Strony

czwartek, 19 października 2017

Ogrody muzea

Temat rzekę postanowiłam podjąć po przeczytaniu kolejnego  odcinka rozważań  ogrodowych Meg. One są prowadzone z punktu widzenia osoby zawodowo zajmującej się ogrodowaniem szeroko pojętym. "Le client omc nie uważa za wartość godną zapłaty analizę historyczną i dobór detali "z epoki" do swojego niewątpliwie historycznego miejsca." -  zdanko z  Megowego wpisu, Meg wie o czym pisze bo ma tzw.  kontakty zawodowe, ja z kolei amatorsko zainteresowana widzę  w realu efekty robienia "ogrodów z epoki" potwierdzające prawdziwość ww. przytoczonego zdania. Le client omc  według mnie nie jest w ogóle świadom że istnieje coś takiego jak wartość historyczna ogrodów, gdzieś mu tam najwyżej się  w mózgu plącze nazwa starodrzew i to by było na tyle. To nie jest sytuacja wyjątkowa, Polanie nie wyróżniają się jako społeczeństwo jakimś tylko im właściwym brakiem wiedzy historycznej czy też raczej totalnym brakiem poczucia historyczności krajobrazu. Jak słusznie zauważyła Meg świadomość istnienia takiego a nie innego krajobrazu ma bardzo ludzką skalę trwania trzech pokoleń,  nie pamiętamy jak wyglądał świat naszych pradziadków. Czasem nawet ciężko przypomnieć sobie świat  naszych dziadków, zmiany krajobrazu nabrały tempa, industrializacja nieustannie przyspieszała w  ciągu ostatnich dwustu lat. W Niemczech nie ma nikogo kto by pamiętał nieuregulowany bieg środkowego  i dolnego Renu, moi sąsiedzi pamiętający łąki przy łódzkich strugach i rzeczkach powoli odchodzą do Krainy Przodków, ja pamiętam łódzki krajobraz którego istnienia nie są świadome prawnuki sąsiadów. A współczesny krajobraz nasz wiejski powszechny, jeszcze siedem dych temu ludziom do głowy by nie przyszły  "zdobiące" zdziwności industrialne, które nam wydają się  oczywiste, ledwie zauważalne.



Cóż to więc jest ochrona historycznego krajobrazu - wycinanie tego co niepowtarzalne i zachowywanie dla potomności? Hym... siateczka pól na  Kielecczyźnie? Taa, wystarczy presja ekonomiczna i odpływ ludności i będzie po siateczce i krajobrazie kulturowym. Pustynia Błędowska, cud saharyjski  powstały w wyniku rabunkowej  gospodarki,  powoli zarastająca czyli przywracana  naturze przez naturę? A w ogóle wszystko to było kiedyś prapuszczą i w tej prapuszczy  wybudowalim sobie nasze osady czy tam inne opola. Do jakiego punktu w przeszłości ma się ta ochrona historyczności krajobrazu odnosić?  Łatwiej jest określić krajobraz miejski, budowle wyznaczają nam ramy czasowe, choć urbaniści skrzeczą na temat zespołów, funkcji i jeszcze paru określeń. Tak naprawdę porządnie sprawa komplikuje się kiedy mamy do czynienia z historycznym krajobrazem kulturowym w którym  budynków niet - stawami, łąkami, szachownicą pól. Ludzie zawodowo tematem  niezainteresowani po prostu chcą "żeby było jak dawniej" ale dawniej w wersji słodko - wspominkowej  czyli pomijającej takie sprawy jak  brak asfaltowych dróg, brak elektryczności, brak zasięgu i jeszcze parę innych braków. A jak  uświadamiają sobie co to za braki i jakie jest ich znaczenie to zaczyna im wisieć ochrona czegokolwiek poza własną wygodą.  Bo w końcu wszystkie  braki wymagają  ingerencji w krajobraz i naturę , czasem paskudnej i uciążliwej ( pobądźcie w pobliżu ekologicznej przecież farmy wiatrowej, sama cisza i spokój  ). Dla wygody własnej to  i Park Mużakowski ludziska usiłują"upiększyć", nie ma złudzeń. No a jeżeli jest  problematyczna ochrona krajobrazu  historycznego to dlaczego nie ma  być problemem odtwarzanie wycinków historycznego krajobrazu jakim są "ogrody z epoki"?









Mieszkam w mieście w którym   "ogrody z epoki" zamieniły się w ogólnodostępne parki, nasadzenia są zatem "zielenio - miejskie". Nie żebym wybrzydzała, nie jest to najgorsza rzecz jaka mogła się tym ogrodom przydarzyć. W końcu nie były to jakieś niezwykłe dzieła sztuki ogrodowej,  fabrykanckie ogrody przy willach i pałacach były raczej zachowawcze. Żadnej awangardy, jedynie ekstrawagancja w łódzkim stajlu - część założonego w 1840 roku  Ogrodu Spacerowego ( fragmentu dawnej puszczy ) sprzedano  w końcu lat pięćdziesiątych XIX wieku Karolowi Scheiblerowi który zatrudnił  berlińską firmę ogrodniczą pana Spätha. Na mocno lesistym terenie wysadzono wówczas wiele "oryginalnych" gatunków drzew, ustawiono  donice z drzewkami pomarańczowymi, śliczniuchne  trawniczki  upstrzono figurkami  zwierząt i krasnoludków z porcelany i gipsu, dołożono parę fontann, altankę, pawilonik  z pnączami, grotę z tarasem widokowym - sam łódzki smak. I to wszystko w cieniu parusetletnich dębów. Nikt nie pokusił się o odtworzenie tej cudowności, dziś to  część parku  Źródliska, tzw. Źródliska II. Teraz uwaga - Park Źródliska uznany został za pomnik przyrody ( ach te dęby ) jest także wpisany do rejestru zabytków a dwa lata temu został pomnikiem historii. I to bez  żadnego zwierzątka czy  gnoma z porcelany czy gipsu!  No ale szczęśliwie jest  jakaś  wyrzeźbiona ohyda w Źródliska I, chyba z lat sześćdziesiątych  XX wieku, bo taka w sam raz pasująca do betonowych donic typu drena studzienna, tak modnych w tamtym okresie. Historyczność parku Źródliska II  to  późne lata czterdzieste XX wieku, kiedy park  został na nowo urządzony i oddany do użytku masom pracującym. No i mamy pomnik  historii ale na pewno nie ogród muzeum. Nie należy mylić tych dwóch pojęć.





Blisko uzyskania tytułu pomnika historii jest park imienia Michała Klepacza ( wpisany ponad trzydzieści lat temu do rejestru zabytków ), zaadaptowany fragment  starego lasu na park w stylu angielskim i ogrody ozdobne wokół rezydencji  Zygmunta, Józefa i  Rheinholda Richterów powstałych na przełomie wieków XIX i XX. Po ogrodach ozdobnych ostały się jedynie pola śnieżnika i cebulicy, chyba największa parkowa atrakcja kwietnia w mieście Odzi. Ponoć w ogrodach Richterów też było po łódzku ciekawie, choć nie aż tak cudnie jak u Scheiblera. Park  im. Klepacza jest tylko małym fragmentem dawnych ogrodów, gdyby przyszło do odtwarzania większego założenia Politechnika  Łódzka której miasto przekazało park ( spoko, nadal będzie można zwiedzać ) musiałaby podjąć działania na które  łodzianie zareagowaliby po bałucku - odknaj bo zawadzisz! Wicie, rozumicie - cebulice i śnieżniki co to rosły jeszcze przed 945 rokiem, "wewiórki" zaczepiające wyłudzająco i te klimaty. Nawet mowy  nie ma żeby tu jakieś partery kuźwa kwiatowe urządzać - nie bo nie! Spieprzać do Ciechocinka z parterami, ma być trawka i cebulice, śnieżniki, stokrotki i wiewiórki. Bo tak było za naszej pamięci!





Spoko, Ódź miastem XIX wiecznym, rozbudowanym głównie w drugiej połowie "parowego wieku", przeobrażenie ogrodów  przy rezydencjach w parki uchodzi jakoś na sucho. Założenia "w stylu angielskim" czyli nawiązujące do tradycji  XVIII wiecznych "naturalistycznych" założeń z Wysp,  były na naszych ziemiach popularne niemal do końca  XIX wieku ( z lubością nazywano angielskim ogrodem każdy zapuszczony z braku środków dworski park ). Jednak w naprawdę starych miastach uparczenie ogrodów nie zawsze jest dobrą  drogą. Przy barokowych budynkach park angielski wygląda jak fanaberia osiemnastowiecznego lub dziewiętnastowiecznego właściciela, który umodniał  na siłę założenie. Opór ludzi pamiętających długo trwający "angielski stajl" i przywiązanych do niego jak do  wolności  i demokracji gdy podparty zostanie ekologią ( ciąć stare drzewa?! )  może spowodować  że ciężko przeżyją zamach na coś co uważają za dziedzictwo. Tak właśnie się stało  przy renowacji części ogrodów w Hampton  Court, kiedy postanowiono przywrócić do życia dawny ogród  barokowy i to przywrócić go "literalnie" że się tak wypiszę,  bez żadnego w cudzysłowie, trawestacji i "wzorując się na". Czysty barok a nie barokowy styl. Grzmiało i huczało że wywalono stare cisy ( ptactwo i w ogóle ), że  "zniszczono wartość historyczną",  że się wzięto i zamachnięto na ogrodowy styl narodowy i w ogóle  spisek jaszczurów! Wszystko dlatego że ten barok nijak nie pasował do wyobrażenia ludzi o baroku, no nie było ładnie po naszemu. Barokowe gusta cóś się rozminęły z naszymi XX czy też XXI wiecznymi upodobaniami ogrodowymi. A przecież to ten ogród był pierwotny, właściwy. Zapuszczone w XIX wieku cisy były od czapy i nie na miejscu,  obce architekturze. Strach pomyśleć jaka będzie reakcja na odtwarzanie ogrodów Henryka VIII i Anny Boleyn. Te złocone figury herbowych zwierząt i roślinność zupełnie nic w stylu Villandry ( a niby dlaczego ma być w stylu Villandry, ogrodów powstałych w pierwszej dekadzie XX wieku, inspirowanych francuskim renesansem? ), nic  co by było przyjemnie renesansowe jak z serialu BBC o życiu Tudorów. A taki  właśnie ogród,   nieprzystający do naszych wyobrażeń kształtowanych przez  media,   ma wartość muzealną, to ogród z epoki. Problemu z muzealnością ogrodów  nie mają  Japończycy którzy zachowują stan swoich historycznych ogrodów jak najbardziej zbliżony do czasu założenia. Takie wieczne zatrzymanie w czasie, coś jak uroczysta odbudowa najstarszych świątyń shintoistycznych, dokonywana raz na jakiś czas. Insza kultura, najstarszy zabytek  Japonii może być wykonany ze świeżego materiału, koncepcja się liczy a nie zachowanie starej belki ( europejskie podejście jest  o 180 stopni odmienne ). No i cierpim jak przyjdzie czas na wywalenie belki.





Czy ogrody muzea są w ogóle potrzebne i czy sens jest robić takie założenia? Moim zdaniem tak, sztuka ogrodowa jest takim samym dziedzictwem kulturowym jak historyczna zabudowa, to naszemu  z nią nieobyciu "zawdzięczamy" godzenie się  z trawami ozdobnymi w  żwirku przy neorokokowej willi. Nie czujemy ogrodowo epoki bo edukacja w tym temacie leży i kwiczy. Nie wystarczy wiedzieć  że ogród  francuski to strzyżone cisy i bukszpany a ogród  angielski to natura. Sorry ale to są tzw. półprawdy.  Klasyczny ogród francuski różni się od klasycznego ogrodu włoskiego w którym operowano podobnym bądź tym samym tworzywem a angielski ogród XVIII wieczny miał tyle wspólnego z naturą co dekoracja teatralna z realem ( wszak cięto lasy by uzyskać malownicze grupy drzew czy "prowadzono strumyki" ). Nie lepiej jest ze znajomością europejskiej  sztuki ogrodniczej wieku XIX i  wieku XX. Szczególnie pierwsza połowa XX wieku obfitująca w nowe rozwiązania jest tabula rasa dla projektantów zieleni. Na szczęście dla nich jest też tabula rasa dla ogółu społeczeństwa. Wicie rozumicie, "sztuka współczesna" choć stara, więc o co  kaman? No a teraz o ludziach odtwarzających  historyczne ogrody. Tak jak w  polityce zapisało się clintonowskie "Gospodarka głupcze!" tak w szkoleniu projektantów ogrodów powinno się  zapisać "Ikonografia głupcze!" . Nie ma o czym dyskutować, najlepszy opis nie uświadomi człowiekowi wpływu  koncepcji staroirańskiego paridayda na średniowieczne  klasztorne ogrody. Można czytać do woli ale obraz wart tysiąca słów. I nie ma  że nie ma, tak jak historyk sztuki ogląda obabrazki i nie tylko  obabrazki do bólu, tak projektant ogrodów chcący zajmować się ogrodami historycznymi  winien oglądać do bólu obrazki, ryciny i fotki przedstawiające historyczny obraz ogrodów. A jak trzeba odtworzyć ogród to projektant musi  się zmienić w historyka i to nie tylko sztuki ogrodniczej. Grzebalnictwo w przeszłości konkretnego obiektu to po prostu warsztat, bez tego się nie da  niczego porządnie zrobić. Hym... może powinni istnieć  historycy ogrodnictwa, tak jak istnieją historycy sztuki?  Znaczy projektanci zieleni do zadań specjalnych.
To by było na tyle przynudzania o ogrodowym muzealnictwie. Dzisiejszy wpis ubrany  jest w zdjątka ze starych łódzkich parków, takich przerobionych  z fabrykanckich ogrodów i dwa zdjątka podłódzkich okolic.

13 komentarzy:

  1. bardzo dziękuję za ten obszerny wpis, przeczytam dokładniej jutro ;-)
    Wrzucę kilka złotych myśli:
    - historycy ogrodnictwa istnieją, ale są bardzo niszowi. Taki blog gardenhistorygirl bardzo lubiałam, choć traktuje sprawy wyrywkowo;
    - to odwieczny, nomen omen, problem konserwatorski- jak dalece odtwarzać, do jakiej cofnąć się epoki? Rozum podpowiada, że do początków, ale skoro dom remontujemy i ulepszamy? Ogrody muzea niewątpliwie mają wartość edukacyjną, powinny istnieć takie przykłady, ale generalnie jestem "za postępem", nie tworzeniem skansenu, który już nie ożyje i nikt go już nie zrozumie. Szkoda czasu i kasy.
    - skansen wyposażony w zdobycze cywilizacji jest już zupełnie od czapy. Kojarzy mi się z oderwaniem od rzeczywistości rodem z jakiejś Wierandy czy innego Daleko od miasta. Bohaterowie lepiej by zrobili, gdyby parę puścili w inny gwizdek, niż remont bryczki czy obstawianie ogrodu emaliowanymi garami. No dobra, czepiam się, może ktoś to musi robić. Ale coraz mniej mnie to przekonuje.
    - tak, obrazki tak. Skonfrontowane z mapą, krajobrazem i słowem pisanym.
    - jak pokazuje przykład ogrodu pana Scheiblera, kiedyś wcale nie było lepiej i nic się nie zmienia. Jakież to uspokajające :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tera będzie polemika czyli o potrzebie skansena koło tzw. dziedzictwa przez duże D ( mniejsze dziedzictwo to ja odpuszczam, nie mam wymagań typu gar emaliowany na każdym wiejskim opłotku, bo to po pierwsze idiotyczne w dzisiejszych warunkach, po drugie zajeżdża Cepelią )
      Dlaczego ja uważa że przywracanie prawdziwego obrazu historii materialnej jest bezwzględnie konieczne? - ja tak uważa dlatego że półprawdy, ćwierćprawdy, prawdy ósemki i szesnastki i całkowite mity bardzo źle się dla nas kończą. Stworzony w XIX wieku obraz dworu szlacheckiego ( mający tyle wspólnego z ówczesnymi realiami powszechnymi co ja z tańcem klasycznym )zaowocował wiek później wysypem pseudodworków o cienkich kolumienkach odlewanych z formy, dachach przedziwnie łamanych ( naczółkowy za prosty, kto by tam bez bajeru chciał dom ) i garażach wpisanych w bryłę budynku ( nowoczesność w domu i w zagrodzie ). Nie mam nic przeciwko trawestacji dawnej architektury dworkowej przez dobrych architektów ale mam wnerw gdy widzę chałupy jak spod sztancy, wyglądające na leczenie kompleksu cinżkiej bidy, odreagowywanie cierpienia po narzuconej w czasach gomułkowskich kubaturze budynku. Inwestor z kasą, inwestor bez kasy - wsio ryba, bez kolumienków to nie jest dom polski. No bo wiadomo, dworek miał ganek ( co jest trzecią prawdą ks. Józefa Tisznera ). Tak się wzięło i utarło. Najbardziej powierzchowne detale są najlepiej przyswajane, i choć są dziś kompletnie od czapy i często, gęsto robią za ozdóbstwo bez sensu, ludziska kochajo kolumienki. W krajobrazie naszym powszechnym kolumienki wypierajo gomułkowsko - gierkowskie sześciany, ale krajobrazu wcale to nie pomaga. Takoż jest z ogrodami, czego najlepszym przykładem jest zarzucenie powstałej po uwłaszczeniu koncepcji "posadzim sobie kfiotki koło chałupy" na rzecz tyrawnika angielskiego i egzotycznego drzewa ( wsiowe kfiotki do dworku - no zgłupiawszy, dżefa i krze, najlepiej niespotykane - zupełny pałacyzm ). To że aleje w co bogatszych dworach były lipowe ( bo lipa pożyteczna a Polacy uwielbiali uprawiać ogród żołądkiem ) a park w Kórniku to fanaberia magnacka ogół nie wie. Wie za to że tyrawnik i tuja jest w porzo bo pasi do dworku.
      Szlachty u nas było ledwie parę procent, zamożnej jeszcze mniej, zatem kultura nasza jest chłopska bo i mieszczan aż do dziewiętnastowiecznej rewolucji przemysłowej było mało. Mit atrakcyjny i historia wykorzystywania chłopskiego etosu przez komunę i zamieniania go w Cepelię złożyły się na to co teraz wokół nas powstaje. Na popłuczynę kicz - sarmacką.
      Oczywiście mitów wyplenić się nie da, ale można odsłaniać prawdę, pokazywać stronę materialną dawnego życia taką jaką ona rzeczywiście była. Skansen kojarzy się powszechnie ze starymi nieużywanymi chałupami, nieużywanymi więc trudno zrozumieć jak funkcjonowano w nich. Ogrody będą jeszcze bardziej niezrozumiałe niż chałupy, po co te bindaże itd.? Nie znaczy to jednak że należy odpuszczać i robić przy starociach wysokiej klasy nowoczesne, nawiązujące do epoki ogrody. To będzie fajne ale nieszczere a nieszczerość daje po czasie takie rezultaty jak kolumienkarstwo, tyrawniko - tujizm, czy baszty obronne na osiedlu domków jednorodzinnych.
      Drżę na myśl że przyszłoby komuś do głowy odtwarzanie ogródka pana Scheiblera ale nie wyobrażam sobie żeby usiłowano zmienić coś w Les Jardins de Marqueyssac. Nie chodzi o krasnoludki i piękności z gipsu tylko o samą koncepcję. Ogródków takich jak miał pan Scheibler było na pęczki i gdzieś się zachowały albo są pieczołowicie odtwarzane ku zgrozie powszechnej, ogród w Marqueyssac się ostał, był krojony przez wielkiego krawca i w ogóle inna bajka.
      Reasumując - "Prawda Was wyzwoli".;-)

      Usuń
  2. Masz rację. Bardzo lubie ogladać programy ogrodnicze w których pokazują własnie zachowane ogrody czy tereny z minionych epok - głównie angielskich. W Polsce to albo rezerwat, park to ludzie w miarę szanują ale nie ma czegoś takiego u nas jak - zachować, nie zmieniać. My musimy zmieniać i nie szanujemy swojego, bo od dziecka moje pokolenie było uczone spoglądać na zachód bo ,,my za murzynami jesteśmy", co nasze to kiepskie i do niczego. Byłam swego czasu dziecięcym prekursorem idei, że polskie to dobre, ale nikt mnie nie słuchał. Teraz ciut to się zmieniło ale jeszcze nadal gnamy za ,,wschodem". Chyba nigdy się tego nie nauczymy. Bieszczady na przykład obecnie rujnują w poszukiwaniu ropy i innych dobrodziejstw w ziemi, wręcz ludzi wysiedlają aby zniszczyc teren :/ Masakra...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam- gnamy z zachodem :)

      Usuń
    2. U nas jest ten główny problem że po wojnach i komunie to ciężko znaleźć coś coby się zachowało w stanie nienaruszonym. A jak się zachowało to podlegało rozkradaniu w latach dziewięćdziesiątych, w czasach złomu na wagę złota. Swojskości nie cenimy bo mamy problem ze zdefiniowaniem samych siebie, generalnie szukamy lepszości a coś nam niejasno mówi że my to tak niekoniecznie te orły , sokoły. Jesteśmy ze sami ze sobą nieszczerzy jako naród i społeczeństwo i cierpim i my i to co wokół nas.

      Usuń
    3. Przede wszystkim jesteśmy narodem zakompleksionym co to swego nie umie docenić :P

      Usuń
    4. o przepraszam, nowe pokolenia to zmieniają - szkoda tylko, że idą w kierunku chamstwa i nadal braku szacunku do wartości niekoniecznie patriotycznych co ogólnospołecznych :/

      Usuń
    5. Chamienie to sprawa zmiany norm kulturowych w każdym nowym pokoleniu, na młodych narzekali już starożytni. Natomiast nasze zakompleksienie względem "lepsiejszego świata" wymaga moim zdaniem leczenia przez przynajmniej jeszcze jedno pokolenie ( pesymiści coś tam przebąkują o dwóch lub trzech zmianach pokoleniowych ale w tym wypadku jestem optymistką ). :-)

      Usuń
  3. starodrzew mówisz, trudne słowo - Le client omc wie, ze jest słynny ogród w Wersalu i ze to było dawno. myślę, ze generalnie nie mają w ogóle świadomości, ze ogród może mieć jakąś wartość poza użytkową i dekoracyjną.
    niestety "hasło nasz klient, nasz pan" w przypadku gdy w grę wkraczają względy estetyczne robi więcej złego niż dobrego. naprawdę rzadko kiedy (czyt. nigdy) trafia się le client, który zaufa do reszty fachowcy, jego wiedzy i doświadczeniu. Megan ma tak w ogrodach, mój chłop ma tak przy renowacji starych (naprawdę starych, 16-18 wiek) obiektów. nie chodzi tak bardzo o detale bo te będą później widoczne tylko dla wtajemniczonych ale o te fragmenty, które decydują o charakterze budynku. pół biedy gdy obiekt wpisany na listę Les Monuments Historiques, ale na ogół jest pozaklasowy, ot zwykła, kamienna ferma z 16 wieku, wtedy hulaj dusza, piekła nie ma. ja (ja muzealnik, omg) czasem staram się postawić w roli zleceniodawcy i tłumaczę chłopu, ze gdyby antenaci mieli możliwości techniczne i finansowe, to tez sobie by wyrąbywali okna 6x9 by wpuścić więcej światła, ale samą mię zemby bolo gdy widzę efekt końcowy. w Ojczyźnie trochę to inaczej od strony prawnej wygląda bo Ojczyzna palona, grabiona, rujnowana wzdłuż i w poprzek, wiec wszystko jest zabytkiem co jest starsze od telewizora Rubin i konserwator wojewódzki hercklekotów dostaje gdy na krzyżackim zamku chcą wyburzyć w piwnicy krzywą, ceglaną ściankę działową z 19 wieku. jednocześnie kilkadziesiąt metrów obok w ruinę popada miasteczko z zachowanym oryginalnym, średniowiecznym układem przestrzennym. tak było 25 lat temu bo dziś niestety ten sam, odbudowany z ruin zamek, wygląda jak pałac Myszki Miki i noga moja tam więcej nie postanie. tak wiec aspekt historyczny i muzealny pozostaje pojęciem względnym, zależy od względu tego kto daje kasę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To że we Francyji mieszkają tzw. france wiedzielim od dawna. Spoko, nawet w skansenowatej Brytanii mieszkajo typy Vicky Pollard, jest ich tam nawet nadspodziewanie dużo ( choć może to nie powinno dziwić w tak klasowym społeczeństwie ). France lubio przerabiać jak Niemce i Polaki, tym bardziej lubio im bardziej so nieświadome. Szczęśliwie France i Niemce majo tylko więcej do przerabiania. U nas krucho a wspominkowany przez Cię zamek krzyżacki ma szczęście że się nie rozleciał jako symbol krzyżacko - prusackiego ciemiężenia naszego narodu. A miasteczku dobrze tak, pewnie niemieckie było. Co do "przystosowania" starych obiektów do dzisiejszego realu - no Cepelia Pani, Cepelia. No ale kto dziś mieczem pohańców do porządku przywołuje, wyprawy z zamku urządzając! Odfrunęło z królikami. Jednak czasem mam wrażenie że kiepska renowacja jest gorsza niż pozostawienie ruiny. No nie paszą mi klimaty typu hotel i restauran w zamku, który trzeba w tym celu solidnie przebudować. Nie moja bajka!

      Usuń
  4. Temat rzeka Tabasiu. Nie tylko ogrodniczy. Ja historykiem nie jestem, ale zęby mnie też bolą, gdy widzę wiekową chaupę, gdzie w sieni, zamiast dech oryginalnych, zdrowych choć wychodzonych do połysku, leżą kafle z promocji w castoDramie. Sama osobiście bój o te dechy musiałam stoczyć z antenatem na rodzicielskim gumnie.
    Z drugiej jednak strony, jak się w takim domu żyje, to chciałoby się mieć i ciepło i światło z większego okna i żarówkę więcej jak 25 Wat i się nikomu nie marzy kurna chata. Moda folk wzięła górę w mieszkanku mojej siostry, które to mieszkanko siostra wynajmuje skądinąd miłym studentkom. Pościągały dziewczyny ze ścian krakowskie i żywieckie malowane ptaki drewniane, talerze bolesławieckie pochowały głęboko, jako i zakopiańskie bieżniki, a naściągały "folku" z nanu-nany, ikera i innego houma - wszystko kolorowe mejt in czajna.
    Pytanie kto ma stać na straży gustów naszych...
    Ale ja nie tylko o tym, bo tu narzekajstwu nie będzie końca.
    1. Po raz kolejny piszesz o Łodzi tak, że, no że,no żesz! No żesz tak, że chęć mnie bierze brać, jechać i oglądać. Tak mi tu raz na jakiś czas wpiskiem polecisz pod włos, że to się kiedyś przydarzy, no!
    2. Dowiedziałam się, że ja mam ogród angielski, bo zapuszczony ;) Zapuszczać go będę ku chwale, bo ziemia tu jak gąbka nasiąknięta roundupem gdyż albowiem poprzedni właściciel był miłośnikiem tyrawnika :(
    3. Już wiem skąd moja niechęć do egzotyki i chęć wywalenia tego z ogrodu (jakieś agawy mi się błąkają i dziwolągów innych trochę). Wiejskie pochodzenie przodków dobija się o uwagę i bierze górę nad miejskim chowem. Bo ja bym chciała forsycję i rabarbar i bez dziki i głogi i wrotycze ;) Nawet znalazłam sposób na swój ogród u Izydora - Rogatej owcy: http://rogataowca.blogspot.com/2012/04/w-oczekiwaniu-na-niewiadomo-co.html. Zdaje się, ze właśnie tą drogą potruchtam. W akcie walki z pokrzywami - mam taki specyficzny gatunek pokrzywa drzewiasta - powsadzałam tu i ówdzie zdrawiec, który jest w stanie wszystko zagłuszyć.
    4. Te magnolki, o których pisałam pod poprzednim postem, to malutkie są. Co rzecz jasna o niczym nie świadczy, bo gdyby mnie ktoś upchnął w tym kącie ogrodu, to też bym była malutka nawet za 100 lat. Chyba je jednak przesadzę gdzieś bliżej światła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czajeństwo się czai wszędzie, sama mam różne takie typu zajączki w kaloszkach.;-) Z tym że ptoków malowanych to ja bym ruszyć nie pozwoliła, rączęta mogłabym poprzetrącać. No cóż gusta bywajo różne, w domu grunt żeby człowiek czuł się dobrze z przedmiotami które go otaczają.
      1. Ódź jest specyficzna, to najładniejsze brzydkie miasto jakie znam ( tzw. jamniczyzm albo mopsizm byłby tu dobrym porównaniem - pieski tak brzydkie że aż piękne ). W naszych progach witamy i na wstępie radzimy pilnować portfela i absolutnie nikogo nie pytać o miejsce do którego zmierzamy w tramwaju czy tam innym autobusie. Portfel wiadomo, mamy tradycję a rozpytywanie o drogę spowoduje że wszyscy wokół rozpytującego będą się kłócić o to którędy rozpytujący powinien dojść. Jak się trafi na weterankę rynków albo dumnego łódzkiego menela to może być ostro. My odzianie jesteśmy generalnie dość gadatliwi.
      2. Na szczęście tyrawnik "niepielęgnowany" porasta czym chce, zapuszczenie nie musi być aż tak baaardzo angielskie.;-)
      3. No i dobrze z tym sposobem i wiejskimi klimatami, warto do ogrodu podejść z myślunkiem!:-)
      4. Jak majo podle to przesadzaj, tylko z głową. Znaczy dowiedz się więcej o roślinach.:-)

      Usuń
  5. Wybór odpowiednich mebli ogrodowych może całkowicie odmienić wygląd naszego ogrodu. Istotne jest, aby były one nie tylko estetyczne, ale również funkcjonalne i trwałe. Na stronie https://ogrodolandia.pl/ znalazłem szeroki wybór mebli, które spełniają te kryteria. Od klasycznych zestawów, po nowoczesne rozwiązania – każdy znajdzie coś dla siebie. To doskonałe miejsce, by zainspirować się przed zakupem.

    OdpowiedzUsuń