Strony

niedziela, 28 stycznia 2024

Codziennik - słodko - gorzko, poszukując równowagi

Końcówka była bardzo ciężka  dla mła. Pan Dzidek się posypał, bowiem nie ma już z nami Edmunda. Pan Dzidek został z wyznaczonym zadaniem "pilnowania psa", samiuteńki na piętrze. Było źle, były płacze przez telefon i na żywca i ćwiartka, która go położyła rozżalonego do łóżka. Przez dwa lata wspierali się po stracie żon i Dzidkowego dziecka, mniej więcej w jednym wieku, razem sobie  gotowali i toczyli boje polityczne. Teraz Panu Dzidkowi został z tej grupy wiekowej tylko nasz Włodzimierz, którego forma jak wiecie nie czyni go balsamem na rany. Jakby było mało telefon od Ciotki Iśki że nie żyje Mateusz, ulubiony kuzyn Cio Mary.  Martwimy się teraz o Ciotkę Iśkę i o to jak poradzi sobie sama z żywiną. Co prawda Ciotka Iśka tak jak jest dobra, tak też jest twarda ale ma swoje lata i naszym zdaniem trza choćby jaki najdyskretniejszy parasol bezpieczeństwa nad nią otworzyć. Musi być naprawdę dyskretny bo Ciotka Iśka nie z tych, które pozwalają sobie grzebać  w życiorysie. Jak widzicie tydzień nie skończył się miło, bardzo oględnie pisząc.  Mła stara się znaleźć  też dobre  rzeczy, które się w zeszłym tygodniu zdarzyły.

Coco, która miała u Gieni tak naprawdę dom tymczasowy ( były bohaterskie kłamania że alergii nie ma,  po ostatnim szpitalu  było bujanie na całego, cud że w to uwierzono ) trafiła do domu osieroconego przez kota. Osierocone państwo właśnie doszło do siebie po stracie i pocztą pantoflową zareagowali na wysłaną tą drogą odezwę w sprawie porządny dom dla kota potrzebny. Była rozmowa kwalifikacyjna, wywiad środowiskowy ( kuzynka i dwie dobre znajome ), zdjęcia pokoju kota, trzech drapaków, przygotowanych konserw i suchych cukiereczków, zapewnienie o spaniu w łóżku ( "...bo ja proszę Pani to zawszę z kotem i psem śpię" ), mimo legowisk i zacisznej budki. Coco jest już tydzień w swoim domu, zdążyła ustawić domowników z psem na czele a Gienia w ramach pocieszki dostała zdjęcie z Coco rozwaloną brzuchem do góry na wyrku. Teraz  jeszcze tylko wyśniony domek  dla Rukiego i jak to mawia Gienia "Mogę spokojnie zamknąć oczy".

Włodzimierz jakby w ciut lepszej formie, były dwa wyjścia do sklepu, dobre i to, Dżizaas na nowych śmieciach po remoncie, obecnie na etapie skręcania mebli, Mamelon i Sławencjusz po wizycie kontrolnej u lekarza w dobrych  humorach bo ze Sławencjuszem OK. Taki to był ten mijający tydzień, słodko - gorzki. Dziś za ozdóbstwo wpisu robią fotki z cyklu Lizena w pościeli. Lizena to nowa ksywa Szpagetki, która jak zwykle zagrzebana w pościeli na pełnym nielegalu, złapana na procederze natentychmiast twierdzi że nazywa się Lizena i oczekiwa na mła w pościeli żeby mła wyczyścić jęzorkiem szorstkim jak papier ścierny, bowiem zdaniem Lizeny mła nie dba o higienę osobistą!  Zdaniem mła nie o higienę  młową tu chodzi, tylko o grzanie doopki pod kordłą i korzystanie z prześcieradełka lekstrycznego. Mła się tylko kłopota tym żeby Lizena się  nie przeziębiła od tego nagrzewania i częstego sprawdzania co tam u myszek na dworze. Muzycznika dziś nie będzie, cóś nie mam nastroju.

wtorek, 23 stycznia 2024

Niepodległa

Zamiast bieżączki mła dziś zapodawa post o niepodległości bo cóś tu jej podśmiarduje z prawa, z lewa a znacznie bardziej jej zdaniem dla nas ważne jest to co sobie w głowach podkładamy pod pojęcie niepodległość kraju niż kto tu kogo wydudał w ostatnich dniach. Polska przez Polaków wyobrażona; przede wszystkim niepodległa, potem ważne że niepodległa i na sam koniec ta najważniejsza dla Polaków cecha ich państwa - niepodległość, Polska musi być niepodległa. Bo ojce ginęli za to i tak dalej. Ciekawe ile matek będzie chciało by syny ginęły? Mła wsadzi kij w mrowisko bo zaczyna rzygać zarówno zadętym prawicowym "patriotyzmem" wyłączającym myślenie, jak i równie zadętym i  bezmyślnym europeizmem tzw. postępowych. Głównie to zapodawa się w temacie niepodległości bajki kontra bajki. Kraj samorządny? Taa... próbkę mamy właśnie przed oczami, wystarczy ekran włączyć. Polska samowystarczalna! A w którym miejscu i kiedy? Za króla Ćwieczka było ciężko z samowystarczalnością a co dopiero teraz. Jak wyobrażacie sobie samowystarczalność w sytuacji kiedy nam trza od czasu do czasu energię kupować? No wiecie, nie pierwszy raz to piszę, świeczki w domu nie tragedia, gorzej z maszynami, także tymi niby myślącymi, które na świeczki nie chodzą. Dobra, można łapcie z  łyka pleść przy tych świecach i za grosze sprzedawać. Przy okazji z zadziwieniem słuchać opowieści o urządzeniu zwanym tomografem, tyż  na prund. No i kaska z łapci może być coś mało wystarczająca do płacenia za energię, więc stworzymy tomograf na świece. Polska samodzielnie zdolna  do obrony terytorium?  Ostatni raz to zdolni byliśmy ponad  100 lat temu, tak zdolni że sami nasze zwycięstwo nazwaliśmy cudem! W dodatku prowadziliśmy walkę z przeciwnikiem u którego bezhołowie  było wówczas większe niż  zwykle a my mieliśmy jeszcze francuskie doradztwo i to niezłe, bo to między innymi przyszły generał, który dla Francji był kimś większym niż marszałek, nam doradzał. Kiedy mła słuchała tych ostatnich święto - niepodległościowo - rocznicowych przemówień w listopadzie to tak sobie zaczęła pomyśliwać że Polska to jest na pewno niepodległa, wyzwolona ostatecznie z rozumu.

Mityczne konstrukty bierze się w naszym kraju za real, Polska o jakiej baja  prawica przeca nigdy nie istniała. Sorry, nie było  takiego tworu. Wie to każdy  kto uczciwie podchodzi do historii naszego kraju a nie opowiada  klechdy  dla pokrzepienia serc o imperium od morza do morza, nie dodając przy tym że zamieszkiwanym przez niewielką liczbę ludności, skupionej w zachodniej  i centralnej części terytorium. Jak się lepiej przyjrzeć naszym dziejom, czego tak naprawdę prawicowi dokładnie nie lubią robić,  to robi się jasne że zdobywaliśmy największe  terytoria raczej politycznie ( Litwa z kawałem Rusi ) a potem nie byliśmy w stanie militarnie ich utrzymać, bo za mało luda mieliśmy. Dla otworzenia oczek - poprzez kulturę folwarku zamieniliśmy nasz kraj  w gospodarkę kolonialną, rozpierniczyliśmy go w ramach zaspokajania potrzeb 5% ludności i wystawiliśmy pod  cudzy zarząd, bo nie byliśmy w stanie go obronić. Tak się skończyła ta "wolna" Polska, w której większość ludności robiła za prawie że niewolników a ci  co wolni byli, sprzedawali wolność za dutki na sejmikach, w dupie mając niepodległość państwa,  bo ich wolność była najważniejsza. Tak ważna że należało rozpierniczyć prawo, w dupie mieć sądy a za wyznacznik wolności uważać liberum veto, które często robiło za utrzymanie. Jak przeputali z niepodległością tą złotą wolność i poczuli rządy prawa, to w te pędy "Będziem Polakami!"  Taa... Wiecie, przez  cały XIX wiek chłopi z ostrożnością podchodzili do sprawy narodowej, czując że pod nią kryją się brzydkie tęsknoty za złotą wolnością, trzeba było  Hakaty, żeby się ruszyli w obronie tożsamości, nie oszukujmy się, w dużym stopniu  religijnej. Dziś nie ma miejsca na złotą wolność, to  sobie popłuczyny mentalne po szlachetkach wymyśliły niepodległą od  wszystkiego. Twór państwowy nie z tego świata, Królestwo Niebieskie. Historia uczy a przynajmniej powinna uczyć, królestwa w kolorze blue nie są długowieczne, vide królestwo krzyżowców, ale to jakoś tym prawicowym nie przeszkadza. Gonimy przez takich za mitami, zamiast myśleć realnie o świecie w którym żyjemy. Niektórym na prawicy wręcz odbija, wymarzone polskie mocarstwo, 38 milionów władające somsiadami, którzy wszyscy w kupie mogą nas czapką nakryć. Głupota typu Wielka Serbia i Wielkie Węgry. Więcej to mówi o kompleksach głoszących takie wielkopolactwo, niż o rzeczywistych możliwościach kraju ale jak się okazuje całkiem spora grupa ludzi uwielbia bajki, nawet kiedy dawno temu jej członkowie  przestali uważać się za dzieci.

Druga strona medalu to tacy, którzy święcie wierzą w UE naszą jedyną i niezmienną, nad ojczyzną naszą jasno oświecenie panującą. Cóś jakby w Brukseli stolica cesarstwa była, skąd ukazy przychodzą. Taa... Bruksela tyle może na ile jej traktaty pozwalają a te zawsze można zmieniać, co wyraźnie do euroentuzjastów nie dociera. UE to nic innego jak struktura dążąca do stworzenia państwa federalnego, co od początku jej istnienia było jasne i OK. I nie, nie jest prawdą że powstała dlatego żeby Niemcy wyłącznie  zarzundzały Europą, powstała dlatego żeby Niemcy nią wyłącznie nie zarzundzały. Im prędzej to do ludzi dotrze tym lepiej. Wstępując do niej  przyjęliśmy jej reguły, ba, pomagaliśmy je zmieniać. Tak, Polska zmieniła UE i to solidnie, rączkami naszych polityków.  Traktat Lizboński z którego wynika że dla naszego kraju prawo wywodzi się z orzeczeń TSUE podpisał nikt inny jak prezydent Lech Kaczyński, a parlament w którym PO i PiS  były głównymi rozgrywającymi traktat przyklepał, gdyż nasza konstytucja nie wymagała w tej sprawie  przeprowadzenia referendum. A teraz udawanie że zdziwko i że są w Polszcze dwa systemy prawne.  Jest jeden, chyba że wylatujemy z UE i żadne interpretacje konstytucji i wygibasy prawne wszystkich stron wojenki prawnej w naszej Cebulandii tego nie zmienią.  Jedyne co nam zostało po podpisaniu i ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego to tak budować system prawny by się nie było do czego przypieprzyć. Lud się czuje oszukany? To trzeba było na tyłkach nie siedzieć w 2010, tylko protestować z całych sił że się nie podobie. Tylko ludowi to pasiło, integracja większa była cool. UE za nas niczego nie zrobi, jeżeli będziemy jej grzecznym dzieckiem to pójdziemy do UE owego nieba, które wcale nie jest dobrze urządzone, ale qurna, nie tam gdzie my chcemy.

Zakres wolności to sobie trza wyszarpać, czego zafascynowani UE zdają się nie dostrzegać. Bycie członkiem UE nie oznacza że polscy politycy muszą wchodzić Komisji Europejskiej w doopę i przyklaskiwać każdemu  durnemu pomysłowi, który się w tym często gęsto nielegalnie napędzanym pieniędzmi korpo i nie tylko korpo,  tworze tworzy. Interesy  Polski  i struktur europejskich nie zawsze są takie same, a kompromis nie polega na tym że będzie po brukselowemu. Kompromis to takie coś z którego nikt do końca nie jest usatysfakcjonowany ale który trwa bo jest  opcją możliwą  do zaakceptowania  dla obu stron. Byłoby miło gdyby naszym  dupowatym politykom wreszcie zechciało się zaknuć  i zmienić struktury UE, tak by były bardziej demokratyczne a więc i bardziej reprezentatywne  a nie tylko brać kasę za podnoszenie rączek w europarlamencie i cieszyć się z synekurek.  Chyba już dotarło że UE nie chodzi tak jak trzeba, nie da się przeca np. przenosić pewnych rzeczy 1 do 1 z gabinetów  brukselskich na polską wieś. Ostatnio to się nawet zrobiło tak, że na żadną europejską wieś się nie da. Co, qurna,  z rynkiem usług, przeca można teraz dojechać bo na Zachodzie jakby mniej do powiedzenia. Znaczy można by ale... Euroentuzjazm wyraźnie wyłącza myślenie, może czas zastąpić go realnym oglądem i realną polityką unijną z polskiej strony? Tak dla odmiany zamiast  unijnego ideolo piendrolenia.

No dobra a jakby zmienić myślenie i wyplątać się z UE. Co w zamian? ZBiR odpada, Polacy mają rusowstręt i organicznie  nie znoszą mniłości ze wschodu. Spadek historii, nic się z  tym nie zrobi bo nasz mental tak kształtowany od niemal 500 lat. Opieka Stanów? Hym, łaska pańska na pstrym koniu jeździ. A poza tym mła niespecjalnie widzi różnicę między włażeniem w doopę Brukseli czy Waszyngtonowi. Doopa to doopa, klientyzm to klientyzm. No co w zamian piewcy wolności? Jakąż to siłą jesteśmy? Zwornikiem  Mittel  - Europa? "Ja mam zajady. To niech mnie pan nie rozśmiesza" jak to w "Przepraszam czy tu biją?" rzekł przestępca Belus do milicjanta Górnego. Jaka to  ta nasza niepodległość ma być? Tylko realne pomysły, bez Sienkiewicza bajek, za to ze świadomością jaką mamy demografię, gospodarkę, obronność i jak wygląda obecnie nasze otoczenia? Mła czasem kusi żeby krzykliwy  banerek z takimi pytankami wymalować i stanąć z nim mało dyskretnie kole naszej ustawodawni, w koszyczku mieć wydrukowane ankietki "Co znaczy niepodległość Polski" i kijem zaganiać nietykalności poselskie do wypełniania. Mam nadzieję że każdy wpadłby na to że trza  zakreślić utrzymanie integralności terytorialnej kraju i zakreślił  podpunkt a w punkcie pierwszym  mojej ankietki czyli "wszelkimi sposobami". Dziś w ramach ozdobnika kartki świąteczne z żabami, mła tak pasiło do tematu bo mła coś czuje że przed nami jest do przełknięcia "niepodległościowa żaba".  Myślę że będziemy sobie jako społeczeństwo musieli jasno odpowiedzieć co dziś oznacza dla nas niepodległość, z czego jesteśmy gotowi zrezygnować by ją utrzymać, z czego rezygnacja absolutnie nie wchodzi w grę bo taka rezygnacja to już utrata niepodległości. To będzie bolało, bo nic w tym nie będzie dla pokrzepienia serc, czysty pragmatyzm, rozum a nie wzmożenie serc, które tak lubimy, bo plasterkiem jest na nasze kompleksy. W temacie karteczków mła doda że karteczki z żabami drukowano  najczęściej z  okazji  Zielonych Świątek, ale trafiały się też bożonarodzeniowe i noworoczne. W Muzyczniku nadal karnawałowo. Nie uwierzycie ale ta muzyka z Karaibów, takie calypso to hym... dziedzictwo naszych mazurków. Zouk to się nazywa. No to hołubcem tego  zouka.

sobota, 20 stycznia 2024

Chorobowe

W ostatnim tygodniu na powietrze wyszłam raz. Raz! Leżę, staram się wstawać i chodzić po chałupie ale cóś ciężko. W domu grzeję na całego, gdzieś mając rachunki,  więc ciepło a poprawia mła się jakby się nie poprawiało. Jak mła przestało z nosa lecieć, to mła zaczęła odpluwać  z oskrzelków, jak mła przestała odpluwać z oskrzelków, to obudziła się z powiekami sklejonymi ohydną wydzieliną, jak z oczkami nieco lepiej to znów leje jak wóz strażacki. No ale cóś jakby szło   ku lepszemu, po niemal  10 dniach zalegania mła mówi jak człowiek, znaczy nie basem ale tzw. wczorajszym altem, była w stanie tym głębokim skrzekiem zrobić Włodzimierzowi awanturę za zalanie korytarza ( Włodzimierz  tyż wygląda jak zza krzaka, urodziny Ciotki Elki były więc wiadomo ), zaczyna czuć zapachy i smaki, w związku z czym jakby troszki apetyt odzyskała, mniej śpi,  co wskazuje że ma się jej na życie. Mła bardzo by chciała już się ruszyć, dom zaczyna działać na mła opresyjnie, więźniem się czuję.  Nogi mła swędzą, zaśnieżony światek wokół kusi, fotki psowe na blogu Oli takie kuszące, mła by tak na spacer poszła kaczkom żyru zadać. Mój boszsz... może w przyszłym tygodniu mła się uda dojść do paczkomatu, bowiem na ślepiach ma cały czas wyrzut sumienia, który trzy tygodnie temu miał być nadany do Kocurrka. Mła tak myśli, zbiera się, przygotowuje swoje śmieci przywiezione z Marolles do obróbki, potupie, potupie, i nagle bach... siadam całkiem bez sił i nawet ciężko mła dojść i zrobić sobie gorącej herbaty. Odpoczywam, wstaję i nastawiam wodę, sypię susz do czajniczka kiwając się nad nim, zalewam listeczki i czekam, usiłując podeprzeć powieki zapałkami. Piję tę herbatę na wpół na jawie, zaraz potem kładę się z kotami ( one zawsze chętne do wspólnego zalegania ). Po troszki więcej niż godzince mła wstaje, czuje jak energia ją rozpiera, świat kusi, mła ma gryplany, kręci się po chałupie i bach... historia się powtarza. Tak to teraz jest ze mła.

Na blogim mła wspominkuje Gandawę, miasto o starówce urodziwej, choć nie aż tak urodziwej jak przepiękna, stara  Brugia, której widoki mła ma wciąż pod  powiekami. Ech... w Brugii mła zdawało się kiedy wyglądała przez okna, że żyje we fragmentach obrazów flamandzkich mistrzów, tych widocznych zza Madonn miastach ze spiczastymi dachami budynków, które tak kłuły zawsze oczy mła że zamiast oglądać tronujące Madonny, mła wgapiała się w widoczki flamandzkich ulic. Miło wspominać takie podróże. Koty trzymają się blisko mła, chyba czują że jej teraz trza opieki.  Niestety mamy problem Złego, który się zalągł.  Mrutek gdzieś tam wysłuchał że Złego wypędza się salcesonem i zaraz poczuł silną potrzebę dokonania na nim egzorcyzmów. Wypędzanie Złego z Mrutka salcesonem  jest zdaniem  mła dla Mrutka niezdrowe, ale on coś nie chce przyjąć tego do wiadomości i psoci na całego. Co prawda to nie on a Sztaflik zbiła słój do cukru, ten z ptaszkiem, ale  Mrutek usiłuje wywalać rzeczy z szafy, spać na świeżo wypranym i wyprasowanym, przesadzać mła sukinkulenty. Mła macki opadajo na takie zachowanie i nawet przestała się na Mrutka nadzierać, co jego zdaniem jest obrzydliwe i świadczy o tym że mła nie sprawdza się w roli madki, bo nie ma tego... ten...  procesu wychowawczego. No cóż, jak będę miała trochę więcej siły to zapoznam tyłek  Mrutka z pantoflem, sądzę że ten proces wychowawczy najszybciej gwarantuje pozytywne skutki. Mrutek wtedy będzie prawdziwie zaopiekowany i nie będzie miał powodu  do narzekań. Dziefczynki, poza Sztaflikiem, która jest przeca dziefczyńskim dziwelongiem, grzeczne, Pasiak udaje że rozwalenie organizma mła to nie przez niego, tylko przez nieznanych sprawców, których mła szukała przez dwie bardzo mroźne  noce. On też się bardzo razem ze mła zastanawia, po co mła ich szukała? No tak intensywnie nad tym myśli że aż zasypia z tego myślenia. Mła mu  mściwie i jadowicie  do ucha podczas tych jego drzemek sączy okropne wizje jego przyszłości. Wiecie, torebka i dywanik. 

Wyrkując mła ogląda kryminały, znaczy naszych politycznych,  bo tam teraz seria "Bezprawie i Nieporządek". Z polskiego na nasze, obecne rzundzące doszły do wniosku że co im tam uchwały i  ustawy, byle tej najważniejszej, znaczy Konstytucji nie złamać a reszta to  w dupiu i to w głębokim dupiu, bowiem prawo było tworzone bo to by chronić byłych rzundzących.  No cóś  w tym jest, mła to  przyznawa a byłe rzundzące to potwierdziły ustami Horały Marcina. Złodziejstwo zgodne z procedurami stworzonymi przez PiSdniętych jest cacy, tylko to pozaproceduralne jest be. Taa... Teraz dawna prokuratura zwinęła pana Wawrzyka od wiz, jako tzw. ruch wyprzedzający, coby pan Wawrzyk nie pojawił się na planowanej komisji w sprawie wiz, ponieważ przy wizach śmierdzi tak że ten smród niemożliwy z powodu tylko jednego pana Wawrzyka. Zarzut, który prokuratura stawia Wawrzykowi jest z tych śmiesznych, przekroczenie uprawnień.  Mła sądzi  że następna w kolejce  do rozpirzenia przez ministra Bodnara jest  prokuratura w Lublinie, która zdaniem mła wyraźnie stara się "skręcić" śledztwo przyszłej komisji sejmowej.  Jest to o tyle dziwne że przeca  Wawrzyk lojalny wobec szefów  do bólu. Prokuratura w Lublinie, podobnie jak niegdyś ta  w Katowicach, robiły "w sprawach politycznych". Oj, będzie się działo, na razie co i raz cliffhanger, mła  zaciekawiona, choć kiedy sobie pomyśli że to tak naprawdę a nie "House of cards" to jej się jakoś tak słabawo  robi. To co  mła  w tym wszystkim bajzloprawnym martwi,  to jest to żeby proces przewracania praworzundności nie był cóś wybiórczy. Jak czyścić to dogłębnie, srandemicznie to nie tylko po złodziejskich "zakupach", przede wszystkim po ograniczeniu praw obywateli. Qurna, obywatele  mają prawo być dobrze zarzundzanymi, z poważaniem wszelkich ich swobód. Dmuchana przez mendia srandemia, bez rzeczywistych podstaw do ogłaszania kwarantann,  to jest dopiero syfiland, w którym obecnie rzundzący chętnie uczestniczyli, przyklepując różne prawne guana. Nie ja jedna liczę  na wyjaśnienia w tej sprawie. 

Dziś za ozdóbstwa wpisu robią fotki z piórami, karnawałowe że hej, bo mimo że mła leży to dookoła niej karnawał w Ryjo urządzany przez politycznych. W Muzyczniku stosownie do fotek batucada grana przez bateriję, czyli karnawałową brazylijską  orkiestrę. A potem przegląd kandydatek na rainhę czyli królową, w tym wypadku królową karnawału. Cinżka robota ten taniec z  tymi wszystkimi piórami.

środa, 17 stycznia 2024

Gandawa - po kościołach, gotyk skaldyjski i inne ciekawochy


Dziś będzie o troszki innym gotyku niż ten koronkowy brabancki, zwany też w Niderlandach gotykiem wysokim.  Mła pokaże Wam w tym wpisie przykład wcześniej wprowadzonego niż gotyk brabancki,  gotyku skaldyjskiego. Nazwa wywodzi się od doliny rzeki Skalda, w której powstał ten typ budowania.  Nie jest to jedyny typ gotyku nazwany od rzecznej doliny, w południowo - wschodniej części Niderlandów: dzisiejszych prowincjach Limburgii w Holandii, Limburgii i Liège w Belgii powstał  styl zwany gotykiem mosańskim od rzeki Maas vel Meuse. Budowle w stylu gotyku skaldyjskiego często wznoszono z niebiesko - szarego kamienia wydobywanego z kamieniołomów w okolicach Tournai. Transportowano go  wodami rzeki Skalda  wzdłuż jej doliny,  zwłaszcza w starym hrabstwie Flandrii namiętnie z tego budulca korzystano. Łączono te kamienie z Tournai  z kamiennym materiałem z innych kamieniołomów albo z cegłą, różnie  to bywało.  Ten zszarzały błękit kamiennych kościołów jest dla mła tą cechą stylu która najbardziej utkwiła jej w pamięci. Późny gotyk brabancki, bazujący na białym wapieniu jest zupełnie inny, nie sposób pomylić tych dwóch odmian jednego stylu. Gotyk skaldyjski powstał na tyle wcześnie, że w  budynkach wznoszonych w  tym stylu widać nie tyle echa romańskiego budowania co całe cytaty z romańskiej architektury. Jednocześnie jednak skala wznoszonych budynków, przede wszystkim ich wysokość, świadczy o tym że mimo przenikania się elementów romańskich i gotyckich, to jednak są to bezsprzecznie dzieła architektury gotyckiej.

Mła na myśl przychodzi takie głupie określenie jak "gotyk pancerny", bo te budynki przypominają stalowo - szare pancerniki, majestatycznie "płynące" przez miasta Flandrii. Mła pokaże Wam w tym wpisie dwa kościoły które oprócz katedry święta Bawona, odwiedziła w Gandawie. Mła bardzo do nich pruła a młowe stadko ledwo za nią nadążało, cóś tam pod nosami gderając na temat kościółkowego fioła młowej osoby.  Mła uwielbia zwiedzać stare kościoły, mówią o miastach coś czego nie da wyczytać się w przewodnikach. Brak kościelnego zapaszku który snuje się po starych kościołach, przepędzony w Notre-Dame du Sablon w Brukseli przez ogrzewanie podłogowe, zdjęcia rodziny królewskiej w gablocie w okolicach narteksu w brukselskiej katedrze , takie wypucowanie i wystawienie na pokaz i mła od razu wiedziała że więcej te  budynki mają z atrakcji turystycznej  czy z muzeum niż z czynnej   świątyni.  Bruksela to miasto, którego życie religijne toczy się gdzieś indziej. Może w mniejszych kościółkach na obrzeżach czy w meczetach, których istnienia się niemal nie zauważa, nawet przechodząc obok nich. W Gandawie jest inaczej, głównie z powodu organów. Owszem i Bruksela i Brugia mają zacne organy w murach swoich kościołów ale to w Gandawie jest prawdziwe organowisko. Te kościoły żyją muzyką, chóry  kościelne pieją, "organiści naczelni" to klasa sama w sobie, kościoły są zdziwnym skrzyżowaniem muzeów, sal koncertowych, świątyń, źródłem dumy dla miasta w o wiele większym stopniu niż ma to miejsce w Brukseli.  Hym... napisałabym że Gandawa jest Krakowem Belgii, z mniejszym  zacięciem na kościółkowanie a większym na kulturę, no ale cóś w tym guście, wicie rozumicie.  Tylko  czym w takim wypadku jest Brugia?  Odpowiedź jest prosta - są  miasta niepowtarzalne, Brugia jest po prostu Brugią tak jak Rzym jest Rzymem.

Kościół św. Mikołaja czyli Sint - Niklaaskerk, stojący nieopodal katedry świętego Bawona,  to jeden z najstarszych i najbardziej znanych zabytków Gandawy. Zbudowany został w samym centrum starego miasta, nawet dziś plac  Korenmarkt czyli dawny Targ Pszeniczny, położony tuż obok kościelnego budynku tętni życiem. Budowa do dzisiaj stojącego kościoła świętego Mikołaja  rozpoczęła się na początku XIII, wcześniej w tym miejscu był kościół wzniesiony w stylu romańskim. A właściwie to dwa kościoły, pierwszy budynek spłonął w 1120 roku, drugi rozebrano po  roku 1200. Budowano przez cały wiek XIII,  w sposób charakterystyczny dla regionu, czyli w lokalnym stylu gotyku skaldyjskiego.  Kościół ma wszystkie typowe dla tego stylu cechy: użycie jako budulca niebiesko - szarego kamienia z okolic Tournai, pojedynczą dużą wieżę nad skrzyżowaniem nawy i transeptu, oraz smukłe wieżyczki w narożach budynku, w budowli mimo dominującego wertykalizmu konstrukcji zachowano dobrze widoczne  romańskie linie poziome. No po prostu jest to klasyk skaldyjskiego gotyku. Kościół  świętego Mikołaja był kościołem mieszczańskim, można by rzec cechowym,  wzrósł dzięki przywilejowi handlu zbożowego dla Gandawy. Nic dziwnego że uczestnikami religijnych obrzędów byli głównie członkowie cechów, mających w pobliżu tzw. centrum interesów. Cechy posiadały własne kaplice, które w XIV i XV wieku dobudowano do boków kościoła. Centralna wieża, która była częściowo ufundowana przez miasto, służyła jako punkt obserwacyjny i na niej znajdowały się dzwony miejskie aż do czasu wybudowania sąsiedniej dzwonnicy w Gandawie. Wieża pierwotnie miała znacznie wyższą iglicę, co przyczyniło się do imponującej wysokości budynku, dzisiejsza to już nie to. Te dwie wieże, wraz z katedrą świętego  Bawona, nadal wyznaczają słynną średniowieczną panoramę centrum miasta. Ponoć trzy wieże na raz można zobaczyć tylko z jednego miejsca pod  mostem, mła na pierwszej  fotce pokazała że niekoniecznie pod tylko raczej za.

 Świątynię  poświęcono Mikołajowi z Miry, patronowi nie tylko żeglarzy, także piekarzy i kupców ( meersenierów ), miało to rzecz jasna charakter symboliczny.  Od XVI wieku historię kościoła wyznaczają zaniedbania, rozkład i zniszczenie. No wicie rozumicie, kalwini ale też czas i bardziej laickie nastroje mieszkańców. Do tego kościół podobnie jak zamek Gravensteen obrósł w mnóstwo małych domków przytulonych do jego murów, we Flandrii zamkniętą przestrzeń miejską wykorzystywano na poważnie. Domki  zniknęły w XIX wieku a  potem już poszło. Mła Wam zacytuje w tym miejscu fragment niderlandzkiej wikipedii - "Po poprzednich renowacjach w latach 1912 - 1913 i 1939 - 1943, prawdziwy punkt zwrotny nastąpił dopiero w 1960 roku, kiedy podjęto decyzję o zamknięciu kościoła i przeprowadzeniu gruntownej i pieczołowitej renowacji. Do pierwszego otwarcia doszło dopiero w 1992 roku, kiedy ponownie otwarto wieżę, transept i chór. Statek ponownie otwarto dla publiczności 27 listopada 2010 roku. Remontu wymagają obecnie nawa południowa ( od strony ulicy Catalonia ) i organy . Zakończenie prac zaplanowano na 2022 rok. Siłą napędową konserwacji kościoła było stowarzyszenie Przyjaciół Kościoła Św. Mikołaja , które powstało w 1936 roku ( za namową Gustawa Magnela  )." Jak widzicie praktycznie przez cały wiek XX ten kościół był poddawany renowacji. Z tego co mła się zorientowała to jeszcze nie jest koniec, tzn. nie tylko nawę i organy czeka solidny remont. Mła liczy na to  że kolumny zwieńczone kapitelami gałkowymi ( wyrzeźbionymi rzecz jasna z podobno trudnego w obróbce kamienia Tournai ) będą rwać ślepia i że, być może, restaurujący zabytek pokuszą się o przywrócenie pierwotnej wysokości wieży poprzez dodanie iglicy. Jak na razie zdawa się jest koncentracja na jednym z największych skarbów kościoła, organach , wykonanych przez słynnego francuskiego budowniczego organów Aristide Cavaillé-Coll. Wiadomo że ich renowacja będzie niezwykle kosztowna i czasochłonna.

Prace artysty bo ten Aristide Cavaillé-Coll takim był, uchodzą za szczytowe osiągnięcia budowy organów, tzw. organy romantyczne, które wyszły spod jego ręki są instrumentami o które bardzo pieczołowicie się dba a o ich historii można poczytać zarówno w samym kościele jak i na jego stronie netowej. Przed organami Cavaillé-Coll kościół miał organy zbudowane w 1840 roku przez flamandzkiego budowniczego organów Pierre'a Van Pethegen. W pierwszej propozycji, która była odpowiedzią na propozycję przedstawienia propozycji budowy organów, tej z marca 1853 roku,  Aristide Cavaillé-Coll zaproponował instrument dwumanualny, częściowo wykorzystujący materiał organów Van Peteghema. Druga propozycja również sugerowała instrument dwuręczny o niemal identycznym usposobieniu. Natomiast trzecia trzecia propozycja z września 1853 roku opisuje ostatnie trzymanualne organy w nowej obudowie z 16-calowymi piszczałkami z przodu ( Grand Orgue dit de seize pieds en Monfre ). Ta trzecia propozycja przeszła i budowę organów rozpoczęto w, ukończono ją w 1856 roku  Koncert inauguracyjny ponoć  był pamiętny. Podczas renowacji kościoła organy zamyknięto w drewnianej skrzyni. Ostatni raz grano na nich w 1961 roku. Przez pół wieku nie można było na nich grać ani ich oglądać. Nic dziwnego że budzą taką ciekawość, milczące ograny, cóś jak altówka Stadivariusa bez strun. W 2010 roku usunięto drewnianą obudowę, organy wyczyszczono i ponownie stały się widoczne. Nie można jeszcze na nich  grać, ponieważ usunięto zasilanie wiatrowe, które obecnie znajduje się w magazynie. W 2013 roku chór organowy i organy zostały wypoziomowane hydraulicznie, co było pierwszym krokiem w procesie prawdziwej renowacji.

 

Dla mła oczu magnesikiem nie okazały się organy  tylko ołtarz w nawie głównej, którego autorem  jest Mattheus van Beveren. To był rzeźbiarz, który prowadził warsztat, z którego wychodziły dzieła  wysokiej próby. Mniej klasycyzujące niż te które tworzyli  brukselczycy Jerôme Duquesnoy i jego syn François Duquesnoy, bliżej im było do barokowego realizmu współczesnych  antwerpskich mistrzów Pietera Verbrugghena II i Artusa Quellinusa Młodszego, na których większy wpływ miał malarski styl Rubensa. Nie ma się co dziwić, bo zdaje się van Beveren nauki pobierał u rzeźbiarza z Antwerpii, Pietera Verbrugghena I. Van Beveren był artystą bardzo wszechstronnym zarówno pod względem tematyki swoich rzeźb, jak też materiałów, w jakich pracował. Wykonywał drobne prace w drewnie, kości słoniowej i terakocie, a także dzieła monumentalne w marmurze, kamieniu i drewnie. Był też medalistą i producentem projektów matryc dla mennicy w Antwerpii. Ołtarz jest odleciany z każdej strony, mła uznaje go za najlepszy ołtarz w stylu flamandzkiego baroku jaki dotychczas udało się jej zobaczyć. Ma wzruszająco delikatne fragmenty, mła zafascynowały anioły o przedziwnych fryzurach i apostołowie o twarzach przypominających rzymskie rzeźby z czasów Konstantyna. Nie mogłam znaleźć info czy urocza balustrada oddzielająca tył ołtarza głównego jest z tego samego warsztatu. Ma troszki inne cechy stylistyczne, jest przeuroczo wręcz naiwna. Nabożnie mła się wgapiała w anioły wśród owocującej winorośli i zwierzęta w otoczeniu wężowo powyginanych  kolb kukurydzy. Do tego te herby z wiewiórką i chyba niedźwiedziem. Miodzio.


Oczywiście są witraże, nie jakieś tam bardzo wybitne ale całkiem niezłe jak na XIX wiek. Witraże w  gotyckich katedrach to sprawa na osobny wpis, tu mła nie będzie  ćwierkała na temat teologii światła, jej kontekstu  historycznego, zapodam tylko że wielkie gotyckie okna świątyń miały uzmysławiać wiernym że Bóg jest jasnością.  No wiecie,  "Jestem światłem świata; kto idzie za Mną, nie chodzi w ciemności, ale będzie miał światło życia." - Ewangelia wg Jana VIII, 12.  czy z Księgi Rodzaju ( 1, 4-5 ): "Bóg widział, że światło było dobre i Bóg oddzielił światło od ciemności…". Światło pochodzące z witraży oprócz przegnania złego ma na celu wyznaczenie niebiańskiego mikrokosmosu w sercu kościoła. Gotyckie kościoły i katedry są obrazami wszechświata. Dziś tego nie czytamy, ten język jest martwy i rozczytać go mogą jedynie specjaliści. Ech, chwała cysterskim braciszkom  z opactwa Fontenay, którzy w 1220 roku opracowali młot hydrauliczny, co  umożliwiło  wytwarzanie prętów o grubości ponad 3 cm ( czego nie można było wykonać ręcznie w i kuźni ) i znacznie zwiększyło produktywność. To dzięki nim możliwe stało się powstanie witraży. No dobra, tyle o Sint - Niklaaskerk, kościele nieustająco remontowanym.


Teraz podrepczemy za Leie przez most świętego Michała do kościoła świętego Michała czyli Sint - Michielskerk, krowiastego niesłychanie. Już w 1105 roku w tym samym miejscu przy  Leie znajdowała się kaplica, ufundowana  przez opactwo. W tamtym czasie w Gandawie toczyła się walka opactw. Opactwo świętego Bawona było konkurencją dla opactwa świętego Piotra, drugiego opactwa w Gandawie, w której  centrum zbudowano ówczesny kościół świętego Jana ( obecnie he, he, he,  jest to katedra świętego  Bawona ) i mieszczański kościół świętego Mikołaja. W ramach "odpowiedzi na" opactwo świętego Bawona postanowiło wznieść swój kościół, żeby sobie mnisi z opactwa świętego Piotra za dużo na swój temat nie wyobrażali. Pobudowano na miejscu kaplicy ten romański kościół ale nic się z niego w dzisiejszej budowli nie ostało.

Wiek XIII był dla kościoła świętego Michała  katastrofalny, miało miejsce  kilka  pożarów. Dopiero w  XV wieku a konkretnie to w roku 1440 postanowiono wznieść nowy kościelny budynek. Wzniesiono go w stylu późnogotyckim. Echo gotyku skaldyjskiego to jedyne czego można tu się spodziewać, budynek powstał zbyt późno, w czasie kiedy najmodniejszym stylem był gotyk brabancki. Hym... z gotykiem brabanckim  ma ta budowla styczne na poziomie konstrukcji, ale kryje się w niej niespodziewanka. Niezwykłe w tym kościele jest to, że architektura gotycka przetrwała do epoki renesansu i baroku. Znaczy po gotycku budowano tu w wieku XVI, jak też w wieku XVII. Nawę i transept ukończono na początku XVI wieku. W 1623 roku wczesnogotycki chór został zastąpiony, uwaga,  kopią gotyku brabanckiego z obejściem i pięcioma promieniującymi kaplicami. Tak, tak, gotyk w przypadku kościoła świętego Michała przeżył własną epokę, kopiowano gotyckie budowanie w czasie baroku. Cechami późnego gotyku brabanckiego, które są charakterystyczne dla stylu,  jest zastosowanie piaszczystego wapienia, pomysłowych sklepień krzyżowo - żebrowych, sieciowych i gwiaździstych, w  tym wypadku sklepienia są ceglane,  oraz wysokich, szerokich ostrołukowych okien.  W 1566 roku kalwińskie szaleństwo przerwało budowę wieży zachodniej,  prace nad nią wznowiono dopiero w 1658 roku. Projekt Livinusa Cruyla z 1662 roku przewidywał bardzo wysoką 134 metrową wieżę w stylu gotyku brabanckiego ( wieża  katedry świętego Bawona ma "tylko" 89 metrów ). Wieża ta miała być bogato zdobiona ale guzik z tego wyszło bo piniążków nie starczyło. Budowę kościoła ukończono dopiero w roku 1825.

Już w 1909 roku przeprowadzono pierwsze "poważne" prace konserwatorskie. Pod kierunkiem Modeste de Noyette odrestaurowano zachodnią stronę budynku, dobudowano także neobarokową zakrystię, bowiem podczas budowy mostu św. Michała ( co miało miejsce w 1905 roku ) rozebrano część starej zakrystii. Na mła miłe wrażenie zrobiło wnętrze tego kościoła, nie wiem co to sprawiło, czy to ciepły kolor sklepień, czy jasny kamień konstrukcji, czy po prostu słońce wpadające przez olbrzymie okna. A może to że kościół przygotowywano do ślubu i latały po nim rozgorączkowane stylistki ślubne a na placu przed kościołem odświętnie ubrani uczestnicy ślubu czekali na państwa młodych. Taki żywy przez to ten kościół. Poza suknią panny młodej można w nim zobaczyć monumentalne ołtarze autorstwa mistrzów flamandzkich, w tym płótno Antoniego van Dycka "Chrystus na krzyżu" , powstałe w latach  1628-1630. Mła Wam zapodała tego van Dycka obok. Kościół świętego Michała ma też niezły zbiór relikwii. Znajdują się w nim  Święty Cierń ( w pięciu kościołach niderlandzkich znajdują się ciernie uchodzące za fragmenty korony cierniowej )  i tzw. Prawdziwy Krzyż. Można też obejrzeć  zbiór szat liturgicznych powstałych w okresie od  XVI do XIX wieku, w tym duży parament, podarowany przez Jfr. Amelia Borluut,  antepedium miedziane z 1729 roku od  Fransa Pilsena, kolekcję Obbitów,  szlachty i patrycjuszy z Gandawy. Dla mła interesujące było że w 1648 roku założono tu Konfraterię świętej Doroty. Cóż to było? Bractwo ogrodnicze, powstawały takie konfraterie w tym czasie we Flandrii, członkami byli hodowcy kwiatów i ogrodnicy, ale także zamożni entuzjaści ogrodnictwa. Gandawa cieszyła się trzema bractwami ogrodniczymi, to w kościele świętego Michała powstało jako pierwsze. W XIX wieku konfraterie te zostały przekształcone w Société de Flore. Stanowiły one podstawę Floralies, słynnych wystaw kwiatowych. Konfrateria świętej Doroty cóś na kształt wystaw  urządzała już od roku założenia. Dziś impreza w Gandawie nazywa się Flanders Expo.