Listopadzizm i wymóżdżenia mła podsumowujące "rozwijającą" lekturę
Mła sobie szuka zajęcia, szuka bo się martwi. Kotowymi przypadłościami ( mała dropiatka Nikusia u Kocurro ), ludzkimi przypadłościami ( dzieci Izydora chorujo i mła sobie wyobraziła jak Izydor się martwi i z tej wyobraźni to sama zaczęła się martwić, nie o te testy pitupitu ale o to że naprawdę chore dziecko Izydora stało na deszczu po ten durny test zamiast w wyrku leżeć i na medycznych oczekiwać - nóż się w kieszeni otwiera ), roślinnymi przypadłościami ( jeden z asparagusów cóś mła się nie podobie ). Listopadowy humor mła ma od tego wszystkiego. Jak sobie jeszcze pomyślała o tych wmuszaniach czepionki w ludzi którzy muszą podróżować, albo leczyć się w szpitalu to też jej się od tego lepiej nie zrobiło. Potem sobie czarnowidzko uświadomiła że po austriackim przekroczeniu Rubikonu i niemieckich awanturach ( Niemce to lubio totalitarne ciągoty z Austrii sprowadzać ) czeka nas nie miękkie rozmontowywanie systemu a raczej prędzej czy później mało przyjemne załatwianie spraw z zarzundami ( oby bez patroszenia ). Oj, będzie się działo! Tak po całości. Mła bardzo lubi swoje różowe okulary i nie ma ochoty ich zdejmować ale rzeczywistość skrzeczy. Listopadzieje od tego w środku, kafkizm się w niej zalągł i dziobie duszydło mła. Trza cóś, Panie tego, zacząć robić żeby człowieka nie dogniotło, tylko problem jest taki że robota się w rękach nie pali. Snuj się za to snuje. Niedobrze. Mła się zmusiła do dokończenia lektury, którą z miesiąc międliła. Hym... to było cóś jakby bohaterstwo.
Mła oczywiście poddusza swoje koty, podduszanie robi jej dobrze na jestestwo, koty tyż wyraźnie zadowolnione - łebki się odchylajo, oczka zapluszczajo, moduł mruczący się włącza. Mła pucha w miękkie futra, drapie po słodkich dupkach, ćwierka im do uszek. Pomaga, mła izolowana od zgniłości listopadowych zapada się w kotostwo. Wieczorkami mła udawa się do Mamelona i to jej służy. Mamelonu chyba tyż. Za to na pewno nie służy to naszym portfelom, oglądamy różniste stronki wypatrując okazji, które po dokładnym przeliczeniu okazują się nie być aż takimi okazjami. Kupujemy bardzo dużo, klikając radośnie w ikonki po czym starannie nie realizujemy zakupów. Hym... tzw. stosunek przerywany. Czasem niestety cóś nas jednak podkusi żeby zakupić i wówczas jedna strofuje drugą i walczymy wspólnymi siłami z chciejstwem i materializmem. Przy okazji mamy troszki zabawy bo oferty z netu tłumaczone translatorem są po prostu cudowne. Gdyby nie to że mła absolutnie nie pasuje wysoka cena, rozmiary, coolor oraz materiał z którego został towar oferowany wykonany, to mła pewnie by się skusiła na zakup pościeli bo posiadanie pościeli "w stylu duszpasterskim" wydawa się mła odjazdowe.
Albo posiadanie czegóś w "czeski rzucik" czy "nadziewane w sześć płatek ". Na szczęście sześćpłatek jest okrutny, zarówno z nadzieniem jak i bez, a czeski rzucik przypomina coolorowe womity, więc mła nie realizuje pokus napędzanych semantyką. Taa... kretyńskie te nasze radości, mła powinna czytać Mamelonu na głos Heideggera pitulenia o nicości a Mamelon grzebać w myślach coby jakie kawałki miłe dla naszych uszu wycyckać z tej smętnej filozoficznej pulpy ( np. ten stosowny na czas naszej zdziwnej odgórnie zarządzonej zarazy - "Pytanie jest pobożnością myślenia", staramy się być nabożne z całych sił bowiem wiemy że "Rezygnacja jest gotowością do wejścia w nowy układ" a my sobie dopiero układ układamy, znaczy zastanawiamy się jak podzielimy pieniądze Gates'a i Bezosa między siebie i te siedem miliardów inszych ludziów). A zamiast tego rechoczemy z wpadek sztucznej ćwierćinteligencji.
No bo my tak w sprawie transhumanistycznych ciągot niektórych technokratycznych to w zasadzie jakby oprotestowujemy. Nie będziemy się z ćwiarą zbytnio fraternizować ( właściwie to siostrzyć ). Po pierwsze sztuczna jest dupowata i prosto ją oszukać, po drugie ma tendencje do pętlenia się jakby Alzheimera miała. Owszem możemy się ze sztuczną zabawiać ale żeby tak cóś na poważnie to jednak nie tego. Nie ten poziom, nie ta matryca. Problem z uczeniem sztucznej zdaniem mła najlepiej oddaje takie zdanie Rozczochranego Alberta - " Nie możemy rozwiązywać problemów używając takiego samego schematu myślowego, jakim posługiwaliśmy się w trakcie ich pojawienia się." To nie jest przeca kwestia jakichś obliczeń a zmian mentalnych, cóś nie do przeskoczenia bowiem do tej pory nie wiemy które z wyładowań elektrycznych , zwanych przez nas myśleniem, stanowią o naszej świadomości. Szczerze pisząc to nie za bardzo wiemy czym w ogóle jest ta świadomość, znamy tylko objaw, który odczuwamy. Nasz rozwój odbywa się przez negację, kreację i weryfikację, możemy maszyny nauczyć weryfikować, troszkę negować ale jak z uczeniem negacji i kreacją? Te kreacje maszyn to nie są po bliższym się im przyjrzeniu aż tak nadzwyczajne. Jakoś nie rozwiązują za nas problemów matematycznych z wyższej półki ( prawidłowości w teorii liczb pierwszych choćby ), krótko pisząc wyżej procesora nie podskoczą. To całe pitu - pitu, opowiastki nawiedzonych o transhumanizmie, które mła podczytywała to takie bajki dla fascynatów technologii ( oni uwielbiajo nie widzieć słabości wysoce złożonych systemów ). Mła cóś się wydawa że ta cała obecna pop gadka o transhumanizmie to zwykła pulpa, przykrywka do odhumanizowania, w dodatku tak jakoś kiepsko zapodawana że nawet taka matołecka jak mła się zorientowała że to lanie wody i lep na muchy.
Owszem, technologie rozwijają się w sposób dla nas przeciętniaków niemal niewyobrażalny ale zasadniczo to jak wspomniałam podstawowych problemów jakoś nie rozwiązujo, np. z magazynowaniem energii lekstrycznej nadal jesteśmy w lesie baterii, jakby było mało to ciągle słabo odporni na magnetyczne zawirowania a stopień naszego uzależnienia od nieodpornych na wiatr słoneczny technologii czyni sytuację o wiele bardziej dla nas groźną niż sto lat temu. Do tego jeszcze te problemy pozatechnologiczne, dotyczące działania wszechświata, złośliwie napomknę że i owszem wiemy prawie od 400 lat że istnieje grawitacja ale nadal nie znamy jej natury. Fizyka kwantowa daje nam już sto lat odpowiedzi na pytania jakim cudem ten świat trzyma się kupy ale odpowiedzi na te najważniejsze jeszcze nie udzieliła. Cieniutko. Wdrożyliśmy sztuczną do obliczeń i mamy różne nowe pomysły i zabawki ale prawdziwego przełomu technicznego i technologicznego jakoś nie widać. Opowieści o zmianie ludzkości za pomocą technologi w świadomy rój mają w sobie ten sam czar co opowieść o potworze Frankensteina. I ten sam stopień realizmu. Za pomocą dostępnych technologii to można odczłowieczyć i odświadomić, to wszystko. Ludzie będący stale on line to żadna mentalność roju tylko cinżki nałóg. Tyle po lekturze ( ciężko mła szło, z przerwami, dużo mundrych wyrazów ), która miała mła rozwinąć i wogle jej otworzyć nowe horyzonty. Mła teraz powie polecającemu lekturę że nic z tego nie zrozumiała bo stara jest i ma umysł sztywny jak galareta prosto z lodówki, zawsze to grzeczniej niż mu zapodać że on cinżko naiwny ( młodzi ludzie już tak majo, ostatnio tak się jakoś zrobiło że dla mła młodzi to ci co są po trzydziestce, he, he, he, przejawiajo taki stopień naiwności który za czasów młodości mła charakteryzował znacznie młodszych osobników ). A mła weźmie się tradycyjnie listopadowo za "Dolinę Mumunków w listopadzie", lekturę sam raz dala niej, taką do której chętnie wraca bo nie ma w niej żadnych cinżko mundrych wyrazów.
Dobra, teraz o ozdobnikach - to jesienne elfy i wiedźmy autorstwa Arthura Rackhama, brytyjskiego ilustratora z przełomu wieków XIX i XX. W muzyczniku możecie sobie odsłuchać co obecnie podśpiewuje sobie mła. Ryczę jak Florence, własny skrzek mnie na duchu podnosi. I aaaaaaaa, aaaaaaaa, aaa, aaa, aaejkheaaa, akhhaaa!
Oj tak, pogoda naklania do snucia i zalegania, znam to, znam. Snulam sie dzis bez celu, a na jakies udawanie sie gdziesik... oj nieeee! Zapadlam w piernaty z internetem uzalezniajacym. Z wywodow naukowych nic nie zrozumialam :( to nie czass na takie madrosci! Elfiki sliczne I delkatne, a wiedzmy Ostsee, az trudno uwierzyc, ze spod jednej reki wyszly. Florenz genialna :)))))
Mła się musiało ulać, strasznie ją ta lektura zdegustowała. Najbardziej to chyba to że wersja przyszłości tam zapodana wyraźnie wprowadzała w zachwyt piszącego, cóś mało było refleksji i spojrzeń na problemy związane ze sztuczną. Nie że nie było w ogóle, tylko mła miała wrażenie że są marginalizowane i nie poświęca się im dostatecznej uwagi, Międliłam tę książkę ponad trzy tyźnie, nic oprócz niej książkowego nie czytając. Co za męka! Nie nadawam się do takich lektur, choć przeca ja nie z tych którzy przepadają za beletrystyką. Elfiki są jesienne, czarownice z kocurami tyż ale ponoć już niedługo prawdziwa zima. Śnieg ma w mieście Odzi być ( u Romany już padał, u Agniechy na pewno tyż ).
Mhhha i drapaczek😀❤️😀!!!! U mnie na warsztacie czytalnym Ende. Prorok miejscami, choć lektura nie zachwyca, jakieś takie to.... Może opiszę a może nie, cytat w każdym razie będzie z racji proroctwa. Też nie ma u mnie białego. Posypało rzadkimi i wielkimi płatami ale piorunem znikło. No ale pierwszy był. Florence jest rewelacyjna! Fałszuje baaardzo a bardzo fachowojak pewna Józefinka (Foster) ale jakby fajniej.
Kudy tam fałszującym do mła, mła wyczynowo śpiewa, samorodny talent. A najśmieszniejsze jest w tym to że mła ma bardzo dobry słuch ( jej Dziadek od strony Mamy miał tzw. słuch absolutny ). Lekcje śpiewu Pana Marcina nie pomogły ale mła sobie ryczy z ukontentowaniem, mury grube to może. U mła jak na razie nic nie sypało, info o drapaczku bardzo miło mła nastroiło. Ksiunżek przemundrych mła ma stanowczo dość. Mła jest prosta kobita, może niekoniecznie beletrystyka ale po tako lekturę już nie sięgnie.
Mła nie czyta dużo beletrystyki, nerwuje ją. Zasadniczo to mła lubi takie różne historyczne pitulenia, albo cóś z antropologii kulturowej albo książki dla dzieciów. Nie myśl że mła same "mundrości ceglaste" czyta, mła bardzo lubi książki kucharskie. :-)
Mój syn czytał jakieś opowiadanie science fiction, troszkę przewrotne. Otóż inwazja kosmitów była na Ziemię. Ziemianie wypatrzyli te statki ciut wcześniej, wytoczyli wszelkie działa, czołgi, rakiety, atomówki. Kosmici wylądowali i wypadli ze statków z maczugami i mieczami w dłoniach :) Ludzie najpierw zbaranieli, a potem po prostu większość wystrzelali, a resztę wzięli do niewoli na przepytywanki. Zbaranieli kosmici powiedzieli, że kosmos jest wielki, mieszkańców na różnych planetach ma mnogo, ale pierwszy raz widzą planetę tak wysoko rozwiniętą technicznie, która nie ma pojęcia o grawitacji i związanych z nią podróżach kosmicznych. Oni odkryli to na samym początku rozwoju, bo to dziecinnie proste jest :) Tak mi jakoś pasuje ta opowieść syna do twojego posta ;)
He, he, he. Cóś w tym może być. Mła czasem sobie wyobraża co by to było gdyby kosmici okazali się jednopłciowi.:-D Wyobrażasz sobie te reakcje i zawirowania, okopanie się co ponietórych i entuzjazm inszych?! Stawiam dolary przeciw orzechom że mnóstwo zdeklarowanych antyhomo uznałoby że taki stan rzeczy jest cool a mnóstwo gejów i lesbijek zeszłoby do bunkrów przemyśliwując jakby tu kosmitów spacyfikować, he, he, he. ;-)
He, he, he, i okazałoby się że to nie mogą być ekumeniczne egzorcyzmy bo imamy by się nie zgodziły z rabinami i księżmi oraz pastorami czy trza je wykonywać z emblematami wszystkich religii czy lepiej tak "na sucho". Potem by poszło o różańce, czyj lepszy - katolski czy muslimski, a na koniec to kosmici w popłochu uciekliby przed tą awanturą o jakość wody święconej pobranej nie z tego źródełka i o to dlaczego nie mogą pobierać jej buddyści Mahajany. ;-)
A ja właśnie ( i to JEST a propos ) przeczytałam, że medecyna skwapliwie obserwując zachorowania zaszczepionych już odkryła wyjaśnienie zjawiska, jest to "przełamanie odporności". Urzekające określenie :))). Zdrowia życzę zatem :))). Rabarbara
Ekhem, ekhem ... i przez to przełamanie odporności my teraz pokonujemy falę? Mój boszsz... nasz jązyk tak nam walczeje i zmaganiuje. Przełamujemy, wspinamy się na szczyty fal, samoograniczamy, ograniczamy nie sami, wspieramy zmagania służb, z tą od niezdrowia na czele, prowadzimy wojnę, wygrywamy bitwy. Czasem mła ma wrażenie że największą tragedią dla organizmu ludzkiego związaną z covidem nie jest włóknienie płuc tylko gąbczenie mózgu, zwłóknienie płuc dotyka bowiem niewielu ale gąbczenie mózgu ma znacznie szerszy zasięg.
Aże sprawdzić musieli my, niedouczki, kimże ta Florence Fosters Jenkins była. Cudny performens Meryl Streep. Naprawdę trzeba się wysilić, żeby tak fajnie fałszować, kiedy się UMIE śpiewać. I ty sobie, powiadasz nam, podobnie podskrzekujesz? Chodząc wśród kotowia w szacie powłóczystej z jedwabiu ( kwiaty jedwabne znowu nie wyszli )oraz w opasce naczelnej z galaktyką wokół ślicznej, mądrej główki? Może byś nagrała własną wersję, chętnie obejrzymy.
Listopad ma uroki, proszę Taabazy. Cudne szrony poranne, świergoczące bezczelne sikorki, graficzne wzory gałęzi na tle nieba. Zapachy ziemi, liści, przemiany... Myszka w piwnicy uwiła gniazdko wśród ziemniaków. Nadgryzłszy najpierw co najmniej połowę bulw, oraz połowę marchewek. Oszczawszy resztę. Śliczna jest ta myszka, ale skoro nie udało mi się jej przepłoszyć, to jednak będę musiała zaprosić kocindrę do piwnicy. S Zasugerowawszy się Twoimi metodami pocieszania człowieka w ludziu, przy okazji wypadu medycznego do miasta, wskoczyłam do szmatlandii. I ucieszyłam tego człowieka w sobie dość porządnie. Cudny szal, bluzeczka jedwabna, inne szmatki... Wewnętrzna sroka podskakuje z uciechy. Buziaczki!
Mła dziś sprawdziła w lustrze - główki nijak nie da się nazwać śliczną, żeby śliczność główki ujrzeć to stopień zmatowienia lustra musiałby być taki że mało co widać. Z mundrościami to jak widzisz mła nie po drodze, nie poznała się na światłej lekturze, którą musiała czytać wspierając się słownikiem ( jak prawie zawsze w takich humbugach trudny język ma uczynić treść "naukową", co wcale nie oznacza że koniecznie logiczną ). Jedwab odłogiem lezy czekając na lepsze czasy, do kfiotów mła cóś się zebrać nie może. Z powodu niskiej temperatury mła nie popyla w jedwabiach a w stosownych polarkach. Próbkę mojej wersji arii Królowej Nocy to mła może zapuści jak opanuje gilsando w drugiej części utworu. ;-) Mła ma podobnie jak Florence sopran kororaturowy, znaczy katuje korę mózgową słuchaczy pytaniem dlaczego tacy ludzie jak Florence i mła muszą śpiewać. Muszą bo inaczej by pękli! Listopad może i uroki ma ale mła cóś ostatnio na nie ślepawa. Co do koty w piwnicy to nie zdziw się jak zacznie razem z myszką podżerać marchew i ziemniaczki, kto z kim przestaje... ;-) Myszka to niedługo powinna pójść ajciu i pospać, porządne myszy tak robio, szczególnie jak obżarte. Mła dziś sobie tyż zrobi dopieszczenie. Udamy się z Mamelonem i Sławencjuszem do restaurana, zanim nam znów zamkną. Co prawda mła ledwie stać na menu lanczowe ale walić to, mła się restauran po prostu należy jak premier Szydło i jej ekipie nagrody się należały. Kto wie czy nasze państwo nie zgłupieje i mła już do restaurana pójść nie będzie mogła bo restauran będzie tylko dla Nur für Spritzen? Korzystam póki mogę. :-) P.S. Uprasza się o pokazanie zdobyczy.
Nie doczekacie się. Bo musiałabym tę bluzeczkę uprasować, a na to się nie zanosi. Ogólnie, choć pocieszam się jak mogę, to poziom energii mam niski i raczej działam konceptualnie ( myślę w kółko o tym, czego dzisiaj nie zrobiłam ) niż realnie. Mysza nadal ma się dobrze. Kot po raz drugi odmówił dokonania egzekucji. Chyba sama złapię, choć mam wątpliwości, czy mi się uda. Miło było w restauranie? Na naszej wsi zabitej dechami restauranu niet. Jak człowiek chce dobrze zjeść to se musi ugotować, albo pojechać automobilem do miasta albo do dużego miasta. Ale żeby jechać ponad 150 km, po to by musieć jeszcze płacić za jadło? Jakoś się nie chce...
A kto Tła każe prasować? Któś cóś pisał na ten niemiły temat? Mamelon, mła, nawet Cio Mary myślą że mogłyby cóś jeszcze tam wykonać ( mła co prawda rzadziej bo jak zwykle ma zabawy kamieniczne na głowie ) ale listopad je rozwala od wewnątrz i tak sobie wieczorami siadajo i myślo czego nie zrobiły. Pi jest pacyfistką, przekaż jej uszanowania ode mła. Rzadko trafia się taki okaz wśród kotostwa. ;-D W restauranie było bardzo miło bo restauran taki bez zadęcia, "Filharmonia Smaku". się nazywa. Kuchnia bardzo dobra bo tzw. autorska, cena menu lunchowego to 26 złociszy ( dwa dania ). Mła pożarła zupkę krem z wędzonego ziemniora z utłuczonym twarożkiem z chrzanem i właściwie ugotowanym jajkiem ( żóltko ścięte ale bez zielonawej obwódki ). Do tego tzw. kruszonka z boczuszku i zielone. Na drugie był knedlik houskowy, bitki wieprzowe w sosie, kapustka z pomidorami i smażony jarmuż na garniturek. Nie dość że smaczne to jeszcze ładnie podane. Mamelon i mła rąbnęły sobie jeszcze po koźlaku pod ten obiadek. Po obiadku Sławencjusz postawił przed Mamelonem zadanie opanowania sztuki gotowania ziemniaczanego kremu z posmakiem wędzenia ( to trza uzyskać bez pomocy mięsnej wędzonki ). ;-)
To było bezpapryczne ( mła wie bo sama namiętnie używa wędzonej papryki do zupy gulaszowej i nie tylko do niej ), doszłyśmy do wniosku że chyba była insza kombinacja z tym wędzeniem. Mamelon wypróbuje i dowiemy się czy to było tak zrobione. :-)
Ja w ubiegłą sobotę poczyniłam wypad (też z myślą, że jak we Widniu już to u nas może za kwilę..) do czarownego miasteczka Pilica, obejrzałam co należy (ze smutkiem, bo ruina straszna..) w tym resztki wspaniałego parku. Poczem w lokalnej restauracji, która była całkowitym pozytywnym zaskoczeniem zjadłam lekki i pyszny lunch ;) z deserem :). A restauracyjka przy wejściu miała na zewnątrz po lewej stronie drzwi, miskę z karmą psią oraz miskę z wodą, a po prawej stronie miski z karmą i wodą dla kotów. To wiadomo było, że wejść warto :)). Przyjemnego południa zatem Ci życzę :)). Rabarbara
W małych miasteczkach czasem się człowiek natknie na nadspodziewanie dobrą kuchnię, mła się ostatnio zdarzyło tak w zachodniopomorskim. A już takie miejsce gdzie żywio psy i koty to musowo by odwiedzić. Czy pisząc o ruinie masz na myśli zamek?
Niestety... jakieś minimalne ruchy widać ale to chyba głównie zabezpieczające, żeby się całkiem nie zapadł. Postanowiłam sobie przyjechać tam na wiosnę, bo zobaczyłam w parku magnolię o pięknym pokroju z masą pąków :)). Rabarbara
Wydaje mi się, że sytuacja pałacu w tej chwili jest taka, że "wśród serdecznych przyjaciół, psy zająca zjadły".... Niestety. A miejsce robi wrażenie. Park wciąż żyje i sama nie wiem, co lepiej - żeby coś z nim robili (ktokolwiek) czy raczej nie ruszali :((. Rabarbara
Rozumiem, towarzystwo chroniące zabytek do ostatniej cegły, he, he, he. Po tym parkowym działaniu które mła obserwuje w mieście Odzi to parkowi w Pilicy mła życzy jak najdłuższego zalegania odłogiem. Magnolię odwiedź wiosenną porą koniecznie! :-)
Zgadzam się z Agniechą- listopad też ma swoje uroki. Tyle że widzę to dopiero od czasu, kiedy pracuję z domu i mogę obserwować przyrodę codziennie przez duże okno, każdy dzień mnie zachwyca od nowa. Oczywiście, że restaurant Ci się należy :) Miłego lanczowania.
No jak ja pomyślę o wecie to Google ma rację. Ehhh ... Ale świąt nie planujemy - w sensie drobiazg jakiś. A jak rodzina spyta co chcemy to powiem uczciwie, że coś dla kotów. Wiedza co im zamawiam. Nic poza ich dobrobytem nie jest nam potrzebne.
Nam nic nie trzeba. Mamy co czytać. Netflix co rusz daje coś nowego. Do kina nie chodzę, bo u nas puszczają rzadko coś fajnego. Póki noga połamaną to z resztą nie pójdę. No wiadomo, że Młodemu co trzeba to się zapewnia, ale on jest dość eko. On nawet koszulki nosi do zdarcia, bo lubi i nie lubi szukać nowych. Z resztą zrobiłam mu koszulki sama takie za 6.99 w kik kupione kolory sam wybrał. Kilka naszywek pokemonów za 3 zł z allegro i ma 10 koszulek, każda w innym kolorze z innym pokemonem na sercu i jest szczęśliwy. 😹 A ja mam stos do przeczytania który mnie zabije więc go zmniejszam skutecznie. Polecam skupszop kilka tygodni po premierze można znaleźć nowość za 5 zł :)
Ale dziękuję, wiem co masz na myśli. Czasem nawet mała paczka Michałków to jest już poprawa nastroju jak sobie tak nawet brać po jednym dziennie.
Ale co ja poradzę, ze mnie najbardziej podnosi na duchu jak te mruczące łobuzy jedzą właśnie kocia puszkę na śniadanie, a potem wiem, że pójdą drzemać, bo na to śniadanie czuwanie zaczyna się od około 3 w nocy i są próby który mnie dobudz...
Jak to nie ma trudnych słów w Dolinie Muminków w listopadzie? A Nummulit, o którym czytał homek Toft?
Listopad bywa piękny na zewnątrz (u nas wczoraj) i znośny od wewnątrz, jak dzisiaj, kiedy dotrę do domu, rozpalę w kominku i zrobię "Skok w dobrą książkę" ;)
Obawiam się, że większość ludzi pójdzie w rezygnację, czyli bierną zgodę...
Nummulit to cóś miłego a pojęcie homeostaza systemu bio - tech mnie się nie podobie. U nas białawo i jakby troszki mniej zgniło. Mła w kominku nie rozpali ale sobie co trza włączy i przede wszystkim otuli się zaraz generatorami mrukociepła. Nie sądzę że bierna zgoda utrzyma się długo, jak na razie to jest dokręcanie śruby i odpuszczania ale i to do czasu. My, czyli tzw. lud mamy to do siebie że zbieramy się długo po czym następuje najczęściej gwałtowne ( niestety ) katharsis. Jakoś się jeszcze nigdy nie udało, he, he, he, utrzymać homeostazę systemu na dłużej. Mła się martwi swoim Tatusiem, spodobało mu się wyczepianie. Jakby mu teraz zaproponowali czepionke przeciw brodawczakowi ludzkiemu coby mu się rak szyjki macicy nie rozwinął to przyjąłby radośnie. Wczoraj mła radośnie przekonywał jak to Portugalia sobie świetnie z wirusem poradziła. Mła na wszelki wypadek zadzwoni dopiero za parę dni, kiedy Tatuś do siebie dojdzie po tym portugalskim sukcesie, który właśnie kończy się stanem klęski. Na szczęście Tatuś ma nowe towarzystwo, razem z kotem hodują kurki ( pięć plymouthek i pięć sussexek ) - jest nadzieja że mu zafascynowanie medycyną przejdzie.;-)
U nas ciągle ziemisto i buro, śniegu tyle co mokrej czapy na samochodach. No właśnie martwi mnie to, że jakoś się nigdy nie udało... Co do Tatusia - okrutny to wiek, który robi z mózgu galaretkę jabłkową. Może kury mu przetłumaczą rzeczywistość.
Jestem zarobiona po kukardke, ale i tak udalo mi sie stworzyc nowa notke podczas gotowania zupy pt. Bloody Mary Kapuscianka. Jak by kto chcial to przepis dawam za darmoche:))
Kocurku, nie ma bo ja juz tam dawno nic nie tworzylam. A zupa powstala z koniecznosci wykorzystania resztek kapusty, ktora sie nie zmiescila do kiszenia:)) I tak mialam te kapuste wymieszana z marchewka i sola i nie wiedzialam co z niej zrobic:) No to pizgnelam do gara i zaczelam gotowac, w miedzyczasie przeszukalam lodowke i odkrylam, ze stoja tam dwie butelki mixu do Bloody Mary, tak pol butelki kazdego. Kupilismy ale nam nie podpasowal smakowo i tak zalegaly te dwa rozne mieszanki. No to pizgnelam je do gara z kapusta. Potem stwierdzialm, ze przydaloby sie ciut miecha, ale zem leniwa to znow znalazlam kawalek wloskiej surowej kielbasy:)) zalegal samotnie w zamrazalniku. Wypatroszylam to z tego niby "jelita" i podsmazylam z kawalkami boczku po czym dodalam do zupy. Zjedlismy czesc i stwierdzilismy, ze owszem da sie to jesc, reszte zamrozilam w 3 pojemnikach i Wspanialy, ktory skwapliwie opisuje kazdy pojemnik pyta co napisac to mowie pisz "zupa Bloody Mary" i tak napisal. Wiesz jak czlowiek przeszuka czeluscie lodowki/zamrazarki to zawsze cos znajdzie:)))
Oj tak, pogoda naklania do snucia i zalegania, znam to, znam. Snulam sie dzis bez celu, a na jakies udawanie sie gdziesik... oj nieeee! Zapadlam w piernaty z internetem uzalezniajacym. Z wywodow naukowych nic nie zrozumialam :( to nie czass na takie madrosci! Elfiki sliczne I delkatne, a wiedzmy Ostsee, az trudno uwierzyc, ze spod jednej reki wyszly.
OdpowiedzUsuńFlorenz genialna :)))))
Korekta: wiedzmy sa ostre, no i Florence!!!!!!
OdpowiedzUsuńMła się musiało ulać, strasznie ją ta lektura zdegustowała. Najbardziej to chyba to że wersja przyszłości tam zapodana wyraźnie wprowadzała w zachwyt piszącego, cóś mało było refleksji i spojrzeń na problemy związane ze sztuczną. Nie że nie było w ogóle, tylko mła miała wrażenie że są marginalizowane i nie poświęca się im dostatecznej uwagi, Międliłam tę książkę ponad trzy tyźnie, nic oprócz niej książkowego nie czytając. Co za męka! Nie nadawam się do takich lektur, choć przeca ja nie z tych którzy przepadają za beletrystyką. Elfiki są jesienne, czarownice z kocurami tyż ale ponoć już niedługo prawdziwa zima. Śnieg ma w mieście Odzi być ( u Romany już padał, u Agniechy na pewno tyż ).
UsuńU mnie pruszylo coś ale już nie ma. Nikusia wenflon w druga łapkie i dalej lecimy. Yhhh
OdpowiedzUsuńMus z wenflonem to mus, trza to zapalenie zwalczyć! Uniuniusiaj ją do mła i kotostwa. Łapkujemy Was. :-)
UsuńCiumkam między uszami bo tam wolno. Wszędzie indziej jest mhhha i mhhhha 😅
UsuńJak jest mhhha i mhhhha to jakby stabilnie, samopoczucie w miarę. ;-)
UsuńDrapała drapaczek!
UsuńTrzymam siatek nadziei 💖💖💖
Ja tu nie chcę zapeszać ale może bawet łapką zarobisz za dotykanie gdzie nie trza. ;-) Tfu, tfu, tfu, jakby się poprawiało. :-)
UsuńMhhha i drapaczek😀❤️😀!!!!
UsuńU mnie na warsztacie czytalnym Ende. Prorok miejscami, choć lektura nie zachwyca, jakieś takie to.... Może opiszę a może nie, cytat w każdym razie będzie z racji proroctwa. Też nie ma u mnie białego. Posypało rzadkimi i wielkimi płatami ale piorunem znikło. No ale pierwszy był.
Florence jest rewelacyjna! Fałszuje baaardzo a bardzo fachowojak pewna Józefinka (Foster) ale jakby fajniej.
Kudy tam fałszującym do mła, mła wyczynowo śpiewa, samorodny talent. A najśmieszniejsze jest w tym to że mła ma bardzo dobry słuch ( jej Dziadek od strony Mamy miał tzw. słuch absolutny ). Lekcje śpiewu Pana Marcina nie pomogły ale mła sobie ryczy z ukontentowaniem, mury grube to może. U mła jak na razie nic nie sypało, info o drapaczku bardzo miło mła nastroiło. Ksiunżek przemundrych mła ma stanowczo dość. Mła jest prosta kobita, może niekoniecznie beletrystyka ale po tako lekturę już nie sięgnie.
UsuńJa bym chętnie poczytała wasze wpisy czytelnicze ;D Ciekawe strasznie po co Tabazza sięga ;D
UsuńMła nie czyta dużo beletrystyki, nerwuje ją. Zasadniczo to mła lubi takie różne historyczne pitulenia, albo cóś z antropologii kulturowej albo książki dla dzieciów. Nie myśl że mła same "mundrości ceglaste" czyta, mła bardzo lubi książki kucharskie. :-)
UsuńMój syn czytał jakieś opowiadanie science fiction, troszkę przewrotne. Otóż inwazja kosmitów była na Ziemię. Ziemianie wypatrzyli te statki ciut wcześniej, wytoczyli wszelkie działa, czołgi, rakiety, atomówki. Kosmici wylądowali i wypadli ze statków z maczugami i mieczami w dłoniach :) Ludzie najpierw zbaranieli, a potem po prostu większość wystrzelali, a resztę wzięli do niewoli na przepytywanki. Zbaranieli kosmici powiedzieli, że kosmos jest wielki, mieszkańców na różnych planetach ma mnogo, ale pierwszy raz widzą planetę tak wysoko rozwiniętą technicznie, która nie ma pojęcia o grawitacji i związanych z nią podróżach kosmicznych. Oni odkryli to na samym początku rozwoju, bo to dziecinnie proste jest :) Tak mi jakoś pasuje ta opowieść syna do twojego posta ;)
OdpowiedzUsuńHe, he, he. Cóś w tym może być. Mła czasem sobie wyobraża co by to było gdyby kosmici okazali się jednopłciowi.:-D Wyobrażasz sobie te reakcje i zawirowania, okopanie się co ponietórych i entuzjazm inszych?! Stawiam dolary przeciw orzechom że mnóstwo zdeklarowanych antyhomo uznałoby że taki stan rzeczy jest cool a mnóstwo gejów i lesbijek zeszłoby do bunkrów przemyśliwując jakby tu kosmitów spacyfikować, he, he, he. ;-)
UsuńTabaazo a jeszcze inni odprawialiby egzorcyzmy:)))
UsuńHe, he, he, i okazałoby się że to nie mogą być ekumeniczne egzorcyzmy bo imamy by się nie zgodziły z rabinami i księżmi oraz pastorami czy trza je wykonywać z emblematami wszystkich religii czy lepiej tak "na sucho". Potem by poszło o różańce, czyj lepszy - katolski czy muslimski, a na koniec to kosmici w popłochu uciekliby przed tą awanturą o jakość wody święconej pobranej nie z tego źródełka i o to dlaczego nie mogą pobierać jej buddyści Mahajany. ;-)
UsuńA ja właśnie ( i to JEST a propos ) przeczytałam, że medecyna skwapliwie obserwując zachorowania zaszczepionych już odkryła wyjaśnienie zjawiska, jest to "przełamanie odporności". Urzekające określenie :))).
OdpowiedzUsuńZdrowia życzę zatem :))).
Rabarbara
Ekhem, ekhem ... i przez to przełamanie odporności my teraz pokonujemy falę? Mój boszsz... nasz jązyk tak nam walczeje i zmaganiuje. Przełamujemy, wspinamy się na szczyty fal, samoograniczamy, ograniczamy nie sami, wspieramy zmagania służb, z tą od niezdrowia na czele, prowadzimy wojnę, wygrywamy bitwy. Czasem mła ma wrażenie że największą tragedią dla organizmu ludzkiego związaną z covidem nie jest włóknienie płuc tylko gąbczenie mózgu, zwłóknienie płuc dotyka bowiem niewielu ale gąbczenie mózgu ma znacznie szerszy zasięg.
UsuńAże sprawdzić musieli my, niedouczki, kimże ta Florence Fosters Jenkins była.
OdpowiedzUsuńCudny performens Meryl Streep. Naprawdę trzeba się wysilić, żeby tak fajnie fałszować, kiedy się UMIE śpiewać.
I ty sobie, powiadasz nam, podobnie podskrzekujesz? Chodząc wśród kotowia w szacie powłóczystej z jedwabiu ( kwiaty jedwabne znowu nie wyszli )oraz w opasce naczelnej z galaktyką wokół ślicznej, mądrej główki? Może byś nagrała własną wersję, chętnie obejrzymy.
Listopad ma uroki, proszę Taabazy. Cudne szrony poranne, świergoczące bezczelne sikorki, graficzne wzory gałęzi na tle nieba. Zapachy ziemi, liści, przemiany...
Myszka w piwnicy uwiła gniazdko wśród ziemniaków. Nadgryzłszy najpierw co najmniej połowę bulw, oraz połowę marchewek. Oszczawszy resztę. Śliczna jest ta myszka, ale skoro nie udało mi się jej przepłoszyć, to jednak będę musiała zaprosić kocindrę do piwnicy.
S
Zasugerowawszy się Twoimi metodami pocieszania człowieka w ludziu, przy okazji wypadu medycznego do miasta, wskoczyłam do szmatlandii. I ucieszyłam tego człowieka w sobie dość porządnie. Cudny szal, bluzeczka jedwabna, inne szmatki... Wewnętrzna sroka podskakuje z uciechy.
Buziaczki!
Mła dziś sprawdziła w lustrze - główki nijak nie da się nazwać śliczną, żeby śliczność główki ujrzeć to stopień zmatowienia lustra musiałby być taki że mało co widać. Z mundrościami to jak widzisz mła nie po drodze, nie poznała się na światłej lekturze, którą musiała czytać wspierając się słownikiem ( jak prawie zawsze w takich humbugach trudny język ma uczynić treść "naukową", co wcale nie oznacza że koniecznie logiczną ). Jedwab odłogiem lezy czekając na lepsze czasy, do kfiotów mła cóś się zebrać nie może. Z powodu niskiej temperatury mła nie popyla w jedwabiach a w stosownych polarkach. Próbkę mojej wersji arii Królowej Nocy to mła może zapuści jak opanuje gilsando w drugiej części utworu. ;-) Mła ma podobnie jak Florence sopran kororaturowy, znaczy katuje korę mózgową słuchaczy pytaniem dlaczego tacy ludzie jak Florence i mła muszą śpiewać. Muszą bo inaczej by pękli!
UsuńListopad może i uroki ma ale mła cóś ostatnio na nie ślepawa. Co do koty w piwnicy to nie zdziw się jak zacznie razem z myszką podżerać marchew i ziemniaczki, kto z kim przestaje... ;-) Myszka to niedługo powinna pójść ajciu i pospać, porządne myszy tak robio, szczególnie jak obżarte. Mła dziś sobie tyż zrobi dopieszczenie. Udamy się z Mamelonem i Sławencjuszem do restaurana, zanim nam znów zamkną. Co prawda mła ledwie stać na menu lanczowe ale walić to, mła się restauran po prostu należy jak premier Szydło i jej ekipie nagrody się należały. Kto wie czy nasze państwo nie zgłupieje i mła już do restaurana pójść nie będzie mogła bo restauran będzie tylko dla Nur für Spritzen? Korzystam póki mogę. :-)
P.S. Uprasza się o pokazanie zdobyczy.
Tak jest, uprasza się ;).
UsuńRabarbara
Nie doczekacie się. Bo musiałabym tę bluzeczkę uprasować, a na to się nie zanosi. Ogólnie, choć pocieszam się jak mogę, to poziom energii mam niski i raczej działam konceptualnie ( myślę w kółko o tym, czego dzisiaj nie zrobiłam ) niż realnie.
UsuńMysza nadal ma się dobrze. Kot po raz drugi odmówił dokonania egzekucji. Chyba sama złapię, choć mam wątpliwości, czy mi się uda.
Miło było w restauranie?
Na naszej wsi zabitej dechami restauranu niet. Jak człowiek chce dobrze zjeść to se musi ugotować, albo pojechać automobilem do miasta albo do dużego miasta. Ale żeby jechać ponad 150 km, po to by musieć jeszcze płacić za jadło? Jakoś się nie chce...
A kto Tła każe prasować? Któś cóś pisał na ten niemiły temat? Mamelon, mła, nawet Cio Mary myślą że mogłyby cóś jeszcze tam wykonać ( mła co prawda rzadziej bo jak zwykle ma zabawy kamieniczne na głowie ) ale listopad je rozwala od wewnątrz i tak sobie wieczorami siadajo i myślo czego nie zrobiły.
UsuńPi jest pacyfistką, przekaż jej uszanowania ode mła. Rzadko trafia się taki okaz wśród kotostwa. ;-D
W restauranie było bardzo miło bo restauran taki bez zadęcia, "Filharmonia Smaku". się nazywa. Kuchnia bardzo dobra bo tzw. autorska, cena menu lunchowego to 26 złociszy ( dwa dania ). Mła pożarła zupkę krem z wędzonego ziemniora z utłuczonym twarożkiem z chrzanem i właściwie ugotowanym jajkiem ( żóltko ścięte ale bez zielonawej obwódki ). Do tego tzw. kruszonka z boczuszku i zielone. Na drugie był knedlik houskowy, bitki wieprzowe w sosie, kapustka z pomidorami i smażony jarmuż na garniturek. Nie dość że smaczne to jeszcze ładnie podane. Mamelon i mła rąbnęły sobie jeszcze po koźlaku pod ten obiadek. Po obiadku Sławencjusz postawił przed Mamelonem zadanie opanowania sztuki gotowania ziemniaczanego kremu z posmakiem wędzenia ( to trza uzyskać bez pomocy mięsnej wędzonki ). ;-)
Wędzoną paprykę polecam, przyprawa suszona.
UsuńTo było bezpapryczne ( mła wie bo sama namiętnie używa wędzonej papryki do zupy gulaszowej i nie tylko do niej ), doszłyśmy do wniosku że chyba była insza kombinacja z tym wędzeniem. Mamelon wypróbuje i dowiemy się czy to było tak zrobione. :-)
UsuńJa w ubiegłą sobotę poczyniłam wypad (też z myślą, że jak we Widniu już to u nas może za kwilę..) do czarownego miasteczka Pilica, obejrzałam co należy (ze smutkiem, bo ruina straszna..) w tym resztki wspaniałego parku. Poczem w lokalnej restauracji, która była całkowitym pozytywnym zaskoczeniem zjadłam lekki i pyszny lunch ;) z deserem :).
OdpowiedzUsuńA restauracyjka przy wejściu miała na zewnątrz po lewej stronie drzwi, miskę z karmą psią oraz miskę z wodą, a po prawej stronie miski z karmą i wodą dla kotów. To wiadomo było, że wejść warto :)).
Przyjemnego południa zatem Ci życzę :)).
Rabarbara
W małych miasteczkach czasem się człowiek natknie na nadspodziewanie dobrą kuchnię, mła się ostatnio zdarzyło tak w zachodniopomorskim. A już takie miejsce gdzie żywio psy i koty to musowo by odwiedzić. Czy pisząc o ruinie masz na myśli zamek?
UsuńNiestety... jakieś minimalne ruchy widać ale to chyba głównie zabezpieczające, żeby się całkiem nie zapadł.
UsuńPostanowiłam sobie przyjechać tam na wiosnę, bo zobaczyłam w parku magnolię o pięknym pokroju z masą pąków :)).
Rabarbara
Wydaje mi się, że sytuacja pałacu w tej chwili jest taka, że "wśród serdecznych przyjaciół, psy zająca zjadły".... Niestety. A miejsce robi wrażenie. Park wciąż żyje i sama nie wiem, co lepiej - żeby coś z nim robili (ktokolwiek) czy raczej nie ruszali :((.
UsuńRabarbara
Rozumiem, towarzystwo chroniące zabytek do ostatniej cegły, he, he, he. Po tym parkowym działaniu które mła obserwuje w mieście Odzi to parkowi w Pilicy mła życzy jak najdłuższego zalegania odłogiem. Magnolię odwiedź wiosenną porą koniecznie! :-)
UsuńZgadzam się z Agniechą- listopad też ma swoje uroki. Tyle że widzę to dopiero od czasu, kiedy pracuję z domu i mogę obserwować przyrodę codziennie przez duże okno, każdy dzień mnie zachwyca od nowa.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że restaurant Ci się należy :) Miłego lanczowania.
Na zooplusie promka na kod CYBER-WEEKS macie -10% :)
OdpowiedzUsuńOczywiście zamówiłam żwirek. Bo srajo na potęgę. Droga zima idzie....
sroga zima. Google cham
UsuńObawiam się, że w tym wypadku Google ma jednak rację :(
UsuńNo jak ja pomyślę o wecie to Google ma rację. Ehhh ...
UsuńAle świąt nie planujemy - w sensie drobiazg jakiś. A jak rodzina spyta co chcemy to powiem uczciwie, że coś dla kotów. Wiedza co im zamawiam.
Nic poza ich dobrobytem nie jest nam potrzebne.
Niby tak, Kocurku, ale kotom jest potrzebny wasz dobro-stan.
UsuńNam nic nie trzeba. Mamy co czytać. Netflix co rusz daje coś nowego. Do kina nie chodzę, bo u nas puszczają rzadko coś fajnego. Póki noga połamaną to z resztą nie pójdę.
UsuńNo wiadomo, że Młodemu co trzeba to się zapewnia, ale on jest dość eko. On nawet koszulki nosi do zdarcia, bo lubi i nie lubi szukać nowych. Z resztą zrobiłam mu koszulki sama takie za 6.99 w kik kupione kolory sam wybrał. Kilka naszywek pokemonów za 3 zł z allegro i ma 10 koszulek, każda w innym kolorze z innym pokemonem na sercu i jest szczęśliwy. 😹
A ja mam stos do przeczytania który mnie zabije więc go zmniejszam skutecznie. Polecam skupszop kilka tygodni po premierze można znaleźć nowość za 5 zł :)
Ale dziękuję, wiem co masz na myśli. Czasem nawet mała paczka Michałków to jest już poprawa nastroju jak sobie tak nawet brać po jednym dziennie.
Ale co ja poradzę, ze mnie najbardziej podnosi na duchu jak te mruczące łobuzy jedzą właśnie kocia puszkę na śniadanie, a potem wiem, że pójdą drzemać, bo na to śniadanie czuwanie zaczyna się od około 3 w nocy i są próby który mnie dobudz...
Należy się i kotom i Wam! Rok był ciężki, zarówno emocjonalnie jak i fizycznie oberwałaś porządnie. Grudzień za pasem, trza wyglądać Mikołaja!
UsuńAha, biało jest. Tak na bardzo mokro ale biało! :-)
UsuńJak to nie ma trudnych słów w Dolinie Muminków w listopadzie? A Nummulit, o którym czytał homek Toft?
OdpowiedzUsuńListopad bywa piękny na zewnątrz (u nas wczoraj) i znośny od wewnątrz, jak dzisiaj, kiedy dotrę do domu, rozpalę w kominku i zrobię "Skok w dobrą książkę" ;)
Obawiam się, że większość ludzi pójdzie w rezygnację, czyli bierną zgodę...
Nummulit to cóś miłego a pojęcie homeostaza systemu bio - tech mnie się nie podobie.
UsuńU nas białawo i jakby troszki mniej zgniło. Mła w kominku nie rozpali ale sobie co trza włączy i przede wszystkim otuli się zaraz generatorami mrukociepła.
Nie sądzę że bierna zgoda utrzyma się długo, jak na razie to jest dokręcanie śruby i odpuszczania ale i to do czasu. My, czyli tzw. lud mamy to do siebie że zbieramy się długo po czym następuje najczęściej gwałtowne ( niestety ) katharsis. Jakoś się jeszcze nigdy nie udało, he, he, he, utrzymać homeostazę systemu na dłużej. Mła się martwi swoim Tatusiem, spodobało mu się wyczepianie. Jakby mu teraz zaproponowali czepionke przeciw brodawczakowi ludzkiemu coby mu się rak szyjki macicy nie rozwinął to przyjąłby radośnie. Wczoraj mła radośnie przekonywał jak to Portugalia sobie świetnie z wirusem poradziła. Mła na wszelki wypadek zadzwoni dopiero za parę dni, kiedy Tatuś do siebie dojdzie po tym portugalskim sukcesie, który właśnie kończy się stanem klęski. Na szczęście Tatuś ma nowe towarzystwo, razem z kotem hodują kurki ( pięć plymouthek i pięć sussexek ) - jest nadzieja że mu zafascynowanie medycyną przejdzie.;-)
U nas ciągle ziemisto i buro, śniegu tyle co mokrej czapy na samochodach.
UsuńNo właśnie martwi mnie to, że jakoś się nigdy nie udało...
Co do Tatusia - okrutny to wiek, który robi z mózgu galaretkę jabłkową. Może kury mu przetłumaczą rzeczywistość.
Jestem zarobiona po kukardke, ale i tak udalo mi sie stworzyc nowa notke podczas gotowania zupy pt. Bloody Mary Kapuscianka. Jak by kto chcial to przepis dawam za darmoche:))
OdpowiedzUsuńOooo!!!!
UsuńNie ma na blogu, ej!
UsuńKocurku, nie ma bo ja juz tam dawno nic nie tworzylam. A zupa powstala z koniecznosci wykorzystania resztek kapusty, ktora sie nie zmiescila do kiszenia:)) I tak mialam te kapuste wymieszana z marchewka i sola i nie wiedzialam co z niej zrobic:) No to pizgnelam do gara i zaczelam gotowac, w miedzyczasie przeszukalam lodowke i odkrylam, ze stoja tam dwie butelki mixu do Bloody Mary, tak pol butelki kazdego. Kupilismy ale nam nie podpasowal smakowo i tak zalegaly te dwa rozne mieszanki. No to pizgnelam je do gara z kapusta. Potem stwierdzialm, ze przydaloby sie ciut miecha, ale zem leniwa to znow znalazlam kawalek wloskiej surowej kielbasy:)) zalegal samotnie w zamrazalniku. Wypatroszylam to z tego niby "jelita" i podsmazylam z kawalkami boczku po czym dodalam do zupy.
UsuńZjedlismy czesc i stwierdzilismy, ze owszem da sie to jesc, reszte zamrozilam w 3 pojemnikach i Wspanialy, ktory skwapliwie opisuje kazdy pojemnik pyta co napisac to mowie pisz "zupa Bloody Mary" i tak napisal.
Wiesz jak czlowiek przeszuka czeluscie lodowki/zamrazarki to zawsze cos znajdzie:)))