Strony

niedziela, 29 listopada 2020

Castel Gandolfo - miasteczko nad wulkanicznym jeziorem Albano



Do Castel  Gandolfo pojechałyśmy przy końcu naszych vacanze romane. Oczywiście nie obyło się bez latania po całym Stazione Termini, któren jest naprawdę wielki. Pociąg zupełnie insza inszość  niż klimaty PRLu  jeżdżące do Tivoli ale tempo podróży mniej więcej takie samo. Pociągi podmiejskie wyjeżdżające z Rzymu już gdzieś w okolicach Prenestiny wpadają w tunel czasoprzestrzenny. Dżizaas usiłowała szczękać zębami ale mła ją gasiła wzrokiem ponurym i ciężkim i zapowiedziała ostro że choćby pierony waliły i deszcz lał to mła obejrzy te cholerne papieskie ogrody. W złej chwili padła ta deklaracja, mła zauważyła że  jedziemy w stronę gdzie na niebie kłębią się potężne burzowe chmury. Taa... Rzym blisko górek i morza, to pieruny lubią tam walić z całą siłą a Castel Gandolfo uchodzi  za jedno z bardziej  wilgotnych miejsc w prowincji Lazio. Dżizaas była cóś  zrezygnowana i buntu nie podniosła,  zna najstarszą siostrunię ( "Umrzesz na covid jak wrócimy do Polski, a w ogóle to piłaś gorącą kawę na  dworcu"  ). Samo miasteczko okazało się urocze, mła się podobało mimo tego że spod  dworca do miasteczka lezie się grubszym osobom średnio miło ( za  to jakie widoki na jezioro ). Uchodzi za bardzo stare, niektórzy sądzą że znajdowały tu się tereny dawnego, na wpół  legendarnego  miasta Alba Longa założonego  przez Askaniusza, syna Eneasza, uchodźcy z Troi.  Jednakże miasto Alba Longa mogło rozciągać się równie dobrze na grzbietach gór   w inszych rejonach, w takim Monte Albano  czy Cosse Caselle albo Monte Cavo ( to ten szczyt  widoczny nad jeziorem Albano na pierwszej focie ).  Pewne jest że w czasach rzymskich znajdowała się tu willa Domicjana.  Nie była ta cesarska willa jedyną w okolicy, wcześniej swoją posiadłość miał tu też niejaki Publius Clodius Pulcher, jeden z bardziej szczwanych polityków rzymskich z czasów Republiki. 

W średniowieczu powstała obecna nazwa miasta, Castel Gandolfo pochodzi od łacińskiego Castrum Gandulphi, nazwy zamku należącego do rodziny Gandolfi pochodzącej prawdopodobnie z Genui. Ten ród upamiętniony w nazwie miasta, w XI wieku nabył ziemie od hrabiów Tuscolo, wraz z inszymi ziemiami przypisanymi do opactwa Santa Maria di Grottaferrata. Wznieśli zamek, który 1221 roku stał się własnością Savellich, co zapoczątkowało burzliwy okres w dziejach zamku jak i miejscowości do zamku przyległej. Przez trzy stulecia z hakiem Savelli albo zamek tracili albo ponownie zdobywali aż w końcu w roku 1596 księstwo ( bo Sykstus IV zdążył w międzyczasie z Castel Gandolfo i okolic utworzyć nowe księstwo ) przeszło w wyniku zadłużenia Savellich na własność Camera Domini Papae, jednej z kongregacji Kurii Rzymskiej. Papież Klemens VII w 1604 przejął do użytku papieży ziemie i zamek, tereny te uczyniono niezbywalnym majątkiem papieskim. Za czasów Pawła V rozpoczęto solidne prace w Castel Gandolfo, zajęto się tzw. stosunkami wodnymi w okolicy, wzniesiono klasztor dla reformowanych franciszkanów. Papież Urban VIII był pierwszym papieżem który w Castel Gandolfo pomieszkiwał, on głównie zlecał budowę dróg i willi. Z czasów rządów Aleksandra VII ostały się drogi wokół jeziora Albano i papieska kolegiata San Tommaso da Villanova, zaprojektowana przez Gianlorezno Berniniego. Wyjątkowo lubił przebywać w Castel Gandolfo papież Benedykt XIV, on w historii miasteczka zapisał się tym że poszerzał drogi i udzielił okolicznym damom przywileju całowania go w stopy. Łaskawca! W czasie najazdu Napoleona Castel Gandolfo wraz z innymi miastami Castelli Romani chwyciło za broń ale źle się to skończyło, bo zostali pokonani przez Murata a Francuzi splądrowali zamek. Kiedy na tronie papieskim zasiadł Pius VII zamek powrócił w zarząd Camera Domini Papae i taki stan rzeczy trwał aż do do 1870 roku kiedy Państwo Kościelne straciło olbrzymią większość swojego terytorium na rzecz Królestwa Włoch. Dopiero po podpisaniu z Mussolinim Paktów Laterańskich papieże wrócili do Castel Gandolfo, dziś sam zamek papieski i kolegiata mają status eksterytorialny. Podczas II Wojny Światowej podczas zdobywania Włoch przez aliantów zginęło w Castel Gandolfo ponad 500 cywilów, w tym  także ci którzy ukrywali się w papieskim zamku przed wojną. To tak w skrócie o zamku i miasteczku. Za najważniejsze brzemienne w skutki  a niekościelne wydarzenie uchodzi tu postawienie na rynku  23 listopada 1820 pierwszej na świecie skrzynki pocztowej. 

W krótkiej historii miasteczka mła pominęła  budowę tzw. willi papieskich, o nich mła  napisze kiedy będzie pisała o ogrodach papieskich, dlatego że  one wydają  jej się bardziej związane z terenem rezydencji niż z samym miasteczkiem. Ponieważ wejście do ogrodów papieskich miało mieć  miejsce o określonej  godzinie, Dżizaas i mła miały troszki czasu żeby połazić po miasteczku. Skupiły się na poszukiwaniach porchetty co  im pięknie pachniała, potem Dżizaas kawkowała  a mła obżerała się bananowymi gelato "własnej  roboty". Ponieważ zaczęło cóś nieciekawie grzmieć to Dżizaas i mła zgodnie  ze starą  tradycją   udały się w miejsce święte coby je pierun nie poraził. Padło na kolegiatę projektowaną przez  Berniniego, nie dlatego że zabytek i że Bernini, tylko dlatego że  była najbliżej. Hym... prawdziwy kościół, lekki zapach stęchlizny, resztki woni kadzidła i kwiatów ołtarzowo - kaplicznych. Słychać było ciche paciorkowanie bo w tym kościele mła zoczyła rzadki w rzymskich zabytkowych kościołach widok - para staruszków modliła się przy  bocznym ołtarzu poświęconym Madonnie. Paciorkowanie co i raz przerywały coraz bliższe odgłosy gromów. Mła rozsiadła się wygodnie i powoli  oglądała sobie ten święty przybytek. Po szaleństwie dekoracyjnym rzymskich kościołów stanowił wytchnienie dla jej oczu. Duuużo bieli, ściany bez ozdóbstw,  pozwalające  podziwiać czystą urodę architektury, prawie jak  w barokowych polskich małomiasteczkowych kościółkach mła się czuła w tej papieskiej kolegiacie. W  tym skromnym wystroju na ołtarzu głównym bum -  "Ukrzyżowanie" pędzla Pietro da Cortona. Kościół ukończono w 1661 roku i poświęcono hiszpańskiemu świętemu Tomaszowi z Villanueva ( we włoskiej wersji jest to Villanova, mła natentychmiast przerobiła  to na Wilanów - św. Tomasz z Wilanowa ). Pierun pieprznął  gdzieś  blisko i mła usłyszała jak deszcz bębni w dach. Zaraz  potem Dżizaas stwierdziła że zbliża się czas wycieczki, nasze wykupione dwie godziny w papieskich  ogrodach. Mła zacisnęła zęby, ubabrała się w kondomierkę co ją  kupiła w czasie poprzedniego pobytu w  Rzymie, na wszelki wypadek spojrzała ponuro na Dżizaasa coby stłumić choć cień rewolty i udała się w kierunku wrót kolegiaty żeby wyleźć z suchego i oglądać na mokro 30 hektarów ogrodów położonych na tarasach. Starała się myśleć  o rzeczach miłych, poziomkach  rosnących na wulkanicznej  glebie, których owoce  osiągają niemal rozmiar truskawek, o białym winie z Frascati i o tym że w tych ogrodach czeka na mła opłacona już kanapeczka  z porchettą. Ruszyłyśmy w ulewę.



10 komentarzy:

  1. Oższ. To jak kryminał w odcinkach. Odcinek ucięty w dramatycznym momencie, tuż przed odkryciem zbrodni. No nic to. Miasteczko przyjemnie skromne w okolicy cudnej. Sympatyczne. Ale i tak czekam na następny odcinek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej cóś z gatunku thrillerów katastroficznych. ;-D Fakt, cliffhanger zrobiłam bo z miasteczkiem i ogrodami razem to by było jak z grzybkami i barszczem.

      Usuń
  2. Kiedy człowiek pisze komentarze bez wspomagania ( kawy ) to potem zamiast opublikuj wciska zamknij, i jeszcze dziwi się bardzo, że się zamknęło. No cóż. Kawa nadal w ekspresie w przyszłości a ja próbuję napisać coś. Ciężko idzie. Najbardziej mnie jarają poziomki wielkości truskawek. Już tym papieżom zazdroszczę. U mnie w ogrodzie wielkości truskawek są ślimaki, które konsumują moje poziomki.
    Czekam na cd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam są olbrzymie ogrody warzywne, niestety niedostępne dla publiczności. Castel Gandolfo karmi Watykan, tak to wygląda. Mój ekspres tyż w przyszłości ( nieodmiennie od lat ) bo cena naprawdę dobrego ustrojstwa z ceramicznym młynkiem bardzo mła boli, toż to jej wyjazd zagramaniczny. A jak jeszcze funkcji by temu ekspresu dołożyć to nawet wyjazd krajowy. ;-)

      Usuń
    2. Nasz ekspres u nas mieszka od paru lat. Bezzera jej na imię, italiańska to bestia, charakterna i kapryśna.
      Chciałoby się watykańskie ogrody warzywne zobaczyć...

      Usuń
    3. Z tego co się mła wywiedziała to te ogrody można oblookać jak się w nich człowiek do roboty najmie. ;-) Zresztą tam chyba jest całe gospodarstwo rolne , z żywiną i wogle. Jeśli chodzi o ekspresy to mła się właśnie obawia kaprysów, dlatego uznała kiedyś ze bestia musi być jak najprostsza to nie będzie fum ( mła raz w życiu miała tzw. urządzenie wielofunkcyjne i oczywiście wszystkie funkcje się obrażały - nigdy więcej, never! ).

      Usuń
    4. Ciekawe, jakie mają wymagania dla zgłaszających się do pracy w ogrodach żywiących Watykan?

      Usuń
    5. Nie pytawszy ale znając obsesję służb watykańskich i włoskich na tle bezpieczeństwa papieży i inszych dostojników to sądzę że te fuchy wcale nie takie łatwe do dostania.

      Usuń
  3. Koment do usunięcia. Proszę zajrzyj do mnie, uzupełniłam o Joanie.

    OdpowiedzUsuń