Strony

niedziela, 27 listopada 2022

Gduńsk, Gdańsk, Danzig - część ósma

Pobędziemy jeszcze troszki w klimacie Gdańska z czasów jego największej świetności, znaczy w czasach zwanych  złotym wiekiem. Oczywiście za tą złocistością czasu stały złote łany zboża, w XVI i XVII wieku z jednego ziarna w kłosie uzyskiwano aż cztery i to z tego dobrobyt wziął i urósł w Rzeczypospolitej i w mieście Gdańsk, które samo sobie postanowiło zostać Rzeczypospolitą. Mła tu nic nie przesadza, gdańszczan którzy cóś w mieście znaczyli  na przełomie XVI i XVII wieku fascynowała Republika Wenecka, mieli wielką ochotę zrobić sobie cóś takiego jak Serenissima. Tylko królowie polscy pilnowali coby się Gdańsk zbytnio nie usamodzielnił. Jednakże gdańszczanie w średniowieczu odbyli szkolenie w zakresie korupcji prowadzone przez Zakon. Wielokrotne szkolenie,  zapewniło im odpowiednie kompetencje. gdańszczanie korumpowali naszych władców bardzo dzielnie a oburzona wolnością miasta szlachta mogła sobie poszczekać na karawanę i tyle. Wolności miejskich nie uszczknęła. Żadne inne miasto królestwa a następnie Rzeczypospolitej Obojga Narodów nie miało takiej samodzielności jak Gdańsk, lub też tylko jej pozorów, bo przeca wraz z upadkiem  naszego państwa, upadła też samodzielność Gdańska. Wiele przyczyn się na ten obopólny upadek złożyło, występowały one zarówno po stronie źle zarządzanego kraju jak i wcale nie tak dobrze zarządzanego miasta a także z tzw. powodów niezależnych, o ile cóś w tym świecie naczyń połączonych istnieje cóś co jest rzeczywiście niezależne. Co prawda upadek gospodarczy Gdańska przebiegał znacznie wolniej niż upadek gospodarczy Rzeczypospolitej ( błogosławione szkutnictwo, które pozwoliło przeżyć miastu koniec złotych łanów ) ale oba byty zmierzały w kierunku całkowitej zależności od innych hym... tego... podmiotów. Jednakże w XVI wieku tylko nieliczni zdawali sobie sprawę że jednym z atrybutów Fortuny jest koło - rota Fortunae.  Cóż, łatwiej dostrzec róg obfitości, Polska za panowania ostatnich Jagiellonów to spichlerz Europy. Dopiero mozolne osuszanie gruntów w Niderlandach zmieni tę sytuację w połowie wieku XVII. rzeczpospolita zamieniała się w jeden wielki folwark a Gdańsk się na tym tuczył, czerpiąc inspirację już nie z miast hanzeatyckich a z ośrodków w hiszpańskich Niderlandach, które mocno kombinowały jak tu nie być dalej hiszpańskimi. Utworzenie Zjednoczonych Prowincji po zrzuceniu  jarzma Habsburgów bardzo przemawiało do republikańsko nastawionych gdańszczan. Co prawda  Polska też była od roku 1569 Res Publica Utriusque Nationis ale była to republika szlachecka a nie mieszczańska. Nic więc zatem dziwnego że  w mieście tak żądnym samorządności prawie wszystko co niderlandzkie cieszyło się estymą.  Prawie, bowiem  jak już wspominałam w jednym z wcześniejszych postów luterańscy mieszkańcy miasta po wywalczeniu dla się wolności wyznania robili co mogli żeby  wyznawcy innych  odłamów protestantyzmu za bardzo z niej nie mogli korzystać. Ciężki był los gdańskich menonitów.

Jednakże architektura rodem z Niderlandów nie wzbudzała kontrowersji, budowano chętnie w najmodniejszym stylu który dziś nazywamy manieryzmem niderlandzkim. Potupiemy po Gdańsku po miejscach związanych z działalnością Antoniego van Obberghena, fortyfikatora który został do Gdańska  zaimportowany z Antwerpii via   Helsingør. Antoni  van Obberghen był nie byle kim, od 1592 miejski budowniczy do spraw obronnych w Gdańsku, a od 1594 pierwszy budowniczy miasta, byle kto nie mógł pozwolić sobie na usługi. Dla  Gdańska zaprojektował:  Bastion św. Gertrudy, Wielki Arsenał oraz prawdopodobnie Ratusz Staromiejski. Budynkiem pd którego wycieczkę zaczniemy jest bodaj najwyższa w  Głównym  Mieście kamienica stojąca  przy ulicy Mariackiej, dawnej Mariengasse,  pod numerem 26, tuż obok Bramy Mariackiej, z boczną fasadą od strony Długiego Pobrzeża. Prawdopodobnie sześciokondygnacyjny budynek  pełnił  funkcję kamienicy mieszkalnej i  składu, w którym poszczególne pomieszczenia były wynajmowane zagranicznym kupcom. Prawdopodobnie bo tak do końca nie wiadomo  co się w tm budynku działo w wieku XVII i XVIII. Za to dobrze wiadomo  kiedy kamienice wzniesiono, było to w  w latach 1597 - 99, a inwestorem był niejaki  Hansa Köpe, kupiec.  Na miejscu  gotyckiej kamienicy z XV wieku, wzniesiono 30 metrowy budynek.  Ceglana kamienica z elewacjami od ulicy Mariackiej i Długiego Pobrzeża znacznie przewyższa budynki znajdujące się obok niej. Fasada od ulicy Mariackiej jest czteroosiowa, ma  przylegającą do Bramy Mariackiej wieżyczką klatki schodowej ( 36-metrową - wysokość łącznie z iglicą), zwieńczoną  hełmem z latarniami. Elewacja od strony Długiego Pobrzeża jest niesymetryczna, wieloosiowa, z kilkukondygnacyjnym wykuszem, pierwotnie na kamiennych konsolach, zwieńczonym zdwojonym szczytem. Szczyty kamienicy posiadają dekoracje które przywodzą mła na myśl ozdóbstwa na budynkach   Antwerpii -  to ornamenty z przecinających się prostych i okrągłych taśm. Dach jest bardzo interesujący, o nieznacznie wygiętych połaciach,  z kilkoma lukarnami od strony Długiego Pobrzeża ( ponoć pierwotnie miał  bardzo interesującą konstrukcją więźby dachowej ). Kryty jest blachą,  jego forma jest bardzo elegancka,  faluje, powtarzając linie szczytów fasad frontowej i tylnej.  Naprawdę jest na czym zawiesić oko, mimo tego że złoceń ni ma, czy tam innych medalionów  i popiersi.

Do roku 1637 pozostawała w syna kupca  Köpe, Petera, później była własnością rodziny Königów, a w latach 1771-1839 Efraima Sonntaga. W drugiej  ćwierci  XIX wieku właścicielami domu byli kolejno Johann Maerter i kupiec Lemke,  (w tym czasie mieściły się tutaj też mieszkania i pracownie korporacji szewskiej ). W 1846 roku kamienicę zakupiło Towarzystwo Przyrodnicze w Gdańsku, które urządziło w jej wnętrzach sale posiedzeń, pracownie naukowe, małe muzeum ( w 1869 roku urządzono  ekspozycję przyrodniczo-archeologiczną ) oraz bibliotekę z 20-tysięcznym księgozbiorem Towarzystwa ( przekazanym w okresie  II Wolnego Miasta Gdańska  Technische Hochschule Danzig ). W roku 1869  wieży otwarto obserwatorium astronomiczne a manierystyczny hełm zamieniono dwa lata wcześniej w związku ze związkiem w okrutną obrotową kopułę, pasującą do tego budynku jak pięść do nosa. Od lat pięćdziesiątych XIX wieku   nazwano tę piękną kamienicę Domem Przyrodników. Nazwa przetrwała w przeciwieństwie do  kamienicy, która w marcu 1945 roku tak oberwała że została z niej właściwie  frontowa fasada wraz z wieżą  i sklepieniami nad piwnicami.  Reszta spłonęła, runął szczyt południowy, wykusz ściany wschodniej. Odbudowano tak po socjalistycznemu,  w latach 1956-61 wg. projektu Kazimierza Macura kamienicy przywrócono formę zbliżoną do pierwotnej, zaś układu przestrzennego nie odtworzono. W środku są ciekawości, w mieszczącej się w piwnicy tzw. sali kolumnowej mamy elementy, które być może pochodzą z rozebranego krzyżackiego zamku. Jak  to drzewiej twierdzono do odbudowy Dworu Artusa użyto resztek zamku rozebranego w roku 1454, to niby dlaczego   ich nie ma być w jednej z bogatszych kamienic. Prawdopodobnie filary pochodzące z zamku  były tutaj użyte przy budowie budynku gotyckiego, poprzedzającego manierystyczną kamienicę zaprojektowaną przez Antoniego van Obberghena. Od roku 1962 w kamienicy mieści się Muzeum Archeologiczne.

Jeżeli któś chciałby taki manieryzm bardziej na bogato  to mła zaleca udanie się w stronę arsenału zwanego też Wielką Zbrojownią lub z niemiecka Das Große Zeughaus. Położony między Targiem Węglowym a ulica Piwną budynek inspirowany był Halami Mięsnymi wybudowanymi w mieście Haarlem. Wielka Zbrojownia została wzniesiona w latach 1602 - 1605. Jak już wspominkowałam projektował ją Antoni van Obberghen, choć sporo przypisuje się  Hansowi Vredemanowi de Vries. Budowę prowadził Hans Strakowski, wystrój rzeźbiarski był dziełem Willema van der Meera Młodszego i Abrahama van den Blocka. Za stolarkę odpowiadał Simon Herle, elementy kowalskie wykonał Adam Reissing. Budynek był niderlandzki po całości, bowiem został wzniesiony z drobnej, czerwonej, holenderskiej cegły. Zdobienia wykonano z piaskowca czyteż gotlandzkiego wapienia po czym wyzłocono co się dało. Konstrukcyjnie wygląda to tak jakby budynek składał się z czterech oddzielnych kamieniczek. Dekoracje oczywiście wymowne, coby każden widział z jakiego typu budowlą mamy do czynienia. Stąd jest od zarąbania gdańskich lewków podtrzymujących kartusze z herbem Gdańska. No wicie rozumicie, gdański lew to ten wzniesiony na dwóch łapach wgapiający się z czułością w herb miasta. Już po tych herbach nawet nieuczony mógł się zorientować że budynek bez wątpienia jest budynkiem publicznym. Co do funkcji budynku to program ikonograficzny robił za informatora. Mamy na fasadzie od strony ulicy Piwnej przedstawienie Minerwy, jednej z bogiń tworzącej tzw. Trójcę Kapitolińską. Minerwa była rzymskim odpowiednikiem greckiej Ateny, bogini mądrości i wojny ( dla mła do tej pory jest nieprzenikniona tajemnica dlaczego mądrość i wojna to tak się obok siebie zalęgły ). Jakby kto niekumaty mitologicznie to podpowiedź umieszczono - postacie wojowników: trzech pikinierów, halabardzisty i wachmistrza pokazują że budynek cóś ma z wojskowością wspólnego. Od strony Targu Węglowego, na tej nieco skromniejszej fasadzie, za info robią muszkieterowie, no i nieco zdziwna figura z leżącą u jej stóp ściętą głową.

Ponoć przedstawia Kozaka, który ściął na rynku we Lwowie głowę swego dowódcy, Jana Podkowy, samozwańczego hospodara mołdawskiego, nieuznanego przez Stefana Batorego. Jakby kto jeszcze nie kumał co to za budynek to na szczytach mamy przedstawienie wybuchających granatów. Trzeba by być ślepym żeby nie zauważyć. A teraz powiedzmy sobie jasno - większość turystów nie zauważa i Wielka Zbrojownia robi za którąś tam z kolei kamieniczkę, taką bardziej okazałą, bo to i medaliony i sfinksy wąsate i rzygacze i wieżyczki z hełmami co cud. Taa... drzewiej w arsenale znajdowała się nie tylko broń, której w razie czego można było użyć. Było to swoiste muzeum gdzie gromadzono nie tylko muszkiety, zbroje, uprzęże, ale również obrazy i posągi mające jakieś militarne konotacje. Ponadto była to cóś osobliwa ekspozycja była cóś mobilna, np. zbroje zaprezentowano na ruchomych manekinach, które usadzono na kukłach udających rumaki. No sam smak, he, he, he. Do schyłku XVIII wieku arsenał robił za arsenał, później nadal był związany z wojskowością bo do końca I wojny światowej znajdował się pod zarządem wojska ( za I Wolnego Miasta Gdańska funkcjonował tu francuski szpital ), w czasie I Wojny światowej przechowywano tu dawną broń własną i zdobyczną. W okresie II Wolnego Miasta Gdańska parter budynku zamieniono na pasaż handlowy, Zeughaus-Passage z "lepszymi towarami", pomieszczenia na piętrach pełniły funkcję składów. Arsenał miał pecha większego niż insze miejskie dawne budynki publiczne, został spalony w 1945, wnętrze budynku zostało zburzone i wypalone ( pozostały jedynie mury obwodowe ), zniszczeniu uległy również hełmy wież i  częściowo szczyty. Odbudowano go w latach 1947-1965, najpierw wnętrza i dach, później zrekonstruowano hełmy wież i kamieniarkę szczytów. W latach 2000-2005 odnowiono obie fasady, przywracając polichromie, złocenia i dekoracyjne rzygacze od strony ul. Piwnej. W maju 1954 roku budynek stał się własnością gdańskiej Akademii Sztuk Pięknych ale przez wiele lat przyziemie pełniło funkcję handlową. To nie jedyny arsenał w mieście, w trakcie budowy południowego ciągu fortyfikacji Gdańska ( co miało miejsce w latach 1643-1645 ) powstała Mała Zbrojownia, używana jako magazyn ciężkich dział i moździerzy dla pobliskich bastionów. Autorem projektu tego arsenału był architekt Jerzy Strakowski. Dla Gdańska posiadanie budynków zbrojowni stało się niezbędne, pod koniec XVI wieku praktyka wojenna uległa zmianie wskutek wzrastającej roli artylerii. No nie było zmiłuj. Gdański arsenał uchodził za jeden z większych i ładniejszych w północnej Europie. I dziś warto na niego rzucić okiem bo to odtworzenie całkiem, całkiem.
 

O ile Dom Przyrodników czy arsenał są przez odwiedzających Gdańsk widziane i czasem nawet zapamiętywane,  bo i duże i w przypadku arsenału mocno zdobione o tyle manierystyczne zabytki Starego Miasta właściwie w powszechnej świadomości nie istnieją. No dobra, Stare Miasto to był ten uboższy Gdańsk ale to nie znaczy że w złotym wieku nic w tej części miasta nie było budowane. Np. Ratusz Starego Miasta czyli Altstädtisches Rathaus, wzniesiony w latach 1587-1589 ( prace wykończeniowe zakończono w 1595 roku ) na miejscu niemal rozsypującego się gotyckiego budynku. Projekt zrobił oczywiście van Obberghen, zaś za twórcę kamiennego portalu wejścia głównego uważa się Willema van der Meera. Jest znacznie skromniej niż w przypadku budynków miastowych wzniesionych w  Nowym Mieście, co nie znaczy że mniej elegancko. Elewacja może i prosta ale piwnice dwukondygnacyjne i zarówno hełm wieży głównej jak i czterech wieżyczek są  z tych dobrze zaprojektowanych. Tak po prawdzie to  ratusz powstał głównie jako okład na kompleksy rajców Starego Miasta. Swego czasu rajcował w tym właśnie budynku gdańszczanin, wobec którego w kompleksy mogli popaść prawie wszyscy mieszkańcy Nowego Miasta - Johann Hewelcke. Mało komu mówi dziś cóś nazwisko Speymann czy Feber, za to Jan Heweliusz, browarnik ze Starego miasta to całkiem insza inszość. Dziś w przewodnikach podkreśla się związek astronoma z budynkiem ratusza staromiejskiego, niby tak skromnie a znaczenie historyczne jest. W końcu piwnicach ratusza składował wyprodukowane przez siebie piwo. Ech, żeby jeszcze na strychu miał obserwatorium to rajcy ze Starego Miasta wydutkaliby na strychu tych zarozumiałych bogaczy z Nowego Miasta. 

W latach 1806 - 1807 i 1813 - 1910 budynek był w posiadaniu pruskich i niemieckich władz sądowych, następnie od 1910 roku ponownie znalazł w rękach władz miejskich. W XIX wieku miały miejsce liczne przebudowy, zmianie uległ układ wnętrz oraz rozmieszczenie otworów okiennych i drzwiowych. Otynkowano ceglane elewacje, po czym w 1881 roku elewacje ponownie otrzymały lico z cegły. Niestety, starą, zniszczoną cegłę zastąpiono nową, maszynową. Niby lepiej ale niekoniecznie lepiej. Wnętrza miały więcej szczęścia a to dlatego że stały się ostatnią przystanią dla zabytków Gdańska. W latach 1911-1914 przebudowano w stylu neorenesansowym wnętrza, wykorzystano wiele detali z kamienic patrycjuszowskich, jak np. renesansową trójarkadową ścianę kamienną ( z około 1560 roku ) z wielkiej sieni Domu Schumannów ( Koncertów ) z ulicy Długiej 45 ), kompletnego wnętrza z roku 1642 z plafonem (      Sybille pędzla Adolfa Boya  ), kominkiem, posadzką i boazeriami oraz innymi detalami z domów przy Podwalu Staromiejskim 69/70 i ulicy Długiej 39 i 45. Piękny, renesansowy portal kamienny ( z XVI wieku ) w sieni ratusza pochodzi z domu przy ulicy Długiej 28, zaś wspaniałe kręcone schody z Sieni Gdańskiej. Pojawił się tam też zespół obrazów alegorycznych z kręgu Hermana Hana ( z pocz. XVII wieku ). Po remoncie gmach miał służyć jako miejski Pałac Ślubów, jednakże wybuchła I Wojna Światowa i było po ptokach. Po 1915 roku był siedzibą urzędów miejskich ( m.in. policji budowlanej i biur wydziału budownictwa ), a później Senatu II Wolnego Miasta Gdańska i konserwatora zabytków. W okresie II wojny światowej wzmocniono sklepienia piwnic, aby można je było wykorzystywać  jako schron. W 1945 roku budynek okazał się być tym szczęśliwym,  który naprawdę nieznacznie ucierpiał podczas sowieckiego  palenia Gdańska. Dopiero w latach 90 XX wieku przeprowadzono  remont kapitalny dachu ( więźba dachowa pochodzi z XVI wieku ), renowację okien oraz rozpoczęto solidne badania a także  całościowe prace konserwatorskie we wnętrzu.  W latach 2002 - 2003 wykonano konserwację Wielkiej Sali. Taa... nie do uwierzenia ale zabytek prawdziwy, niesztukowany to na Starym Mieście a nie w tym Głównym, przyjmującym  większość turystów spragnionych widoku zabytkowego miasta. 

Przy ulicy  Katarzynek, tyż na Starym Mieście, stoją manierystyczne kamieniczki zwane Domem Kaznodziejów lub Sant Katharin Pfarrhauser. Tak po prawdzie to jest jedna kamienica w której zastosowano ten sam myk co w Wielkiej Zbrojowni, jeden budynek wyglądający jak trzy,  w końcu  kamienica została zbudowana w latach 1599 - 1602 według projektu Antoniego van Obberghena. Nazwano ją domem Kaznodziejów  gdyż pełniła funkcję mieszkań duchowieństwa z sąsiadującego kościoła św. Katarzyny. Z wojennej w dobrym stanie zawieruchy ocalała fasada kamienicy i  przedproża z kutą balustradą. Zachował się  też wyryty na tynku napis "Die Avf den Herrn Harren Kriegen Neve Kraft dass Sie Avffahren mit Flvegeln wie Adler" czyli niemiecka wersja starotestamentowego cytatu  z Izajasza, w rymowanym tłumaczeniu polskim wyglądająca tak - "Kto ufa Bogu, tak mocno się czuje, że niby orzeł, w powietrze wzlatuje". Dziś widoczny jest tylko niewyraźny zarys złoconych niegdyś liter. Od 1967 budynek był już zabytkiem, który  z zamurowanymi oknami czekał na prace renowacyjne przeprowadzone dopiero w 1970 roku. W budynku mieściła się Wojewódzka Przychodnia Endokrynologiczna, która funkcjonowała do 2005 roku. Później były gryplany i nieobjęcia. Teraz w planach jest Caritas i dom opieki. Po lewej stronie Domu Kaznodziejów była niegdyś szkoła parafialna czynna do 1945 roku ( obecnie na jej miejscu stoi budynek mieszkalny ). W roju 1628 roku uczęszczało do niej 150 uczniów prowadzonych przez 5 nauczycieli. Cała ulica Podmłyńska należała do kościoła - pod numerem 1 mieszkali dzwonnicy, kamieniczki nr 2 - 4 zniszczone w 1945 roku wynajmowano, budynki nr 5 i 6 zajmowali księża - stąd nazwy Mała i Wielka Księżówka, pod numerem 10 była plebania - obecnie klasztor ojców karmelitów - częściowo odbudowana po zniszczeniach wojennych. Fasada frontowa jest oznaczona datą 1609, boczna, która nie odzyskała dotąd pełnej szerokości, pochodzi z roku 1647. Przy ulicy ( w stronę Domu Kaznodziejów ) zachował się stary mur, wraz z malowniczą bramką. Na  tej ulicy to już nie domy Obberghena ale też takie późnomanierystyczne i wczesnobarokowe. No i to by było na tyle na dziś.

20 komentarzy:

  1. Taba, dzieki za piekne zdjecia z mojej Starowki 😍 O historii Gdanska czytac jednak nie mam sily, w swoim czasie Tata przeprowadzil na mnie tyle wykladow, ze moglam wtedy oprowadzac wycieczki, jak on😂Teraz wystarczy mi wiedza, ze jest to wspaniale, pelne przebogatej historii miasto, ktorego tajemnice ciagle wychodza na swiatlo dzienne, ponad 1000 lat po jego zalozeniu. I dumna jestem z tego, ze pamietam jak ten tysiaczek swietowalismy... Swoja droga ciekawi mnie, ile miast w Europie moze poszczycic sie tysiacletnim istnieniem? Chyba zapytam wujka Gugla :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła się zbiera do kolejnego gdańskiego wpisu i on będzie o tym dlaczego dzisiejszy stary Gdańsk jest nieprawdziwy i to mocno. A także o tym jak z tej bezhistoryczności, którą miasto "zawdzięcza" bratniej armii usiłuje się jeszcze dziś wybrnąć. W naszej części Europy Gdańsk należy do miast wiekowych, na południu kontynentu robiłby za młodzieniaszka. ;-D W Polsce z miastami wygląda tak że zgodnie z prawem czyli aktami lokacyjnymi to miasta zaczęły powstawać dopiero od XIII wieku. Nie znaczy to jednak że przed tymi aktami nic nie było, tylko że zaczęto stosować prawa miejskie rodem z Niemiec czy Flandrii. Gall Anonim wymienił 6 miejscowości, które nazwał civitas lub urbs: Gniezno, Poznań, Wrocław, Sandomierz, Kraków i Płock. Za pierwszych Piastów do głównych miast należały: Kraków, Wrocław, Wolin, Gniezno, Kołobrzeg. Gdańska wśród nich nie ma bo choć zaczynał już w VII wieku jako osada rybacka i miał już swoje latka w początkach drugiego tysiąclecia naszej ery, to liczył wtedy jednak kole 1000 mieszkańców. Insze metropolie ponoć były ludniejsze.




      Usuń
    2. Eee tam Taba, nieprawdziwy, jest jak najbardziej prawdziwy - jest swiadectwem niesamowitego zrywu , pasji i energii ludzi, ktorzy ze zgliszczy, riun i popiolu stworzyli to miasto na nowo - odtworzyli, biorac do tego kazda znaleziona autentyczna cegle i kawalek kanienia. Dzisiejszy Gdansk jest dzieki temu cenniejszy dwa razy, bo zbudowany tez dwa razy. I jakie cudo stworzyli i to w czasie biedy i powojennego trudu? Ewenement na skale swiatowa.

      Usuń
    3. He, he, he, Kitty, nie do końca tak było z tym zrywem. To że zdaniem mła stworzyli cudo to fakt, tylko że one cudo nie do końca jest odtworzeniem stanu sprzed wojny. Mła kocha Gdańsk, bez względu na to czy on prawilno odbudowany. To jest miasto mojego dzieciństwa i niech no tu któś cóś napisze że nieładne i sztuczne. Kęsim będzie za to. ;-D Jednakże mła posiada przykrą wiedzę na temat gdańskich zabytków i uważa że należy się nią uczciwie podzielić. Mła wie że odbudowywano w czasach ciężkich i naprawdę mnóstwo ludzi wykazało się cinżkim uporem i szło pod prąd żeby miasto odbudować. Bo Gdańsk to nie była stolica rozwalona przez Niemców, tylko "niemieckie" miasto rozwalone przez Sowietów. Fakty jednakże są jakie są, napisać o nich trza.

      Usuń
    4. A pisz pisz, niewazne ze nie odbudowali jota w jote, to co dzis mozemy podziwiac zapiera dech , a gdy sie popatrzy na obrazki ruiny, ktora zostawili po sobie Sowieci to wrecz nie chce sie wierzyc. Tak jak piszesz, dla nich to bylo " niemieckie" miasto i nie bawili sie w niuanse, gorsze to, ze nie tylko unicestwili miasto, ale jeszcze i jego mieszkancow... O tragedii Titanica i zatopieniu Lusitanii wiedza wszyscy, a kto wie i mowi o
      dwu, trzykrotnie wiekszej tragedii jaka bylo zatopienie Wilhelma Gustloffa? Z ponad 2000 ludzmi na pokladzie? Ponoc bylo na nim i 5000 osob , uciekinierow, chorych, kobiet i dzieci, i glownie starszych , bo przeciez mlodsi byli w szeregach Abwehry. Ciezkie to byly czasy - ale kto sieje wiatr, zbiera burze.

      Usuń
    5. Najwięcej to zdawa się było na MS Goya, choć nieoficjalnie i dlatego tragedię Gustloffa uważa się za katastrofę morską z największą liczbą ofiar. Zarówno MS Goya jak MS i Wilhelm Gustloff zostały włączone do Kriegsmarine. Na Gustloffie znajdowali się marynarze, którzy mieli zasilić załogi U - bootów. Było ich dokładnie 918. W tym momencie nie ma już mowy o zbrodni wojennej i cywilach, układ londyński z 1936 roku sprawę stawiał jasno. Niemcy zaryzykowali i oberwali. Marinesko, kapitan łodzi podwodnej, która zatopiła Gustloffa, mógł mieć wyrzuty sumienia do końca życia i się zapijać ale żaden z aliantów się nad tymi tysiącami istnień z Gustloffa nie pochylił, bo nie musiał. Nad tym powinien się pochylić rząd niemiecki, który prowadzony był przez człowieka uważającego że jeżeli Niemcy nie są w stanie wygrać wojny to powinni wyginąć. Tak to jest jak się wybiera ludzi oferujących jedynie słuszne rozwiązania i mających w dupie traktaty. Hitler miał je wszystkie w tym miejscu dlatego czytałam Zychowicza opowieść o pakcie Ribbentrop - Beck jak beletrystykę, bo tu akurat popłynął, choć w niektórych szczegółach miał ciekawe spojrzenie. Mła nie jest w stanie wykrzesać z siebie takiego samego traktowania zatopienia Gustloffa czy Lusitanii, która tyż przewoziła wbrew zakazowi amunicję, jak katastrof, nazwijmy to cywilnych. Próbowała ale to silniejsze od niej. Wiesz, mła jest straszna prościzna, jeśli chodzi o tzw. prawa wojny. Uważa że one muszą być jasne bo inaczej wojny będą polegały na mordowaniu cywilów.

      Usuń
    6. Zgadzam sie Taba, absolutnie! Nie wiedzialam, ze Niemcy wpakowali na Gustloffa i marynarzy, Tata mi cos tam przebakiwal , ale niewyraznie. Wiem tylko, ze to byl temat tabu przez dlugie lata. Niemcy zasiali i zebrali adekwatnie do swoich " zaslug". I szczerze mowiac , nie dziwie sie Rosjanom, ze tak potraktowali Gdansk, jako w ich oczach miasto niemieckie. Nie do konca pojmowali idee " Wolnego Miasta" , kto mial tym prostym zolnierzom tlumaczyc zawilosci polityki. Gdansk- Danzig caly obwieszony byl hitlerowskimi swastykami , napisy byly w 1945-tym wszedzie po niemiecku i ciezko bylo tam dopatrzyc sie polskosci. Zniszczyli miasto i przyczolek-port wroga, storpedowali statek wojenny i szli dalej na Berlin. Ciezkie to bylo wyzwalanie , ale cel zostal osiagniety.

      Usuń
    7. Żeby to tak było że prości żołnierze wzięli i spalili bo się rozhulali a dowództwo się w porę nie zorientowało to mła byłaby jeszcze w stanie jakoś tam zrozumieć. Z dużym trudem, po cinżkim przymusie jak Małgoś do makaronu ale zrozumiałaby, bo Niemcy na zajętych przez siebie ziemiach Białorusi, Ukrainy i Rosji zachowywali się jeszcze paskudniej niż w GG. Tylko ze to nie było tak - od 23 do 27 marca trwały naloty i ostrzał artyleryjski, Brygadę Pancerną im. Bohaterów Westerplatte skierowano do walk o Wejherowo i Gdynię. Podczas ostatniego dnia nalotów zniszczono kościoły starówki, Żurawia, Mariacką, 28 marca zaczęło się wypalanie miasta. Dopiero wtedy zniszczono starówkę niemal doszczętnie. O tym że miasto będzie polskie, dowództwo drugiego frontu białoruskiego świetnie wiedziało ale nie zmieniło doktryny, znaczy walczono tak jak zawsze walczyli Rosjanie. Po prostu wojska rosyjskie działają tak od zawsze na terenie uznanym za wrogi, to systemowe w tej armii. To co działo się w mieście przez dwa tygodnie po wyzwoleniu to był horror, ofiar cywilnych nikt nie liczył bo nikt nie był w stanie ich policzyć, choćby dlatego że przez Gdańsk przewinęło się kilkaset tysięcy uchodźców z Prus Wschodnich. Żołnierzy po jednej i drugiej stronie zginęło prawie 70 000, natomiast mordy na cywilach różnych narodowości to jedynie szacunkowo da się ogarnąć. Wiem ze Niemcy sobie nagrabili ale zapłacili za to straszną cenę a nam zostawiono morze ruin.

      Usuń
    8. Tak Taba, tak to wygladalo - jak mowie, nie dziwie sie ze Rosjanie przewalili sie przez miasto jak walec , walczyli o byc albo nie byc i zmiatali wszystko po drodze. Naprawde ciezko bylo wtedy w Gdansku dopatrzyc sie polskosci , a moja babcia z pistka dzieci o malo tez nie zginela z rak ruskich zolnierzy , ktorzy szli po domach i " wykurzali" Niemcow. Miala szczescie , bo gwalty i mordy odchodzily wszedzie. Tak szczerze powiedziawszy najmlodsza siostra mojego ojca , urodzona koniec pazdziernika 1945 zupenie niepodobna do reszty rodziny , piekna brunetka z ciemna karnacja ...Dziadek byl wtedy w niewoli . Hmmm - moze i to babcine szczescie ze przezyli bylo okupione bardziej niz myslimy ...

      Usuń
    9. Z babcią możesz mieć rację, kiedyś uważano że lepiej siedzieć cicho bo odbiór społeczny był mało ciekawy. Niby współczuto ale... W Gdańsku w 1945 roku byli lekarze ze Szwecji, oni naprodukowali trochę dokumentów na temat masowych aborcji i fali zachorowań wenerycznych.

      Usuń
  2. Nie znam blisko i osobiście Gdańska. Te moje w nim tygodniowe-dwutygoniowe bytności to dzieciństwo, gdzie MORZE było najważniejsze.Owszem, coś tam szczątkowego w oczach zostało i to wystarczyło, by uznać Gdańsk za piękne miasto. Nie wiem jak wyglądało przed rozwałką, ale Kitty, to nie jedyny taki ewenement. Nieliczne są miasta gdzie obyło się bez ruinacji. Te miasta które polskie są po wojnie właściwie prawie wszystkie juz nie miały starówek, a Wrocław i Warszawa były tak jak Gdańsk morzem ruin. Rekontrukcje w nich o wiele częstsze niż "prawdziwne" zabytki. Czy ktoś kto nie wie że Wrocławska katedra na Ostrowie Tumskim to rekontrukcja się połapie że rekonstrukcja? Za cholerę nie. Nie zawsze tak udane odbudowy starego, ale chwała ogromna że są, że się po wojnie chcialo.Na temat obecnej dbałości o zabytki nie będę się wypisywać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Czy ktoś kto nie wie że Wrocławska katedra na Ostrowie Tumskim to rekonstrukcja się połapie że rekonstrukcja?" - i w tym momencie Rominku zaczyna się jazda. Bo o ile katedry odbudowywano porządnie i w dużej mierze w zgodzie ze sztuką konserwatorską , to z kamieniczkami bywało już różnie. Dlatego mła po budynkach projektu Obberghena zdecydowała się przed prezentacją inszych gdańskich uroków poświęcić odbudowie Gdańska. Bo wielu ludziom nawet do głowy nie przyjdzie że cóś jest nie tak, a to dlatego że u nas stworzono mit rekonstrukcji spalonych miast. Owszem odbudowano je ale mylnym jest przekonanie że jest to rekonstrukcja. Mła widzi że przed nią mnóstwo roboty, więc zasiądzie do pisania. Będzie nieco gorzko ale Gdańsk się wybroni, to miasto odbudowane i tak bije na głowę "rekonstrukcje" miast niemieckich, które oberwały podczas nalotów. Mła wie co pisze.

      Usuń
    2. Romano, tak tak oczywiscie, powinnam byla wspomnuec Warszawe, Wroclaw , Szczecin chyba tez oberwal i inne - ale ze rzecz tu o Gdansku i jego pieknosci ,no i ze to moje rodzinne miasto, to mi sila rzeczy najblizsze 😘

      Usuń
    3. Mła jest szczęśliwa że jej urodnie brzydka Ódź nie oberwała podczas wojny, niby tylko 160 lat tego przemysłu i rozbudowy ale prawdziwe stare miasto to jest całkiem insza inszość. Poza tym z miasta Odzi, nawet jakby bardzo któś się uparł, nie zrobi się Disneylandu, co przydarza się niektórym odbudowywanym miastom, a nawet tym nieodbudowywanym. No nie ten klimat, he, he, he. ;-D

      Usuń
  3. A ja polecam Miss Potter na HBO max bardzo przyjemny film. Pani Potter po polsku. Nie znam tych bajek książek dla dzieci, ale film mi się podobał. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mła późno poznała Królika Piotrusia ale od razu ją zaciekawiło kto takie rysuneczki słodkie robił. Okazało się że sama autorka opowiastek. To była niezwykła osoba, rysunki i opowiastki słodkie wyprodukowała charakterna kobita. ;-D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe co piszesz, masz sporo wiedzy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedzą szczegółową to ja się podpieram książkową lub z netu - nie pamiętam nazw ulic w mieście Odzi a co dopiero w Gdańsku - tak naprawdę wiem co gdzie w okolicach kościoła mariackiego. Z ulicami Starego Miasta idzie mła gorzej niż z ulicami Głównego Miasta - Targ Węglowy i jak to się ta uliczka nazywa...yyyy...no ten... Włączę mapę.;-D Natomiast historia dla mła była zawsze ważna, no bo z niej wypływa tyle zjawisk w naszej teraźniejszości, których nie sposób zrozumieć bez "podkładu".

      Usuń