Strony
▼
poniedziałek, 17 września 2018
Jesień idzie ale jakby letnim krokiem
Powinnam coś naskrobać ale nie bardzo jest co sprawozdawać poza domowymi sprawami. Znaczy niby sadzę cebulowe i usiłuje przywrócić drożność Alcatrazu. Tak dosłownie bo gąszcz krząszcz się rozpanoszył a pajęczysko gigant buduje sieć w tajnym przejściu do Alcatrazu. Ja w środku ogroda tyż bardziej w stylu śpięcej królewny sobie poczynam zamiast dziarsko kosić, ciąć i kopać jak na prawdziwego ogrodnika przystało. Tu przysiądę, tam mnie powieka opadnie a jeszcze w inszym miejscu usiłuję sama siebie przekonać że oranie w glebie mnie uszczęśliwi. Sama nie wiem czy to letni wrzesień czy starość czy też zwyczajne lenistwo. Podejrzewam że chyba niestety ta ostatnia możliwość jest najbliższa prawdy, znaczy leń mnie się zalągł i rozpełzł po organizmie. Powinnam zwalczać ale nie wiem jakie medykamenta na lenia są skuteczne. Na pewno nie parówki z ziół bo to trzeba lenia nie mieć żeby cóś takiego przygotować, może proszki w typie tych "z kogutkiem", takie do codziennego brania a może jeszcze co innego? Ech, uwaliłabym się jak ta baba z brudnymi stopkami z obabrazka Chełmońskiego i latające pajęczaki bym podziwiała. Aura sprzyja takiej sielance, w południe ciepło aż za choć poranki i wieczory już jesienne.
Na warsztacie dłuuugi wpis o anemonach japońskich ale od paru dni jest rozbabrany, nieruszony i robiący za wyrzut sumienia. Leń co się we mnie zalągł udaje że czegóś takiego nie ma, że nie istnieje bo w ogóle nie było w planach. Hym... to już nie tylko ogród, leń atakuje po całości, znaczy wygląda że się uzłośliwił. W związku z tym uzłośliwieniem to może powinnam po cięższe dragi sięgnąć, na ten przykład jakiego dopalacza jednak łyknąć żeby mnie odpaliło? Choć to ryzykowne bo może mnie się turbodoładować i będę jak ten gościu którego przywieźli do naszej miejskiej odtrutkowni w stanie wniebowziętym. Nie żeby schodził, nic z tych rzeczy, on jeno ciuszki zdjął, wykąpał się w miejskim stawiku po czym golusieńki wlazł na znak drogowy i twierdził że jest Maryją Panną. Ponoć nawet w szpitalu długo się wykłócał że jest Matką Boską choć tzw. płeć miał na wierzchu i personel go przekonywał że niczyją matką z takim oprzyrządowaniem być nie może. Co prawda nie przebił facia który jakiś czas temu usiłował po dopaleniu zgwałcić zaparkowaną beemkę ( nisko upadł, co innego być namiętnym dla takiego porszaka albo merca ) ale występ został zaliczony do bardzo udanych. Cóż nie chciałabym robić performance'a, ja tylko pragnę lenia w sobie utłuc. Chyba sięgnę po herbatkę z guarany, wielki speed to nie będzie ale zawsze cóś.
Przechodzimy do fotek - to są zdziśki ( czyli fotki dzisiejsze ) z ogrodu i jedna poglądowa robiona w szkółce. Na fotce nr 1 i 2 szalejąca 'Anita'. To Clematis tangutica, po paru latach w gruncie odmiana robi się żywotna jak gatunek. Bardzo sobie ją chwalę choć obecnie pnie się nie tylko po różach. Zaatakowała berberysy, wspięła się na karłowy modrzew i pełznie dalej. Fotka nr 3 i 4 to Sucha Żwirowa wyglądająca na mocno jesienną, wicie rozumicie marcinki, trawy itd. Na fotce nr 5 mój nóweczek języcznik 'Crispum Nobile' a na fotce nr 6 kolejny nówek 'Crispum Golden Queen'. Mam słabość do gatunku Asplenium scoleopendrium, a do grup Crispum i Cristata to słabość silną jak mało która. No robi mnie się chciejstwo jak tylko widzę, ślinotok i te sprawy - aż wstyd się przyznać. Nie mogę odżałować tegorocznych sieweczek od Sylwika które po prostu się ugotowały ale na fotkach poniżej są sieweczki które Sylwik przywiozła wcześniej. Zeszłoroczne lato i jesień były sprzyjające języcznikom i maluchy nieźle podrosły. W tym roku były na tyle silne że nie dały się upałom.
A teraz uwaga! Oto nowy wymarzeniec, pracuję intensywnie nad przekazem telepatycznym "Podziel Roślinę". Na razie mam obiecankę, więc zwiększę intensywność myślenia ( hym... może ja od tego intensywnego myślenia tego lenia mam, praca umysłowa wyczerpuje że ho! ).
Ten goły ale wesoły, co na znak wlazł był, może myślał: "w tym znaku zwyciężysz" motto wprost od św. Heleny matki cesarza Konstantyna, alboli też "oto znak, któremu sprzeciwiać się będą". W jego przypadku to ostatnie okazało się bliższe prawdy. Takie ludzie wesołe są po wódce lub prochach. Znaczy się za mało radochy zwyczajnej w życiu i trza sobie dorobić sztucznie. Pogoda cudna, cirrusy rozciągnięte na niebie zabielają błękit, słońce świeci jakby tak już półgębkiem. Moja kocica śpi nocami w drewutni i jest spokój w domu.
OdpowiedzUsuńNapoleony i Matki Boskie bywajo zabawne ale często są też agresywne i upierdliwie namolne. Poza tym wszystko mogą, łącznie z lataniem pod niebiosa i trzeba szybko je pacyfikować coby sobie i innym krzywdy nie zrobiły. Cholercia nie wiem na jaki znak gościu wlazł ale cóś mnie mówi że nie był to znak "Stop". ;-) W każdym razie po głębokim przemyśleniu postanowiłam nie pobudzać się alkoholem bo mam być sprężona a nie wesolutka. No i ma nie być groźnie. Ostatnio moja ukochana rodzina w osobach M. i T. . wypiła toast urodzinowy M.i skutek jest taki że M. zauważyła straty w bluszczu naściennym ( ciekawe które się czepiało usiłując złapać pion ), substancji duchowej ( nie może sobie przypomnieć jak położyła się do wyrka ) a T. straty w substancji cielesnej ( władował się w taczkę którą sam zaparkował na podwórku i obtłukł sobie żebra ). M. i T. postanowili w najbliższej przyszłości wznosić toasty wodą mineralną i zapomnieć przynajmniej do świąt o "łyiskaczu". Jutro zakupuję herbatkę z guarany bo mam sporo do sadzenia.
UsuńJeśli chodzi o kocyndry to w domu nocuje tylko Szpagetka ( opanowała najwyższą z szafek ), reszta się włóczy. Dziwne są w tym roku te jesienne wieczory, koty sznup nie prują i nie słychać świerszczy. :-O
Pozdrowienia dla M. i T. :))))))
OdpowiedzUsuńObecnie M. i T. leczą rany, te mentalne tyż.;-)
OdpowiedzUsuńDo zwyklej salaty sie slinisz??? Masz ochote zjesc? :))))))
OdpowiedzUsuńNo ślinię się, ślinię. Tym bardziej że sałata jakby zimozielona. :-)
OdpowiedzUsuń