowrogim opiętkiem?... Dęby mają się dobrze, poza tym, że są wycinane na równi z innymi gatunkami, choć kornik atakuje tylko świerki. http://natura.wm.pl/329356,Niech-zyje-opietek-czyli-glos-w-obronie-Puszczy-Bialowieskiej.html#axzz4t2HwZz3k


      Usuń
    3. Tak się u nas teraz zdziwnie porobiło że las trzeba chronić przed takimi co są z urzędu powołani do jego ochrony. To się nazywa ziszczony sen idioty. I żeby nie było że to przywalanie obecnie rzundzącym - grzechy ciężkie wobec lasów to "współpraca ponad podziałami"! Kuźwa!

      Usuń
    4. Niestety racja :( Że też naród nie mógłby się tak sprawnie zjednoczyć ponad podziałami w słusznej sprawie.. Zdaje się, że magicznym czynnikiem jednoczącym wielu polityków, leśników i myśliwych jest po prostu kasiora, co tu dużo mówić, a ci działający w słusznej sprawie nie są tak na nią łasi.

      Usuń
    5. Mało co tak jednoczy jak wspólne wyrywanie kasy. Pocieszające jest to że mało jest rzeczy tak dzielących jak podział łupów.;-)

      Usuń
  8. Mam chyba bliźniczą duszę, co do spojrzenia na przyrodę. A już myślałam, że wymarli. Dzięki Wam Wszyscy Wielcy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, he, nas leśnych jest wbrew pozorom sporo. Chyba tylko musimy głośniej wrzeszczeć żeby na usłyszano i zdano sobie sprawę z tego że istniejemy i nie jesteśmy jakimś promilem czy ułamkiem procenta. ;-)

      Usuń