Strony

piątek, 3 stycznia 2020

Nowy Rok na słodko



Wszystko, Panie  tego, symboliczne, sama noworoczna data niestety nie powoduje przypływu  rozumku.  Co  najwyżej część  z  nas poszuka spokoju  sumienia w  tzw.  postanowieniach  noworocznych.  Mła   już  z  nich  wyrosła, więc  nie  postanawia.  Postanowienia  noworoczne  majo  to  do  siebie że  zazwyczaj mijajo bezskutkowo  jeszcze  przed  świętem  Trzech  Królów.   Jak  dla  mła  to durna  sprawa  z  tymi  postanowieniami, dzieci  się  jeszcze  na  to nabierajo ale  stare  krówska, takie  jak  mła, to  już  nie. Zatem  mła szczególnie jakoś  tego  Nowego  Roku  nie świętuje bo  jej  się  wydawa że  poza okolicznościowym   optymizmem  "na  siłę" to jest  jak  było. Jednakże  nie  wypada  żeby  mła  malkontenctwem  swoim  zatruwała  atmosferę obchodów  i  dlatego ona postanowiła  że pierwszy  wpis w  Nowym  Roku  to  będzie tzw. słodki  post. Taki  bardzo  dosłownie  słodki  bo  dotyczący ciastek które  piecze się od początku  adwentu do  święta  Trzech  Królów.  Piecze  i oczywiście  zjada a  potem  czyni  się  sobie  wyrzuty że się  żarło  i  tyłek  cóś  ciężki  się  zrobił, spodnie  się  nie  dopinajo a  w lustrze  pojawiła  się  jeszcze  grubsza  baba, która w   dodatku  wygląda  jak  Wkurzęcja  Niezadowolęcja u  progu  klimakterium.  Następnie  się postanawia  że  never i  w  ogóle  żadne  ciacha  bożonarodzeniowe bo  zdrowie , bo  linia, bo  jak  tak  można, po  czym  przechodzi  się  płynnie  do  pożerania  słodyczy  karnawałowych.  Czasem  zahaczy  się  okiem  w  necie  o  info na  temat   jakiegoś kongresu  diabetologicznego  na  którym  uznano że  cukrzyca   to  nie  wina  cukrów  dostarczanych  organizmowi tylko  hormonów (  tak  zwana Tischnerowska  prawda  nr  3    ale  pobieżna lektura zniekształconych doniesień  napisana  przez    stażystę  podszywającego  się  pod  dziennikarza, który  nie  bardzo  wie  co  Wujek  Google Tłumaczący  ma  na  myśli,  uspokaja  sumienie ).


Ciastka  to  najlepiej  udają  się  mła  z ajerkoniakiem, tzn.  mła  sobie  lubi  walnąć  kieliszeczek  (  większy  kieliszeczek  - prawie  pięćdziesiątka, półangielka ) tego  specyfiku  wprowadzającego  ją w  dobry, prawdziwie świąteczny  nastrój i  dopiero  gdy  promile zaczną  swoje  dobroczynne  działanie (  trza  trochę  odczekać  ), mła  się  bierze  do wypiekania.  Dodatek  ajerkoniaku znacznie ogranicza możliwość niespodziewanego  zaliczenia  gleby z powodu  nagłego  spadku  ciśnienia.  Wiecie,   to że  mła  mogłaby  się obtłuc  jest  niczym w  porównaniu  z  tym że  te  wszystkie  orzechowo -  migdałowe  placuszki   mogłyby  przyglebić i  nie  nadawać  się  do  jedzenia.  Kiedy  mła  wypieka pierwszym  pytaniem   rodziny  jest  zawsze  to  czy  mła  już  sobie  golnęła (  jak  sobie  nie  golnęła  jest   przez  najbliższych  nakłaniana do  spożycia ). Ponieważ ono  jest często  zadawane  publicznie to  mła  czuje  że  wyrabia  sobie  opinię  rzetelnej  moczymordy, która  bez  wyskokowego  wsparcia nic  nie jest w  stanie  zrobić. Normalnie alkoholik wysokowydajny  czy  jakoś  tak  to szło.  Hym...  to że  mła wychlewa mniej  niż pięćdziesiątkę z okazji wyczynów  piekarniczych  chyba  nie  ma  znaczenia, chleje   bo  musi jak  zapewne plotka po  sąsiedztwie  poniesie.  Nie ma  siły  żeby  nie poniosło  kiedy  Ciotka  Elka  ryczy  na pół  osiedla "Czy  już  dzisiaj wypiłaś  tę  swoją  wódeczkę?!  Jak  nie  wypiłaś  to  szybko  wypij  bo  za  dwadzieścia  minut  do  Ciebie  zejdę!" (  Ciotka Elka robi  za układającą  na  blasze ). Taa... Nowy  Rok   a  ja w  szponach  nałogu!

Nałóg  ciasteczkowy to  z  kolei  priwiczka której  niczym  usprawiedliwić  się  nie  da (  mła   hipoglikemia  nie  grozi, cukier jej tak   nie  spada żeby  się  musiała   wspomagać podżeraniem  ciasteczek ). Mła  żre  słodkie  bo  lubi! A poza  tym  mła  od  czasu  do  czasu  (  nie  za  często  )  lubi  samodzielnie wypiekać  bo  traktuje  to  jako  działalność  artystyczną, co  prawda  taką o  zgubnych  skutkach. Wicie  rozumicie, happening sobie  mła  urządza, tylko  zamiast  meskaliny  i  peyotla  nawala  się  cukrem (  bo  ciasteczka  trza  próbować ). Wykonywanie  wypieków bożonarodzeniowych  jest  też  zawsze  dla  mła okazją  do miłych  wspominków.  Mła   przed oczami  staje Pani  Batory, która  piekła  genialne  pierniki  dojrzewające.  Nauczyła  się  je  piec  na  szwajcarskiej  pensji na   którą posłali  ją  rodzice (  la maman  Pani  Batory  była  Francuzką, tato  Polakiem, z  tego  co pamiętam  urodziła się  gdzieś  na  południu  carskiej  Rosji i  oczywiste   że kształcić  Panią  Batory  trza  było w niemieckojęzycznym  kantonie  Szwajcarii ).  Z  tej  pensji  wyniosła   umiejętności  które   mogły  z  niej  uczynić  mistrza  cukierniczego i   niewiele  poza  tym. Wszystko przez to że na  pensji  była  zbyt  krótko.

Ów  ośrodek  kształcenia prowadziły siostrzyczki  zakonne a Pani  Batory miała  problemy z  niemiecką  ortografią oraz  z wymawianiem  umlautów i  doszło   do  gorszącego  występu w jej  wykonaniu. Mła  usiłuje  sobie  przypomnieć bardzo  dokładnie  jak  to  z tym  opuszczeniem  pensji  było  i  po  odrzuceniu  wszystkich  naleciałości   w  końcu jej  się  to udaje. Pani   Batory  na lekcji języka  Goethego winna napisać pod   dyktando  zdanie "Alle religiösen Chöre singen dem Herrn zur Ehre.",  ale jej się napisało "Alle religiösen Huren singen".  Siostrzyczki  wzięły  to za  przytyk  i  niewyobrażalną złośliwość na  piśmie  i  Pani  Batory wyleciała   bez  błogosławieństwa. Co  gorsza Pani  Batory mówiła  dużo  o  siostrzyczkach  i  tu  był  też  problem  z  umlautami (  zdaje  się   że  w  ogóle  problem  zaczął  się  od  wymowy i  lekcji  dykcji, już  tam  były  opowieści  o  churkach , he, he, he ).  Piękna  francuszczyzna,  melodyjny  rosyjski i  doskonała polszczyzna z  lekko tylko  słyszalnym   kresowym zaśpiewem to  były  języki  w  których  Pani  Batory  wypowiadała  się  bezpiecznie.  Mła ta  historia z  zakonnicami  zawsze  bawiła bowiem skądinąd wiedziała  że język  Goethego to Pani  Batory  miała  w  małym  palcu   za sprawą odesskiego  sąsiedztwa (  dzieci  szybko  kojarzą i  wyłapują takie  sprzeczności  w  opowieściach  dorosłych ).

Potem  mła  sobie  przypomina  wyczyny  Babci  Wiktorii  i  jej  przyjaciółki  Ciotki  Dany. Słynne  na  całą  okolicę  ciasto  drożdżowe  mojej  babci  zwane  wymoczkiem, które  nie  chciało  wypłynąć  w  wiaderku  pełnym  wody  ( takie  ciasto  dojrzewa  w  wodzie i  wypływa  kiedy  nadaje  się  do  pieca ) bowiem  zauroczyła  je  sąsiadka W. (  okazało  się  że  nie  zauroczyła  tylko wiaderko  podmieniła i  ta  klucha  utopiona na  wieczność   to  było  dzieło  jej  rąk ).  Pączki z  nadzieniem  różanym, popisowe  ciastka   Ciotki  Dany, które  osiągnęły  taki  szczyt  doskonałości że  przeciąg zdmuchnął je  z  kratki i  wyfrunęły  przez okno wprost w pyszczydła  Bacy  i  Nera (  i  tak  ta  doskonałość   nigdy  nie  doczekała  się  człowieczej degustacji ). Mła  wyciąga  z  zakamarków  pamięci  bardzo  godne,  wysokie jak  wieżowce  imieninowe  serniki  Wiktorii o  których  jakość  drżano  (  no bo  czy on  się  aby  nie  zapadnie -  jakimś  cudem  się  nie  zapadał  mimo  tego że  był  taki  "na  bogato" ).

A  piernik  z  kawą  Babci  Wandy? Cóż to  była  za  sensacja  towarzyska ten  wypiek , nawet  Dziadek  Zygmunt, drugi  mąż  mojej  Babci,  nie przebił  tego  pamiętnego  wydarzenia jakim   była  prezentacja  nowego  ciasta (  choć  bardzo  się  starał, pokłócił  się    na  tematy  polityczne z bratem  Babci i   usiłował  dochodzić  racji  szablą  ułańską  co  mu  z  młodości się  ostała ). Przypominają  się  mła  też  słodkie  wypieki  jej  Mamy, która  była   genialna  jeśli  chodzi  o  tzw.  ciasta  jesienne ( z  Tatusiem długotrwale  rywalizowali  o  miano   szarlotkarki -  szarlotkarza  stulecia ).  Mła  widzi "jak  żywe"  leciutkie   murzynki Macoszki, po  których  zostało  tylko wspomnienie (  ani  Magdziołowi  ani Dżizaasowi  nie  udało  się  jak  dotąd   dorównać   w  kwestii  murzynków  wypiekom  ich  Mamy, inne  ciasta  wychodzą im świetnie ale  do  murzynka  Macoszki  ich  murzynkom  jak  małemu  fiatemu  do  ferrari ). A biszkopty z "garaletką" Ciotki  Baśki  i  słynne  lejkech Pabasi?  Mój  boszsz... toż  to  dzieła  sztuki.  W rodzinie  mła tradycja  wypiekania  nie  ginie, Dżizaas  co  roku  karnie  zarabia  piernik  i  piecze  świąteczny  keks.  Wszyscy  czekamy na   słodkie  prezenty  bo i  pierniki  i  keks naprawdę  się Dżizaasowi  udają.  Hym... mła  dochodzi  do  wniosku  że  u  niej  to pieczenie  przedświąteczne  i  międzyświąteczne to  w  zasadzie rytuał.  Mła  wraz z  Ciotką  Elką  wywołują  duchy  minionych świąt, wspominki  snują  takowe  jakie  większość  ludzi  dopadają  w  dzień  wigilijny.  Dzięki  temu  pieczeniu koło  nich  kręcą  się   Ci Których  Już  Nie Ma, piernikowe  wonie  się  niosą a  Oni Są.


P.S. Wczoraj z   wieczora w  naszym  Smogowie zachód  słońca naprawdę  robił  wrażenie.  Mła  ma  nadzieję że  to  nie  kwach  siarkowy  rozpylony  w  jonosferze  odpowiada  za  takowe  efekty.   Jakby  nie  daj  Najwyższy  Atmosferyczny  to  jednak  był  kwach  to  u mła  może  się  zaląc  myśl o  samobójstwie  przez  zasłuchanie  się  na  śmierć  piosenkami  Zenona  M.,  Putramenta polskiej  piosenki!

13 komentarzy:

  1. Tym sposobem poruszyłaś nutę wspomnień średnio udanych wypieków, bowiem w domu mojego dzieciństwa głównie jadano gnioty,zwane drożdżowymi makowcami i samym drożdżowcem.Babcia nie należała do babć cukierniczek, ale jej siostra i owszem i jak dziś pamiętam przesmaczne serniki i jabłeczniki.Mam w pamięci scenki z podjadania pokrojonych jabłek,posypanych cukrem i cynamonem😀
    Z kolei przy produkcji gniota makowca lubiłam podjadać slodki już mak, jak i od razu przypomniał mi się mak wyjadany prosto z makówek .

    Fajnych ciasteczek napiekłaś, u mnie rolę ciasteczkowego spełniał w tym sezonie swiatecznym małżonek, a i córcia przywiozła kruchych smacznych pierniczków .


    OdpowiedzUsuń
  2. Wszedzie o tych pieknych zachodach a ja nie widziałam żadnego, bo,akuratnie albo w goscinie, albo co i zazdraszczam tylko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzina mła zawsze była bardzo żyrta, kuszali wręcz wyczynowo. W rodzinie jakoweś zapiski były robione na żarciowe tematy i w ogóle. Mła ma też przyobiecany "w testamencie" zeszycik Pabasi z jedynie słusznym przepisem na napoleonkę. Łakomczuchy lubią sobie dogadzać i z tego się pewnie bierze nasze kucharzenie i wypiekanie. Dziś zachodu uroczego nie było tylko taki wszawy, lekko mgielny zmierzch. No nie można mieć wszystkiego. ;-)

      Usuń
  3. Słodkie wspomnienia!!! Mama też paczkowe ciasto topiła we wodzie. Potem się dziwiła, ze ja robię paczki bez topienia i wychodzą lepsze ;-) nie wszystkie stare technologie okazały się słuszne :-)
    A skąd masz wykrajacz w kształcie gekona????

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas pączki robiło się też bez podtapiania, drożdżówka była za to topiona. Gekon jest chyba z A Tab ale nie jestem pewna ( mła ma więcej jaszczurków i nie bardzo pamięta które skąd są ). :-)

      Usuń
  4. Wkurzęcja Niezadowolencja? No wiesz co ? Przecież ty jesteś Wcielona Spokojność Nieziemska, de domo Tolerancja Asertywna.
    Nie skomentuję o słodkim ani słowa, bo się przeżarłam. Niestety przeżarłam się też słonym, więc jedyna opcja to poczekać aż zachce się jeść.

    Popatrz co znalazłam.

    https://www.pakamera.pl/baubles-0_s12323904.htm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty? Ja spokój i opanowanie?! Spokój i opanowanie to ja muszę zachować w kontaktach że tak je nazwę, pracowych. W czterech ścianach to osobowość mła kwitnie swobodnie, niestety. Co do tej tolerancji to też jest ciekawe, są sprawy których nie toleruję w sposób gwałtowny a niekiedy to nawet bolesny ( kiedyś jej własne siostry określiły mła mianem zakapiora, a co śmieszne puchły z dumy z powodu siostrzeństwa z takim indywiduum ). Ty mła tu bombkami nie kuś ( na szczęście wyprzedane! ) bo mła ma długi to pospłacania a i tak zrobiła rzecz karygodną ( śliczny szklany lisek ustrojony w choinkowe lampeczki, no po prostu miodzio! ). Mła spakowała już bombeczki, mimo tego że Królowie przychodzą dopiero w poniedziałek. Chujinka jest wielokrotna i zbyt długi pobyt w domu jej nie służy. Trzy kartoniki spakowała i dobrze by było żeby postarała się o czwarty. Mła pomyślała że może czas wyjść z siebie i w przyszłym roku lekko bombkowo zapościć ( mła nie twierdzi że to bedzie absolutna abstynencja, na tyle to siebie zna ). Może mła powinna pomyśleć o zbudowaniu szopki?

      Usuń
    2. 1.Czyżby w napadzie nietolerancji używałaś ręko- lub nogo-czynów? Ale teraz to już nie?

      2.Na bombki nie patrzyłam aż tak dokładnie, ale zapamiętam miejsce. Bo taki kuń czy betoniarka... Kuszą.

      3.Szopki w skali 1:1?
      Czy też budynku szopki w skali 1:1, a figurek w skali 1:10? Więcej wepchniesz, a jak szopka będzie piętrowa, to tyle się zwierzątek zmieści, że pomylić ją będzie można z arką Noego.

      Czy też szopki w sensie składu rupieci ( bombki )?

      Nasza szopka nie mieści już hołdy zwierząt składających, w tym roku doszły 2 konie, 1 jeż, 1 świnia rasy magalica oraz bardzo duża gęś i musiały się tłoczyć dookoła szopki.

      Usuń
    3. 1. To były czyny całocielne, dobrze podkarwiona ( ale to naprawdę solidnie i w tzw. sprawach bezwyjściowych, kiedy na ten przykład czas się liczy żeby skutecznej pomocy udzielić ) jeszcze jakiś czas temu potrafiłam walnąć "z główki" a że jestem niższa niż większość populacji ciosy trafiały w zdziwne miejsca. Teraz usiłuję być jako dama starsza pełna godności, z naciskiem na usiłuję.

      2.Mła też przybyła kolejna strona z bombkami, choć one straszliwie cenne.

      3. Rozmiary szopki majo być konsolowe bo szopka na czymś stać musi. Co to za podejrzenie że ja bombkowe skarby upycham w szopkach? A fe! W szafie siedzą przez wiosnę lato i jesień.
      Mła też planuje że orszak zwierząt składających hołdy będzie najliczniejszy. Co prawda Cio Mary podejrzewa mła o nowatorską koncepcję kociej Świętej Rodziny z Dzieciątkiem Jezus w pręgi, ale wiadoma rodzina będzie ludzka jak najbardziej. :-)

      Usuń
  5. Kształt jaszczurzy na ciastkach jest obłędny!!!! Przepraszam odkąd go zobaczyłam zatarły się myśli wcześniejsze i nie jestem wstanie myśleć o czym innym :D
    :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła lubi swoje foremeczki a że one nie zawsze takie bardzo poprawne i okazjonalne to cóż? Ciastko smakuje bez względu na to czy żre się bałwanka czy gekona. :-)

      Usuń
  6. Podzielam zachwyt nad foremkami.
    Bombeczki możnaby eksponować jak rożne porcelanki czy insze piękności kolekcyjne, może taką półeczkę / szafeczkę trójkątną skonstuować, chjuinkowopodobną i dać światu do podziwiania dluzej niz kilka dni, tak chociaz,przez zimowy caly niesiac czy dwa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak ale kiedy bombeczki wypełzną na stałe to co zrobić z zającami w kaloszkach? Mła ma sporą kolekcję ozdóbstw sezonowych, nie nadążyłaby z odkurzaniem. Zostają kartoniki i szafa :-)

      Usuń