Siedzem w domu półproduktywnie. Siedzieć trza choć jakby taka delikatna sugestia padła z usteczek WHO - wskiego działacza że kwarantanna sama w sobie niczego nie załatwia ( mła się poczuła tak jakoś dziwnie jak to przeczytała, bo ona nie tak dawno pisała że kwarantanna nie leczy nikogo innego tylko ledwie dychającą służbę zdrowia ) i dobrze by było robić jakoweś testy żeby wiedzieć kogo separować, komu w razie czego co podawać itd. . No z testami to jest drobny problem ( biedny minister zdrowia ma tu zdaje się dużo do "zawdzięczenia" szefowi Sanepidu ) bo one są tylko ich nie ma. Rabolatoria też jakby nie pomagajo rozładować sytuejszyn i napięcia. No bo napięcie jest, razem ze wzmożeniem jest. Za napięcie odpowiadajo głównie mendia które na ten przykład przeprowadzają wywiad z każdym specjalistą od koronnegowirusa, nawet jeżeli ten specjalista wykonuje na codzień zawód piosenkarki czy piłkarza. No i szukają jak najbardziej chwytliwych tytułów ( mój ulubiony z wczoraj to "Przeżył Holocaust a zmarł na koronawirusa!" - zważywszy na to że Holocaust miał miejsce w latach czterdziestych ubiegłego wieku to rzeczywiście można mówić o prawdziwym pechu ). Za wzmożenie odpowiadają nasi rzundzący, choć wzmożenie jest cieniutkie. Jakby im codzienna indolencja przeszła w impotencję. Wypluto cóś co się nazywa tarczą antykryzysową i nastąpiła tzw. konsternacja. Zdaję się że lud nie tego oczekiwał.
Lud w ramach wdzięczności za zawieszenie czasowe składek
ZUS owskich zaczął cóś przebąkiwać że i tak ich nie zapłaci - "No i
co mi Pan zrobisz?". No to rzundzące zabrały się do korekt i teraz
jest i śmiesznie i strasznie. Mła nie będzie komentować bo
surrealizmu się nie komentuje tylko przeżywa się go wewnętrznie. Ze sprawek rozkosznych to uziemili Angelę bo rozmawiała z kim nie trza, szczerze pisząc bardzo po mniemniecku - Ordnunng must sein! I nie jest ważne że to szef rzundu. U nas insza tradycja, nasz najwyższy urzędnik jest tylko zwierzchnikiem sił zbrojnych więc może latać jak nakręcony. Niech lata, dzięki temu mła ma rozrywkę. Nigdy nie zapomni tej chwili kiedy zobaczyła prezydęta w tym ubabranku jakby mundurowym, wizytującego zapowietrzonych. Miodzio! Jednakże oglądanie zarządzających niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwa. Tatuś na ten przykład omal nie został pośrednią ofiarą koronnegowirusa. Kartofelek mu uwiązł tam gdzie nie trza podczas oglądania konferencji prasowej szefa NBP ( teraz Tatuś ma zakazane, nie ma wgapiania się i słuchania różnych orędzi i takich tam przy jedzeniu, drzemać przy tym można ).
W tym całym mendialnym szumie, straszliwych doniesień pełnym, jakoś nie przebiła się informacja WHO na temat śmiertelności wirusa. W ramach pokrzepiania serc radośnie Wam donoszę że organizacja owa stwierdziła ( i mła to jakoś nie dziwi, pamiętam poprzednie wysypy chorób ciężkozaraźliwych ) że tradycyjnie przeszacowano skalę zejść. Taa... Tym wszystkim przeżywającym zarazę w Lombardii - dla epidemiologów prawdziwa gratka i zagadka. "Dzieje się coś dziwnego.", jak stwierdziła jedna utytułowana pani dohtor zakaźnik. Hym... bardzo znany i uznany włoskiego pochodzenia pan dohtor od zaraz, zaczął na łamach wyjaśniać zagadnienie owej zdziwności ale nie będę tu przytaczała bo jeszcze byście myśleli że ja tu te... teorie spiskowe snuję. Tak nawiasem pisząc, przypomniało się mła jak Doro złamała nóżkę we włoskich górach. Ubezpieczona złamała! Opowieści o wyśmienitej służbie zdrowia północnych Włoch weryfikowała nacielnie i jakby to delikatnie rzecz ująć - nie była zachwycona poziomem usług. Mła z opowieści Dżizaasa wysnuła wniosek że na Sycylli ten poziom jest zbliżony do naszych szpitali powiatowych. Włochom należy zatem życzyć by w wyniku epidemii mieli wreszcie porządne oddziały szpitalne a w domach starców przeszkolony personel używający jednorazowych środków ochrony ( Mamelona szoknęło jak się dowiedziała że ów personel przy przebieraniu w pieluszki pacjentów nie używał rękawiczek, walić epidemię ale "zwykłą" Klebsiella pneumoniae można przenieść ). Mła sobie teraz myśli o naszej służbie zdrowia, o tych zamykanych oddziałach szpitalnych, o braku personelu i innych radościach. Może z tego strachu społecznego cóś dobrego dla nas wyjdzie bo do ludzi wreszcie trafi że państwo nie jest od tego by rozdawać różnym grupom pieniądze tylko od tego żeby zapewniać możliwość skorzystania z dobrze zorganizowanego systemu ochrony zdrowia. Co do domów starców to w Polszcze raczej "hakatumby" w nich nie będzie, większości staruszków po prostu na nie nie stać. Średnia emerytura a średnia kosztu pobytu w takim domu to dwie całkiem różne bajki.
I to by było na tyle z "frontu walki z zarazą". A teraz mła będzie myślała o tych wszystkich biednych rezusach, makakach i szczurach które zapłacą za ludzkie "wyzwolenie od chorób". I wcale nie jest jej wesoło. Dla rozpędzenia tego smutku załącza do tego wpisu dla się i dla Was rozkoszne obabrazki na temat tego co dama robi w ogrodzie. Tak, te panie z obrazów Killigwortha pielęgnowały ogród! Tylko jedna chlała kawę i lekturowała.
Przepiękne fotografie. Uwielbiam ten motyw więc nie wiem czym się zachwycać - postaciami i ich strojem czy pięknem krajobrazu i latem.
OdpowiedzUsuńNie chciałabym tu wywołać jakiejś okropnej dysputy ale od wiele, wielu lat miliony już ludzi umarło na raka i jakoś żyjemy pośród tego a przecież diagnoza rak też pojawia się nagle. Najsmutniejsze jest to, że wielkie korporacje medyczne kupe kasy zarabiają na raku :(.
No ludzie w ogóle umierajo, tak już ten światek urządzony że "Co żyje, musi umrzeć; dziś tu gości, A jutro, w progi przechodzi wieczności; To pospolita rzecz!" że zacytuję mistrza Willa. Bardzo niewiele organizmów w naturalnym środowisku dożywa biologicznej granicy swojego wieku, nam się od pewnego czasu zaczęło wydawać że może być inaczej bo stworzyliśmy różnego rodzaju terapie pozwalające nam granicę przeżywalności przesunąć. To jest sprawa kulturowa ( socjal, opieka medyczna, te klimaty ) a nie ewolucyjna, więc jak się nam zdarza zetknięcie z nową formą jakiejś zakały to wykazujemy zdziwko. Choroby były, są i będą, teraz mamy do czynienia z najmodniejszą. Stopnia jej śmiertelności ze stopniem śmiertelności nowotworów ( szczególnie w naszym niedoinwestowanym medycznie kraju ) lepiej nie porównywać. Choć może się powinno, niektóre głowy są zbyt gorące - normalnie dżuma u bram!
UsuńDamy uprawiające zawsze się sprawdzajo. ;-)
Fajowskie obrazki, można popatrzeć, jakie kwiecie było w modzie w 2 połowie wieku XIX w Anglii.
OdpowiedzUsuńTak pracować w ogrodzie też bym chciała.
A oglądanie TVP szkodzi zdrowiu na bank ( NBP?). Dlatego już dawno przestałam oglądać. Jest tyle innych ciekawszych zajęć.
Tatuś ma problem bo od nadmiernego czytania siadajo mu oczka, wyjść za bardzo nie może bo zimno i grypa ( walić koronawirusa, po tym zabiegu to Tatusia może byle przeziębienie położyć ), zostaje mu włączone radyjko albo telewizornia bucząca w tle. No i się Tatuś doczekał z tego nasłuchu tła.;-)
UsuńKwiecie to się jakoś zasadniczo bardzo nie zmieniło - róże i lawendy do kupy, jakieś bratki podejrzane, orliki i słoneczniki w masie. No i goździki z irysami, normalka. :-)
A wiesz, że mnie przy tej całej zarazie na wspomnienia wzięło? I tak sobie przypominam, jak to nasz Zwyklaczek zachorował. Na FIP. Kociara jesteś, tłumaczyć nie muszę. Po szczepieniu zachorował. Pamiętam, jak stałam nad stołem, gdzie setka szczepiła nasze tymczasy i rzuciłam: "no, mieliśmy zdrowe kociaki, teraz się zacznie!"
OdpowiedzUsuńI dwa tygodnie później jeździliśmy po wetach diagnozować...
A smaczku dodaje, że różni weci usiłowali nas naciągnąć na "test na FIP", który wykrywał kontakt w wirusem. Każdym wirusem z tej grupy. Z którym każdy osiedlowy dzikus miał do czynienia.
I jeszcze o tzw. 'teoriach'. Planowe postarzanie sprzętu też było taką "teorią". Do czasu :-\
Wetka, nie 'setka' , oczywiście.
UsuńOch, jak dobrze Cię czytać. Wiesz bez słów bo sorry... też starą rurą jesteś i nie takie lejstwo, kity oraz klepanki w życiu widziałaś. Cio Mary po lekturze czegóś w necie stwierdziła że ona się zgadza z tezą samosprawczych ciężkich przeżyć dla milenialsów ( znaczy oni tyż muszą z czymś wojować, na ten przykład z zarazą ). Wiem że Cio Mary jest złośliwa ( wszak moja familia ) i może lekko przesadzać ale mła wzięło i uderzyło, no cóś w tym jest. Cio Mary zresztą proroczy że jak wirusowe wakacje od życia się nie skończą to co prawda jej szansa na zejście z powodu powikłań po najmodniejszej chorobie znacząco zmaleje ale za to szansa na zejście z powodu jej stałych przypadłości bardzo znacząco wzrośnie. Napomknę też o tym że oświadczyła iż wszystkim nam tak mocno obniży się poziom życia że ( i tu pozwolę sobie dosłownie zacytować naszego premiera ) będziemy "zapierdalać za miskę ryżu". Z siostrzanym pozdrowieniem. ;-)
UsuńNo właśnie. Stara rura jestem, fakt niezaprzeczalny. Co nieco widziałam, poza tym czasem coś przeczytam, czasem coś mi się spina w całość. Pokolenie z czasów edukacji może i pamięciowej, ale nie tak ogłupiającej jak testy i klucze.
UsuńA tu coś za dużo się nie spina, a równocześnie inne rzeczy niepokojąco bardzo się spinają.
Mła też się spina nie w tę stronę co powinno. Na szczęście mła wierzy w ludzką nadmierność, w tę nieujarzmioną chęć przesadzania, która jest w stanie rozwalić wszystkie szczwane plany. Przedobrzo, zawsze przedobrzajo.
Usuń