Strony

czwartek, 21 grudnia 2023

Radości prowincji

Kolejny lejny dzień, mła z lekka zaglutana  po wczorajszym wawkowaniu. Powinnam mnóstwo spraw  załatwiać a zamiast tego się snuję i glucę. W kompie przezornie info nie szukam, wystarczyła mła aż nadto wysłuchana w samochodzie relacja o bojach w telewizorni, o tym że ubrał się diabeł w ornat i na mszę ogonem dzwoni i o tym że prezydent zajął się korespondencją. Wszyscy polityczni oskarżają się wzajemnie o brak poszanowania konstytucji i mła się z  nimi zgadza - oni wszyscy mają konstytucję w dupie. Głęboko. Mła czeka na szybciorowe zmiany w prawie, żeby stan faktyczny doprowadzić do zgodności z prawem, bo obecnie jesteśmy na tym etapie że jest bezprawie. Co  rzundzące nam z mediów zrobią nie wiem, wyjdzie w praniu. Szczerze pisząc uważam że w kraju są ważniejsze sprawy niż zabawy z mediami, mam nadzieję że w sprawie z sądownictwem nie będzie dróg na skróty. Tyle o politycznych występach. Teraz o jazdach wawkowych. Po stolicy jeździ się lepiej niż po  mieście Odzi ale wycieczka uświadomiła mła po raz kolejny że mła ma duszyczkę prowincjuszki. 

Mój boszsz... jak mła źle się poczuwa w miastach rozlazłych, nie dla niej Nowe Yorki, Los Angelesy, Londyny czy Warszawy ( Rzymu to nie dotyczy, no bo Rzym to Rzym ). Pocieszająco sobie myślałam  że miasto  rozlazłe ale mogło być gorzej,  szczęśliwie nasza stolica nie jest megamiastem.  Ciężko mła sobie wyobrazić życie w Szanghaju czy Meksyku, ta zabudowa rozciągająca się po horyzont, horror! Najlepsze miasto dla mła to takie w którym mła jest w stanie przedeptać samodzielnie śródmieście i najbliższe okolice, ( taka Praga, niby duża ale XIX wiecznie zakonserwowana więc rozlazłości nie czuć,  czy Lizbona przepięknie położona i do ogarnięcia dla piechura  ) miło kiedy przy odpowiednich rozmiarach miasto jest wiekowe i urodne. Hym... Warszawa śródmiejska, ta wokół Alei Ujazdowskich, cóś dla mła jak Avenue de la Toison d'Or i Boulevard de Waterloo w Brukseli, miejsce w którym mła jakoś nie chce być. Za dużo, za głośno, za tego. Oczywiście że w Warszawie są i piękne miejsca, bardziej kameralne i wogle, ale mła męcząco kręciła się po wielkomiejskościach.

Hym... mła od razu się stosunek do własnego miasteczka wyprostował, jak dobrze mieszkać w mieście w którym przejście przez ulicę nie zajmuje kwadransa, he, he, he. Może mnóstwo ruinek stoi ale tak jakoś bardziej po  ludzku jest bez tych kanionów zrobionych z korpowieżowców. Troszki mniej  możliwości stworzenia prawdziwego bordello architektoniczno - urbanistycznego ( projektantów budynku The Tides nad Wisłą usadowionego należałoby stracić o świcie ). No wiecie, miasto Ódź to nie jest szczyt miastowej urody, oględnie pisząc he, he, he, ale  nasza stolica to tak na pierwszy rzut oka tyż urodą nie powala. Odsasowolasowa jest, co jest tym zdziwniejsze że przecież była planowo odbudowywana.  Hym... może warszawiakom socurbanistyka nosem wychodziła i postanowili nieco zamącić a może zwyczajnie  nikt  tym co w mieście budowano specjalnie się nie przejmował, byle kasa była.  Mła na wszelki wypadek postanowiła się pogapić na plany budowy  nowego centrum Odzi i jakby co to się nadzierać, wicie rozumicie, tacy od The Tides mogo czyhać z projektami a w mieście Odzi niektórzy to tylko czekajo aby jakie straszydło "po wielkomiejsku" zapuścić. Czuj duch, miasta Odzi strzeż


W ramach ozdobnika stare ódzkie fotki a  w Muzyczniku Wojciecha Kilara rytm miasta z filmu "Ziemia Obiecana". To tak na zgodę mła z miastem Odzią, najcudowniejszym najbrzydszym miastem w Polsce. Moja paskudko, ty! Brudasek nasz zaciszny, he, he, he. A kto jest taki niedobry z tymi rozkopami, no kto? Nasza mieścinka kompaktowa.

26 komentarzy:

  1. A wiesz że ja swoją Cz-wę też doceniam po wojażach? Da się przejść od dowolnego skraju do skraju przeciwnego, co zdarzyło mi się robić. Męczące, ale da się. Mieścina o urodzie problematycznej😀.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to podobnie, jak moje miasto rodzinne, Gorzów jeszcze Wielkopolski.
      Niezbyt urodziwe, niezbyt duże, ale pełne miłych zakątków. I w fajnym otoczeniu.

      Usuń
    2. Rominko mła to się wydawa że na tytuł najbrzydszego miasta w Polszcze to Częstoschowana ma szansę mniej niż średnie. Tytułu my dumni odzianie nie oddamy za nic, nasze miasto jest najbrzydsze i szlus. Wreszcie pierwsi na liście, niech się Wawka chowa. ;-D Mła się wydawa że dla miasta maksymalną wielkością jest w porywach do 300 km² i paręset tysięcy mieszkańców. W takim mieście da się jeszcze w jakichś normalnych warunkach żyć. Im bliżej miliona mieszkańców tym więcej problemów. Inna bajka aglomeracje ale rozlazłe miasta molochy kojarzą mła się z mrowiskami, hym... przestrzeń zamieszkała głównie przez robotnice. :-/ Nie widzę siebie żyjącej w bardzo małym miasteczku, prędzej by wywiało mła na wieś albo za wieś ale w miastach średnich i dużych mła się czuje najlepiej.

      Usuń
    3. Otoczenie miasta ważne, w mieście Odzi mimo przemysłowej legendy sporo zielonego zarówno poza miastem, jak i w mieście. Tęskni nam się nieco do dużego zbiornika wodnego, dlatego nasłuchujemy się co tam w Bełchatowie dzieje. Pewnie nie my jedni. W samym Bełchatowie woleliby górniczyć, jeszcze nie dotarła do nich prawdziwa cena kopalni. W końcu dotrze. :-/

      Usuń
  2. Po Łodzi lubię kluczyć i znajdować ładne niestandardowe miejsce. Wszystko jakże się pozmieniało... Stare zdjęcia niezmiennie robią wrażenie.
    Trafiłam do Ciebie, bo zaintrygowała mnie ikonka przy Twoim nicku. Do złudzenia przypomina mi album Viridian zespołu Closterkeller.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niemożliwe, Closterkeller ikonkę zerżnęli, odmałpili, WYKORZYSTALI, he, he, he. ;-D Moja ikonka jest troszki inna, w zielonej ogrodowej kuli odbija się gruba syrenka z aparatem, to mła, oraz mniej gruba syrenka patrząca co też gruba syrenka wykonuje, to Mamelon. Pomysł został zerżnięty z "Doliny Muminków", rodzina Muminków miała w ogrodzie taką szklaną kulę w której odbijał się świat. Dla mła miasto Ódź jest środowiskiem naturalnym, jest wysoce prawdopodobne że umieszczona w innym miejscu na dłużej zaczęłabym czuć się jak w zoo. Oczywiście jako odzianka uprawiam narzekanie na miasto, uważam że mało kto tak dobrze narzeka na miejsce w którym mieszka jak my, to już właściwie sztuka. Ponieważ miasto Ódź uchodzi za upadłość postkomuszą, słoikowo piątej kategorii i prowincję wagi średniej u mieszkańców nie wykształciło się szczęśliwie mocne poczucie wielkomiejskiej wyższości, kija w dupie znaczy nie mamy. Brak owego kija chyba odpowiada za tzw. luzik. :-D

      Usuń
  3. Bardzo lubię "Ziemię obiecaną" I ksiązkę i film i muzykę z filmu i poszczególne z niego sceny (najbardziej tę, gdy Fronczewski rzuca pracę!). W Łodzi dawno temu byłam i pewnie już bym jej nie poznała. Tym niemniej z powodu miłych wspomnień i skojarzeń z "Ziemią obiecaną" darzę pewnym sentymentem to miasto.
    Skoro Ty prowincjuszka Tabo, to ja nie wiem juz co! Dzikuska, wieśniaczka, troglodytka, mysz pod miotłą. Nie umiem już się odnaleźć i dobrze czuć w miastach jako takich.Odwykłam całkiem, choć przecież z całkiem sporego miasta pochodze. To nie za dobrze, bo w zyciu trzeba umieć sobie radzic wszędzie i nie wiadomo, jak los sie w przyszłosci ułozy. Jednak na razie bliższe mi są sarenki a nawet wilczki, niż damy i dżentelmeni wielkomiejscy!:-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja książkę "Ziemia obiecana" lubię tak bardzo, że do tej pory nie odważyłam się obejrzeć filmu. Nie chcę sobie zamykać obrazów bohaterów ich filmowymi odpowiednikami. Nie chcę np. by Borowiecki miał twarz konkretnego aktora i już żadną inną.
      I ja też nie czuję się dobrze w mieście na dłużej, Olgo. Trochę to jak najbardziej. W końcu mogę ubrać jakieś bardziej wyjściowe ciuchy, jak to mówię, "przebrać się za człowieka", zobaczyć coś z kultury i handlu, doświadczyć zjawiska kawiarni, restauracji... U nas na wsi jak nie ugotujesz, to nie zjesz. Dania na wynos tu nie dojeżdżają.

      Usuń
    2. Mła kocha sceny z Morycem, tę w której musi błyskawicznie wytrzeźwieć, tę w której jest samą słodyczą bo kombinuje wyciągnięcie pożyczki wekslowej, no i tę naj, naj. Moja ulubiona scena to ta w której Moryc odmawia zwrotu pożyczki Grunspanowi. W książce jest inaczej, Moryc pożyczał kasę od bankiera, z którym zresztą knuł jak wyrąbać Karola. Wajda z Pszoniakiem sprawę ustawili tak że Moryc jest tak szczwany że nie bawi się w żadne knucia, tylko obstawia najbardziej bezwzględnego, czyli Karola i rąbie Grunspana. Klasyczna druga linia od załatwiania kapitału i zleceń, wiceprezes znaczy vel hieniak. Jak to mawiał Stryj Mieczysław ( księgowy u Konów ) "Pan Uszer i Dziadek Mateusz w jednym" czyli jak dla mła czysta groza, która nie odpuści żadnej okazji do zarobienia kasy, zarabianie traktuje jak grę i jest cinżko uzależnionym hazardzistą ( Stryj Mieczysław też był w tym typie, nie kumał słowa zwolnienie czy emerytura - "A od czego jest telefon? Ja tylko Jadzi powiem żeby Eli przypilnowała, bo potem sprawdzę." ). Mła kiedyś przyjaciel "po filmach" powiedział że Moryc jest wygrany przez Pszoniaka na granicy groteski. Mła sobie wtedy uświadomiła że film Wajdy jest chyba bardziej prawdziwy niż książka, że miasto Ódź moglo być wtedy jedną wielką groteską bo mła taką morycopodobną postać osobiście znała i w 1982 roku wysłuchiwała od niej pouczeń że rodzinie K. nic bez notariusza nie pożyczać bowiem członkowie tej rodziny nie spłacają pożyczek - "Przedwojenne 10 groszy na co dwudziestej złotówce, niby oddał, niby był procent ale K. miał z tego prawie 4 złote!". To tylko jedna z wielu rozmówek uświadamiających. Wyobraźcie to sobie - Niemcy, miasto Ódź wyczyszczone z ludzi, część do gazu, część na roboty, część wywałka do Niemiec, powojenna bida, komuna, było minęło, jest kryzys za Jaruzela a moja Mama, Cio Mary i mła wysłuchują opowiastek że Stryj Mieczysław będzie wprowadzał w arkana biznesu moje dwie kuzynki, sześciolatkę i czternastolatkę. Miały kolejkować na zmianę w paru kioskach ruchu i dwóch drogeriach w celu nabycia większej ilości niemieckich perfum "Perlonta", który Stryj Mieczysław wymieni na automatyczne parasolki, które Stryj Mieczysław wywiezie do Bułgarii, z której wróci z dolarami. Na oburzone "One nie powinny latać po sklepach tylko się uczyć!" w wykonie mojej Mamy Stryj Mieczysław odparł że przeca się uczą. Taa...
      Mła tak sobie myśli że na dziczyźnie mogłaby funkcjonować ale tęskniłaby czasem za miastem. W miastach najbardziej mła drażnią bardzo wysokie budynki. Mła ma chyba wyskościowcofobię, nie przepada za niczym co ma powyżej 12 pięter.

      Usuń
    3. Agniecho, Tabo! Ponieważ najpierw zobaczyłam film a dopiero potem przeczytałam książkę, to u mnie sprawa wygląda nieco inaczej. Nie przeszkadza mi wyobrażanie sobie bohaterów "Ziemi obiecanej' jako twarzy konkretnych aktorów. Tym bardziej, że to są jedni z moich ulubionych aktorów. A film uważam za tak swietny, że naprawdę szkoda, że nie dostał Oscara, bo jak najbardziej na to zasługiwał. Zresztą tak samo jak "Noce i dnie". Te filmy sie nei starzeją a wręcz przeciwnie. Za każdym razem dostrzegam w nich nowe smaczki.
      Ach, znowu bym chetnie "Ziemie obiecaną przeczytała", bo jak o niej mysle, to mi sie robi tęskno jak za najpyszniejszą potrawą wigilijną. Jak mi to nie minie, to po świetach pojadę do biblioteki i wypozycze sobie to dzieło.

      Usuń
  4. Donoszę, że czytam, podzielam Twoje zdanie, to co się będę rozpisywać. Po ciuchutku w ferworze
    bzdur z mendiami już został podpisany papiurek z narzutu przekochanej uni, że musimy przyjąć imigrantów i pozamiatane. Lizanie unijnej doopy ma sie w najlepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekochana EU już nam raczej nic nie wciśnie, bo my sobie sami tak wcisnęliśmy że gdyby nie to że do nas przyjeżdża się jednak bardziej do roboty niż na socjale, to byłoby już tak se. Przekochana ma kłopot z tymi krajami, które w socjal obfite, czytaj gdzie kupuje się spokój społeczny rozdawnictwem a my będziemy mieli, jakby co, im dopłacać do onego spokoju. Hym... cóś mła się wydawa że raczej nie zapłacimy bo planujemy zasysanie luda z Białorusi, w związku z czym ani zapłata, ani najazd z Maroka nam nie grozi. W mieście Odzi jest wieloetniczne ale pipidówki nacyjne czy religijne się raczej nie tworzą. Ci na krótko mieszkają w hostelach, ci na dłużej coś sobie tam ogarniają, ci co chcą zostać sprzedają co ze sobą przywieźli, dokredytowują i kupują. Uchodźców nowych już w tej chwili prawie nie ma, teraz są migranci. Niemcy i Szwedzi będą musieli swoje problemy zwalić na innych, ale my będziemy im głośno współczuć. Baaardzo głośno, żeby wszyscy słyszeli, że popieramy, że ulżymy jak tylko sami się wykaraskamy z migranckiego kryzysu, z którego oczywiście będziemy się wygrzebywać należycie długo, znaczy na tyle długo żeby rozważyć czy ludzie z Azji Poludniowo - Wschodniej, czy jednak Azja Środkowa będą tu z nami pomieszkiwać. Tak to cóś widzę. Mła obstawia że dokument o migracji będzie z tych pobożno - życzeniowych, szybciutko się będzie okazywać że niektórzy z migrantów żyją a insi wzywani do pomocy mają migrantów cudownie pączkujących na terenie własnym. Myślę że w EU są tego świadomi, stąd szukanie lokacji pozaeuropejskich. Mła obecnie KE przypomina wielką przyklepywaczkę guana. No wiesz, z wierzchu przyklepią to może któś naiwny i ślepawy z cementem pomyli.;-D

      Usuń
  5. Wstyd mi Tabciu, wielki wstyd, ale w calym moim nie takim krotkim zyciu w miescie Lodzi nigdy nie bylam! 🙈 Za to kocham Lodz od malenkosci, bo tam powstawaly wszystkie moje ukochane bajki , seriale i filmy , a ta ceglana robotnicza Lodz dawala nam najpiekniejsze tkaniny , a co wazniejsze, to stamtad szly najlepsze majtasy i rajstopy! 😍 Teraz widuje Lodz w youtubie, na blogach i w relacjach roznistych i na Nowy Rok postanowienie zrobione : bedzie wyjazd do miasta Lodzi, chocby nie wiem co🤞🤞🤞P.S. To bylo wiadome , ze jak tylko Tusek zasiadzie na tronie natychmiast podpisze przyjmowanie migrantow - nie moze taki wielki kraj jak Polska ostac sie bez wymieszania ras i bez chaosu jakim zderzenie ras i kultur ma eksplodowac, cel jest globalny. A potem nas " pogodza" , system juz bedzie nad nami " czuwal" . Jedyna nadzieja w tym, ze czesc przybyszy pojedzie szukac wiekszych kokosow bardziej na Zachod. Tam przeciez kokosy wisza na drzewach, a rodowici podatnicy dzielnie pracuja i robia nadgodziny, aby zapewnic migrantom wygodne zycie na ich koszt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kitty Ódź tak naprawdę tę swoją "wielkomiejskość" zawdzięcza właśnie migrantom.:-D Tak historycznie zapodam, więc będzie dlugo i w kawałkach. Nasze miasteczko było uroczą pipidówą typu cóś jakby rynek i zaraz ulicówka, otoczoną przez bagienne lasy poprzecinane rzeczkami. Owszem, my są ludzie o starożytnym rodowodzie, co i raz się jaki piszczel wykopie z odpowiednio rzymsko ozdobo ( ostatnio taki wykopek miał miejsce trzy ulice ode mła ) ale tak po prawdzie to byliśmy sielsko - anielscy do czasu kiedy zaborce się z lekka pochlały i tekstylia z Poznania przestały docierać do Królestwa Polskiego. Na wniosek Rajmunda Rembielińskiego zrobiono z miasta Odzi ośrodek włókienniczy i od 1820 zaczęliśmy ściągać ludzi, głównie z Niemiec, ze Śląska terenów dzisiejszych Czech, rzadko z Wielkiej Brytanii czy Szwajcarii. Do lat trzydziestych XIX wieku nowa Ódź była już niemieckojęzyczna. Bardziej polska zrobiła się w czasach późniejszych, kiedy rozbujał się przemysł, w mieście pojawił się pieniądz czyli kapitał żydowski. Miasto było takie pół na pół, połowa ludności polskiej, głównie robotników, około 40% procent Żydów, z czego ledwie parę % miało kasę że oko bielało a reszta to było morze bidy, no i jakieś 10% Niemców, potomków pierwszych tkaczy czy właścicieli manufaktur. No i byli oczywiście Rosjanie, którzy robili za zdzierców. Bo miasto Ódź było trzecim miastem przynoszącym największe dochody rosyjskiemu imperium po Petersburgu i Moskwie. Z powodu klepania takiej kasy odzianie nie byli specjalnie lubiani w Kongresówce. Powstania narodowe, bogoojczyźniane klimaty, sarmackie miazmaty - Kongresówka była zadupiem Europy a my uczyliśmy się jak robić pieniądze, zupełnie do reszty nie pasiliśmy. Nawet jak pod stołem kasa na jaką bogaojczyźnianość przeszła to dla okolicznych czy warszawiaków byliśmy obcy, bo tzw. elity naszego miasta były świeżej daty imigrantami z różnych zakątków Europy i Rosji. Te elity nie dość że były nuworyszami to jeszcze nuworyszami słabo zainteresowanymi przenoszeniem polskich wzorców kulturowych. Ech... my nie rozumieliśmy tych wioszczyn okólnych, z których ludność wiała do miasta na potęgę a dworkowe odmieniały słowo patriotyzm przez wszystkie przypadki, nie rozumieliśmy wspominek Warszawy po polskiej stołeczności, a ludzie z tych miejsc nie rozumieli nas odzian. Oni byli z Marsa, my zdecydowanie z Merkurego.

      Usuń
    2. Zabory się skończyły, przyszła Polska a my nadal jakby nie z tej ziemi. Qurcze, najpierw doili Rosjanie. Za ódzką kasę rozbudowano Petersburg, moskiewskie dzielnice a od państwa carów do Odzi przyszło info że mamy sobie radzić sami. Odzianie czuli się niedopieszczeni kiedy władze zaborcy budowały Warszawę, w Odzi wszystko powstawało za prywatną kasę, dorywał się któś, podziałał, odpuszczał i tak w kółko. Przyjście Polski mało zmieniło. Znów płaciliśmy największe podatki w kraju, ta ułańska II RP to za ódzkie piniądze w dużej mierze była budowana. My byliśmy elementem hym... niepewnym, no obcy, nasza kasa była za to pewna. Byliśmy też elementem niepewnym bo jako jedno z nielicznych na terenie rolniczej II RP miast przemysłowych wytworzyliśmy sobie zjawiska dla nich charakterystyczne. Czerwoną Odzią byliśmy, jednocześnie będąc uważanymi przez opowiastki Reymonta za stolicę plutokracji. Jako ódzki element, któren jak już było wiadomo, sam się wyżywić potrafi, od II RP w ramach pomocy dostaliśmy gówno. Poskąpili nawet na opakowanie, zatem nie udawało cukierka. Po przewrocie majowym, z której to okazji chyba zbyt opieszale wyrażaliśmy entuzjazm, w ramach nagrody ominęła nas magistrala kolejowa. Byliśmy wówczas drugim najbardziej ludnym miastem w kraju, nawet mieliśmy cóś kole 59% ludności polskiej, cóż dla sanacyjnych widać nadal to było za mało. Niemców jakoś tolerowano, Żydzi mieli do wyboru wg. sanacyjny albo rolę wrażego żydowskiego kapitału albo wrażej żydowskiej komuny. Nikt jakoś nie chciał myśleć że ci paskudni fabrykanci obcego pochodzenia umożliwiają budowanie II RP a hym... szczerzepolska przedsiębiorczość to eee... O państwowej wspominając trzeba od razu wspomnieć o korupcji, afery to nie jest wynalazek naszych czasów.

      Usuń

    3. Najdziwniejsze że jak Wujek Adie rozumiejąc czym jest Ódź oddzielił ją od Generalnej Gbuberni to Niemcom wcale się nie poprawiło, ba, niektórym to się bardzo mocno pogorszyło. Tyż z entuzjazmem wobec naroda, tym razem niemieckiego, coś ciężko szło. Oczywiście jak wybrali podpisanie zamiast kacetu to natychmiast byli zdrajcami. Żydzi mieli przerąbane tak samo jak wszędzie gdzie Wujek Adie zarzundzał. Jak Niemcom udało się wysłać prawie 1/3 odzian do gazu albo zrobić jakie inne zło ro przyszła tzw. wolność w postaci wojsk polskich towarzyszących Rosjanom to co bardziej majętni albo świadomi uroku Rosjan Niemcy zawinęli się wcześniej do Reichu. Reszta wyjechała po wojnie, nie byli dobrze traktowani, usiłowano ich zamykać w obozach bez względu na to co robili podczas wojny. W końcu potrzebowano mieszkań, getto na Bałutach trzeba było od nowa zabudować a ludzi z GG i zburzonej Warszawy gdzieś pomieścić. Ktoś wpadł wtedy na głupi pomysł żeby z miasta Odzi zrobić stolicę, na szczęście stołectwo nam się nie przyjęło, bo mielibyśmy przerąbane jako stolica czerwonej Polski. W czasie wojny miasto straciło ponad połowę mieszkańców, przyszli nowi, więc było kim piniądz robić. Wojna, wojna i powojnie i zgadnij Kitty co się stało? Tak, znowu nas dojono, tym razem odbudowywaliśmy Warszawę po bohaterskim powstaniu. Warszawa miała swoje 63 dni, my cóś ponad 10 lat. Cały Naród Buduje Stolicę, ale niektórzy budują bardziej. Na szczęście to nie my podarowaliśmy Pałac Kultury. Komunie nie wypadało Odzi nic nie dać, w końcu była czerwona i wogle. No i komuna dawała, ładnie, oficjalnie i w pełnym świetle. Nieoficjalnie, po ciemoku i niezbyt ladnie zabierała. Z Odzią i komuną popsuło się po strajku w 71, to znaczy było cacy ale komuna była francą pamiętliwą i nie zapomniała jak ją raz a dobrze prządki osaczyły. Przyjechał papież pozmieniało się i wreszcie raz, qurcze byliśmy ze wszystkimi, znaczy równo upieprzeni w systemie, który wcale nie był tym czym wydawał się że będzie. Po odzyskaniu suwerenności okazało się że nie musimy już nic odbudowywać ani na nic łożyć bo sami jesteśmy zrujnowani. Lata 90w mieście Odzi to był hardcore, tu nie było pieniążków od państwa jak dla górników, tu się leciało na ze zwykłą kuroniówką, przeklinało Chiny i łapało każdą pracę. A pracy nie było. Żydów na palcach jednej ręki policzyć, Niemców w ogóle, nawet nie było na kogo winy zwalić za te nieszczęścia. Najpaskudniejszy w drugiej połowie kryzys ekonomiczny w mieście był szczerzepolski. Społeczeństwo w Odzi było po okresie komuny tak homogeniczny jak na etapie miasteczka za późnego Jagiełły. Płacy dłuuugo nie było a jak już się pojawiła to była marna, znacznie bardziej marna niż w inszych miastach. No i tak z ponad miasta liczącego 850 tysięcy w schyłkowej komunie zostaliśmy miastem z 680 tysiami mieszkańców. Przynajmniej oficjalnie. W III RP szczęśliwie o nas zapominano, kombinowaliśmy żeby może jednak coś tam, cóś tam, ale nawet kolej szybkich prędkości dostajemy z opóźnieniem. Od ponad dwóch dekad do miasta docierają migranci, z rożnych stron. Jest sporo Wietnamczyków, Gruzinów, Hindusów, oczywiście Ukraińców i Białorusinów. Ci którzy tu przyjeżdżają łatwo nie mają, praca jest niskopłatna, samorząd nie dopieszcza. Na legalu z pełnym ZUSem pracuje ok 50 tysi, drugie tyle dolicz na półlegalu i jakieś 10-20% na nielegalu, znaczy powiedzmy że prawie co 5 mieszkaniec miasta Odzi jest migrantem, jakieś 30% to osoby etnicznie odmienne. Czy mam z tego powodu tzw. ból dupy? Nie bardzo, dla miasta Odzi historyczna norma etnicznej odmienności jest znacznie wyższa. Może dlatego nie mam aż takiego poczucia dyskomfortu, kiedy robi się wokól mła hym... bardziej coolorowo.

      Usuń
    4. To co mła niepokoi w migracji to brak kontroli nad nią, rozdawanie kasy na socjal przy jednoczesnych wakatach na rynku pracy, nadpoprawność polityczna uznająca że przyjezdny to tak po prawdzie już bez procesu asymilacji czysty brylant. Masowość migracji nie jest zdaniem mła wywołana cinżkim problemem klimatycznym tylko rozwojem technologii informatycznych. Srajfony pokazują sradjzbookowo - insragramowy świat, nadrealny ale kuszący. Ludzie marzą, to normalne że przyjeżdżają. Nienormalne to jest ich traktowanie, robią ala za straszaka dla prawicowych, albo za maskotkę dla lewicowych. Mła nie dziwi się tym tłumom które chcą do starzejącej się Europy, mła się dziwi Europejczykom że tworzą sobie problem, zamiast rozwiązania. Tyle w temacie stosunku mła do imigracji, z ódzką historią w tle. A teraz co do wizyty w Odzi - dopóki nie zakończą remontu dróg stanowczo odradzam. Nie że Cię nie powitamy, tylko teraz miasto jest wielkim placem budowy, połowy rzeczy nie oblookasz.

      Usuń
    5. Taba, jak nie teraz to kiedy? :) Trzeba brac byka za rogi , w Lodzi jakies wiosla sie znajda:)) Czas stal sie bardzo dziwnym i cennym towarem - szczegolnie pokazaly to ostatnie lata, stracilismy pare z nich pozamykani jak zwierzeta w klatkach, zamykani i odmykani , podczas gdy elita polityczna bawila sie na rautach i smiala nam sie w nos - a czort wie czy nie powtorza tego numeru... Mnie teraz jak cos wpada do glowy to ide, jade , robie i realizuje. Czas tyka coraz szybciej a Ziemia sie jakos szybciej obraca :)

      Usuń
  6. No popatrz, a dla mnie Uć to wielkie miasto jest ! Tak z internetów i telewizorni znane mi raczej, bo osobiście to tylko ze starą dworcową Łodzią Fabryczną spotykałam się za dziecka , jadąc z przesiadkami z mojej wiochy do Dziadka, w centralnej Polszcze zamieszkałego :) Zgadzam się z Tobą, że Prowincja górą ! Z dużych miast to chyba tylko Paryż i Jerozolima przypadły mi do serca, no, może jeszcze Berlin. Pozostałe odwiedzam (coraz rzadziej, na szczęście) raczej za karę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napiszę, że będąc w Łodzi jako uczestniczka wycieczki artystycznej młodzieży licealnej w celu oglądnięcia jakiegoś muzeum czy wystawy, nie pamiętam, bo to jednak były jakieś lata osiemdziesiąte, ukradliśmy z placu przebudowy, bo wtedy też był remont dworca "Łódź Fabryczna" tablicę z takim właśnie napisem. Długie lata zdobiła ścianę WDK w Gorzowie, inspirując następne pokolenia anarchistycznie i artystycznie. Łódź już wtedy wydawała mi się miejscem magicznym.

      Usuń
    2. Ej tam, Mariolo, jaka ona wielka. Taka pypciowata jest, akuratna. Do przejścia a nie że zaraz w samochód i jadziesz. Z Odzią to jest tak jak z tymi brzydkimi babami dla facetów z wyobraźnią. Mła tapla się z lubością w błotku Boat City ale moje miastuchno na wielu ludziach robi depresyjne wrażenie, w życiu by nie chcieli tu mieszkać. No wiesz, kochaj albo rzuć. ;-D Podejście typu zwis kalafiorem jest w przypadku miasta Ódź zjawiskiem nieczęstym.

      Usuń
    3. W latach osiemdziesiątych było jeszcze bardziej ruinowato i tajemniczo. W niektórych miejscach jak dekoracje do filmu Hasa miasto wyglądało. No, psychosfera. ;-D

      Usuń
    4. Pamiętam ruiny i hałdy gruzu. Czu to jest możliwe?

      Usuń
  7. Taba, spokoju i zdrowia na Święta :) Wygłaskaj ode mnie wszystkie kotowate :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zdrowia i spokoju! ❤️ I dużo jedzonka szczególnie dla Mrutka! ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  9. Tabo, Święta są dla nas, nie my dla Świąt. Więc świętuj jak chcesz i niech dobrze Ci robią i przyniosą to co chcesz by przyniosły. Ze zdrowiem na czele😀❤️.

    OdpowiedzUsuń