Mła się czuje niekomfortowo bo zostawiła uprawę blogiego na ponad dwa tygodnie i czytacze jej wypocin są w związku z tym niedopieszczeni. Mła zatem postanowiła czytaczy dopieścić. Wpis taki co to się zwoje od niego nie przegrzeją a oczka się napasą. Mła wyciągnęła ze starego dysku co był właśnie do niej powrócił, zdjęcia z wyprawy do Albionu, którą odbyła chyba przed ośmiu laty. Okolica taka do zaprezentowania w lutowy wieczór się nadająca bo to południowy Devon, ulubiona letnia wypoczywalnia Brytyjczyków w latach 20 - 30 XX wieku. Rozgrzewa znaczy. To tam Hercules Poirot rozwiązywał niektóre ze swoich wciągających czytelników spraw ( Kryminalna Agatha urodziła się w Torquay i darzyła sporym sentymentem rodzinne strony ). Nawet Jane Marple do południowego Devonu zawiało w celach detektywistycznych. Jak się do tego doda że na bagnach i wrzosowiskach Dartmoor szalał piesek od Baskervillów to nie ma się co dziwić że pochłaniającą kryminalne czytadła mła bardzo nosiło coby to hrabstwo ujrzeć. Tym bardziej nosiło że ogrody devońskie uchodzą za jedne z najciekawszych w UK a wielu roślin w nich rosnących nie spotyka się w chłodniejszych częściach Wielkiej Brytanii. Tak nawiasem pisząc to sam Devon jest klimatyczną zagwozdką, na wzgórzach Dartmoor wiosna gości jakiś miesiąc po tym kiedy pojawia się na devońskim południowym wybrzeżu. Mła odwiedziła Devon w lipcu ( no prawie jak rasowy Brytyjczyk, bo oni lubieją zaliczać devońskie kąpieliska w sierpniu, tradycyjnej porze wakacji ).
Mła teraz pokaże Wam domiszcze ( z zewnątrz ) i ogród w którym luby Hercules pospołu z Jane mogliby prowadzić śledztwo w sprawie mordu dokonanego na np. pani domu z tajemniczą przeszłością. Przesłuchania urządzaliby w słonecznym salonie, gdzieś pomiędzy fortepianem i wysokiej klasy gramofonem ( mnóstwo płyt ze starym, dobrym jazzem ). "Ślad naprowadzający" mógłby znajdować się w szafie pani domu, pomiędzy kreacjami ( plażowe piżamy, wiejskie spencerki na chłodne dni, eleganckie suknie z obniżonym stanem na wieczór ) lub w pomieszczeniu spiżarni, w książce kucharskiej na stronie z przepisem na konfitury z moreli albo w tej klitce niemalże celi więziennej jaką architekt zaprojektował dla służącej. Po południu detektywi wyłaziliby do ogrodu, przy czym Hercules nigdy nie wylazłby poza część bardziej formalną ( no chyba żeby zwłoki szofera albo ogrodnika malowniczo wyglądały z krzewów hortensji ) a Jane włóczyłaby się wszędzie niuchając w sprawie morderstwa i przy okazji podpatrując nasadzenia, jak to zwariowani ogrodnicy mają w zwyczaju. Pies Baskervillów wsiąkłby gdzieś w okolicy klifu i tylko nocne wycie świadczyłoby o tym że wszystko z nim w porządku ( bo to był pies co czuł w sobie wilka ).
No to do konkretów - Coleton Fishacre to rezydencja w stylu Arts And Crafts, położona w 24 akrowym ( 97000 metrów kwadratowych ) ogrodzie na klifach. Znajduje się nieopodal miejscowości Kingswear, która z kolei znajduje się kole bardziej znanego Dartmouth. Dom w Coleton Fishacre został zbudowany jako wiejski dom dla Ruperta D'Oyly Carte i jego żony, Lady Dorothy Carte, w latach 1923–1926. Architektem był Oswald Milne, były asystent Edwina Lutyensa, będącego guru ruchu Arts And Crafts. Konstrukcja zbudowana jest z lokalnego gruzu łupkowego z dachem łupkowym z surowca z kamieniołomów Delabole. Miejsce pod przyszłą budowę ponoć wypatrzono z jachtu. Mimo że rezydencja została wybudowana jako wiejski dom, Lady Dorothy traktowała ją jako swoje pied-à-terre, przynajmniej w końcu lat 20 XX wieku. Rupert był drugim panującym hotelarsko - teatralnej dynastii, urodzony człowiek sukcesu znaczy ( ale nie jechał tylko na opini przodka, sam wystawił hicior nad hiciory - "Mikado" ). Jak się posiada sieć Savoy to można pomyśleć o właściwym ożenku. W 1907 roku Rupert poślubiła Lady Dorothy Milner Gathorne-Hardy , trzecią i najmłodszą córkę drugiego hrabiego Cranbrook, z którą będzie miał córkę Bridget i syna Michaela. Michael w roku 1932 wieku 21 lat zginął w wypadku samochodowym w Szwajcarii i ostała się rodzicom tylko Bridget. To ona przejęła dom po rozwodzie rodziców w 1941 roku ( olbrzymi skandal to był - cudzołóstwo udowodnione, Lady Dorothy przeprowadziła się cztm prędzej na Bahamy i poślubiła St Yvesa de Verteuila, który był współoskarżonym w sprawie rozwodowej ). Rupert czasem pojawiał się w Coleton Fishacare odwiedzając rezydencję w tzw. długie weekendy ( uwielbiał ogrodnictwo i morze, no i niestety zbyt szybką jazdę samochodem, którą to wadę odziedziczył po nim syn ). Po jego śmierci w 1949 roku Bridget sprzedała dom Rowlandowi Smithowi, właścicielowi hotelu Palace w Torquay. Obecnie rezydencja wraz z ogrodem jest jest własnością National Trust ( konkretnie to od 1982 roku ).
Ogród w Coleton Fishacre znajduje się na nadmorskiej skarpie ( taki w miarę łagodny spadek , kończący się jednakże klifem ) nad Zatoką Pudcombe. Został pierwotnie zaprojektowany przez Lady Dorothy i zawiera rzadkie i egzotyczne rośliny, które nieczęsto udają się poza klimatem tropikalnym ( ze względu na bliskość Prądu Zatokowego w tej części wybrzeża Devonu egzoty całkiem nieźle sobie rosną, co mła stwierdziła naocznie ). Lady Dorothy była znana z pozyskiwania egzotycznych gatunków roślin podczas swoich podróży zagranicznych, wówczas to było w dobrym tonie roślinki importować. Cartesowie zatrudniał sześcioosobowy personel do utrzymania ogrodu ( w porównaniu z personelem domowym było sześć do czterech na korzyść ogrodu, znaczy od początku ogród dominował nad domem ). Dziś zalicza się ogród w Coleton Fishacre do ogrodów tzw. klasy II, wymienionych w brytyjskim krajowym rejestrze historycznych parków i ogrodów.
Jak widzicie na załączonych obrazkach ten ogród ma dość nietypowy jak na angielskie ogrody z początku XX wieku podział. To znaczy nietypowy w powszechnym odbiorze. Nie ma w nim wydzielonych przez strzyżone cisy czy buki "zielonych pokoi" rodem z Hidcote Manor Garden czy klasycznego rozkładu rabat z ogrodu autorstwa Gertrude Jekyll w Hestercombe Gardens. Za to po oczach wręcz bije ta cecha brytyjskiego stylu uprawiania ogrodnictwa wypracowana za rządów królowej Wiktorii, która pełnię wyrazu osiągnęła za czasów jej syna, króla Edwarda VI, jaką było ( i chyba nadal jest ) ukazywanie nieoczekiwanych widoków, tworzenie dziwnych "naturalnych " perspektyw, wtapianie ogrodu w krajobraz. W stosunku do klasycznego stylu edwardiańskiego ogrody tworzone w zaawansowanych latach dwudziestych XX wieku były bardziej swobodne ( mła zauważyła to dawniej, podczas swojej pierwszej brytyjskiej wyprawy ogrodniczej oglądała Kiftsgate Court Gardens w Gloucestershire, które w latach dwudziestych założyła Heather Muir a po mistrzowsku rozwinęła w latach pięćdziesiątych Diane Binny ). Zaczynało się rozformalizowanie stylu, tak miłe brytyjskim ogrodnikom.
W Coleton Fishacre są strefy z nasadzeniami bylinowymi i krzewami w których edwardiański duch jest bardzo odczuwalny ( choć tworzywo rabat bywa naprawdę egzotyczne ) ale większość nasadzeń w tym ogrodzie jest jednak z innej bajki. To jeden wielki woodland z punktami widokowymi. Im bliżej domu tym bardziej odczuwalny jest wpływ ogrodnictwa spod znaku Alfreda Parsonsa czy Gertrude Jekyll, im bliżej klifu i "dzikich lasów" tym robi się swobodniej ( np. tzw. psia ścieżka wygląda bardzo naturalnie, określiłabym to nawet jako bardziej naturalne niż sama naura, he, he, he ). Hercules byłby zdegustowany, dla Jane mogłoby to być ciut za nowatorskie, pies Baskervillów byłby zachwycony!
Omatulu, dlaczego piękno wprawia mnie we frustracyję?
OdpowiedzUsuńBo przed Tobą zadanie zrobienia perełki I klasy z Kuriozy. Wysiłek znaczy, a Ty już po solidnym wysiłku i przydałoby się troszki zależenia odpoczynkowego. :-)
UsuńMasz rację nie wiem czy każdy ogrodnik, ale miłośnik roślin na pewno wszędzie dojrzy roślinę. Na tej zasadzie wzbudziłam w mężu dziwne uczucia, kiedy będąc w ZOO jak skupiłam się nagle na miejscu zarośniętym bez zwierzęcia do podziwiania :P.
OdpowiedzUsuńPiękno wycieczkę miałaś... do przepięknego miejsca. Nie wiem czym się zachwycać, murami czy roślinnością :D
Wszystkim :)
UsuńCo to za dziwna roslinka na drugim zdjeciu? Kwiat? Trawa?
OdpowiedzUsuńTo jest jakiś egzot, gdziaś kiedyś sprawdziłam ale mła teraz umkło. W chwili wolnej doczytam. :-)
UsuńNaszłam roślinkę! To Fascicularia bicolor, pochodzi z Chile i należy do rodziny Bromeliaceae. Znaczy to bromelia. :-)
Usuń