Strony

piątek, 27 września 2019

Jesienne zachciewajki

Takie mam jesienne zachciewajki, nieduże w sumie i niestraszliwie  kosztowne - do lasu bym pojechała.  Bo w lesie grzyby zaczęły  się  pokazywać choć  tak  po prawdzie  to  wyłażące  z runa grzyby są  tylko pretekstem.  Jak to zawsze  u mnie jest, znacie  to z poprzednich  leśnych wpisów. Mła  jak ten ogar w las  wypuszczona pobiegłaby przez mchy  i paprocie, nie  jakoś  tak specjalnie  smacznych  plech wyglądając tylko przed się w leśności się zagłębić.  Mła jest  po prostu lasu  spragniona a tegoroczne lato wcale spacerkom leśnym  nie sprzyjało.  Z jednej strony gorąc był taki  że lepiej było w grubych  murach kamienicznych siedzieć, z drugiej był przeca jakże słuszny zakaz wstępu  do wysuszonych  lasów.  No nie składało  się w tego  lata  z tymi leśnymi  odwiedzinami i  wizytami. Mła  co prawda już parę lat temu postanowiła że  las  ją będzie rewizytował czyli dosadza w Alcatrazie drzewa ale z powodów  klimatu ich wzrost  nie  jest  wielce imponujący ( susza suszy i rosnąć  przeszkadza ). Dopiero prawdziwa  jesień, deszczowa odpowiednio i mgielna porannie wzmogła we  mła te tęsknoty leśne, które ona na  ogół odczuwa już tak  przy końcu czerwca czy  na początku lipca.  Ciągnie wylka  do lasu, tak  na spacer się udać leśnymi duktami, szumu drzew posłuchać i ptasich  odgłosów  ( albo słyszeć  ich  brak w ciepłe południe, kiedy żywica pachnie i wszystkim robi się sennie ).  Patrzeć na zieloność  wokół i odetchnąć leśnym  powietrzem.

No wiecie, poczuć wszystkie te  zapachy związane z lasem tworzące mieszankę jedyną w swoim rodzaju. Składniki  są czasem  nieoczywiste  ale końcowa "perfuma" nie do  pomylenia  z  żadną inną wonią - zapach lasu, jedyny w swoim rodzaju, niepodrabialny.  Hym... istnieją   ersatze,  jakieś pseudoleśne zapachniacze ale one  opierają  się głównie  na zapachu żywic drzew  iglastych. Sorry... zapach świerkowych  igieł  to tylko jeden ze składników  leśnej  woni, równie  dobrze  co  z lasem  może kojarzyć  się  ze świąteczną  choinką  czy wieńcem  pogrzebowym. Zapach lasu to zapach mokrych mchów, traw i młodych  albo  starych i opadłych liści.  To woń  grzybów, owoców zarówno  tych  świeżych  jak  i tych co  już  gniją.  We wspaniałej symfonii zapachów  tworzącej woń  lasu można  nawet wyczuć  dyskretną  nutkę  padliny ( rzecz  jasna stężenie  decyduje  o  przyjemnych odczuciach wąchającego, tak  jak  w przypadku  zapachu ambry  czy  piżma ). Las pachnie  życiem  i  śmiercią, Naturą i pewnie dlatego nijak perfumiarzom  mierzyć  się  z tematem. Są  takie  wspaniałe zapachy których odtworzyć mimo całej  wiedzy na temat  ich  chemicznej  złożoności  nie potrafimy.  Cóś  jak zapach porannego, mroźnego  wiejskiego  powietrza  czy zapach niosący  się  po jesiennym sztormie  na  Bałtyku.  Za dużo ingrediencji, ich wzajemnych  oddziaływań, nieprzewidzianych spotkań  atomów   a my  tak skromniutko, parę ledwie  składników i  zamiast cudownej  woni  Natury mamy produkt typu "Bryza  Morska" w sprayu.

Patrzenie  na zieloność z kolei  to patrzenie to wielobarwność zielni.   No niby wszystko  zieleń ale ona niekoniecznie taka  oczywiście  zielona.  Mła strasznie lubi zieleń  mchów, szczególnie  wówczas  kiedy  nie są wysuszone letnimi upałami  tylko odpowiednio nasączone deszczową  wodą innych  pór  roku. W Polsce występuje  około siedmiuset  gatunków mchów, mła rozróżnia ledwie  kilka. Taką bielistkę siwą Leucobryum glaucum na ten przykład, która wcale nie jest siwa a tworzy śliczne zielone poduszeczki. Albo rokietnika pospolitego Pleurozium schreberi, który jest tak pospolity że większość ludzi właśnie ten gatunek kojarzy z nazwą mech ( taa... niby pospolity ale jednak pod częściową ochroną ). No i mchy torfowe czyli torfowce objęte łacińska nazwą Sphagnum. Sami  widzicie  jak a to znikoma wiedza na temat tego składnika  leśnego runa, mła podejrzewa  że ona  i tak jest z tą wiedzą na temat gatunków hop  do przodu i  odstaje  od reszty ludzików.  A co tu  pisać o porostach, grzybach nietworzących  kapeluszy, skrzypach, paprociach -  tych wszystkich  reliktach pozostałych nam  po pierwotnej szacie roślinnej  świata.  Stadnie drepczemy bezmyślnie po milionach lat zielonej  ewolucji bez  zrozumienia  dla jej istoty i szacunku dla niej  i siebie samych.  Nieświadomie i głupio, pędząc  za stadem na żer.  Drepczemy bo do lasu  przyszliśmy  po  grzyby i nic oprócz ich wyzbierania  się  nie liczy! 

Mła od pewnego czasu zauważa  że   w lesie  do którego jeździ zarówno ilość jak i różnorodność  grzybów się  zmniejsza.  Jak to ładnie ujęła  Mamelon  - "Nie  ma  już  grzybów tam gdzie  kiedyś były.".  Nie ma  bo sucho i Centralnopolska   nam stepowieje ale i nie ma dlatego że mamy gatunek  szkodnika pod  tytułem grzybiarz zawołany.   Gorsze to to niż  wywar z muchomora sromotnikowego, taki grzybiarz zawołany jak w las wejdzie to  nie  wyjdzie  póki nie przeryje  ściółki dokumentnie, plastikowej reklamówki ze śmieciami  nie zostawi ( nie mylić  z reklamówką  na  grzyby w którą każdy zawołany jest obowiązkowo  wyposażony ), nie podepcze grzybów które uznaje za niejadalne  i nie wystraszy  wszystkiego  leśnego w koło swoim porykiwaniem, które  ma  zapobiec zaginięciu grzybiarza  zawołanego w otchłani  "zielonego  piekła".   Mła  słabo  toleruje  myśliwych ( nawet bardzo słabo  ) ale gdyby udało się  kółkom  łowieckim taki  punkcik działalności jak możliwość  odstrzelenia grzybiarza zawołanego  przepchnąć przez parlament to  mła  by uznała  że  myśliwy rzeczywiście  jakoś  tam  dba o  Naturę  bo reguluje  liczebność  niszczycielskiego  gatunku. Sezon  polowań można  by rozpocząć  a  pokot i  trofea z łbów  na  ścianie byłyby prawdziwie  miodne.  No  i te myśliwskie opowieści - "Tego to ja Panie podszedłem tak sprytnie,  prawdziwki widziałem i się zaczaiłem za takim dąbkiem  małym w pobliżu.  Wyszedł na strzał ale czujny był, stał i węszył.  Dopiero jak  prawdziwki  zobaczył to  amok wpadł i czujność  stracił.  Tak  mi się pięknie wystawił że  się przyłożyłem i od razu  go w miękkie trafiłem. Preparatora mam  kolegę to  mi go  pięknie sprawił i patrz  pan jaki teraz  z niego okaz.  Malinowski się podobno  nazywał."

2 komentarze:

  1. Umknął mi post... jak do tego doszło? Kto winny? Ilustracje świetne :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ilustracje zdaje się są autorstwa Heinza Geilfusa, tak mła się przynajmniej zdaje. Post umknął bo zachciewajka spełniła się z dnia na dzień. :-)

      Usuń