Pogoda zrobiła się wiosenna, co prawda zmrożona przyroda wolno się budzi ale odczuwamy tzw. fluidy. Koło mnie niestety kolejna wycinka drzew, pewnie w ramach upiększania miasta przed kolejnym etapem starań o zielone expo. Ja zalatana w biegu rejestruję początki przedwiośnia, szczerze pisząc nie składało się do tej pory tak żebym mogła choć chwilę poświęcić na spokojne oblookanie stanu rzeczy. Boję się snucia planów bo snucie planów cóś mi się ostatnio rozsnuwa. Ale co ja tam narzekam, inni mają prawdziwe problemy - proszę zajrzyjcie Prawdziwy wyścig z czasem . Wszelkie moje narzekania to w porównaniu z taką sprawą są tylko pitoleniem starszej pańci, której real nieraz może i doskwiera ale nie zagraża. Ech, straszny wkurw mnie bierze kiedy czytam ile wokół forsy się marnuje na jakieś bzdetne projekty typu fundacja do wspierania utrwalenia głupich skojarzeń, komisje do wyjaśnienia sprawy pękających parówek czy wywindowane świadczenia "za pracę" kretynów z politycznego nadania ( taa, bo na większość z nich to headshunterzy światowych superkorporacji czyhają z propozycjami finansowymi nie do odrzucenia i państwo konkurować cenowo musi żeby gwiazdy swoich grup zawodowych nam nie umknęły - nawet najbardziej tępy elektorat cóś nie wierzy ). Nie będę dalej pluć jadem bo kóń jaki jest każdy widzi. Spuszczam zasłonę pełnego wzgardy milczenia.
Dobra, coś pogodniejszego bo nie można dopuścić do powstania doła nastrojowego nie do zasypania spowodowanego przez wciskających się z przekazem podprogowym politycznych ( co otworzę neta, co usłyszę radyjo to mną rzuca ta atakująca polityczna pulpa ). Przelazłwszy się nieco po normalnych, ludzkich blogach i widzu że się dzieje - a to kamizelka rdzawa u Ewy ( co prawda nie na Ewie a na większym modelu ) a to cud kolorystyczny pod postacią chusty ( tym razem na wieszaku ), a to kury w Tupajowisku chorzały jako i kozy u Agatka. Ikony są malowane, mebelki i torebusie kupowane, wyczyny piekarniczo - garncarskie odchodzą. No a u mnie nic! Po prostu NIC! Po prawdzie chorzenia żywiny to nie koniecznie ten ... tego ale zakupów wyczynowych czyli łowiectwa, podmalowywań i cośrobień to zazdraszczam. Jeno na nasłuch i naczyt mnie tylko zmęczoną stać ( a pulpa polityczna czyha ). U mnie z cośrobienia mało poważnego czyli mikroroba , to jeno kawa parzona odświętnie w tygielku i ustawianie w wazonie tulipków dzieńkobietowych a poza tym rutyna podlewań siewek, obiadków ekspresowo gotowanych na odwal się, pospiesznych prań i prasowań, tej całej cholernej domowizny którą chętnie zwaliłabym na kogoś innego. Tym bardziej że po zimie mam w domku tzw. mandżur.
Mamelona domowizna tyż przytłacza w związku z czym obie czekamy na rozpoczęcie działań ogrodowych. Może uda się w przyszłym tygodniu doskoczyć z sekatorkiem w co bardziej strategiczne punkty krzakowe ale trzeba by załapać się na dzień bez opadów. Paskudne mrozy z przełomu miesiąca zostawiły brzydkie znamiona na niektórych liściastych zimozielonych, urody ogrodowi to nie dodaje jednak nie zamierzamy się spieszyć z kasacją mrozowych pamiątek. Z niepokojem patrzę na leszczynowe baźki, przed mrozami w mojej okolicy miało się leszczynom na kwitnienie, zaczynały się lekko złocić. Teraz wyglądają jesiennie smętnie, znaczy ich kotki są w kolorze drewna palisandru. Zaczynam się zastanawiać jak to będzie w tym roku z orzechami laskowymi, może być cieniutko. No nie ma co, żadnego zawierzania Wielkiemu Pogodowemu, cóś ma ostatnimi czasy przewrotne poczucie humoru. Prognoza długoterminowa przewiduje straszne spadki temperatur w trzeciej dekadzie miesiąca, to nie jest jeszcze właściwy czas na prawdziwe ogrodowanie. Zatem tylko lekkie przycinania, żadnych grabień wyczynowych, odsłaniania roślin, zero sadzeń i kto wie czy nie ponowna przeprowadzka doniczek do kotłowni ( to się zadoniczkowane napodróżują ). Jak zabawy z zielskiem to tylko z tym domowym, na szczęście przy takim też można odpłynąć, he, he.
Na koniec koty. Wiecie że można robić groźnego baranka? Tak, tak , baranki Sztaflika są ostatnio wykonywane przemocą, z bardzo brzydkimi śpiewami a nawet pultaniem. Sztaflik zapatrzona w Felicjana stacza się po równi pochyłej, usiłuję podejmować środki zaradcze w związku z czym mam podrapki bo francowata kota myśli że jej wszystko wolno. Jako pańcia wielokotna znów wyraźnie sobie nie radzę z co bardziej bezczelnymi i grubszymi członkami bandy. Dobrze że w nadchodzącym tygodniu będzie trochę cieplejszych dni bo do repertuaru kar za złe prowadzenie wprowadzam eksmisję pod chmurkę. W domowych pieleszach a już szczególnie w łóżkowych bambetlach mają prawo przebywać ci którzy nie pokazują mi zębów, nie grożą wściekłym barankiem, nie drapią przy próbach wywalenia ich z wyra i nie pyskują. Powinnam napisać bestiom regulamin porządku domowego ale one nieczytate, ponoć wszystko kapują przez mowę ciała i wąchanie zapachu wydzielin. Mowę ciała już mam opanowaną, znaczy jestem nastroszona , zdaje się że zostało mi jeszcze tylko dosikanie regulaminu do końca ( może podleję co nieco w Alcatrazie, dom ze względów oczywistych odpada ) . Niech kocie małpy wiedzą co im wolno a czego never i pod żadnym pozorem!
A tera dzisiejsze "foty" - Mona Lisa czyli Lisa Gherardini, małżonka Francesco del Giocondo ( stąd La Gioconda ), najdoskonalsza, według Vasariego, realizacja renesansowego mimetyzmu. Autor uznany i wielbiony czyli Leonardo da Vinci. Obraz zrobił się znany za sprawą reprodukcji w drugiej połowie XIX wieku,z czasem znajomość dzieła stała się powszechna. A jak dzieło sztuki jest powszechnie znane to robi się z nim wszystko żeby nie spowszedniało do cna, he, he.
Dzięki Tabasiu za podlinkowanie :) Już już prawie. Na pewno się uzbiera! U Ewy faktycznie ładny kamiziel i śliczna chusta w odcieniach szpinaku. Ale pociesz się - domowizna mnie wykańcza. W dodatku nawet nie mam czasu przysięść na zadzie i czegoś skrobnąć, bo jest semestr letni i ja już nie daję rady :( Ogrodem zajmę się zapewne dopiero w lipcu :( Jak ja nie cierpię mojej pracy, a semestru letniego w szczególności! W dodatku okazało się, że Biały czyli (ko)Tusiek ma alergię - na WSZYSTKO! Jak ten bidak dał radę tak długo bez pomocy? A na tle naszego cudownego, przylepnego i zrównoważonego kocurka dopiero się przekonałam, jakie wredne zołzy z moich kocic :D
OdpowiedzUsuńNie ma za co dziękować, oczywizda oczywizdość z takim linkowaniem. Z domowizną łączymy się w bólu, nawet pracusiowata Małgoś - Sąsiadka zapowiedziała mniejsze natężenie prac domowych w marcu. Staruszki w marcu to muszą przeżyć a nie pracować. Porządki wiosenne czynione w marcu są dla staruszek i staruszków niewskazane. Mądrość ludowa twierdzi że "Jak starzec przetrwa marzec będzie żył". Małgoś zgadza się z tym że przysłowia mają coś z prawdy objawionej, he, he. No i w związku z tym dziś tylko "Przetarłam tylko te szybki, żadnych okien nie myłam:.;-)
OdpowiedzUsuńCo do ogrodu to zajmiesz się nim kiedy oboje, Ty i ogród do tego dojrzejecie. Spoko. :-) Co do kocic - nu, pagadi! Damy zawsze mają cóś za uszami. Co do alergii to Tusiek ma alergię na dobrobyt. No organizm mu się rozregulował ze szczęścia. Poza tym weź pod uwagę że kotosław dostał leków co niemiara, ciałko musi sobie poradzić z ich długofalowym działaniem.Może kiedy będzie więcej przebywał na dworze, w cieplejszych miesiącach, to jakoś mu się wyrówna. U mnie sezon letni to walka z alergią Felka na zbytnie nagrzanie i nasłonecznienie, Felicjan jakby kotem polarnym albo co. :-o
To o tym marcu znam! Mama mówiła "oby starzec przeżył marzec". Małgoś-Sąsiadka jest twardy egzemplarz, co to pałką nie dobijesz (powiedzenie mojej babci) :D
UsuńMiędzy kotostwem się ułoży - chyba, ale z Tuśkiem dobrze nie jest. Te uszy. Uszy właśnie zdradziły alergię. Czyli od początku miał problemy immunologiczne i dlatego te uszyska były takie rozdrapane i z owrzodzeniami - jeszcze jak żył jesienią i zimą na deskach. Jak go leczyli na zapalenie wszystkiego, to i uszka się zaleczyły, a jak przyszedł mróz, to z uszu się jeden ogień zrobił, a potem od karmy Tusiek jeszcze dostał paskudnej wysypki (strupy na całym ciałku!) i teraz się huśtamy z dietą eliminacyjną i lekami przeciwzapalnymi. Jego uszy są jak dłonie Mężczyzny - zimą jedna rana :(
Wet uprzedził, że może mieć też uczulenie na słońce - czyli latem powtórka z rozrywki - i prawdopodobnie na kurczaka i białko sojowe. Jak skończymy ten cykl leczenia będę musiała zrobić mu pełen panel testów.
Nie żartuję wcale z tym dobrobytem szkodzącym Tuśkowi, kłopoty immunologiczne miał ale zmiana diety, stajlu życia zaostrza objawy. Człowiekowi się wydaje że kotosławowi powinno się polepszyć a jemu wprost przeciwnie. Z mojego doświadczenia z alergicznym kotem wychodzi że grunt to cierpliwość i ograniczanie a jak się uda to eliminowanie alergenów. Wiadomo, organizm jest słabszy, trzeba chuchać i dmuchać na takiego osobnika ( co mu czasem szkodzi na charakter - patrz Felicjan ) ale rzecz jest do opanowania. Najważniejsze to wzmocnić siłki, tran i podobne klimaty dobrze robią Felicjanowi ( trza tylko uważać z dawkowaniem ). Masz dobrego veta a to przy kocim alergiku grunt. Na szczęście Tusiu ma problemy zdrowotne nie mające nic wspólnego z psychiką. Ostatnio doszłam do wniosku że Felicjan ma jakąś kocią wersję choroby afektywnej dwubiegunowej.;-) Objawy się zgadzają. Tusiu to słodycz, z charakteru zupełny Lalencjusz ( ten ma z kolei problemy z zębami i ogólnie z wiekiem - na szczęście twardy jak Małgoś - Sąsiadka ).:-)
UsuńNo to będziemy leczyć i eliminować, choć skłaniam się ku drodze na skróty - czyli ten panel alergiczny. Drogie to jak czort więc odżyła we mnie idea bazarku. Pewnie poświąteczna, bo w święta może będę miała trochę czasu. Ale panel alergiczny kusi. Kasia (ta dzielna kobieta, która wyrwała kota Tatuśka/Bonifacego z piwnicy i przekazała do Gosianki ZaMoimiDrzwiami - za co spotkała ją fala hejtu..) ma suczkę z padaczką i alergią. Od lat psica bierze leki przeciwzapalne, aż Kasia zrobiła jej badania - no i teraz wie, że nic do jedzenia dla psicy nie ma poza karmą z... wielbłąda ;) Ta Abiśki nie uczula. Na razie Tusiek dostaje psią karmę jagnięcina z ryżem 1. bo taką akurat miałam w domu, 2. bo ta akurat ma lepszy skład niż hipoalergiczne dla kotów, które są głównie z kurczakiem :( no i mieloną wołowinę. Zobaczymy. Ale natchnęłaś mnie nadzieją. Felek też miał uszy w ogniu i wysypkę na ciałku?
UsuńFelek co roku ma w mniejszym lub większym natężeniu rozwalony przez uczulenie nos i uszy. Walczę ale jak tu walczyć ze słońcem? Nie wypuszczać z domu trza by było ale on będzie wtedy naprawdę nieszczęśliwy. Wiem bo raz spróbowałam takiej akcji, przestał żreć w ramach protestu. Smaruję, pryszczę, zapodaję leki doustnie ( auu! ) i jakoś ciągniemy.
UsuńCo do hejtu - ludziom cóś ostatnio szybko nerwy puszczajo, myślę że to efekt takiej atmosfery szczujni która od ładnych paru lat nam towarzyszy ( i to wcale nie od czasu kiedy politycznie się u nas zmieniło, to wcześniejsza sprawa ). Na świecie pełno takich co sobie muszą ulżyć co i raz ( ja niestety też tak czasem mam, ale koncentruje się na zarządzających bo im się akurat należy z rozdzielnika, he, he ).
pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWidzę że też jesteś zalatana, he, he. Trzymaj się ciepło! :-)
OdpowiedzUsuńAno, Tabiczku, dzieje się, dzieje - terapia pracą się dzieje. Kotów nam ubywa, to trzeba się jakoś psychoterapeutyzować, c`nie? Nie piszę o tym po sieci, bo i po co, mało to niskich wibracji mamy dookoła? Nawet zielone zaniedbałam w tym roku - piękne siewki aspleniumków mi szlag jasny trafił w czasie grypy. Ale przynajmniej udziergi rozną, też zielone, a co. Przynajmniej podlewać grzybobójem nie trzeba, wystarczy wyprać i na grzbiet ;-)
OdpowiedzUsuńUdziergi rosną, miało być. Tym razem to nie telefon od ludzia mądrzejszy, tylko moja własna literówka na klawiszach ;-)
UsuńLiterówkami się nie przejmuj, mnie się zdarzajo nagminnie i innych spoko rozgrzeszam. Rodziny wielokotne tak majo, co i raz są przeżycia.:-/ Cóż, taka cena za możliwość bliskiego przebywania z futrzastymi, trza płacić. :-( Udziergi masz przepiąkne, z mojego chorzenia nic się nie urodziło jeno mandżur w chałupie. :-/
Usuń