Strony

środa, 8 marca 2023

Na Dzień Kobiet

Solidarność jajnicza solidarnością, ale życiorysy pań swawolnych czasów La Belle Époque są fascynujące i mła dlatego pozwoliła sobie jednak zamieścić ten wpis w dniu kobiecego święta. Poza tym jest długi a mła ma lekkie wyrzuty sumienia  za siedzenie cicho. Sexworkerki retro z najwyższej półki na plan poproszę. Właściwie  tak do końca nie wiadomo dlaczego niektóre czy niektórzy zostają kurtyzanami czy boskimi żigolo a inni zwykłymi dupodajami albo dupcyngerami. Jak wiadomo nie wystarczy być pięknym  żeby zaistnieć w masowej  świadomości, trzeba mieć w sobie to coś i mnóstwo szczęścia. Przywykło się mniemać że to coś to kwestia kultury, wykształcenia ale zdaniem mła to raczej kwestia osobowości. No to mła Wam przedstawi takie cztery  osobowości, wielkie gwiazdy swojej epoki, które tak po prawdzie nie były jakoś wybitnie uzdolnione, z jednym wyjątkiem.  Nie były nawet klasycznie urodne ale były za to mistrzyniami autoreklamy. Dzisiejsze celebrytki mogłyby spoko spożytkować doświadczenie owych dam, które długo korzystały  z tzw. siły wdzięków, nawet kiedy te wdzięki były już tylko echem dawnej świetności.  Do rzeczy. La Belle Époque czyli po polskiemu  Piękna Epoka to określenie  okresu we francuskiej historii, za datę powstania którego przyjmuje się rok 1870 – 1871, początek III Republiki,   a za koniec rozpoczęcie Pierwszej Wojny Światowej w 1914 roku. To był w Europie czas pokoju, takiego przynoszącego rozwój a nie stagnację. Nowe  technologie będące pokłosiem  nowych odkryć naukowych, nowa sztuka, nowe normy społeczne - wszystko było nowe i fascynujące. Takie szaleństwo twórcze, które często rodzi się po wielkich traumach, w tym wypadku po wojnie prusko - francuskiej i powstaniu i  upadku Komuny Paryskiej. Ekonomiczny spokój uzyskano bo część postulatów z czasów rewolty  Paryża po prostu wprowadzano w życie a tzw. odchyły komuny, między innymi zamordowanie w czasie jej upadku 200 prominentnych zakładników, w tym Georgesa Darboya, arcybiskupa Paryża, człowieka liberalnego, twardo sprzeciwiającego się dogmatowi o nieomylności papieża, który wyraźnie ciążył w stronę starokatolicyzmu,  zniechęciło do radykalnych lewicowych rozwiązań większość Francuzów.

 Zdaniem mła "krwawy tydzień" miał w sobie zarówno wiele z terroru jakobinów jak i mających nadejść ekscesów dyktatury proletariatu w Rosji. Spokój i dobrobyt, nawet taki osiągalny w różnym stopniu, jawił się ludziom po czymś takim jak opatrunek na krwawiące rany. Ten względny, kapitalistyczny przeca dobrobyt, był osłodzony  rozwojem praw obywatelskich , postępem laickości państwa, nawet socjalem. Paryż  stał się wówczas stolicą świata, to tu działo się najważniejsze,  powstawały  arcydzieła w dziedzinie literatury, muzyki czy teatru.  Nowe, łamiące dotychczasowe kanony. Tak jak nowe odkrycia naukowe,  zmieniały świat i żyjących w nim ludzi. Ten niezwykle twórczy a jednocześnie spokojny politycznie okres  został nazwany La Belle Époque post factum, kiedy  horror   I Wojny Światowej uzmysłowił ponownie ludziom że pokój to dar niebios, stan poszukiwany. Minione prawie zawsze wydaje się słodsze, czas zaciera ostre kanty i wygładza wizerunek epoki. Działa to nawet na wspominki z czasów terroru a co dopiero na wspominki z lat błogiego spokoju. 

 
Czy naprawdę było słodko i pięknie? Oczywiście że nie. Znaczna część ludzi żyła niemal poza społeczeństwem z powodu nędzy. Jeżeli to miał być margines  to zajmował zbyt dużo strony.  Sprawa Dreyfusa ukazała że we  Francji antyklerykalizm  może być  jednocześnie  antysemicki, oraz że władza i korupcja to trwały mariaż.  Wciąż się grzało pomiędzy władzą państwową a Kościołem Katolickim. Dobrobytu epoki doświadczało jednak znacznie więcej osób niż miało to miejsce w pierwszej połowie XIX stulecia. To rozpowszechnienie dobrego życia na większe grupy społeczne powodowało też że zacierały się różnice klasowe, łatwo było przejść z jednej klasy społecznej do drugiej. La Belle Époque  to złoty czas dla  nouveau-riches, z polska zwanych nuworyszami. W 1871 roku, u zarania La Belle Époque,  Ester Lachman, urodzona w Petersburgu w rodzinie żydowskiego krawca,  bodajże największa kurtyzana z czasów II Cesarstwa, dysponująca  typową dla naszych kresów wschodnich urodą mame, została hrabiną Blanche Henckel von Donnersmarck, żoną młodszego od niej o 11 lat człowieka, który z czasem dochrapał się pozycji trzeciego najbogatszego Niemca w Cesarstwie Niemieckim. Co prawda już wcześniej  Ester po długoletnim tourne w łożach wpływowych facetów została markizą Bianką de Paiva, z tym że portugalski tytuł był fałszywy jak jej doczepy.

Z drugiej strony  potomek rodu krzyżowców, wcale nie aż tak bardzo zubożałego, hrabicz Henri Marie Raymond de Toulouse - Lautrec - Montfa,  artysta przez duże A, zwany Czajnikiem z racji budowy ciała i hym... jego walorów,  swoje życie dzielił między pracownię w nowym quartier Paryża, Montmartre, kabarety Moulin Rouge i Folies Bergère, liczne burdele, z tym najsłynniejszym La Fleur Blanche, w którym miał własny pokój. Zszedł był z tego świata jak na  przedstawiciela bohemy przystało - powodem zejścia była kiła i alkoholizm zusammen do kupy. Na ostatek jeszcze zwymyślał obecnego przy  zejściu ojca od starych głupców, za nic mając dobre maniery, które ponoć wpajano  mu w dzieciństwie. Takie to się zdziwności ludziom zdarzały, płynnie zmieniali społeczne zaszeregowanie. Mła pisze o przykładach jaskrawych ale było sporo zmian przynależności społecznej  nie aż tak efektownych i ekscytujących.

  
Tacy to ludzie tworzyli elitę miasta zwaną potocznie Tout-Paris ( po polsku to można tłumaczyć  każdy w Paryżu ale tak po prawdzie nie oddaje to znaczenia, po naszemu to by prędzej było jak gatunek - paryżanin właściwy). W 1890 roku w Paryżu otwarto pierwszy z kabaretów, który przeszedł do legendy - Casino de Paris. Casino było teatrem rewiowym, pierwszym godnym tej nazwy.  Następnie  powstała rewia Moulin Rouge a potem  Folies Bergère. Tam jak i w pomniejszych  variétés tańczono kankana, taniec ponoć afrykańskiego pochodzenia, he, he, he, tańczony do melodii galopów. Był rzeczywiście frywolny zważywszy na to że mademoiselles tańczące kankana nie były zwolenniczkami bielizny reformowanej, czyli majt zszytych w kroku.  La Goulue czy Jane Avril przeszły do legendy.  Kankana zresztą tańczono nie tylko na scenie, tak jak dziś, mła przytoczy Wam opis autorstwa  Władysława Reymonta - "Gwar podniósł się nie do opisania, kankanowano zawzięcie. Nie zważano wcale na to, kto dostał szpicem buta i gdzie. Kapelusze, spadające z głów, podskakiwały po podłodze, podrzucane nogami. Dla swobody ruchów rozrywano sobie koszule i tańcowano." No i to nie tylko w boskim Mieście Świateł, opis  tańców zrobiony przez Władzia dotyczy bibek polskich aktorów prowincjonalnych.  Jadano w  Paryżu na bogato w Café Anglais i Maxim’s Paris, na mniej bogato gdzie się dało, w knajpkach i bistrach i u jakiejś Maman czy jakiegoś Papy w garkuchni. 
 
Innych radości ciału dostarczały maison closes, które dzieliły się na różne kategorie  - w zależności od grubości portfela klienteli. Były sobie przybytki takie jak wspomniany La Fleur Blanche czy nie mniej słynny Le Chabanais, ale były też maison de randez-vous, miejsca do świadczenia prostytucji okazjonalnej.  "Zdeprawowany" Paryż posiadał nawet lupanar dla pań. Przybytek "miłości safickiej" w quartier Madeline co prawda odwiedzali goście obu płci i paru niezdecydowanych, ale było wokół niego mniej "zakazanej otoczki". Wynikało to z tego że wówczas miłość lesbijska nie była uważana za zdradę. Zdradzało się z mężczyzną, z kobietą szło się o krok za daleko albo niewłaściwie odczuwano przyjaźń. Tak naprawdę chodziło o prawowitość potomstwa, patriarchalne społeczeństwo czuło że kontrola nad prawilnością potomstwa jest iluzoryczna, więc tym bardziej usiłowało sobie samo wmówić że ono tę kontrolę ma. Hym... złudzenie nie tylko tej epoki. Co do gejów to różowo nie było skoro Marcel Proust stoczył pojedynek po tym, jak Jean Lorrain zasugerował w recenzji pierwszej książki Prousta,  że Proust był homoseksualistą. Bo oficjalnie to nie był, nie wszyscy mieli w sobie tę olewczość Oskara W.  Po cichu jednakże sobie dogadzano. I tak radości życia i dopieszczanie we wszelki możliwy sposób ciał i dusz kwitły sobie w najlepsze w stolicy Francji a sposób życia paryżan był tym, który pragnęło się naśladować

Oczywiście wmawiano sobie że to,  Panie tego, ta  kultura wysoka, ta Opera Francuska, ta Comédie-Française, to malarstwo ( ze szczególnym uwzględnieniem akademickiej golizny - te wszystkie podejrzane cycate Wenusy i Psyche z wygolonymi wzgórkami łonowymi to przeca była wielka sztuka i każda i każden mógł się gapić do woli, bo się artyzmem napawał ), okazałe rzeźby ( cycate Wenusy atakujo ale akt męski to z listkiem figowym, niekiedy mikrych rozmiarów bo i po co większy ). Literatura francuska samo najlepsze bo  godnie jak u Hugo i poruszająco jak u Zoli i zgoła nieprzyzwoicie jak u Colette a muzyka  to och i ach. No a  to co wyprawiał Eiffel w Paryżu to po prostu dekadencja, w 1889 roku zniszczył wyobrażenia o architekturze. Ale z jakim rozmachem i jaki skandal z tego był piękny. Tak,  drugą nazwą Paryża był Skandal. Tym się ekscytowano bo  tak po prawdzie to znajomość francuskiej sztuki to była głównie znajomość trendów projektowania odzieży damskiej ( moda męska od początku wieku XIX miała swoją stolicę w Londynie ), czytanie z wypiekami na twarzach francuskich skandalicznych obyczajowo powieści i słuchanie egzotycznych oper, w których zwodnicze Cyganki były mordowane przez kochanków albo bajadery miały nietypowe skłonności. Teatrem francuskim się zachwycano bo ta Sara Bernhardt to wielką tragiczką jest ale ten szok jaki przeżyło towarzystwo po wystawieniu "Judasza", sztuki pióra Johna Wesleya De Kaya, w której Maria Magdalena jest kochanką trzech mężczyzn: Poncjusza Piłata, Judasza Iskarioty i Jezusa z Nazaretu  ( Sara grała rolę główną  czyli Judasza ), to był dopiero dramat! Sztukę wystawiono tylko raz.  I to tylko dlatego że miało to miejsce na amerykańskiej scenie zamiast na paryskiej. Słowa Paryż można było spokojnie używać w eleganckim świecie i nikt nikogo o żadne perwersje nie podejrzewał a z drugiej strony nazwa miasta wywoływała frywolne skojarzenia i niejedna twarz płonęła tzw. rumieńcem niezdrowej podniety, he, he, he.

Impresjonistami, fowistami, kluzjonistami,   nowatorską muzyką, czy odkryciami naukowymi mało kto poza naprawdę wąskim gronem się interesował. Ludzi bardziej obchodziło co robi Misia Godebska, znana z tego że pięknie umie żyć,  niż co w swoim życiu robią jej znajomi - Picasso i Apollinaire. "La Revue Blanche", pismo o sztuce wydawane przez męża Misi,  Tadeusza Natansona, po prostu wypadało mieć w salonie, czy szeroko rozumiano konsekwencje zerwania z akademickim spojrzeniem na sztuki wizualne szczerze wątpię.  Taa... takie to wszystko znajomo aktualne, he, he, he. Ech... mła zawsze będzie wdzięczna tej epoce szampana i absyntu za parę nazwisk, za jedno nazwisko większość ludzi obecnie żyjących na świecie wdzięczna powinna być na pewno - drodzy bracia Lumière, August Marie Louis i Louis Jean. To oni wymyślili film. W tym czasie przyszło żyć czterem  paniom, które z bycia nie tylko damami do tego... ten... towarzystwa,  ale też  z bycia sobą zrobiły  znak firmowy.  Trzy z nich nazywane były Gracjami La Belle Époque: Liane de Pougy, tancerka i kurtyzana, ówczesna gwiazda kabaretów w Paryżu,  Agustina del Carmen Otero Iglesias znana jako Carolina Otero lub po prostu La Belle Otero, która  bezczelność pełną wdzięku uczyniła najpierw sposobem na przeżycie a potem na całkiem niezłe życie, Émilienne Marie André, znana jako Émilienne d'Alençon. Czwarta, Natalina Cavalieri, bardziej znana jako Lina Cavalieri,  miała prawdziwy talent i urodę, która nie zawsze jej pomagała. Była kimś więcej niż radością dla oczu, spełniła marzenie o zostaniu primadonną.

Liane de Pougy naprawdę nazywa się Anne Marie Olympe Chassaigne, urodziła się w La Flèche 2 lipca 1869 a zmarła w Lozannie w Szwajcarii, w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia w 1950 roku. Była dzieckiem oficera kawalerii i jego żony pochodzącej z rodziny o wojskowych tradycjach i hiszpańskich korzeniach. Anne Marie Olympe, najmłodsze dziecko w rodzinie i jedyna córka spośród czworga dzieci, otrzymała wykształcenie stosowne dla dziewcząt z jej środowiska. Znaczy zamknęli ją w szkole przy klasztorze Sainte-Anne-d'Auray w Morbihan, gdzie przebywała od lat 9 do 16. W 1886 roku wyszła za mąż za człowieka ze swojej sfery, oficera marynarki, Josepha Armanda Henri Pourpe. Plotka głosiła że Anne Marie uciekła z wojskowym, któremu wkrótce miała urodzić potomka i ślub był koniecznością. Hym... jak to było nie wiadomo, bo pożycie małżeńskie nie układało się, pisząc bardzo ale to bardzo oględnie i małżonkowie różne rzeczy opowiadali. Pourpe miał być damskim bokserem a Anne Marie latawicą. W każdym razie nie było w tym stadle harmonii,  małżonek miał się dowiedzieć o zdradzie Anne Marie i usiłował ją zastrzelić. Są tacy, którzy twierdzą że zastał żonę z kochankiem in flagranti a są tacy, którzy twierdzą że o romansie tylko usłyszał.  Niewątpliwe jest że dzielny oficer do małżonki strzelał a nawet trafił ją w zadek, co jak wiadomo jest raną najczęściej zadawaną rekrutom. Anne Marie nie czekała na dalsze szkolenie wojskowe tylko uciekła od miłośnika broni palnej do Paryża, zostawiając syna, którego wychowywali dziadkowie ze strony ojca, zamieszkali w Suezie. Ten chłopiec czworga imion, Marc Marie Edmond Armand, stanie się później jednym z pionierów francuskiego lotnictwa , zginie w 1914 roku w wieku zaledwie 27 lat.

Anne Marie uzyskała rozwód zaocznie, na podstawie świeżutkich przepisów. Dla jej rodziny było to ciosem, zgorszenie w rodzinie wojskowych wymagało zerwania kontaktów z gorszycielką. I tak 19 latka wylądowała w Paryżu, z wykształceniem adekwatnym dla żony oficera czyli zerowymi umiejętnościami potrzebnymi na rynku pracy. Jedyne czym dysponowała to uroda, tylko z jej pomocą była w stanie się utrzymać na poziomie do jakiego przywykła. Nie że nie usiłowała czegoś ze sobą zrobić, uczyła się śpiewu i tańca a także gry scenicznej. Jednakże nie miała talentu w żadnej z tych dziedzin, najlepiej szło jej z tańcem. Jeśli chodzi o śpiew i scenę to jej zdolności krótko podsumowała Sara Bernhardt, z którą Anne Marie się zaprzyjaźniła - usta Anne Marie miały się tylko pięknie układać w uśmiechu, boszsz... broń żeby wypowiadała nimi na scenie jakieś kwestie. No wiecie - "Bądź piękna i milcz". Hym... młoda dama nie posłuchała, słusznie liczyła na to że fizyczność przyćmi słabsze aspekty jej występów.  Anne Marie w tym czasie przyjmuje pseudonim artystyczny Liane de Pougy,  pod którym przejdzie do historii. Podobno podpowiedziała go jej  jedna z największych  kurtyzan Drugiego Cesarstwa, kochanka samego Napoleona III, Valtesse de la Bigne ( ta sama która była pierwowzorem Nany i zrujnowała księcia Lubomirskiego ).  No cóż, pewnie zasugerowała  to szlacheckie  de.  Sara Bernhardt świadoma tego jak toczy się światek, postanowiła pomóc młodej tancerce i poznała ją z wpływowym 70 letnim dramaturgiem Henri Meilhac'iem, który był zafascynowany urodą Liany i pomógł jej rozpocząć karierę na scence Folies Bergère. Lekcje u Madame Mariquita, odpowiadającej za corps de ballet w Folies Bergère, też swoje zrobiły. Madame Mariquita była świadoma że jej piękne uczennice, Liane de Pougy, Émilienne d'Alençon czy La Belle Otero,  niekoniecznie muszą tańczyć doskonale technicznie, grunt żeby efektownie się ruszały.

W  Folies Bergère Liane zadebiutowała w roku 1894, podczas wieczoru olśniła wręcz publiczność. Jean Lorrain został skutecznie olśniony nieco później, kiedy Liane grała w Olimpii w pantomimie Rêve de Noël. Następnie  przyszedł triumf na scenie w Folies Bergère w 1896 roku, rolą Oriany w Złotym Pająku Liane zrobiła furorę. Edmond de Goncourt nazwał ją wtedy "najpiękniejszą kobietą stulecia",  umiejętne wykorzystanie urody w rewii to też sztuka. Liana lubiła wywoływać skandale, zdawała sobie sprawę że rywalizacja pomiędzy nią a La Belle Otero podnosi wartość obu na rynku pozyskiwania dóbr materialnych za świadczenie uługi szeroko rozumianego towarzystwa. Towarzystwa zarówno dla  mężczyzn, jak i kobiet. Romanse Liane z Valtesse de la Bigne czy Émilienne d'Alençon były w Paryżu  bardzo głośne. Kiedy wraz z Émilienne d'Alençon grała w Folies-Bergère, plotkowano w Paryżu o Folies-Lesbos. Miała głośne romanse z Natalie Clifford Barney, amerykańska pisarką i jedną z najbardziej znaczących paryskich salonnières, na której przyjątkach bywali wszyscy, którzy w paryskim świecie się liczyli, oraz z markizą de Belbeuf i pisarką Matyldą de Morny.

Liane sama próbowała swoich sił jako pisarka,   w 1901 roku wydała powieść pod wiele mówiącym tytułem "Sapphic Idyll". Prowadziła też dzienniki i wydawała pismo kobiece poświęcone pielęgnowaniu urody i modzie pod tytułem "L'Art d'être jolie", opublikowała  komedię "L'Enlizement" i kolejne pięć powieści o ciężkim życiu kurtyzany. Liane mimo tych safickich ciągotek wyszła za mąż, podobno z miłości, bowiem o 12 lat  młodszy Georges  Ghika, miał tylko goły tytuł rumuńskiego księcia, choć okraszony pokrewieństwem z królową   Serbii. Jak na kobietę, która zamówiła specjalny stoliczek do zostawiania kasy za świadczone przez się  usługi i ustanowiła na nie tak wysoką taksę że zrujnowała przynajmniej dwa francuskie rody, decyzja zadziwiająca. No ale ponoć książę kochał ją tak bardzo, że wziął z nią ślub mimo stanowczego sprzeciwu rodziny i groźby wydziedziczenia a to się liczyło. Liane była wyraźnie spragniona uczucia. I tytułu książęcego. Podniosła ceremonia ślubu książęcej pary odbyła się w 1910 roku i dla wielu oznaczała symboliczny koniec epoki wielkich kurtyzan, bowiem królowa paryskiego półświatka została zwykłą księżną  jakich wiele. I żyli tak sobie księżna i książę długo i szczęśliwie przez całe 16 lat, dopóki Manon Thiébaut nie pojawiła się na horyzoncie i nie uwiodła księcia. Na szczęście księżnej pozostali przyjaciele z dawnych czasów, np. Maurice de Rothschild czy Jean Cocteau. Wielu odeszło jednak już w niebyt, jak choćby hrabia Roman Potocki u którego Liane gościła w Łańcucie. Liane doskwierała swego czasu pozycja społeczna którą zajmowała, osiągnięcie statusu arystokratki jednak jej nie uszczęśliwiło. Strata syna spowodowała że Liane powróciła do religijności, w której znalazła pociechę. Niemal nie do uwierzenia ale to szczera prawda - pod koniec życia Liane De Pugy została siostrą Anne Marie od Pokuty i stała się tercjarką dominikańską. 

Agustina del Carmen Otero Iglesias vel Carolina Otero, zwana La Belle Otero, urodziła się 4 listopada 1868 w Ponte Valga w Galicji, a zmarła 12 kwietnia 1965 w Nicei.  Ponoć cygańska krew, która w Hiszpanii i nie tylko w niej znaczyła człowieka jako podobywatela spowodowała że straszliwie biedna Otero już jako małe dziecko rozpoczęła pracę służącej w Santiago de Compostela. Tak po prawdzie to nie za bardzo wiadomo ile i czy w ogóle romska krew płynęła w tych żyłach. Wiadomo że była dzieckiem samotnej matki, co w tamtych czasach było garbem, Romka czy nieślubne dziecko wsio ryba, w obu wypadkach społecznie było pod górkę. Ojcem Augustiny  był oficer armii greckiej o imieniu Carasson, tyle o nim wiadomo. Jako 10 letnie dziecko Augustina przeżyła traumę, została zgwałcona przez  mężczyznę, który uniknął kary. To ona mierzyła się ze społecznym ostracyzmem. W wieku 14 lat Otero opuściła dom na dobre, wraz ze swoim partnerem tanecznym  a zarazem kochankiem Paco i udała się do Lizbony, żeby zarabiać na życie jako tancerka i śpiewaczka. Paco się ulotnił, zamiłowanie  Otero do przystojnych facetów nie ulotniło się nigdy i nie raz i nie dwa miało wpędzić  ją w kłopoty. W 1888 znalazła w Barcelonie sponsora, czytaj kochanka, Ernesta Jurgensa   i przeprowadziła się wraz z nim do Marsylii, gdzie sponsor miał promować jej umiejętności taneczno - wokalne. Wkrótce po przyjeździe do Francji Otero porzuciła go i rozpoczęła karierę jako "La Belle Otero", dorabiając sobie Cygankę z Andaluzji w CV. Szybko stała się gwiazdą Folies Bergère, bo na "ogniste Cyganki" był wówczas duży popyt. Po kilku latach, dzięki rozsądnej polityce dobierania odpowiednich mężczyzn na stanowisko kochanka,  Otero stała się jedną z najbardziej pożądanych kobiet w Europie. Wypadało wręcz w pewnych sferach mieć romans z  La Belle Otero. Wśród jej kochanków znaleźli się: Albert I, książę Monaco, Edward VII, król Wielkiej Brytanii, rosyjscy wielcy książęta Piotr i Mikołaj, książę Westminsteru oraz pisarz Gabriele D’Annunzio.

Otero dbała by rozstania przynosiły jej tyle sławy co rozpoczęcie odpowiedniego związku - ponoć sześciu mężczyzn popełniło samobójstwo, kiedy Otero postanowiła skończyć z nimi pitigrilli. Dwóch innych miało stoczyć  o nią pojedynek, no i to akurat jest prawdą. W sierpniu 1898 roku w Sankt Petersburgu francuski operator filmowy Félix Mesguich ( pracownik firmy braci Lumière ) nakręcił jednominutowy film z  Otero wykonującą Valse Brillante. Pokaz filmu w sali koncertowej Aquarium wywołał  skandal, ponieważ w tej nieco frywolnej scenie pojawił się oficer armii carskiej. No a carskiemu sołdatowi z koneksjami nie lzja dansować z dupodają na ekranach, choćby ona nie wiadomo jak sławna była. Skutek nakręcenia filmiku z Otero był taki że Mesguich został wydalony z Rosji. Romanowowie  w sprawie własnego wizerunku byli chyba najbardziej przeczuloną dynastią w Europie, co zdaniem mła wiązało się z tym że mimo tego że ruskie księżniczki doby średniowiecza były królowymi Francji czy cesarzowymi,   to jednak córka samego Piotra Wielkiego, mimo ogromnych bogactw, nie uchodziła w Europie za partię z odpowiednią parantelą. Na carycę Rosji w XVIII wieku kwalifikowało urodzenie się w podrzędnej gałęzi rodziny książęcej w niewiele znaczącym niemieckim księstwie. Dopiero wiek XIX zmienił politykę matrymonialną dworów europejskich wobec Romanowów, Rosja była potęgą ale zadra w rodzie została i jak mła mniema dlatego Romanowowie byli nieraz bardziej wiktoriańscy niż królowa Wiktoria.

Otero przeszła na kurtyzańską "emeryturę" po I wojnie światowej. Posiadała wówczas majątek o wartości 25 milionów współczesnych dolarów,  za równowartość 15 milionów La Belle Otero kupiła sobie odpowiednie posiadłości, status bowiem należało utrzymywać. W końcu była boginią, której biust odcisnął ślad w architekturze - bliźniacze kopuły hotelu Carlton zbudowanego w 1912 roku w Cannes, jak się powszechnie uważa, były wzorowane na jej piersiach. La Belle Otero wiedziała jak należy zwracać uwagę na ten atut jej urody - najwłaściwszym było gołe ciało ozdobić klejnotami z wysokokaratowymi kamieniami. Nie za bogato, oszczędnie, żeby ciało było widać. Ważne by kamienie były tej samej klasy co biust ( damy swawolne prowadziły coś w rodzaju wojny brylantowej - La Belle  Otero pojawiała się w modnych miejscówkach  obwieszone diamentami od stóp do głów,  Liane de Pougy chadzała w te same miejsca z szyją ozdobioną pojedynczym, ale za to ogromnym diamentem i z  pokojówką niosącą aksamitną  poduszkę z przyczepioną do niej biżuterią Liany,  Émilienne d'Alanson, miała gorset Cartiera w całości wysadzany brylantami ). La Belle Otero była bystra, niestety miała przypadłość charakteru przy której pociąg do przystojnych ale ubogich mężczyzn to prycho. Otero uwielbiała grać, większość swojej fortuny po prostu przegrała w Monte Carlo, resztę straciła  prowadząc wystawny tryb życia. Coraz mniej było pieniędzy do przegrywania, doszło do tego że ze względu na dawny bracie czas, dyrekcja Hotelu Novelty w Nicei umieściła leciwą legendę Belle Époque w  jednopokojowym mieszkaniu w budynku hotelu. To tam zmarła na atak serca. 

Émilienne Marie André, znana jako Émilienne d'Alençon urodziła się  w Paryżu w ubogiej quartier. Jej  matka była konsjerżką w kamienicy przy rue des Martrys. Do paryskiego półświatka Émilienne trafiła w wieku lat 15 za sprawą znanego felietonisty Charlesa Desteque, zwanego  l' Intrépide Vide-Bouteilles, Nieustraszonym Korkociągiem,  ze względu na jego miłość do trunków. Debiut Émilienne miał miejsce  w jego  gniazdku rozpusty przy rue de Laval, naprzeciwko kabaretu Chat Noir.  Charlesowi Desteuque wprowadzenie  do półświatka zawdzięczała też  La Belle Otero.  Paryż miał za co być mu wdzięczny, dostarczał tematu do lubych ploteczek jako  sekretarz  Folies Bergère dbał o to by kabaret i jego gwiazdy  byli na ustach wszystkich,  to on dostarczył ogromny diament, otoczony szafirami, tzw. La Belle Jacqueline, kamień porównywalny ze słynnym  Regentem, ozdobę Liany w której debiutowała na paryskiej scenie w kwietniu 1894 roku ). Jako tancerka Émilienne  zadebiutowała w Cirque d'Été w 1889 roku, na tej samej scenie na której debiutowała La Belle Otero. Później grywała w Casino de Paris, Menus - Plaisirs, Folies Bergère, Scala,Théâtre des Variétés.  Jej pierwszy numer był na poły cyrkowy, występowała ubrana w różową suknię z tafty z królikami, których sierść ufarbowano na różowo i przystrojono koronkami. Publiczność była zdania że  to urocze. Uchodziła za prawdziwą poszukiwaczkę diamentów, udało się jej zrujnować młodego księcia de Uzès, który tak się roznamiętnił że chciał Émilienne  poślubić.

Jednakże mateczka księcia, księżna Anna de Rochechouart de Mortemart, czuwała i postanowiła w 1891 roku zorganizować dla kochliwego księcia wyprawę do Afryki, coby go wyrwać z bezczynności, złego lokowania zainteresowań i zmusić do dokonywania rzeczy wielkich. Celem wyprawy było  dotarcie do Abisynii i uwaga - wyzwolenie Chartumu z rąk mahdystów. Mahdyści mieli być lekarstwem na chorobę zwaną Émilienne. Książę oczywiście Chartumu nie zdobył, za to zmarł na dyzenterię w dw 1893 roku Kabindzie w Kongo, przygotowując się do powrotu do Francji. Szalony plan mateczki niby się powiódł, książę był zabezpieczony wieczyście przed zakusami Émilienne. Zawsze to jakaś satysfakcja dla matczynego serca. Émilienne nie miała czasu płakać, zajmowały ją dochodowe romanse. Między innymi z Étienne Balsanem, którym dzieliła się z Coco Chanel, tym paskudnym królem Belgii Leopoldem II, księciem Walii i przyszłym królem Anglii Edwardem VII i prawdopodobnie z kaiserem Wilhelmem II. Podobnie jak Liana, Émilienne  nie stroniła od uciech z paniami. Oprócz romansu z Lianą przypisuje jej się romanse z La Goulue w 1889, poetką Renée Vivien, tancerką Julią Seale. Jej skandaliczne prowadzenie stanowiło o atrakcyjności Paryża, dlatego Przewodnik Paris - Paris opisał ją w 1899 roku jako "sławę paryskiego życia" i "piękność półświatka".  Była też muzą artystów,  jej wizerunek uwiecznili Toulouse  - Lautrec i Jules  Cheret.  Była natchnieniem  dla Marcela Prousta i całej gromady grafomanów.

Nie wyszła za hrabiego, księcia czy innego impresaria, w 1905 roku poślubiła dżokeja Percy'ego Woodlanda. Émilienne przyjaźniła się nieco zdziwnie z Coco Chanel, panie były  do siebie przywiązane a jednocześnie  mocno ze sobą rywalizowały.  Pierwsze projekty kapeluszy Coco wprowadzała na rynek właśnie Émilienne ale w ramach wdzięczności ponoć Coco zrobiła wszystko by kobieca sylwetka przyjaciółki, te bujne kształty, jak najszybciej wyszły z mody. Jednocześnie o swoim najbardziej dochodowym projekcie,  perfumach Chanel No. 5,  mawiała że to zapach podobny  do naturalnego zapachu  przyjaciółki.  Po ślubie Émilienne poświęciła się hodowli koni wyścigowych, bardzo lubiła wyścigi. Niestety, nie był to dochodowy interes - co innego grywać na wyścigach, co innego prowadzić stadninę czy stajnie wyścigową. Majątek Émilienne, w tym  kolekcję porcelanowych lampek nocnych i  cenne meble ozdobione porcelanowymi tabliczkami, został zlicytowany w Hôtel Drouot w 1931 roku. Émilienne zmarła w Monte Carlo 14 lutego 1945 roku, została pochowana na cmentarzu Batignolles w Paryżu, w miejscu pochówku jej rodziny ze strony matki, kaplicy rodziny Normandów.

Natalina , zwana Liną,  Cavalieri  urodziła się 25 grudnia 1874 w Viterbo, zmarła 7 lutego 1944 we Florencji. Początki życia były trudne, w wieku piętnastu lat Lina straciła rodziców i została podopieczną państwa, wysłaną do katolickiego sierocińca prowadzonego przez zakonnice. Przytułki zakonne w tym czasie  to nie były wymarzone domy sierot, przypominały raczej obóz pracy przymusowej, niektóre taki o zaostrzonym rygorze. Sierotki wiały z takich miejsc przy pierwszej nadarzającej się okazji. Młoda dziewczyna  z aspiracjami jaką była Lina czuła że przytułek i siostry zakonne coś do niej nie pasują i myknęła wraz  z objazdową grupą teatralną. Udała się do wymarzonego Paryża we Francji, gdzie udało się jej dostać pracę szansonistki  w jednej z miejskich kawiarni.  Tak się wszystko zaczęło, od buntu i ucieczki, od niespokojnego ducha i zerwania więzów. Romantycznie znaczy. Z tym że to wszystko nieprawda, rodzice nie osierocili tylko wysłali Linę na naukę szycia, bowiem wymarzyli sobie dla niej karierę szwaczki. Ojciec Liny nie myślał zresztą tak naprawdę o jakimkolwiek kształceniu  Liny, skoncentrowany był głównie na myśleniu o sobie. Był utracjuszem o szlacheckich korzeniach, który parał się każdą pracą, jaka wpadła mu w ręce byle była krótkotrwała. Matka pracowała jako praczka i to ona chciała by Lina miała zawód pozwalający jej na  życie lepsze niż życie jej rodziców. Poza tym Lina była najstarszą z pięciorga rodzeństwa, i jak to we Włoszech, na jej barkach spoczywała odpowiedzialność za ich utrzymanie.  Zrobienie z Liny szwaczki się nie udało, Lina była uzdolniona manualnie inaczej, niszczyła co jej tylko wpadło w ręce.

Skończyło się tym że sprzedawała na ulicach Rzymu  wiązane bukieciki kwiatów i kto wie co jeszcze. Wersja oficjalna glosi że Lina śpiewała pod oknami zamożnych rezydencji, za co obdarzano ją jakimiś groszami. Ponoć podczas takiego koncertowania usłyszał ją  nauczyciel muzyki, który zaproponował jej kilka lekcji. Z dobrego serca, co skończyło się zajściem 17 letniej  Liny w ciążę. Po lekcjach z maestro Molfettą  Lina  znalazła zatrudnienie nie tylko na stanowisku matki ale i na stanowisku kawiarnianej szansonistki.  Jej  uroda szybko przysporzyła jej  grono wielbicieli. Jeśli chodzi o głos to Lina ciężko nad nim pracowała, do tego stopnia że  jej nazwisko dosyć szybko znalazło się na afiszu Concerto della Varieta w Rzymie. Marzyła o tym żeby zostać primadonna assoluta, ale we Włoszech świat rewii i świat opery dzieliła i nadal dzieli przepaść. Opera włoska to 300 lat historii, tworzyła boginie i bogów sztuki śpiewu, szansonistka z kawiarni czy teatrzyku nie mogła za bardzo marzyć o tym by być następczynią Francesci Cuzzoni, Faustny Borodoni, Angelici Catalani czy Adeliny Patti. Ale Lina była twarda, wierzyła w swój talent i dochrapała się śpiewania w stolicy włoskiej "piosenki kwiarnianej", Neapolu. Po tym osiągnięciu postanowiła urodę, która przyćmiewała jej śpiew, wykorzystać jako oręż w walce o angaże operowe. Droga do operowej sławy wiodła przez Paryż i sceny tamtejszych rewii oraz przez liczne łoża. Najbardziej znane należało do rosyjskiego księcia Aleksandra Bariatyńskego. Bariatiński nakłonił  Linę do porzucenia rewii  i skupienia się wyłącznie na intensywnych lekcjach śpiewu u uznanych śpiewaczek: Mathilde Marchesi ( niemiecka mezzosopranistka, nauczycielka   bel canto ) w Paryżu oraz Maddaleny Mariani-Masi ( sopran koloraturowy, solistka La Scali ) w Mediolanie.

Czytaj  dał na lekcję i utrzymanie a Lina z wdzięczności rozpowiadala o tym że romans zakończył się potajemnym  ślubem, gdyby nie carska interwencja to ona i Aleksander B.  wraz z synem Aleksandren Juniorem, który w cudowny sposób został synem książęcym, tworzyliby szczęśliwe stadło. Taa...Opłaciło się to ćwiczenie głosu  i sprawności innych, strategicznych części ciała. Na prawdziwej operowej scenie zadebiutowała w roku 1900,  w Lizbonie w jako Nedda w "Pajacach" Leoncavalla. Debiut był gorzki, nie to  że recenzje słabe,   publiczność podczas  drugiego spektaklu  przepędziła śpiewaków ze sceny. Jakby było mało nieszczęść w tym samym czasie, po kilkuletnim związku Linę opuścił Bariatiński, pozostawiając ją z synem Aleksandrem Juniorem. Car miał z tym wszystkim  tyle  wspólnego że rodzina Bariatyńskich poprosiła batiuszkę najukochańszego o wsparcie i pomoc w wyrwaniu syna ze szponów nierządnicy. Aleksander mógł być inszego zdania na temat Liny ale słowo batiuszki święte, rozbierało z damskich ciuchów nawet samego księcia Jusupowa. Co do Liny  to na szczęście włoska familia nie zawiodła, wsparciem dla Liny okazała się wówczas jej młodsza siostra Ada. To ona przekonała Linę by nie porzucała opery i że grunt to rozgłos. Potem było łatwiej,  sceny operowe otworzyły się dla Liny Cavalieri, opery w których  śpiewała partie  to: Cyganeria , Traviata , Faust , Manon , Andrea Chénier, Thaïs , Les contes d'Hoffmann ( jako kurtyzana Giulietta ), Rigoletto , Mefistofele ( jako Margarita i Elena ), Adriana Lecouvreur , Tosca , Hérodiade ( jako Salomé ), Carmen ( rola tytułowa ), Syberia i Zaza. W 1910 roku jej głos został zarejestrowany na nagraniach wytwórni Columbia. Śpiewała  arie z jej popisowych partii w operach włoskich i francuskich. Była naprawdę niezła, w końcu występowała w duecie z Enrico Caruso, największym tenorem swojej epoki.

Byłoby jeszcze lepiej gdyby nie styl życia Liny i nowoczesna  wylewność w stosunku do mediów. Jej opinie na tematy damsko - męskie w licznie udzielanych wywiadach  spowodowały że nie doszedł do skutku jej angaż w Royal Opera House w Londynie.  Śpiewała za to aż do 1914 w nowojorskiej Met, w tym roku postanowiła przejść na emeryturę. Głównie wokalną bo wciągnął ją świat i biznes kosmetyczny, no i nowy mężuś miał cóś do powiedzenia. Ale zacznijmy od jego poprzednika na tym stanowisku.  W 1910 roku Lina wyszła za mąż za zamożnego amerykańskiego artystę, malarza fresków Roberta Winthropa Chanlera, wywodzącego się z rodziny Astor. Małżeństwo było tak niedobrane  że rozpadło się jeszcze przed końcem miesiąca miodowego.  Chanler podobno zażądał od Liny porzucenia sceny, Lina w odpowiedzi na to dictum porzuciła Chanlera. Małżeństwo było nieudane  jednakże niezwykle opłacalne, Lina Cavalieri wzbogaciła się na rozwodzie o  niebagatelną wówczas sumę  80 tysięcy dolarów, za którą, w uroczej atmosferze skandalu, otworzyła własną perfumerię przy 5 Alei w Nowym Yorku. Przy tej samej ulicy, od roku działał jej pierwszy salon kosmetyczny.  Znana jako "najpiękniejsza kobieta świata"  wydała książkę pod zachęcającym tytułem "Sekrety mojej urody" oraz stworzyła perfumy o nazwie "Mona Lina", bardzo włoskiej. Jednocześnie pełniła też rolę nieformalnego agenta wspomnianego wcześniej  kolejnego męża, francuskiego tenora Luciena Muratore’a, za którego wyszła w 1913 roku.

W roku 1914 zaczęła  występować przed kamerą, jej pierwszą rolą filmową    była Manon w filmowej wersji  "Manon Lescaut". Na ekranie  pojawiła się w 10 produkcjach, występowała aż  do roku 1920. Niestety żaden z filmów się nie zachował. W  1920 postanowiła  wrócić na operowe sceny i wraz z mężem odbyć tournée po Stanach Zjednoczonych. Po kolejnym rozwodzie w 1927 roku, Lina ponownie zrezygnowała ze śpiewania, tym razem już ostatecznie. Jednakże na brak zajęć nie narzekała,  była bardzo zamożną businesswoman, posiadającą sieć salonów kosmetycznych w całej Europie. Wróciła do Włoch i wraz z trzecim mężem, Giovanniego Campari.  przedsiębiorcą i członkiem  słynnej rodziny, która stworzyła takie cudo jak aperitif  campari. Czwartym małżonkiem został długoletni impresario i sekretarz Liny,  Arnaldo Pavoni, znany też  pod pseudonimem Paolo D'Arvanni. Zamieszkali na przedmieściach Florencji. Zginęli obydwoje podczas bombardowania Florencji w 1944 roku. Wieść niesie, że Cavalieri wraz z małżonkiem próbowała ocalić przed zniszczeniem swoje klejnoty, mieli po prostu pecha. Dziś twarz utożsamianą z podobizną Liny odnajdujemy na projektach Piero Fornasettiego, ta buźka  stanowiąca znak rozpoznawczy jego prac, to ponoć nic innego jak portret Liny Cavalieri zaczerpnięty z czasopisma z końca XIX wieku. Wielu to podważa, insi twierdzo że to szczera prawda. Mła się nie wypowiada, dla niej Lina inna niż z fotki to   27 latka z portretu, który namalował Giovanni Boldini, ten sam który stworzył najsłynniejszy z portretów  Giuseppe Verdiego, ten  w cylindrze.  W 1955 roku powstał film biograficzny o  życiu Liny Cavalieri , "La donna più bella del mondo"  ( czyli "Najpiękniejsza kobieta świata" ).

Rolę Liny Cavalieri zagrała  Gina Lollobrigida, najlepszy włoski biust, nikt nie wierzył  że włoska sexbomba partie operowe śpiewała sama. Podobny przypadek jak  Liny, uroda Giny przyćmiła jej głos, porządnie ustawiony sopran o ciekawej barwie. A co się stało z bohaterem najbardziej płomiennego z romansów Liny?  Aleksander Władymirowicz Bariatyński zmarł w 1910 roku w wieku lat 40. Ożenił się z kobietą bardzo do Liny podobną ale małżeństwo nie przyniosło mu szczęścia. Pił zbyt dużo nawet jak na Rosjanina. Pochowano go z zgodnie z jego wolą we Florencji, mieście które kochała też Lina. A batiuszkę cara rozstrzelał wraz z rodziną bolszewik w Ipatiewskim domu. Wszystko godne operowej sceny. Puccini stworzyłby do takiego libretta poruszającą muzykę. No i to by było na tyle historii pań swawolnych, Grande Amoureuse. Niezbyt budujące ale przyznajcie drodzy Czytacze, jakże ciekawe i pikantne. Prawdziwe celebrytki, dzisiejsze sławy znane z tego że są sławne  wcale nie są bardziej odważne. Gazety tak jak dziś portale info, donosiły o każdym  kroku dawnych sław, ich wizerunki były wykorzystywane w reklamie. Kobiety potępiały je i marzyły o tym, by być jak one, mężczyźni się w nich kochali albo przynajmniej pożądali. Ten świat jednak niewiele się zmienia, niby wszystko inne a w gruncie rzeczy nadal takie samo. O czym Wam uspokajająco donoszę. A w Muzyczniku dziś stosowny do wpisu kuplecik. 

13 komentarzy:

  1. Matko jedyna, mam nadzieję że ten słoń na pierwszym zdjęciu sztuczny. Malowany albo lepiony. Rzeczywiście, życiorysy bujne, takie babskie Indiana Jonesy grasujące po męskich i niemęskich gaciach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne baby, wykorzystywały system jednocześnie go rozwalając. Znaczy dywersantki. ;-D Słoń był sztuczny zdecydowanie, było na nim i w nim pomieszczenie które służyło jako luksusowa palarnia opium. Za jednego franka dżentelmeni mogli wejść spiralnymi schodami wewnątrz nogi i bawić się w słoniu w towarzystwie tancerek brzucha. Takie to było zwierzątko.

      Usuń
    2. To dobrze że słoń imitacja...
      A co do bab, to wiesz, niby straszne, ale można pozazdrościć umiejętności, sprytu, wdzięku, odwagi. Co epoka, to w niej takie kobiety się trafiają, w każdym systemie poruszają się jakby ich nie dotyczył. Cesarzowe Teodory.

      Usuń
    3. Pewnym novum było w drugiej połowie XIX wieku że tak wielu kobietom z najuboższej klasy społecznej - wszak Liane była wyjątkiem - udało się osiągnąć taki status materialny. Owszem, drzewiej też się takie awanse trafiały ale to był raczej wyjątek niż reguła. Najczęściej zresztą w czasach w których "się działo", znaczy kiedy historia przyspieszała.

      Usuń
  2. Doczytam w spokoju dziś.
    Na razie poinformuję, że wysłałam maila do Taby w sprawie przesyłki.

    OdpowiedzUsuń

  3. Doczytałam.
    Wygląda na to, że życie w rozpuście i wszeteczeństwie służy zdrowiu, bo te panie osiągnęły słuszny wiek.
    Napiszę jeszcze, że spróbowałam podnieść odnóże dolne tak wysoko, jak trio na jednym ze zdjęć, i niestety, nie dość że trzymając się krzesła, to wcale mi się ta noga tak wysoko nie chciała podnieść, a o wyprostowaniu to już w ogóle słyszeć nie chciała. Także ja odpadam w przedbiegach, kariery bym nie zrobiła w kabaretach Belle Epoque...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesyłka dotarła, mła sobie pobełkotała wczoraj i dziś przychodzi w związku z tym do mła Cio Mary na kontrolę. Znaczy sprawdzić czy mła nie upada moralnie. Ma przynieść sałatkę od Leny więc ani chybi że mła moralnie upadnie i będzie żarła nieprzyzwoicie. Mła wczoraj spoko podniosła nóżkę, wody izerskie działają cuda. Co prawda po podniesieniu giry omal nie przyglebiła i musiała asekuracyjnie klamki u drzwi się chwytać, ale się liczy.

      Usuń
  4. Bardzo ciekawy wpis. Dziękuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, cieszę się że Cię zainteresował.:-D

      Usuń
  5. Słoń mię też zaintrygował,nie wiedziałam czy widzę słonia, rzeźbę czy malowidło.Świat kurtyzan i komedyjantów jakoś mnie nie pociągał,łącznie z damą kamelyjową.Nie rozumiem tych ekscytacyj i porywów miłosnych.
    Z francuskich rzeczy to wolę rozkosze podniebienia...właśnie wciągnęłam do kawki francuski rożek z jabłkiem.. i dwie pajdy z pysznym pasztetem prawie foie gras.
    Tak że nogi też nie podniosę;)
    Ale jutro poszczę o chlebie i wodzie. Kuleżanka zamierza dietę "tydzień o wodzie", ale nie piszę się, bo nie wytrzymam, zbyt radykalna.
    Sypie i sypie, co prawda drobny śnieżek ale po kiego..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haniu jakie amory? Toż to czysty, no może półczysty, biznes był. To panowie płacili za pozory romansu, pokazując innym panom że ich na taką rozrywkę stać. Panie zarabiały aż miło i nie miały żadnych złudzeń w kwestiach uczuciowych. Kiedy sobie pozwalały na uczucia to były już na tyle majętne że mogły robić co chciały i z kim chciały. "Dama Kameliowa" to zapis młodzieńczych złudzeń faceta który miał romantyczną wyobraźnię, pierwowzór Małgorzaty Gautieur, Marie Duplessis, zapowiadała się na niezłą harpię ale choroba ją skosiła. Tak po prawdzie to Dumas nie miał na Marię pieniążków i dlatego po rocznym romansie, podczas którego zresztą nie był jedynym klientem, został odstawiony od cyca. To było półtora roku przed śmiercią Marii. Rok po jej śmierci wydał powieść, która miała z góry zapewniony sukces czytelniczy, bo Marię jeszcze pamiętano i ploteczki można było po przeczytaniu powieści z kluczem uskuteczniać. Przynajmniej mu się wróciło co w Marię zainwestował. ;-D
      Z francuskich rozkoszy mła najbardziej ceni sobie perfumy. Żarło też do mła przemawia, ale perfumy jednak przebijają. No i mla tak ogólnie lubi la culture française. ;-D

      Usuń
  6. Poczytam tylko z wanny wyjdę i może ją jakiegoś wpisa ogarnę. Bo wpis z książkami nadal wisi, bo poluje na Triss! Ona jest jak mały Jaguś. Okrągła się robi i szybka jest mimo krótkich nóżek. Co łobuz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widziałam u Cię na blogim Twoje panienki. Normalnie odaliski sułtańskie, pozy jak z XIX wiecznych obrazów na temat - Jak wyobrażam sobie orientalne rozkosze.;-D

      Usuń