Lombardia ale nie Lombardia bo Mantua to... Mantua, miasto w dolinie Padu, które od chciałam zobaczyć odkąd skończyłam 16 lat. Już podczas naszej wyprawy do miasta zorientowałam się że popełniłam błąd, uważając że jeden dzień w Mantui starczy mła do oblookania miasta. Nie starczył, mła ledwie liznęła tego co powinna liznąć, łącznie z lodami poziomkowymi. Mła powinna przyjechać do Mantui jeszcze raz, najlepiej w porze zachodzącego lata, tak by załapać się na kwitnienie zawleczonych z Azji lotosów, które utworzyły wyspę na jednym ze stawów otaczających Mantuę, zwanych jeziorami z racji słusznych rozmiarów. Może namówię kogo na taki wypad w przyszłym roku. Przy okazji zobaczylibyśmy Cremonę, z tą jej zdziwną katedrą, naprawdę odjechanym Duomo, no i Parmę. Wycieczka do Mantui uświadomiła bowiem mła że do zwiedzania właściwego Toskanii mła jest potrzebne poznanie takich miast północy Włoch jak: Ferrara, Bolonia, Padwa, Werona, Parma, Genua, że o Wenecji ledwie napomknę. Miast które dla Italii były w swoim czasie tym, czym dla Grecji były jej miasta - państwa. Mła zwiedzając te stare miasta, które dziś są cieniami samych siebie sprzed paru stuleci, czuje się tak jakby rozplątywała kłąb nici, widzi niteczki ale ma wrażenie że one jakby pożyczone z innych kłębuszków. To jest tak jakby układała puzzle z wielkim napisem "Przejście od średniowiecza do nowożytności" i ciągle jej jakichś kawałków brakowało. Wicie rozumicie, mła ma tzw. podkład, pięć lat brnięcia przez historię sztuki ale włoskie miasta żywcem ja zaskakują. Może dlatego że mła pochodzi z kraju gdzie zabytki są często gęsto pieczołowicie odtwarzane, że poza Gdańskiem to nasze miasta tak naprawdę nigdy nie były potężne, kraj nasz zawsze był sielankowo wsiowy i ta miejskość zastarzała we Włoszech jest dla mła egzotyczna? No nie wiem, jednakże czuję że chętnie powtórzyłabym tę trasę, którą w XVI czy XVII wieku pokonywała dobrze uposażona młodzież z kraju nad Wisłą w celu "nabycia ogłady i dla uczoności'.
Mantua niby nie taka rozlazła a nam ledwie kawałeczek udało się zobaczyć. Za to Mantui posmakowaliśmy i zaprawdę powiadam Wam, miasto to jest grzesznie smaczne.No i że tak to określę, kulinarnie swoiste. Dla mła Mantua w ogóle jest swoista, jej odrębność kulinarna i wpływ jaki wywierała na kuchnię okolicznych miast, takich jak Cremona, czy nawet Parma, mła specjalnie nie dziwi. Świadczy o tym że to co rodziło się w tym miejscu było oryginalne, odkrywcze i powodowało chęć naśladowania. To się nazywa eksportem kultury, choć niby przyziemnych kulinariów dotyczy. Tak naprawdę w przypadku Mantui dotyczyło wielu innych spraw. Najśmieszniejsze jest to że ten rozbłysk kulturalnej supergwiazdy jaką w XVI wieku była Mantua, zrodził się z kompleksu zapyziałości, zaściankowości i wielkiej zazdrości skierowanej w stronę Florencji. Gonzagowie bardzo chcieli być Medyceuszami. Dobra, zanim przejdziemy do konkretów jedzonkowych mła zapoda Wam parę faktów o mieście. No albo pseudo faktów. Mit założenia miasta jest ściśle powiązany z historią prorokini Manto, która według tradycji greckiej była córką tebańskiego wróża Terezjasza. Grecy twierdzili, że Manto uciekła z Teb do Lidii ale rzymska wersja legendy jest nieco inna. Manto schroniła się na bagnistym terenie, gdzieś w dolinie Padu. Płakała tak mocno nad swoją niedolą że z jej łez powstało jezioro, którego wody miały mieć tą magiczną właściwość jaką jest nadawania proroczych zdolności tym, którzy tej wody skosztowali. Manto w rej krainie poznała i poślubiła bóstwo rzeczne Tybrisa ( bożka Tybru ), a ich syn Ocno ( zwany także Bianore ) założył miasto nad brzegiem rzeki Mincio , nazywając je na cześć swojej matki, Mantua. Ta mityczna wersja założenia miasta jest opisana w Eneidzie Wergiliusza. Pięknie, bo w końcu Wergiliusz urodził się był w Mantui, patriotyzm lokalny wyznawał, a jakże! Według innej rzymskiej opowieści Mantua wzięła swoją nazwę od Mantha, etruskiego boga, władcy umarłych z tyrreńskiego panteonu. Chyba bardziej prawdopodobne choć wersja Wergilego prześliczna.
Mit o założeniu Mantui odrodził się za sprawą Boskiej Komedii Dantego Alighieri. W XX kręgu Piekła, w którym Dante i jego przewodnik Wergiliusz spotykają się z wróżbitami. Właśnie wskazując jedną z tych dusz, Wergiliusz opisuje okolice miasta, jezioro Garda i bieg rzeki Mincio wpadającej do Padu w Governolo, nawiązując do legendy o wróżce Manto. W czasie renesansu ta legenda była bardzo popularna, zwłaszcza że Mantuę otaczała wówczas jeszcze większa ilość wód niż obecnie, znaczy dowód był na te płacze Manto. A teraz tak bardziej realnie - rzymski pisarz Servius Mario Onorato podaje, że Mantua była jednym z miast założonych przez starożytny lud Umbrii, po którym przyszli Etruskowie, zaś po nich Celtowie. Rzymianie przepędzili Celtów i rozpoczęli prace fortyfikacyjne. W tym czasie na świat przyszedł Wergiliusz ( 70 -19 p.n.e. ) tak ważny obywatel miasta, że dziś jego podobizna znajduje się w herbie Mantui. Po upadku Rzymu było jak wszędzie w północnej części półwyspu - Ostrogoci, Longobardowie, Frankowie. W roku 1000 rozpoczęło się panowanie rodziny Canossa, hrabiów o longobardzkim rodowodzie. Najpierw panował Tedaldo z Canossy, używający tytułu markiza. Jego fortuna wzrosła bowiem popierał cesarzy z dynastii ottońskiej, znaczy saskiej. Zupełnie inny stosunek do niemieckich cesarzy, tym razem z dynastii salickiej, miała wnuczka Tedalda, Matylda, córka Bonifacego III, który swój dwór w Mantui utrzymywał na takim poziomie że cesarze z lekka zazdraszczali, co skończyło się normalnie, znaczy jak to w takich sytuacjach bywa. Cesarz Henryk poczuł się cóś niedogodnościowany, Bonifacy poczuł że chyba jednak lepiej poszukać sobie gdzie indziej protektora i się sympatia rozeszła. Tak to jest jak zwierzchność widzi że żyjesz na wyższym od niej poziomie. Matylda była jedną z tych uroczych średniowiecznych dam, których nie chcielibyście spotkać w ciemnej ulicy. Po tatusiu odziedziczyła cóś brak ufności we władzę cesarską i duuużo ambicji. Naprawdę duuużo a los jej sprzyjał, bo z kolei po swoim bracie Fryderyku odziedziczyła wielkie patrymonium. Matylda spokrewniona z cesarską rodziną znana była szeroko jako La Gran Contessa. Oczywiście dbała o PR, znaczy zajęła się budową kościołów i klasztorów, przytułków, bo kultura i dobroczynność zawsze w cenie i ładnie się sprzedaje ale posiadłości pomnażała w sposób bezczelny. Kiedy trzeba było, czyli kiedy ktoś jej wlazł w drogę, Matylda przywdziewała zbroję i stawała na czele wojsk. I to wszystko w XI wieku.
Matylda co prawda zaczynała jak Pambuk przykazał, poślubiła w 1069 roku Gotfryda III z Lotaryngii, zwanego Garbatym. Urodziła mu jedną córkę, która zaraz umarła, rozczarowując matkę i Matylda uznała że dość tego szczęścia małżeńskiego z niskorosłym garbuskiem. W 1071 roku już miała orzeczone repudium. Wiem że będzie problem z uwierzeniem ale to szczera prawda - Matylda oddaliła męża. Dobrze że był ustosunkowany i w klasztorze go nie zamknęła. Biedaczek usiłował ratować małżeństwo, czytaj zabezpieczyć dobra toskańskie, z których Matylda go wywaliła, ale ani jej mamusia, będąca macochą Garbatego, ani papież Grzegorz VII, któremu Matylda postanowiła grzać wyrko, nie byli skłonni do słuchania jeremiad. Tym bardziej że mamusia dostała od córuni możliwość zarzundzania jej dobrami a papież, jak wieść gmina niosła, pod pantoflem Matyldy zabrał się za reformę Kościoła ( hym... zrozumiałe staje się odpuszczenie rzundzenia swoimi dobrami na rzecz mamusi, Matylda realizowała większe cele polityczne, ona o supremacje papiestwa nad cesarstwem walczyła a nie o jakieś tam kolejne Bździszewo w Italii ). Gotfryd III w ramach msty poparł cesarza. Święty Grzegorz Hildebrand urodził się w niezamożnej rodzinie, szlachetnie urodzona Matylda, która od szóstego roku życia była najbogatszą partią Italii, gwarantowała mu poparcie i trzeba przyznać, była wobec niego lojalna podczas wojen dotyczących sporu o inwestyturę. Spór ciągnął się latami ale decydujący cios wymierzył cesarstwu Grzegorz. Owszem po słynnym cesarskim łażeniu w worze pokutnym wokół murów Canossy, cesarze jeszcze wierzgali ale ich siła malała. Papieży pokonał dopiero król Francji, Filip Piękny, dwa wieki później. A i to było na terenie Italii zwycięstwem krótkotrwałym, bo o ile poza Włochami królowie i książęta często robili co uważali, więc żeby nie dopuścić do rozmycia autorytetu Kościół godził się na kompromisy, to na Półwyspie Appenińskim papieże mieli nadal dużo więcej do powiedzenia niż gdzie indziej. Jak widzicie Matilda di Canossa była jedną z najważniejszych postaci sprawujących rządy w średniowieczu, jej wpływ na kształt religii, a tym samym kultury był olbrzymi. Po śmierci papieża Grzegorza VII w 1085 roku Matylda nadal była filarem Kościoła reformowanego. Największa klęska Matyldy, utrata panowania nad miastami północnych Włoch, stała się zarzewiem nowego ogienka. Miasta włoskie wyzwolone z okowów feudalizmu dokonały trwałych zmian w strukturze społecznej. Tak, tak, nawet klęski Matyldy nie przyniosły jej ujmy, rzadka sprawa.
Po śmierci Matyldy w 1115 roku zrobiło się bordello, doszło do częstych starć z sąsiednimi miastami: Weroną, Cremoną i ludźmi zamieszkującymi Reggio Emilia. Trzeba było tego chaosu by się coś nowego urodziło, chaos nie jest stanem bezpiecznym ale niewątpliwie jest stanem twórczym. A tak w ogóle na marginesie współczesnych zamartwiań i narzekań na kondycję władzy. W tym pobożnym średniowieczu, za czasów Matyldy, Eupraksja Adelajda, cesarska małżonka rodem z Kijowa, oskarżyła była swojego męża o bycie zmuszaną do uczestnictwa w orgiach, do których zresztą miał być przymuszany ponoć cały cesarski dwór, król Francji Filip I był notorycznym bigamistą a chrześcijańskiego króla Harolda w Anglii pogonił bękart z Normandii, który tak naprawdę miał gówniane roszczenia a nie prawdziwą podstawę prawną do zasiadania na tronie Anglii. Tyle w sferze polityczno - obyczajowej, w tej politycznej to była parada antypapieży i zawierania wiecznych umów trwających parę miesięcy. Spory rodzinne łagodnych Piastów często kończyły się wygnaniem, kastracją albo oślepieniem, samo chrześcijańskie umiłowanie bliźniego. Mła widzi pewien postęp, w czasach obecnych naszego prezydenta rzundzące , które za nim nie przepadają, raczej nabiału nie pozbawią. Dobra, wracamy do naszych baranów, czyli co zostało po czasach Matyldy w Mantui. Otóż ostało się baptysterium. Co prawda w stanie szczątkowym. Rotunda San Lorenzo to jedna z najstarszych budowli sakralnych w Mantui, zbudowana w XI wieku. Budowę rotundy rozpoczęto w 1078 roku a zakończono w roku 1082, taką datę przynajmniej zapisano na XV wiecznym tynku, więc tak po prawdzie to opieramy się w tym datowaniu na średniowiecznej tradycji. W rotundzie niegdyś przechowywano relikwię Krwi Chrystusa, zebraną ponoć przez świętego Longinusa, którą obecnie przechowuje się w krypcie pobliskiej bazyliki Sant'Andrea. Obiekt znajduje się na Piazza delle Erbe, jednym z dwóch najbardziej znanych placów Mantui. Tak po prawdzie to budowla usytuowana jest na niższym poziomie, znajduje się około 150 cm poniżej Piazza delle Erbe. Mundre ludzie twierdzą że ta różnica poziomów wynika z tego że monoptero - perypteralna konstrukcja z istniejącymi nadal dwiema kolumnami i innymi kamiennymi detalami konstrukcyjnymi rodem z antyku, sugerują, że kościół został zbudowany poprzez odzyskanie materiału i rekonstrukcję wcześniejszej budowli rzymskiej, datowanej na IV wiek, która była prawdopodobnie świątynią lub grobowcem tolosem.
We wnętrzu rotundy znajduje się napis odnoszący się do fundatorki, Matyldy z Canossy. Na przestrzeni wieków budowla ulegała radykalnym przekształceniom, kombinowano na całego. Jeden z projektów transformacji autorstwa Leona Battisty Albertiego został wdrożony, później swoje dołożył Gulio Romano, ale prace ustały i żaden z tych projektów nie był ostatecznie zrealizowany. Były to zatem takie "przebudowy w połowie". Projekty przebudowy nie były kontynuowane bowiem w 1579 roku na rozkaz księcia Guglielmo Gonzagi świątynię dekonsekrowano. Rotunda dość szybko popadała w ruinę, czemu nie ma się co dziwić, zważywszy na to jak była wykorzystywana. Najpierw stała się zwykłym magazynem, a nieco później budynkiem do prywatnego użytku, znajdującym się na granicy gęsto zaludnionej dzielnicy żydowskiej. Obrosła w mnóstwo przybudówek, zatraciła niemal swój kształt. W 1908 roku budynek został wywłaszczony i wydano zgodę na jego rozbiórkę. W trakcie tych prac rozbiórkowych, po uwolnieniu rotundy od nadbudówek i budynków przylegających, całkowicie zasłaniających buowlę, nagle okazało się że w Mantui przetrwała rotunda z XI wieku. Oczywiście nikt już nie myślał o rozbiórce, zamiast tego rotundzie wyrosła kopuła, inspirowana kopulą rotundy San Tomè di Almenno San Bartolomeo. Na próżno szukać rotundy San Lorenzo na starych zdjęciach Mantui, rotunda była ale dopiero w początku XX wieku ją odsłonięto i uzupełniono. W 1911 roku budowla została ponownie konsekrowana, dla publicznego kultu otwarto ją w 1926 roku. Budynek trafił pod opiekę Bractwa Dominikanów, które wzięło na siebie ciężar jego renowacji, konserwacji i udostępnienia publiczności. Klatka schodowa umożliwiająca wejście do kościoła została zbudowana w marcu 1939 roku, a jej uroczyste otwarcie odbyło się 21 kwietnia 1940 roku. W kolejnych dziesięcioleciach budynek był poddawany niewielkim przeróbkom, związanym głównie z wymogami bezpieczeństwaRotunda San Lorenzo to przykład sztuki romańskiej, kościoła zbudowanego na rzucie
centralnym, zakończonego półkolistą absydą, z typową górną
emporą, w której zachowały się fragmenty fresków z XI - XII wieku. Freskom trzeba się solidnie przyjrzeć, zachowały się fragmentarycznie. To dość rzadki przykład malarstwa romańsko - lombardzkiego, wyraźnie
wywodzącego się ze szkoły bizantyjskiej. Freski przypisywane są różnym twórcom, część z nich, znajdujących się w apsydzie, przypisywana jest nieznanemu XIV wiecznemu malarzowi z Werony. Malowidło z apsydy przedstawia świętego Wawrzyńca, znaczy Lorenza. Nieco młodsze są pozostałości fresków w pasie oddzielającym galerię górną od
galerii dolnej. jednakże na mła największe wrażenie wywarły pozostałości postaci z aureolą i pięciu aniołów powstałych w czasach bliższych Matyldzie. Może dlatego że to pierwotna dekoracja tej świątyni, jakby najbardziej z nią związana? A może po prostu malowali je twórcy bardziej utalentowani niż ci, którzy tworzyli późniejsze dekoracje? Matyldę w końcu było stać na najlepszych malarzy. No dobra, od malunków do architektury - dziesięć półkolumn zdobiących fasadę odpowiada liczbie kolumn wewnątrz,
oddzielających nawę od obejścia ze sklepieniami krzyżowymi . Z tych
wewnętrznych kolumn dwie w absydzie są wykonane z marmuru, a pozostałe zrobione są z...
terakoty. Istnieje również dziesięć arkad górnej galerii, które umożliwiają pogapienie się na nawę. Jedna z kolumn w absydzie pochodzi z
czasów rzymskich , a niektóre z zaprawowych lizen zdobiących empory dla
kobiet pochodzą z IX wieku. Rotunda zbudowana jest z cegieł, to lombardzka tradycja, elementy antyczne są marmurowe, jednakże nie mamy pewności że rzymska budowla poprzedzająca kościół nie była ceglana, tam naprawdę ciężko jest się dogrzebać co z czego. A tak w ogóle to baptysterium było inspirowane kościołem Grobu Pańskiego w Jerozolimie, budynkiem pochodzącym z IV wieku. Uważano że relikwia Krwi Chrystusa powinna mieć podobną "oprawę" jak grób Jezusa.
W XII wieku miały miejsce bardzo ważne dla Mantui prace wokół miasta, architekt i inżynier hydraulik Alberto Pitenino na zlecenie gminy Mantua zorganizował system obronny miasta, spowodował że wody rzeki Mincio całkowicie otoczyły zamieszkałe centrum miasta. Stworzono cztery zbiorniki, zwane jeziorami. Ich nazwy to: Superiore, di Mezzo, Inferiore i Paiolo. Mantua została wyspą. Do miasta można było dotrzeć dwoma mostami : Ponte dei Mulini i Ponte di San Giorgio. Oba te mosty nadal istnieją, choć jedno z "jezior" już nie istnieje. W późniejszej epoce wykopano kanał przecinający miasto na dwie części, łączący Jezioro Dolne z Jeziorem Górnym. System tam i śluzy umożliwiał odpowiednią odpowiednią gospodarkę wodną, woda miała bronić miasta a nie je zalewać. Niestety cóś poszło nie tak bo w XVII wieku miała miejsce tak katastrofalna powódź, że dziś historycy uznają ją za jeden z powodów gwałtownego upadku Mantui. Rzeka Mincio, naniosła do jezior tyle błocka że przekształciło ono jeziora w niezdrowe bagna, co miastu wyraźnie nie posłużyło. Następnie osuszono jezioro Paiolo na południu, dzięki czemu miasto pozostało skąpane w wodzie tylko z trzech stron, niczym półwysep. Tak zostało do dziś, w zakolu rzeki Mincio są trzy zbiorniki wodne, które sprawiają że Mantua wygląda jakby wyrosła na lagunie. W 1984 roku utworzono Parco Regionale del Mincio, którego częścią jest terytorium gminy Mantua. Teraz o lotosach. W 1921 roku doktor nauk przyrodniczych z Uniwersytetu Parmeńskiego, Maria Pellegreffi, zasadziła pierwsze kłącza lotosów w Lago Superiore. Nie myślano o urodzie kwiatów, nasiona pozyskano od włoskich misjonarzy, którzy znali rolę owoców lotosu w diecie ludów Azji. Nasiona lotosu miały stanowić bazę żywieniową jakby co, lotos jednak zupełnie nie przyjął się we włoskiej kuchni. Za to świetnie przyjął się wodach jeziora. Skolonizował jezioro i rozprzestrzenił się na bagnistą dolinę rzeki Mincio, ku utrapieniu przyrodników, bo zaburza równowagę w pobliskim parku krajobrazowym Parco Regionale del Mincio. Dziś mocno się ogranicza jego rozrastanie, jednak na wodach Lago Superiore letnią porą odbywają się ciągle prawdziwe pielgrzymki do lotosowej wyspy.
Cdn.
He he dzień na włoskie stare miasto, he he. Ale lepszy dzień niż nic. One zawsze zostawiają niedosyt😄. No dobra, we Włoszech byłam przedawno, metodą japońską przeciągnięto mnie przez Rzym, Florencję, Ferrarę, Rawennę (tam nic nie widziałam), Wenecję i Orvieto, baza była w Bolonii. I stanowczo na podstawie tych wyrywkowych oglądów twierdzę że stare Wloskie miasta są z własnym osobistym kolorytem i charakterem. Rzym jest grafitowoszary, matowy z nielicznymi inkrustacjami brązem, bielą marmuru, złota, miejscami wyblakly, miejscami pozieleniały i szklisty od wilgoci, miescami przyrdzewiały ogrom rozrzutny. Bolonia czerwono-brązowa wiekową cegłą i dachówkami, z bielą marmurowych wstawek, labiryntowa od podcieni. Utrzymuje koloryt także w nowszych budynkach, przefajne to jest. Florencja szaro-srebrna szklistym pietra serena, z czerwienią i bielą marmurów i terrakoty. Lekka i dobrze rozplanowana, da się oddychać mimo tego że z kamienia i dużo budowli jest jak twierdze. Wytworna i mądra. Itd. Takie wrażenia są od głównego budulca i specyfiki miejskiego budowania, położenia miasta. Mantua jest wyspowa, tak? Labirynt czy przestrzeń? A z czego? Wydaje się beżowa, jak piasek na plaży 😄.
OdpowiedzUsuńOch Romi, mła się już zaczęła martwić, nawet zameiliła do Cię. Na szczęście się objawiłaś, co mła pozwoliło odetchnąć - jako madka kotów wiesz o co kaman, wszyscy w zasięgu wzroku, za długa cisza trza sprawdzić. ;-D Wycieczki z czasów dawnych zazdraszczam ale tak pozytywnie, bo zamierzam odwiedzić te miasta. Ludmiła była ostatnio w Weronie i porobiła foty. Mła się upewniła że idzie we właściwym kierunkiem z tym zwiedzaniem. Z tym kolorytem to świnta racja, choć mła się głęboko zastanawia jaki właściwie cooloryt ma Mediolan? Mantua jest ochrowo - złota, z dużą ilością cegły w ciepłym odcieniu czerwieni i cudownymi wręcz białymi wtrętami typu Teatro Bibiena czy Duomo. Nie jest labiryntem ale mła ma wrażenie że niegdyś była,coś w niej jest takiego że dawny labiryncizm wychodzi tu i ówdzie. Mam wrażenie że jest też takim miastem z oddechem, choć ten oddech jest dodany później niż we Florencji. Mła ma zamiar do Mantui wrócić, im bardziej się wgapia w zdjęcia, tym jest tego bardziej pewna. Poza tym dochodzi kwestia kulinariów, lotosów i tego zdziwnego splotu zdarzeń obecnego przez cały czas naszej podróży, który mła nie pozwolił obejrzeć tego co w Mantui obejrzeć chciała. Będę jesienią i zimą zbierać kasę na tę podróż, nie ma lekko. Zdawa się że muszę jeszcze poszukać możliwości dorobienia. :-/ Jednakże mła by bardzo chciała oblookać taką Ferrarę, Weronę, Bolonię, Mantuę i Parmę. Muszę zrobić dobry gryplan podróżny, znaczy taki na dwa czy trzy razy, bo na raz to jak widać cinżki niedosyt zostaje.;-D
UsuńCo do Mediolanu to zdania nie dane mi bylo sobie wyrobić. Owszem, lądowanie było w Mediolanie, ale szybciutko nas z niego wywieźli. Jazda byla przez dziewiętnastowieczne zabudowania, szklistobrązowe i stateczne, oraz przez dziwaczne całe odrębne miasto halowo-hangarowo-magazynowe. Więc Mediolan to dla mnie splot/zrost miasta wcale nie tak starego jak potrafi być włoskie miasto z nowym. W żadnym innym tej nowoczesności i przemyslowości nie było az tak dużo. Ta moja wyprawa była w czasach których specyfika mocno rzutowała na wrażenia. Jak czysto! Jak jasno, jak kolorowo! Tyle starych budynków i jakie zadbane, zero ich lekceważenia. W kraju nie ma mięsa, a tu tir z polskimi świniami (sensacja ogromna😄, wszyscy rzucili sie do szyb autokaru), ile mydła i jakie ładne to mydło. Wiesz, po trzydziestu latach dopiero zobaczyłam zastosowane u nas widziane tam automatyczne zwijane roletowe bramy i okienne rolety, ogrzewanie podłogowe, mini-walec łatający wraz z mini asfalciarką niewielkie ubytki w wąskich asfaltowych jezdniach i nie ma dziur. Nigdzie. Wiec tego, wrażenia niekoniecznie obecnie standardowe.
UsuńMediolan po głębszym zastanowieniu uznawam za myszowaty z nagłym błyskiem. ;-D Co do zatchnięcia się tzw. Zachodem w czasach słusznie minionych to i mła się zdarzyło. Mła się zetknęła z niemieckim dobrobytem i niemal z nóg ją ścięło. Hym... dzisiaj to by niejednego Niemca ścięło, gdyby jakimś cudem za pomocą maszynki czasu mógł by takiego dobrobyta poczuć. Nam się standardy podniosły, tam spadły, znaczy wyrównało się. ;-D
UsuńTimothy Adam Matthews - zobacz jakie świetne obrazki tworzy :D
OdpowiedzUsuńTrafiłam na obrazek wylegujących się na schodach, od razu look za okno bo moje dziś parapetują. ;-D Fajne obabrazki. :-D U nas duszno to śpięco, kociambry powieczek nie unoszą.
UsuńNo tam nie dotarłam, bo kiedy nasi przyjaciele sie tam wybrali pociągiem, my wybraliśmy się do rezerwatu ptasiego w delcie Padu. Patrząc na zdjęcia, trochę zazdraszczam, ale trzeba było wybrać.
OdpowiedzUsuńA! I już dawno chciałam Ci powiedzieć, że podziwiam Twoją wiedzę i to w jaki sposób ją przekazujesz. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńA mła się wydawa że ciągle przytruwa z tą historią, no jakoś nie potrafię sobie wyobrazić miejsc od dawna zamieszkanych bez tych wszystkich ludzi przede mną. Chyba wyjazd Antarktydę by na to pomógł. ;-D Mla się przyzna że Mantui by nie odpuściła ale zastanawiam się czy miasteczek nad Gardą nie zamieniłabym na deltę Padu i ptoszki, albo bardziej dzikie okolice nad tym jeziorem.
UsuńPlease read my post
OdpowiedzUsuń