Strony

sobota, 28 października 2017

"W żółtych płomieniach liści"


Przyjemny jesienny temacik, rzecz o przebarwiających się liściach drzew i krzewów. No samograj jesienny, tylko pisać o klonach japońskich i kalinach, piać o azaliach, judaszowcach , oczarach. Sprawa z przebarwianiem liści wcale jednak nie jest taka prosta, jakby się wydawało, nie wystarczy posadzić określony gatunek żeby zaraz mieć w ogrodzie ognisty październik. Przebarwianie się liści zależy bowiem od sporej ilości czynników. Zacznijmy jednak od początku, dlaczego liście w ogóle się jesienną porą przebarwiają? Do niedawna było prosto - dnie stają się krótsze, zmniejsza się ilość światła potrzebna do fotosyntezy, a chlorofil, rzecz kluczowa w tym procesie, przestaje być potrzebny i po prostu zaczyna zanikać. Ni ma syntezy, ni ma chlorofila. Za to w liściu siedzą nadal inne barwniki, które synteza chlorofilu jakby "zasłaniała". No i one się wyłażą spod tej przykrywającej zieleni. Te  żółcie i pomarańcze zawdzięczamy karotenoidom a czerwone, ogniste  tony antocyjanom. Teoria zanikania barwników  do niedawna była tą obowiązującą, dokładnie to tak do momentu kiedy okazało się że drzewa czy krzewy w jesiennych liściach od nowa produkują antocyjany.  Skoro  trwa wzmożona produkcja to nie ma  mowy o zanikaniu. To wymiana jednego barwnika ( chlorofil ) na inny ( karotenoidy lub antocyjany ).  Przebarwianie liści okazało się być czymś innym niż do tej pory sądziliśmy. Złota faza jesieni przestałą być procesem zamierania, okazała się wybuchem życia, czymś na kształt balu neuronów  w wyłączającym się mózgu.

Nic w przyrodzie nie dzieje się bez przyczyny, zaczęto więc poszukiwać wyjaśnienia mechanizmu - znaczy do czego  te jesienne kolorystyczne ekscesy  roślinom potrzebne. Teorii rzecz jasna od groma - a to owady miały być zniechęcane do składania larw przez jaskrawe kolorki, a to roślina potrzebowała czegoś na kształt filtra antysłonecznego ( bardzo dziwna teoria o tym że krótsze dni powodują "uczulenie" na światło  i roślina musi  wyprodukować ochraniające liście  barwniki co  skutkuje prawidłowym ściągnięciem z  liści i zmagazynowaniem związków fosforu i azotu ), filtra antyrodnikowego i jeszcze paru innych filtrów. Oczywiście każda z tych teorii  to prawda najmojejsza ale co do jednego  światek naukowy jest zgodny - mamy złotą  jesień bo drzewa  i krzewy czują zagrożenie. Jakiego rodzaju to zagrożenie nie  wie nikt ale wszyscy coś tam podejrzewają. Tak, Kochani, jesień to  bardzo podejrzana  pora roku! Wiemy dlaczego przychodzi wiosna, jak zamienia się w lato, sporo wiemy o zimie ale jesień nadal tajemnicza jak lisie wyprawy z brzeziniaka  do kurnika i z powrotem.  Na swój sposób fascynujące, jak  każda tajemnica. No ale gdy  tajemnica dotyczy meritum sprawy nie należy się spodziewać że tzw. implikacje będą jasne i oczywiste jak program  chińskiej  partii  komunistycznej  na  następne dziesięciolecia.



Jest  tajemniczo, zagadkowo i niedopowiedzianie nieoczywiście.  Na ten przykład te same drzewa lubią się wybarwiać inaczej w  Nowej Anglii a całkiem inną jesienną szatę kolorystyczną  przybierają w Europie. Tłumaczono to różnie - powszechna europejska złocistość i amerykańska  ognistość miały się brać z innego ukształtowania łańcuchów  górskich ( w  Europie  góry  występują wzdłuż równoleżników a w Amerykach wzdłuż południków ). Znaczy to są implikacje  z implikacji, inne zlodowacenia, klimaty, znaczy insza ewolucja miały powodować  takie a nie inne jesienne wybarwienie liści. No cóż, klimat niewątpliwie ma wpływ na wybarwienie, obserwujemy to choćby teraz po długim, dość chłodnym i deszczowym lecie.  Rośliny w takich warunkach dłużej trzymają liście ale przebarwiają się mniej  intensywnie.  Na ten przykład posadzona niby prawilno w cieniu fotergilla będzie miała niełatwe zadanie kiedy przyjdzie pora na ogniste liście.

Z wyczytków dowiemy się że w naturze  roślina rośnie w  świetlistym półcieniu, często w miejscach które jesienią robią  się jeszcze bardziej  świetliste.  Posadzona w  takich warunkach w październiku ma szansę żeby wręcz płonąć ( szczególnie wtedy  gdy gleba jest odpowiednia, znaczy zachowuje  właściwe dla dobrostanu rośliny odczyn i wilgotność ). Znaczy roślina musi mieć dobrze jak u siebie w domu i wtedy może pięknie się przebarwić, nawet gdy klimacik mniej sprzyja.  Jednak  czasem, mimo spełnienia warunków glebowo - świetlnych cóś to przebarwianie się  nie wychodzi.  Mam w ogrodzie dwa takie przypadki, twardo nieprzebarwiające się i odmawiające współpracy z jesienią - ambrowiec 'Gumball' i parocja perska 'Pendula'.  O ile w  wypadku  ambrowca mogą być zastrzeżenia do gleby o tyle parocja rośnie niby tak jak powinna. Ambrowce znane są z tego że długo trzymają przebarwione liście na drzewach. No i w Polsce są miejsca gdzie tak się właśnie zdarza, może nie  jest to przebarwienie spektakularnie jak w stanie  Virginia ale płoną te  ambrowce w  polskich ogrodach. No a mój ambrowiec nie płonie, ledwie przebarwia parę liści z wierzchołków pędów, tak gdzieś w okolicach początku listopada ( taa...  upiorny odcień czerwieni, tzw. zaschła krew w sam raz pasuje do  tradycji Halloween ). A poza tym to krnąbrne drzewko trzyma zielone liście niemal do wiosny, ta jadowita zieleń wystaje spod  śniegu lekko zmrożona. Jakby ambrowczyk kpił ze mnie wyczekującej ognistej metamorfozy. Nie wiem czy to miejskie powietrze mu nie służy, czy Ódź dla niego za zimna, jest zielony jak  żaba jesienną porą. Z parocją jest niby trochę lepiej, przebarwia liście  z tym  że przebarwia je na złoto. Żadnych pomarańczy, ognistości, głębokich czerwieni - jednolita, solidna  złocistość.  Jak u  jesionu.



Znaczy nie jest to tak  ze człowiek stworzy sobie listę najpiękniej przebarwiających się jesienią gatunków  krzewów i drzew, zaimportuje sobie one  do ogrodu i szlus. Berberysy czy niektóre irgi w większości ogrodów rosną bezproblemowo i pięknie się przebarwiają ale taka błotnia Nyssa sylvatica to już niekoniecznie.  Błotnia pochodzi tak jak i ambrowiec z nieco  cieplejszego klimatu, w polskich warunkach żeby jesienią mogła zabłysnąć potrzeba splotu szczęśliwych okoliczności ( no  nie wspominając już o tym że  przetrwanie zimy przez gatunek gdzieś poza okolicami  Wrocka to spory wyczyn ). Lepiej radzi sobie u nas sumak octowiec Rhus typhina,  bardziej północny Amerykanin, że się tak wypiszę. Podobnie  pochodzące z tych samych szerokości  geograficznych co on fotergile czy oczary ( mieszańcowe mają rodziców z tych szerokości ).  Z klonami japońskimi jest różnie, większość przebarwia się bezproblemowo o ile tylko rosną na odpowiednim stanowisku. Czasem jednak, zbyt zimne lato i jesień powodują że przebarwienie nie powala. U mnie było tak w tym roku z Acer aconitifolium . Znaczy było poprawnie ale niespektakularnie. Nie zawiodły za to czerwonolistne perukowce, kolkwicja czy jarzęby, samograje wszędobylskie, proste w uprawie. Większość kalin ma nadal zielone liście, być może ruszą z jesiennymi kolorami później, wiśnie japońskie za to zrzuciły ledwie  przebarwione liście, wyraźnie dając do zrozumienia że tegoroczna jesień nie była "prawdziwa". Mimo japońskiego pochodzenia małe azalki przebarwiają się modelowo, może zimujące liście miały więcej czasu  na wyprodukowanie jesiennych barwników?



No cóż, niedługo problem przebarwień nie będzie spędzał ogrodnikom snu z powiek. Z nadejściem listopada sprawa złotych i czerwonych liści rozwiąże się sama, w ten sam sposób jak co roku. Zostaną do podziwiania owocki berberysów, urodna kora drzew, zielone szpilki iglaków.  I tak aż do wiosny!



11 komentarzy:

  1. Temat bardzo a`propos moich dumań na temat co zrobić, żeby przebarwiało się i było kolorowo w ogrodzie. W zeszłym roku zwykłe berberysy pięknie czerwieniały, teraz buro brązowe i z plamami. Wywalę. Natomiast karłowate przebarwiają się zgodnie z programem - na żółto-pomarańczowo-czerwono. Niby złotolistna pęcherznica złapała trochę żółtego i zaraz listki obleciały. Przebarwia się za to na czerwono od dołu krzewu pęcherznica ciemna jak gorzka czekoladka. Pięknie waliła po oczach kolorami świdośliwa Lamarka, dopóki nie przyszła wichura i wszystkie listki fiuu pofrunęły do sąsiada. U mnie najładniej obecnie wyglądają złote listki amorfy (indygowca) i glicynii, płomienno-czerwone liście azalii wielkokwiatowej Klondyke, ciepłe barwy perukowca oraz kolorowe listki enkiantu dzwonkowatego. Na wiosnę ten ostatni po przymrozkach majowych stracił wszystkie pączki kwiatowe (a było ich tak dużo), za to teraz czaruje listkami.
    A teraz z innej beczki: od zeszłej soboty też mam kota, a właściwie kotkę ze schroniska. A więc historia zatoczyła koło, mój syn uparł się, że chce kotka, przez 2 tygodnie zmiękczał męża, który ustąpił wreszcie wobec przemocy mentalnej i ciągłego nękania. Kocia, bo tak ma na imię, ma 7 miesięcy, świerzbowca w uszach, infekcję w oku - zaraz zaliczyła niedzielną wizytkę u weterynarza, i jest bardzo przymilna i przylepna. Ciągle włazi wszystkim na kolanka, mruczy i jest cudnym szaro-czarnym pręgowanym dachowcem. Myślę, że teraz jest w rodzinie pełnia - rodzice, dzieciaki i zwierzak. Póki co mamy zakaz wypuszczania jej na dwór, żeby nie nawiała, musi przyzwyczaić się do domu i domowników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzina ze zwierzem to rodzina pełna! :-) Znaczy pozyskaliście właśnie najważniejszego członka rodziny. Nie wiem czy o tym już wiecie ale jak nie wiecie to życie Wam to wkrótce uświadomi.;-)
      Drzewa i krzewy czerwonolistne zazwyczaj dają te jesienne ognistości, piszę zazwyczaj bo na przykład taka śliwa czerwonolistna jakoś szczególnie się nie przebarwia. Enkiant przebarwia się tak jak borówka amerykańska - wtedy kiedy ma dobrze, i z kwaskiem w glebie i ze słoneczkiem. Glicynia na złoto jest cool ale glicynia jak dla mnie w ogóle jest cool - bardzo lubię to azjatyckie pnącze, choć u nas zaledwie cień cienia te kwitnienia i w ogóle urodziwość. Koło mnie rośnie parę glicynii ale nie powalają urodą. Chyba im za zimno.

      Usuń
    2. A jak nazwać rodzinę, gdzie ilość zwierza przewyższa liczebnie trzykrotnie ludziów? :) To już raczej stado...

      Usuń
    3. He, he, grupa zbieracko - łowiecka!;-)

      Usuń
  2. Na podobnej zasadzie pojawiły się u mnie purpurowe berberysy i tawuły, które pięknie przebarwiają się jesienią a szczególnie ich jedna odmiana. Mdliło mnie od zieloności na działce :P
    Piękny, długi post o liściach, ja tak nie umiem :D
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Berberysy i tawuły jeśli chodzi o przebarwienia są niemal niezawodne. Prawie zawsze się przebarwiają i robią jesienny show.
      Co do długości postu to może krótszy byłby lepszy, info bardziej skondensowane? Tylko ja gaduła jestem. :-)

      Usuń
    2. I bardzo dobrze, ja lubię czytać twoje posty :D

      Usuń
    3. Tylko nie krótsze! Nie krótsze. Są w sam raz i człek się czegoś dowie.
      Ja na ten przykład miałam nadzieję, że nacieszę się kolorami dzikiego wina na ścianie - i gucio. Wszystko zapłonęło i spadło. Koniec. Jeszcze nie poznałam moich roślin i nie wiem jak się nazywają, ale albo są zielone albo gołe. Trudno.

      Usuń
    4. No miło że moje gadulstwo Was nie odstrasza, ale zdaję sobie sprawę że potrafię przynudzać. Teraz piszę post codziennikowy, nudy jak to w zwykłym bytowaniu ( żadnych arabskich szejków zachwyconych mą nieco przejrzałą urodą ni ma, szaleńczych wypadów do Monte Carlo ani nawet zwykłego szampitra chlanego w bramie na Piotrkowskiej ).
      Psie rośliny to Ty zaczniesz poznawać wiosną i sporo czasu zejdzie zanim poznasz narowy i prywiczki. :-)

      Usuń
  3. Moja glicynia też jeszcze nie kwitła i prawdę mówiąc nie spodziewam się, za to ma ładne listki i wygląda ok wspinając się po mojej rachitycznej jabłonce, rodzącej psiarowate owoce. Glicynię przygarnęłam od sąsiadki, która jej nie chciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Glicynia musi mieć bardzo, bardzo słoneczne stanowisko.

      Usuń