Przyszedł Wielki Mróz! Znaczy wreszcie po paru latach cóś jakby zima powróciło do miasta Odzi. Na dzień dobry mła zabolał kręgosłup w inszy sposób niż dotychczas. Cóś jakby ból korzonków tylko wyżej przeniesiony. Nie jest to ból który nie pozwala nabrać powietrza ale przemieszczanie się mła okrasza jękami i stękaniem. W związku z tym planowane dziś zajęcia przyjemnościowe jak i te mniej przyjemnościowe mła przekłada na termin późniejszy a sama należycie wysmarowana okrutnie śmierdzącą maścią leczniczą będzie wygrzewać kości zalegając z kotami. Jedyne jej wyjścia to te z pieskami i na zrobienie zastrzyku Fifce, su Mamelona i Sławencjusza. Obiadowe zajęcia bezczelnie zwaliłam na Małgoś - Sąsiadkę bo przy gotowaniu rosołu można spokojnie podsypiać. Koty fabryczne i nie tylko podkarmione, domowe to wręcz opchane, ptokom zadane to mła będzie zalegiwać z czystym sumieniem. Mła cieszy się z dużego śniegu bo mimo tego że on niebezpieczny dla niektórych iglaków uprawianych przez mła to okrywa jej róże z chińskimi genami, które mrozów nie lubią ( à propos róż mła przeglądała z Mamelonem nowe oferty i sobie trzy róże na Podwórko upatrzyła, takie raczej mało wymagające ). Wczoraj mła zainspirowana Romanowym nizaniem szklanych koralików wyciągnęła do czyszczenia swoje szklane zabaweczki nabywane swego czasu na tzw. ruskich targach ( było cóś takiego w latach dziewięćdziesiątych, potem dla mła zdechło bo handel papierosami i alkoholem był najbardziej opłacalny a mła ani z tych palących ani z tych mocno chlejących ).
Mła z lubością kiedyś po takowych targach chodziła i wypatrywała różności - zabaweczek prawie że ludowych, porcelany Łomonosowa, szklanych figurynek, szali robionych na drutach z cud grzejnej wełny a delikatnych jak puszek i koronkowo mrozowych. Oj, przydałby się jej teraz taki cieplutki kokonek. Mła co prawda nie wie czy zalegałaby w takiej dziewiarskiej doskonałości , pamięta swój zachwyt nad splotami pajęczymi szali. To w ogóle był jakiś cud, ażurek a grzało jak swetrzysko gęsto dziergane. Domyślam się że to kwestia tworzywa, wełna musiała być jakaś specjalna czy cóś. Szale się niestety wynosiły ale figurynki szklane się ostały. Mła od czasu do czasu wyjmuje swoje szkiełka z tzw. stałych stanowisk na przeglądy i czyszczenia. Na dworze biało , zawieje nawet były a u mła w domu coolorowo na kuchennym stole, bo te szkiełka to takie w coolorach czystych i radosnych. Mła sobie zaświeczuszkowała i cieszyła się jak głupia światłem przenikającym coolory szkła.
Przy okazji wyciągania szklanych zabawek wyciągnęłam i insze figurki kupowane w latach dziewięćdziesiątych po różnych zdziwnych sklepikach. Jamniki z biało polewanej glinki, jakieś pseudosmoki czy stworzonka przedstawiające nieznane nauce gatunki źwierząt. Rzeczy swoiście urodne że tak rzecz określę ( mła nigdy nie miała tzw. dobrego gustu ) ale cieszące mła. Miło było tak wczoraj przeglądać łupy z dawnych dni i wracać wspominkami do miejsc których już nie ma ( nasza ulubiona zabawa z Mamelonem - "Pamiętasz ten sklep koło Magdy, no wiesz ten co to taką niezłą galanterię skórzaną w nim mieli?" ). Mła zaczyna czerpać z uroku wspominków, znaczy spierniczała po całości. No ale to czerpanie jest takie miłe, mła sobie przypomina różne takie cudności które można było nabyć ( i nie było one plastikiem "podszyte" ) , szkiełka, glinki ale także smaki i zapachy których można było spróbować i powąchać. Perfumy a właściwie to woda toaletowa "Venezia", która pachniała inaczej niż pachnie teraz, pączki z prawdziwej mąki a nie z mieszanki, jabłka o różnych smakach. Ech... było i minęło. Ledwie dwadzieścia czy trzydzieści lat temu, w czasach bezkomórkowych kiedy słowo facebook nikomu nic nie mówiło.
Dzisiejsze zdjątka to poranna przebieżka po Alcatrazie ( mła niepokoił ten mróz zapowiadany, choć nie osiągnął u nas jakichś strasznych wartości bo i miasto zazwyczaj jest cieplejsze niż szczere pole i w łódzkim bardzo niskich temperatur nie było ), sąsiedzkie dziecko mogące się cieszyć bałwankiem parapetowym zrobionym przez starszego brata i domowizna ( łącznie z nowym aloesem, którego mła dostała od Mamiego i Sławencjusza coby kolekcje zasiliła ). W muzyczniku Skaldowie z "okresu góralskiego".
Śliczne są te twoje skarby szklane, a wiesz, że one teraz drogie? Skupiłam na nich uwagę, bo ja za zimą nie koniecznie. :)
OdpowiedzUsuńMła je kupowała za grosze, tanizna to była urocza.
UsuńPrzefajne te kolorowe drobiazgi. Taki mają trochę wygląd jakby pochodziły z lat siedemdziesiątych, trochę są jakby wyszły z pod ręki Butenki (pieski też, zwłaszcza pieski) albo kontrastowo artysty nie wiadomo czy naiwnego czy może awangardowego. Wychodzi na to, że też mam zły gust🤣🤣, i też mnie cieszą blaski, bliki i barwność światła w szkle. Co do szala jak mgiełka, bardzo żałuję że nie umiem na drutach. Niby mogę tym sprytnym szydełkiem z linką, ale niestety w tym to mistrzem jeszcze długo nie będę. Mozolny jest.
OdpowiedzUsuńA pan Dzidek kiedy wraca? Mam nadzieję, że z nim ok..
OdpowiedzUsuńPieski są kochane, i nie ma wyjścia, jesteś niezastąpiona, ale choinka, przy takim kurowaniu się maścią rozgrzewającą, to strach przeziębić rozgrzewane. Gacić się proszę.
Mła tyż się wydawa że to sa wykopki z epoki szklanej ryby, tego coolorowego cuda zdobiącego meblościanki. Pieski so odjechane bo niektóre naprawdę długaśne i masz rację, są Butenkowate. Mła wie że to było druciarstwo ażurowe, szydełkowe rzeczy też mieli na tych bazarkach, niektóre pikne. Mła drutowo i szydełkowo jest sprawna inaczej. Może nie kapelusz z puzli ale do robienia kamizelek jej daleko. Mła się gaci bo Pan Dzidek otrzymawszy z komendy telefuniczną wiadomość że jako zacovidowany nie prawa wychodzić. Ponoć spytał czy ze szpitala tyż nie może ale komenda się w tym momencie rozłączyła nie życząc mu zdrówka. Tak że mła nie ma wyjścia, trza jej się smarować, grzać, gacić i z pieskami wychodzić.
UsuńBałwanek parapetowy jest rozczulający.
OdpowiedzUsuńDziewczynka nie mogła z domu wyleźć no to starszy brat ją uszczęśliwił. To jest prawdziwie urocze bo pomiędzy rodzeństwem jest spora różnica wieku a nastolatki nie bywają jakoś szczególnie wylewne dla mocno młodszych siostrzyczek.
UsuńEch... przypomniały mi się czasy kiedy każda kolorowa durnostojka cieszyła jak nie wiem po PRLowskiej szarzyźnie. Jamniś taki jak Twój ostatni w rzędzie - znaczy najmniejszy - też u mnie był. Nie pamiętam komu go ożeniłam, ale poszedł gdzieś w lud. Ostał się mikrobrontozaur w szaliku :)
OdpowiedzUsuńSmaruj się i zawijaj! Rosołem się paś, kotem obkładaj. Jak Cię będę wkurzać, to im powiedz, że skórki z nich zedrzesz na bolące korzonki! U mnie pomaga na jakieś trzy minuty ;)))
Całą noc się zamartwiałam o moje ogrodowe koty. Dzisiaj przy misce był rano jeden, ale chrupeczki, co im na noc hojnie sypnęłam, wyżarte po większej części. Żeby gupie zechciały podejść do domu! Piwnica jest zawsze otwarta - tzn. jest zrobione wejście przez okienko piwniczne - to by im ciepło w ogon było.
Mła dziś tyż robiła poranny obchód ale fabryczne ją wyprzedziły, tam od świtu było napełnienia mich i odliczanie zwierzyny. Mła zatem skoncentrowała się na miejskich szczurach czyli gołębiach i na kawkach i wronach bo dziś naprawdę potrzebowały żarciucha. Ciotka Elka dokarmia insze ptactwo, kulki sikorkowe od wczesnego rana oblepione. W nocy musiało być bardzo zimno bo część papierologii obrobię w betach ) ale po południu trza mi wyjść z paczką do szpitala. Koty zamiast mła grzać cóś przeburkujo na temat ich grzania przez mła. ;-)
UsuńU mnie też wreszcie zima, w karmniku kłębią się jedynie różne odmiany sikorek , koty parapetują nad kaloryferami. Te grzejące mgiełki to szale i chusty orenburskie, z wełny koziej, trochę grubszej niż pajęcza nić- mam takiej motek, z obłędnym metrażem (3000 metrów w 100 gramach) , więc czeka od paru lat na natchnienie i przypływ szaleństwa, do tej pory najcieńsza włóczka, z której zrobiłam szale, miała 1400 metrów w 100 g.
OdpowiedzUsuńTen szklany kogut cudny ! Patyczaki też :)
Rany, skąd masz taką włóczkę?! Jeśli ona oryginalna, to jest to wyczesany puch kozich futerek naprzędziony na jedwabną nić. Doczytałam, i zapłonęłam żądzą przędzy🤣🤣
UsuńZ samiuśkiej Rossiji, zrobiłyśmy kiedyś z dziewczynami zrzutkę i zamówiłyśmy oryginalną orenburską, teraz chyba już jej nie sprzedają, widuję czasem w ofertach znacznie grubszą i szarą, moja jest kremowa . Popatrz na pajęczynę , to Ci ochota na dzierganie takiej cienizny przejdzie :-) No i ta akurat nie należy do specjalnie milutkich, potrafi nieźle gryźć co bardziej wrażliwe osoby. Ja jestem twarda, nawet chusty z litewskich wełen mogę nosić na gołą szyję. Za to grzeje faktycznie , no i solidnych rozmiarów szal , około metrowej szerokości, spokojnie przechodzi test obrączki (można go przez nią przesunąć w całości).
UsuńGryzaczom i niemiluchom dziękujemy. Szkoda. Moja rusycystka w liceum miała takie cudo fiołkowe, dosyć nierówno farbowane (co tylko dodawało urody), olbrzymie i bardzo pajęcze. Nie macałam, ale zazdrościłam bardzo.
UsuńO, widzę że przedpiśczynie mnie ubiegły z tą kozą orenburską. Jedna znajoma prządka co jakiś czas kusi takim moteczkiem własnej produkcji. Ja to bym się na surowe kłaki skusiła, co by samej sobie uprząść, tylko póki co nie mam źródełka. A gadżeciki niczego sobie. Jako minimalistka nie mam, ale doceniam.
UsuńW pudle z rupieciami mam kaczkę z jakiejś ceramiki, ale na ten gatunek w roli łozdóbki póki co jest embargo ;-)
No popacz, popacz , ja w życiu nie przypuszczawszy że u mnie dziewiarska dyskuszyn o jakości włóczek się w komentach potoczy. No ale ta włóczka jest piękna w wyrobach, choć jak mła podejrzewała ( co zyskało potwierdzenie po bliższym zapoznaniu się z tematem ) cinżka w robocie. O samodzielnym tkaniu takiego dobra to mła myśli jako o straszunku za niegodne myśli ( "Myśl pozytywnie bo wełnę kozią tkać będziesz!" ). Kaczka zostaje w pudle, miejsce jak najbardziej dla kaczki właściwe!
UsuńZima ma być niby krótka ale dla mła jest wystarczająco upierdliwa. Mła dziś walczyła z włościami Pana Dzidka, a u się z ruą lokatora , który do pracy poszedł a w domu mu się porobiło. Dobrze znać nazwę, to właśnie to - szale z Orenburga! :-)
OdpowiedzUsuńOj były takie prywatne sklepiki z różnymi takimi pierdołami! Albo w Szklarskiej Porębie z szklanymi pieskami! to był magiczny świat! Jak się takie coś kupilo, to było przeżycie! Moja babcia ustawiała takie figurki w doniczkach z kwiatami i miałam takie mini Fairy Gardens!
OdpowiedzUsuńMła jest wychowana na takich dziurosklepikach co to witrynka i trzy metry kwadratowe a w tej witrynce cudeńka. Te raz ma niby olbrzymie sklepiszony z dekorami a jednak to nie jest taka radocha jak nabywanie pierdółek niegdyś.
UsuńMam jeszcze trzy takie łabędzie szklane i pilnuję ich jak cerber ;) A zwierzaczki Łomonosowa zawsze mi się podobały. Mają taki wschodni sznyt w tych łagodnych liniach. Zdrowia życzę, termoforek dodatkowo dobrze robi, położony na posmarowane ;)
OdpowiedzUsuńMła tyż zwierzaczki Łomonosowa najbardziej sobie ceniła z całej porcelanowej produkcji. Musi wygrzebać psiora co sobie niegdyś zakupiła.
Usuń