Strony
▼
sobota, 17 sierpnia 2019
Najgorszy numer jaki wywinął Felicjan!
Do wpisu się zbierałam i zbierałam bo łatwe to dla mnie nie jest. Dosięgło nas niespodziewane a nieuchronne i bardzo ciężko się z tym pogodzić. Nie tylko mnie ale i bliskim mi zwierzętom i ludziom. W poniedziałek 11 sierpnia odszedł od nas Felicjan. Bez zapowiedzi i nie dając nam żadnych szans na oswojenie się ze swoim odlotem w insze światy. No, cały On! Poprzedniego dnia zrobił solidną awanturę że za mało surowej wołowiny dostaje, wlał profilaktycznie Okularii i ( udało się napuścić na nią Sztaflika, więc okazywał zadowolenie ), w nocy żądał smyrania za uszami, pod brodą i jeszcze raz za uszami, w tym wypadku okazał niezadowolenie z powodu niewłaściwej kolejności smyrniczej, a rano obudził się i bez śniadanka poszedł na obchód włości ( najsampierw poostrzył pazury, tak żeby było widoczne, znaczy na wyściełanym krzesełku, w końcu robił wszystko żeby mła się nie czepiała o tamtą historię zeszłoroczną z usuniętym pazurem za osiem dych ). Poleżał trochę w bazie pod forsycją i postanowił zdrzemnąć się pod kamorem, na piaseczku wygrzanym i przy okazji wyleżeć ( bo nie wysiedzieć ) kłącza irysów tam posadzone. I z tej drzemki już się nie obudził. Odleciał we śnie do Krainy Tygrysów z której pochodził.
Mła zostało znaleźć tylko skorupkę po Felicjanie, ciałko, które kiedyś należało do niego ale Felicjana już w nim nie było i to było natychmiast widoczne. Pod kamorem jakiś taki obcy, pręgowany pojemnik na Felicjana, zamiast niego spał snem z którego wybudzić się nie można. Po tej ciszy i nieruchomości poznałam z daleka że już Felka z nami tu i teraz nie ma. Był pogrzeb i wszystko ( zero kocyków, kocyki są dla bab a nie dla prawdziwych złych kotów które są mucho macho ), było opłakiwanie zbiorowe a mła jakoś nie mogła sobie ryknąć bo musiała sytuację ogarniać i dopiero po tym wszystkim, kiedy załatwiła sprawy które kocie mamusie załatwić muszą mogła sobie pozwolić na gorzkie żale. Nasz Dohtor mła pociesza że gwałtowna śmierć we śnie to najmniej bolesny ( bo ból króciutki, czasem nawet mózg go już nie rejestruje bo nie zdąży ) sposób odchodzenia dla osobników płci żeńskiej i męskiej nie tylko kociego gatunku i że Felicjanowi w pewien sposób się udało.
Wiem że udało bo Felek od zawsze kusił los, ryzykant był z niego a zarazem kocurek delikatny ( alergie, podejrzenia zarażenia wirusowego po bójkach, pogryzienia przez psy, wyjście z okna w bloku - nie był to parter, dziąślak który szczęśliwie okazał się łagodnym guzem ale wymagał dwóch podejść , przeziębienia po ucieczkach z domu w czasie złej pogody i pomniejsze sprawki, które kończyły się u veta ) i mogło się najgorsze zdarzyć w wyniku wypadku czy długotrwałej choroby. Felicjan słabował po operacji i długo dochodził do siebie po dziąślaku ale się wykaraskał i był w dobrej formie, wściekły jakby nic nie dolegało. A tymczasem w główce czaiło się zło, niewykrywalne a śmiertelnie groźne ( mła myślała że w serduszku ale Dohtor że o serduszku mowy być nie mogło bo Feluś był katem bez serca i że to to sprawa mózgu - Dohtor podsumował odejście Felicjana z lekka tylko zmienionym cytatem z piosenki "Shimmy Szuja" - "Alleluja niewesołego zrobił nam i znikł!" ). W domu drażniąca uszy cisza i niemiły spokój, nie ma miauków pełnych pretensji ( Sztaflikowi wychodzą tylko takie skwierczenia, choć bardzo się stara ), nikt nie wskakuje na biurko tak że wszystko na nim ustawione się trzęsie, żadnych odgłosów dzikich awantur z ogrodu. Paskudny i bolesny zastój domowych funkcji życiowych, "Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu" jak to pisał Poeta. W stadku bezkrólewie, wygląda na to że dziewczyny założą spółdzielnie bo Sztaflik bez guru jakoś straciła chęci do zarządzania a Szpagetka z Okularią ani myślą się wysilać. A ja? No cóż, dochodzę do siebie ale gdzieś tam się we mnie tłucze - "Szuja, cóż takiego uczyniłam mu ja, Żem jak tuja poderżnięta przezeń dzisiaj jest???". Na szczęście mam idiotyczne wrażenie że on gdzieś schowany mła podgląda ( tak jak wtedy kiedy postanowił "uciec z domu" by ukarać za sycylijski wypad zarówno mła jaki i Cio Mary ) i jest usatysfakcjonowany tą moją za nim tęsknotą.
Współczuję i milczę.
OdpowiedzUsuńO jak mi bardzo przykro, ile Felicjanek liczył sobie lat?
OdpowiedzUsuńEch, ta podstępliwość kostuchy. Żegnaj Felicjanie.
A życie toczy się dalej jakby nic się nie stało.Bardzo mi przykro.Bardzo.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że jest szczęśliwy za Tęczowym Mostem i tam na Ciebie czeka ,♥️
OdpowiedzUsuńkażde Twoje dłuższe milczenie przyprawia mnie o hercklekot i tym razem słusznie. bardzo mi smutno razem z Toba choć odrobinę zazdroszczę, ze to odejście było tak nagle i "bezbolesne" w pewnym sensie. żaden z moich kotów, a pochowałam już całkiem spore stadko, nie odszedł śmiercią naturalna w słusznym wieku, zawsze to była moja decyzja, za każdym razem okupiona ogromnym rozdarciem.
OdpowiedzUsuńściskam Tabazo, selawi :*
Ech... cóż rzec. Smutno i pusto. Na blogu bez Felicjana i Lalego jakoś tak wiatr smętnie hula.
OdpowiedzUsuńMaila odbierz.
Nic, tylko współczuć, takie straty ukochanych pupili są bardzo, bardzo trudne...
OdpowiedzUsuństrasznie wspolczuję. Trzymaj się
OdpowiedzUsuńOdchodzą. Moich też już dużo odeszło. Trzymaj się.
OdpowiedzUsuńMiał szczęście chłopak. Dla nas takie nagłe odejście jest trudne do zaakceptowania, ale dla Nich to najlepsze, co mogło się zdarzyć. Przytulam.
OdpowiedzUsuńSzkoda Felicjana, charakterny byl chopak...
OdpowiedzUsuńDziękuję Wam Wszystkim za pocieszycielstwo, było potrzebne. Felicjan liczył prawie 10 latek i mógł jeszcze pożyć, może jednak odejście w kwiecie wieku i w pełni sił było mu pisane. Mnie się zawsze trudno pogodzić z zwierzątkowym odejściem a tu jeszcze tak z zaskoczki. Z drugiej strony to było hop i już jestem na memłonie Abrahama, bez wielkiego bólu i długotrwałego odchodzenia. No nić, na razie dojrzewam do Kasztanka, który jest ponoć cały czarny. Felka rzecz jasna nie zastąpi, Samo Zuo rzadko się trafia - taki perełek wśród kocich osobowości, może jednak nas Kasztanek inaczej uszczęśliwi ( a my jego ). Jeszcze raz Wam dziękuję.
OdpowiedzUsuńWiem co czujesz boli,boli ja też to wiem 24 czerwca musieliśmy uśpić Maksymiliana naszego 17 latka (chorował na nerki radziłam się Ciebie wczesną wiosną)Koty to takie kochane tajemnicze istoty ale nie wezmę już innego.Współczuję.Wanda
OdpowiedzUsuńKochana, 17 lat to w dzisiejszych czasach jest piękny koci wiek. Życie miał dobre. Nerki zachorzałe u kastrowanych kotów to jest problem który robi się coraz bardziej powszechny mimo karm specjalistycznych ( albo z ich powodu - skutki przemysłowego wytwarzania żywności zwierzaki odczuwają szybciej niż my ). Co do adopcji, żaden kot Ci Maksymiliana nie zastąpi - takiej możliwości nie ma. Mła wie bo mła przećwiczyła, Laluś nie zastąpił Danusia, Szpagetka ukochana nie zastąpiła rzundzącej Melki Kompakt. Zwierzęta bliskie nam, znaczy ssaki mają osobowość i są tak jak i my nie tylko przedstawicielami gatunku ale osobami, choć do wielu ludzi to dopiero musi dotrzeć. Żałoba musi być odbyta bo po śmierci bliskich zawsze jest wyrwa w sercu. Jednak tyle jest kociego nieszczęścia które może zamienić się w kocie szczęście że dopuść do siebie myśl że kiedyś tam. Tak dla uczczenia pamięci Maksymiliana i z dla zaspokojenia potrzeby domu dla kota i własnej potrzeby przebywania pod jednym dachem z kimś wyjątkowym. Bardzo pozdrawiam i też współczuwam, Maksymilian był naprawdę kocim kimś.
Usuń