Narodowa Galeria Sztuki Antycznej Palazzo Corsini mieści się w Palazzo Corsini alla Lungara w dzielnicy Trastevere w
Rzymie, tuż obok a właściwie to na przeciw Villa Farnesina . Muzeum, będące częścią kolekcji Narodowej Galerii Sztuki
Starożytnej ( pozostałe części tej kolekcji znajdują się w Villa Borghese i Palazzo Barberini ), posiada głównie zbiory malarstwa
włoskiego i flamandzkiego z okresu od XVI do XVII wieku. To nie jest jedyny Palazzo Corsini we Włoszech, istnieje kilka
pałaców należących do różnych linii tej florenckiej rodziny ( we Florencji znajduje się Palazzo Corsini al
Parione, na brzegu Arno ). Rzymski przybytek nazywany Palazzo Corsini
alla Lungara, powstał dopiero kiedy członek tego rodu Lorenzo Corsini został papieżem Klemensem XII. Nie znaczy że przedtem na tym miejscu nic się nie znajdowało. W XV wieku stał tu budynek wzniesiony przez rodzinę Riario. W tym palazzo w latach 1659–1689 pomieszkiwała po abdykacji ekscentryczna królowa
Szwecji Krystyna. Pod jej patronatem odbywały się tu pierwsze spotkania rzymskiej
Accademia dell'Arcadia . W 1736 r. Florencki kardynał Neri Maria Corsini, bratanek papieża
Klemensa XII ( ach, ci nepoci, jak bez nich rządzić? ), nabył willę i ziemię
oraz zlecił zaprojektowanie nowego budynku w który włączono starsze struktury. Pracy podjął się Ferdinando Fuga ( ten facet który zaprojektował fasadę wejściową Bazyliki Santa Maria Maggiore ). Podczas napoleońskiej okupacji Rzymu w pałacu "gościł" Józef Bonaparte. W 1883 roku pałac ten wraz z zawartością został sprzedany państwu, a kolekcja dzieł sztuki jest eksponowana w miejscu do którego owe dzieła pierwotnie kupowano. Tereny przyległe do pałacu czyli ogrody na wzgórzu Janiculum nalezą dziś do Orto Botanico dell'Università di Roma "La Sapienza".
Pierwotne jądro kolekcji powstało w XVII wieku dzięki zbiorom kardynała Neri Marii Corsiniego, do których w pierwszej połowie XVIII wieku dodano inne dzieła zbierane prze członków różnych gałęzi rodu Corsini, a także różne "zdobycze" pozyskane przez "darowanie". No wicie rozumicie, wypadało cóś ładnego papieżowi przywieźć, albo jakaś miłą dla oka łapóweczkę wręczyć jego bratankowi, który tak wiele mógł w Państwie Kościelnym załatwić. Kolekcja obejmuje szeroki wachlarz dzieł sztuki, głównie włoskiej od wczesnego renesansu do końca XVIII wieku. Posiada dzieła o tematyce religijnej i historycznej, a także pejzaże i obrazy rodzajowe oraz portrety . Najwięcej w tych zbiorach jest malarstwa włoskiego baroku ( zwłaszcza rzymskiego, bolońskiego i neapolitańskiego ) oraz ważnych przykładów dzieł tzw. bamboccianti ( tak nazywano malarzy działających w Rzymie od około 1625 do końca XVII wieku którzy byli cudzoziemcami, najczęściej byli to holenderscy i flamandzcy artyści, którzy przywieźli do Włoch tradycje przedstawiania chłopskich tematów z XVI-wiecznej sztuki niderlandzkiej i tu tworzyli małe obrazy gabinetowe lub ryciny przedstawiające codzienne życie niższych klas w Rzymie i na pobliskich wsiach ) i malarzy krajobrazowych. Nie znaczy że w galerii nie ma wcześniejszych obrazów. Jest troszki "prymitywistów" włoskich, między innymi braciszkowie - Fra Filippo Lippi i Fra Angelico ( błogosławiony dominikanin malujący słodko i pięknie ).
Dla mła ten ostatni miejscami już wyrasta z "prymitywistów", to jest troszki inna bajka.
Renesansowe malarstwo wpadło mła w oko za sprawą obrazu Giovanni Anotnio Bazziego, to jego Mojry czy też Parki macie na fotce powyżej. Należał do grona tzw. leonardian, jeden z brytyjskich historyków sztuki określił tę artystyczną grupę dość złośliwie i zarazem zabawnie jako "Uśmiech kota z Cheshire bez kota". Taa, smutny jest los epigonów. Mła bezczelnie śmie twierdzić że przynajmniej dwóch malarzy zaliczanych do tej grupy miało cóś od siebie do dodania - pierwszy to Quentin Massys a drugi to właśnie Giovanni Antonio Bazzi zwany Il Sodoma ( jeżeli wierzyć plotom Vasariego to Bazzi zawsze otaczał się "chłopcami i młodzieńcami bez brody, których kochał bardziej niż przyzwoitość nakazywała" ). Jest też bardzo dobry Bassano ( mła oczywiście zamiast na św. Rodzinę i pasterzy gapiła się na zwierzęta ) i św. Rodzina pędzla Andrea del Sarto ( piąta fota od góry ) po oblookaniu której Dżizaas stwierdziła że rozumie moją atencję dla włoskiego manieryzmu. Pewnie gdyby podejrzewała że Annibale Caracci, autor tego malowanego tabernaculum z fotki powyżej , tyż manierysta to by ją znów zdziwko wzięło, he, he, he. Mła przyznawa że wpadały jej w oczęta nie tylko dzieła najwyższych lotów, np. popłuczynka po Albrechcie Dürerze jej się wydała godna uwagi. Zająca poniżej namalował akwarelą niejaki Hans Hoffmann, facet który zżynanie z Albrechta wzniósł na inny poziom. Podobnie zwróciła uwagę na "Złożenie do Grobu" pędzla Sisto Badalocchio i oraz o smutku przemijania autorstwa Angelo Caroseliiego ( to ten poniżej z boczku ).
Jednakże naprawdę mocno i solidnie mła się zatchnęła w tym
muzeum malarstwem barokowym. Zacznę z grubej rury - Michelangelo Merisi da
Caravaggio i powalający Jan Chrzciciel. Rozpisane na trzy kolory i
mnóstwo odcieni solidne studium. Mła się wgapiała w czym szczęśliwie nie
przeszkadzały jej światła, wyjątkowo w tej galerii paskudnie
rozmieszczone ( trzeba było sztuki wyczyniać żeby obrazy obejrzeć bez
blików sztucznego światła na ich powierzchni ). Caravaggio namalował cóś kole ośmiu obrazów przedstawiających Jana Chrzciciela. Jan był dość popularnym motywem, że tak profańsko rzecz ujmę. Jego przedstawienia są powszechne choć rzecz jasna ich koncepcja się zmieniała. Na czternastowiecznych czy piętnastowiecznych obrazach dojrzały mężczyzna rozpoznawalny był jako ten konkretny święty po atrybutach takich jak: miska, krzyż trzcinowy, skóra wielbłąda i żywy baranek. Najpopularniejsza malarska wizja Jana przed kontrreformacją to scena chrztu Jezusa dokonywanego przez Jana, czy też bardzo popularnego w czasach renesansu niemowlęcia Jana Chrzciciela wraz z niemowlęciem Jezusem i Marią, jego matką ( grupa ta była często uzupełniana przez matkę Chrzciciela, św . Elżbietę ). Sam Jan na pustyni był mniej popularny, ale nie był nieznany. Dla młodego Caravaggia Jan niezmiennie był samotnym chłopcem lub młodzieńcem na pustyni. Obraz ten był oparty na stwierdzeniu z Ewangelii Łukasza, że "dziecię rosło, umacniało się w duchu a przebywało na pustyniach aż do dnia, gdy się objawiło Izraelowi". Oprócz tych prac przedstawiających samego Jana, głównie z wczesnych lat, Caravaggio namalował trzy sceny dotyczące Janowej śmierci: egzekucję i dwie ponure Salome z głową świętego. Co by była jasność Caravaggio nie był pierwszym artystą, który potraktował Chrzciciela jako tajemniczy akt męski - były wcześniejsze przykłady takiego potraktowania tematu - prace Leonarda, Rafaela, Andrei del Sarto i innych. To co odróżnia Janów Caravaggia od Janów innych malarzy to realizm i bijący po oczach dramatyzm przedstawień. Żadnego idealizmu, chłopak z krwi i kości. Ludzie tamtej epoki nie byli przyzwyczajeni do takich przedstawień świętych, realizm oburzał bo pozwalał zadawać pytania na temat kondycji świętości. Zdziwne jak na kontrreformacyjny Rzym, stąd różne problemy Caravaggia z duchowną klientelą.
Kolejne zatrzymanie na dłużej przy obrazie miało miejsce w salce gdzie wiszą "Rubensy". Mła oblookała te lwy i tygrysy z warsztatu, zawiesiła oko na św. Sebastianie ale dopiero głowa starca wywołała u niej efekt wow. Mła się kręciła i wracała do tego obrazu ( fotka obok ). Ta pięknie malowana głowa przemówiła do mła w znacznie mocniej niż Madonna della Paglia Antoona van Dycka czy słynna Madonna z Dzieciątkiem której autorem jest Bartolomé Esteban Murillo. Jeżeli mła ma być szczera to jedyna Madonna która zrobiła na niej większe wrażenie to ta która wyszła spod pędzla znacznie mniej sławnego malarza. Mła pisze tu o Orazio Gentileshim, malarzu wywodzącym się z kręgu caravaggionistów, jednym z nielicznych który spod wpływu wielkiego Michelangelo zdołał się wyzwolić. Jego Madonna z Dzieciątkiem ( na fotce poniżej ) przypisywana była niegdyś Caravaggio, mła nie wie dlaczego bo odrębność malarska Orazio, jego własny styl jest w tej pracy widoczny jak na dłoni ( podobnie jest z Carosellim, jego prace też mają pewien odrębny rys, wyróżniający je od dzieł mistrza czy innych caravaggionistów ). Mła się zatrzymywała co i raz przy obrazach Mattii Pretiego, Jusepe de Ribery czy ucznia Ribery, znanego ze zjadliwości i braku poszanowania autorytetów Salvatora Rosy ( jego "Tortury Prometeusza" nie da się odzobaczyć, niestety, aż dziw że specjalista od krwawych scen potrafił subtelnie malować krajobrazy przesycone przejrzystym powietrzem ). Mła podziwiała też elegancką "Salome" Guido Reni ( fotka poniżej na boczku ) prezentującą głowę Jana Chrzciciela jak wypiek na konkurs ciast ( wszystko tu jest tak estetyczne że aż się oczekuje z ust Jana padających słów "Pierwsza nagroda dla nas", zabójstwo w stylu soft ).
Największe wrażenie na mła zrobił św. Paweł czyli autoportret Rembrandta z 1661 roku. Po pierwsze to jeden z bardzo nielicznych obrazów Rembrandta we włoskich kolekcjach ( Włosi namiętnie zbierali jego sztychy ale z obrazami było gorzej ), po drugie jest to Rembrandt dojrzały i w tzw. najlepszej odsłonie ( tzn. nawet gdyby to płótno było innego autorstwa to obraz jest świetny bo jest świetny, nieważne kto malował ) . Obraz ma zawiłą historię, jest to istna plątanina prawno - właścicielska w stylu horror i thriller w jednym. Tak po prawdzie to nielegalnie był sprzedawany przynajmniej dwukrotnie. Sprzedaż która nie budzi wątpliwości to ta której dokonała Marie-Thérèse Gosset wdowa po dyrektorze Akademii Francuskie, która w roku 1737 sprzedała obraz za sto scudi kardynałowi Neri Marii Corsiniemu. Obraz jest dziś własnością Rijsksmuseum ale został wypożyczony do Galleria Corsini i jest wystawiany we Włoszech po raz pierwszy od 1799 roku.
Czasowy powrót "Św. Pawła" Rembrandta był fetowany jako właściwe zakończenie jednej z wielu wędrówek dzieł sztuki po rewolucjach i politycznych wstrząsach. Galeria stanęła na wysokości zadania, obraz ma własne sale w której oprócz grafik Rembrandta są tylko dokumenty rodziny Corsini zachowane w Archiwum Corsini w San Casciano in Val di Pesa, seria rycin z kolekcji Corsini zachowanej w Centralnym Instytucie Grafiki, oraz obraz Pietro Paolo Cristoforiego "Portret Klemensa XII z kardynałem Neri Marią Corsini" i portret Tommaso Corsiniego autorstwa Pietro Benvenutiego . Rembrandt, który przedstawił siebie na rysunkach, rycinach i obrazach, tym razem przedstawia się jako św. Pawła apostoła ludu. W rzeczywistości dopiero od 1919 roku nazywa się ten obraz przedstawieniem św. Pawła, przedtem uważano go po prostu za autoportret. Apostoł Rembrandta jest w więzieniu, światło z góry oświetla głowę zakrytą turbanem, rękojeść miecza i rękopis wyłaniają się z płaszcza, widoczne choć z trudem jest zakratowane okno po prawej stronie. Widać elementy stanowiące charakterystyczne atrybuty świętego: pisanie lub odczytywanie listów z kazaniami, więzienie, światło, które niegdyś oświetliło Szawła na drodze do Damaszku i zamieniło go w Pawła. Sportretowany na tym obrazie Rembrandt liczył sobie wówczas 55 lat i odarty był ze złudzeń choć nadal jeszcze miał nadzieję ( żył wówczas jego jedyny syn Tytus, po jego śmierci trudno się dopatrzyć choć śladu nadziei na autoportretach Rembrandta ). To na tym obrazie widać. Mła zdumiało kolorystyczne bogactwo niby monochromatycznego obrazu. Nie dziwi się że Rembrandt tak jak Rafael czy Leonardo podpisywał się tylko imieniem, musiał mieć świadomość nie tylko swojej odrębności ale i wielkości. Hym... widać że mu to ciążyło, na tym autoportrecie widać że bardzo mocno.
Jeśli chodzi o grafiki ze zbiorów Corsinich to jest sporo małych autoportretó ale nie tylko. Wśród nich wyróżniają się słynne "Trzy drzewa" z widokiem Amsterdamu z 1643 roku. Jest też "Chrystus uzdrawiający chorych", grafika znana też jako "Druk za sto florenów". Grafika nie jest opatrzona ani podpisem, ani datą, ale uważa się że pochodzi z 1648 roku, owego roku w którym zakończyła się tzw. wojny osiemdziesięcioletnia, prowadzona o niezależność Zjednoczonych Prowincji od Hiszpanii. Uważana jest za najpiękniejsze graficzne dzieło artysty. Ta ksywka z florenami wzięła się stąd że rzymskiemu kupcowi, który zaproponował mu kupno partii odbitek Marcantonio Raimondiego za sto florenów, Rembrandt zaoferował w zamian tylko tę grafikę.
Niestety wystawa prac Rembrandta jest tylko czasowa, należy żałować a z drugiej strony można oczekiwać inszych czasowych wystaw. Pod koniec XVIII wieku z Włoch wyprowadzono mnóstwo dzieł sztuki za sprawą Francuzów, na ogół przywykło uznawać się Brytyjczyków i Niemców za grabieżców kultury, Francuzi im dorównują. Z Francji mnóstwo tego dobra się rozpełzło po Europie i nie tylko. Kto wie skąd jeszcze przyjadą dzieła dawnych mistrzów do włoskich muzeów na wystawy czasowe? XVIII wieczne malarstwo w zbiorach Galleria Corsini to piękne weduty i pastele. Weduta to nic inszego jak obraz, rysunek albo rycina, przedstawiające widok miasta lub jego fragment, często ze sztafażem czyli scenką rodzajową. Wyrosła z XVII wiecznych kompozycji malarskich łączących elementy architektury rzeczywistej i fantastycznej lub tylko fantastycznej, zwykle z przesadnie podkreśloną perspektywą ( nazywano to prospektem ). W XVIII wieku zrobił się z tego mały przemysł, weduty były chętnie kupowane - cóś jak widokówka z miejsc sławnych z urody. Przedstawiano panoramy, kosmoramy, mariny i tym podobne cudowności. Malowano przy pomocy nauki, znaczy
camera obscura pozwalała na uzyskanie rezultatów jak najbardziej zbliżonych do realnych widoków. Mła Wam tu prezentuje prace których autorami są Luca Carlevarijs i Giovanni Antonio Canal, zwany il Canaletto ( wuj Bernarda Belotto ). Pastele miłe dla oka to dla mła przede wszystkim urocze obrazki Rosalby Carriery ( fotka obok ).
Na koniec mła przedstawi Wam głupawkę, cóś co razem wykombinowali malarze Anton Raphael Mengs i Giovani Casanova ( brat awanturnika i bon vivanta Giacomo ). Nie do końca jest jasne czy praca Casanovy i Mengsa została użyta przez tego ostatniego w porozumieniu z Casanovą czy to był tylko i wyłącznie pomysł drogiego Giovanniego. W każdym razie w 1758 roku ta dwójka lub tylko jeden z nich postanowił zakpić ze znanego ze swojej archeologicznej pasji historyka sztuki starożytnej Johanna Joachima Winckelmanna. Przedstawiono mu jako autentyk dziełko pod tytułem "Jupiter całujący Ganimedesa", fresk rzymski nastojaszczi. Najśmieszniejsze że Winckelman dał się nabrać, no bo tu przeca mniłość homoseksualna starożytna jak najbardziej, sam temat już wydawał mu się metryczką dzieła. Ta historyjka skończyła się przykro, sprawa się rypła i w 1765 roku Winckelman zerwał długoletnią przyjaźń z Mengsem. Ciężko mu się było przyznać przed sobą do przeceniania swojej znajomości antyku, skupił się na dowaleniu przyjacielowi. Zdaniem mła tak dużo poświęcił budowaniu swojej pozycji ( w końcu był synem szewca a przyjmowano go z atencją na cesarskim dworze ) że nie rozumiał żartów ze z takim trudem zdobytego autorytetu. Takie przypadki nie są wcale tak rzadkie, co i raz któś się obrusza za różne domniemania i "szarganie świętości". Dla mła jest tajemnicą dlaczego dziełko tak odległe od klasycznego malarstwa rzymskiego można było uznać za autentyczne. Hym... no ale mła jest bogatsza o wiedzę która przyszła po Winckelmanie, a właściwie za jego sprawą. Trza zatem być wyrozumiałą wobec Johanna.
I to by było na tyle o Palazzo Corsini i znajdującej się w nim galerii sztuki. Mła posłużyła się w tym wpisie fotami z domeny publicznej, jej aparat ładował się w mieszkanku na Castel Gandolfo.
Ooooo, jak pięknieeeee.
OdpowiedzUsuńByło pięknie a nawet piąknie. Co ważne, galeria nie jest przepastna tylko taka w sam raz na spokojne zwiedzanie. Jedyne co mła przeszkadzało to cholerne oświetlenie, nogi z tyłka temu kto takie oświetlenie obrazów wymyślił!
OdpowiedzUsuńTo po tym muzeum były ogrody w Castel Gandolfo.. wcale się nie dziwię, że sobie wnętrza tam odpuściłaś. Głowa "starca"-przepięknie malowana. Też bym wracała.
OdpowiedzUsuńTak, to po tej uczcie mła pojechała oblookać ogrody. :-)
UsuńDużo dobrego.
OdpowiedzUsuńDużo ale bez przeciążania zwojów.
UsuńNo i turystów innych nie było...
UsuńNo tak fajnie to w Rzymie nie ma. ;-) Byli ale nieliczni bo na ogół do muzeumów w sobotę czy niedzierlę ludziska przychodzą po południu. Tak po prawdzie to Watykańskie Muzea są mocno oblężone, galerie państwowe cóś jakby mniej. Mła co prawda była w czasie tuż przed histerycznym ponownym zamykaniem wszystkiego ( jak znam życie to we Włoszech jest teraz niezłą partyzantka z restauracjami, he, he, he ) więc ludziów w ogóle nie było dużo.
Usuń