Pogoda jakby bardziej właściwa dla obecnej pory roku, po ulewach temperatury nieco spadły i zrobiły się bardziej wiosenne. Czytawszy że w Hameryce śnieżyce i w ogóle zimowe ekscesy i z lekka się przestraszywszy czy i u nas ten hawajski kwiecień nie zakończy się jakimś doopnięciem auralnym. Wicie rozumicie, Wielki Pogodowy i jego rozrywki rozpraszające nudę. Jak na razie cieszę się zielonym które pojawia się na drzewach, krzewach i poszyciu. Co prawda podagrycznik nadal mnie wkurza ale po sześciu miesiącach szarzyzny, beżów wypłowiałych robiących za śnieg ( miejski ) , burości niedookreślonej to nawet podagrycznikowa jadowita młoda zieleń jest radością dla oczu. Jak do tego dodać kolory kwitnących hiacyntów, ciemierników czy olśniewającą barwę petali magnolki to naprawdę jest miło.
Niestety życie to nie tylko przyjemności i nie mogę w związku z tym "przesiadywać" jeno w ogrodzie. Nadejszła wiekopomna chwila w której musiałam umyć okna, dłużej nie sposób czekać . Pozimowe okna w mieście Odzi czyścić to znaczy czuć na sobie ciężar walki ze smogiem. Qrczę, co za syfiland wokół mnie, cóż to na tych oknach osiada?! Tzw. wyngiel to już chyba nie jest wyngiel, wszak ludzie w mieście Odzi wynglem palili ale nie powodowali tym paleniem powstawania czegóś takiego co wzięło i osiadło na moich szybach i ramach okiennych. Pierwszy raz mam z czymś takim do czynienia i zresztą nie tylko ja bo sąsiadka Gienia i Ciotka Elka określiły tegoroczne wiosenne mycie okien nazwą karnego ciężkiego szorowania szyb z przyległościami. Wiadomo - wyngiel brudzi ale to wynglopodobne cóś obecnie sprzedawane pod nazwą wyngiel to upieprza po całości i wżera się w co tylko weżreć się może. Najgorsze że ja to pewnikiem mam w płucach , w skórze, we włosach już na stałe i cholera, koty też pewnie majo! Na szczęście sezon grzewczy już za nami, strach przed następnym zacznę odczuwać we wrześniu. Aha, po umyciu okien skończoną robotę odebrał Epuzer, znaczy olał jedną szybę ( na resztę odbioru nie pozwoliłam, Epuzerowe odebranie wyszorowałam i wyglancowałam, do Epuzeru brzydko przemawiałam, to jest obiecywałam mu wyrwanie włąsoręczne wszystkich czterech odnóży wraz z ogonem, ucięcie jakichkolwiek jego kontaktów z naszą występną Okularią i zero zaproszeń na obiadki ).
Umycie okien zostało też docenione przez resztę kotów bo na parapecie pojawiły się nornice i dżdżownice ( nornice szczęśliwie już martwe ). Myślę że kotony chciały przyozdobić wyszorowane okienka, znaczy majo po mnie zboczenie dekoracyjne. Ja tradycyjnie tyż cóś tak czułam chęć przyozdobienia i w związku ze związkiem nabywszy nowe zasłonko - firanki. Kur mnie opiał bo nabywszy takie przecenione o połowę, za którymi około roku ja się kręciła, ( Przecenią czy nie przecenią, oto jest pytanie? ). Teraz zasłonko - firanki w motylki wiszą na moich oknach sypialnianych ciesząc mnie i szalenie denerwując koty ( "Po cholerę te szmaty powiesiła?" ). Znaczy cóś jakby wiosna w domu zagościła wraz z domyciem okien i motylkami na zasłonko - firankowym materiale. Czuję się prawie jak Kura Naczelna wszystko malująca, jakoś tak bardziej świeżo, wiosennie i u siebie.
Tak à propos wiosennej świeżości, zamarzywszy mnie się kretyńsko fiołkowe perfumy, coby przedłużyć szalenie krótkie w tym roku cieszenie się fiołkami wonnymi. Miały być to fiołki tanie ( znaczy najlepiej perfumetka ), prawdziwne a nie chemiczne i jeszcze na dodatek pachnące głównie fiołkami. Hym tego... jakież ja smrody w poszukiwaniu prawdziwnego fiołka wąchałam! Fiołek przyduszony kadzidłem ( mirra albo inne kadzidlane pachnidło, ciężkawe jak mój tyłek po tzw. zależeniu ), fiołek ukryty w goździkach, wściekły fiołek syntetyczny ( tak, bywają wściekłe fiołki ) przyduszony równie syntetycznym nierozpoznanym owocem, róża damasceńska która robi za fiołka, zdechły fiołek wyczuwalny po sześćset sześćdziesiątym szóstym pociągnięciu nosem ( tzw. diablofiołek ) i cóś bez nazwy co według pani sprzedającej jest świeże i ożywczo kwiatowe ( a po prawdzie pachnie trochę jak landrynki ). Fiołkowego pachnidła dalej nie ma i cóś mi mówi że na razie nie będzie ( zakupy zagramaniczne w obecnej sytuacji finansowej nie wchodzą w grę a w kraju fiołkowa bryndza ). Cóż, zostaje mi szybkie podwąchiwanie fiołkowych resztek, nie ma zmiłuj! A spieszyć się naprawdę trza, jeszcze moment i nie będzie fiołków. Przeminą równie szybko jak tegoroczne przebiśniegi, krokusy czy przylaszczki.
Niestety nie tylko miasta mają teraz problem z węglopodobnym miałem. To coś zalało też wsie. I mimo, że mieszkam niby w najczystszym rejonie Polski, też miałam sadzę na szybach...
OdpowiedzUsuńŻeby to była sadza, to było cóś! Buro - żółtawe po rozpuszeniu, wymagające nie tylko wody ale sporej ilości chemii do ściągnięcia z szyb i ram. Obrzydliwe! I to się ponoć osadza po tym niby prawdziwym wynglu? Nie ma takiej opcji, od lat mieszkam w miejskich smrodkach i wiem jak wyglądają szyby gdy wokół pali się wynglem, drewnem, i wszelkim plastikiem. To co teraz robi za wyngiel to jakaś inna kategoria, to niby nie jest miał tylko wysokoenergentyczny wyngiel, bryłki jak ta lala i w ogóle ale wg. tych co nim palą jest kiepski, solidnie popiołotwórczy, powodujący wymóg częstego czyszczenia kominów i na dodatek drogi.:-(
UsuńOj wybuchła zieloność z dnia na dzień, nawet na moim hałaśliwym gumienku robi się pięknie! O smrodach i brudach zmilczę.
OdpowiedzUsuńWybuchła i mam wrażenie że napędza ją paliwo rakietowe, bardzo szybko nam ta wiosna wiosennieje. Normalnie strach się bać! Co do smrodów - fascynujący temat jakim jest mycie okien zawsze mnie rozkłada, uświadamiam sobie wówczas skalę zasyfienia wokół mnie. No cóż, radości industrialne.:-/
UsuńZnów mam zaległości na blogu :/ ech...
OdpowiedzUsuńpozdrowienia zostawiam :)
Jakie ja mam Agatku i to nie na blogu jeno w realu! :-O
UsuńCały tydzień tu w Polszcze był piękny i nie ma co narzekać na pogodę. Ja byłam służbowo na Sycylii w Katanii przez cały ten boski tydzień i tam było cholera zimno i tylko 2 dni ze słońcem. Chodziłam w polarze i kurtce od wiatru. Tubylcy zawijali się w ciepłe kurtki i wskakiwali w botki. A mój mąż relacjonował, jak to cała rodzina urządza sobie grilla na ogródku i hasa w krótkich majtkach. Jezu, jak im zazdrościłam patrząc na to zasnute jakimś syfem chyba z Etny niebo. Miasto pełne wycieczek szkolnych i emeryckich z różnych zakątków świata śpieszących ujrzeć Etnę póki jeszcze nie wybuchła. Mieszkałam w samym centrum przy Piazza Universita i to oznaczało, że nie można było zmrużyć oczka do 4 nad ranem, bo w lokalach naprzeciwko trwały bachanalia. A o 5.18 i 6.20 rozpoczynało się sprzątanie ulic za pomocą machiny jeżdżącej zwanej czyszczarką uliczną. Więc wstawało się, piło kawę, jadło coś i mimo nie picia niczego miało się kaca od niewyspania jak po wielogodzinnej balandze. A tu człowiek trzeźwy jak niemowlę, bo musi się jakoś pokazać studentom ichnim i pracownikom takoż. O rany co za męka. Ale ludzie tubylcze, nie mówię o uchodźcach co nocują pod katedrą na materacach i przykrywają się kordłąmi, które wieszają za dnia na ogrodzeniu szacownej świątyni, bardzo są przyjemne i nawiązują natychmiastowy kontakt. I dla tych kontaktów międzyludzkich warto podejmować takie przedsięwzięcia. No i żeby poczuć zapach kwiatów pomarańczy - jeszcze kwitną, pachną bosko, coś nieprawdopodobnie pięknego.
OdpowiedzUsuńZłośliwość losu bywa niekiedy dołująca. Zima sycylijska się człowiekowi trafia a u nas w tym czasie pył saharyjski osiada. Dobrze choć że kwiaty pomarańczowe Ci pachniały, znaczy ze Etna nie zaczęła smrodzić na potęgę. No cóż i takie "pociski zawistnego losu" trza przeżyć, ciesz się naszym wiosennym latem póki możesz - kto wie co Wielki Pogodowy nam jeszcze wyszykuje. :-)
UsuńDobra, jutro w nocy lecę znów służbowo, tym razem na Islandię a tam plus 6 st C. To się nazywa szok klimatyczny. Znów pakuję ciepłe gacie, czapkę, rękawiczki i mocne buty. O tej porze roku nic nie kwitnie w ogródku w Solheimar EcoFarm.
OdpowiedzUsuńCo ty, cóś kwietnego musi się otwierać przy sześciu na plusie. Dobrej podróży, mam nadzieje ze islandzkie wulkany będą grzeczniejsze niż Etna. ;-)
Usuń