Strony

piątek, 7 listopada 2025

Prawie że Weekendownik - ku pokrzepieniu serc

Ech, dzieje się i to w sprawach najistotniejszych. Jakiś chorobowy ten rok, teraz rozłożyła nam się Ola. Przed nią diagnostyka dokładna,  szpitalne procedury, dobranie leczenia. Mła myśli o Oli, tak jak myśli o Marcinie, bracie Odnowionej Agnieszki. Ciepło, wierząc w to że dobra energia podtrzymuje czy uzdrawia, że daje jakiś efekt młowe myślenie o ludziach, których realnie nie zna, ale jakby zna. My wszystkie ludzie netowe się tak właśnie znamy, twarzą w twarz nie stajemy ale "się czytamy". Socjologowie twierdzą że to kontakty płytkie, że nie takie szczere, bo kreacja, bo przez maszynę a mła sobie myśli że jak one takie płytkie to dlaczego mła się martwi kocimi i ludzkimi sprawami, jak nieszczere to skąd we mła takie poczucie uczestniczenia w domowej intymności innych ludzi? Mła ma swoje myślenia jak któś się długo nie odzywa, przypuszczenia, dywagacje i to nie dlatego że mła dysponuje nieograniczenie wolnym czasem i nie ma co ze sobą  zrobić. To chyba zależy od ludzi a nie od tego czy kontakt za sprawą maszyny czy bezpośredni. Do cholery, czasem jedna rozmowa telefoniczna bardziej w człowieku siedzi niż wielogodzinna wspólna nasiadówka! Świat się zmienił, nie mieszkamy w jednej wsi w sąsiednich chałupach. Oczywiście dostęp do netu nie oznacza że mamy olewać somsiadów i nie wiązać się emocjonalnie z ludźmi ze swojego otoczenia, zawsze dobrze być przy ludziach.  Jednakże ludzie znani z netu też stają się z czasem bliscy, swoi. Niekiedy światy się przenikają, że tak rzecz określę, ci z netu stają się tymi z realu, jakby naturalnie. Jedyne czego mła się boi w necie to jest możliwość podszywania się maszyny pod człowieka. Podszywanie się ludzi pod innych ludzi jest dla mła do ogarnięcia,  ale korespondencja z botami nieco mła przeraża. 

No dobra, gryplany na weekend. Mła jutro idzie na kolejną imprezkę kominkową do Gosi i Piotrusia. Mła wykonała zadanie poruczone jej przez Gosię, znaczy wyszukała jeszcze więcej mieszkanek do wynajęcia w Wiedniu,  w cenach, które oddechu nie zapierają i z parkingiem, znaczy będzie więcej kasy na wejściówki, co ma znaczenie, bo każda z nas ma własne wyobrażenie co must see w tym mieście. W niedzierlę mła jest umówiona z Cio Mary, spotkanko na smętarzu u dziadków a potem idę do niej. W ponierdziałek powinnam pójść z Mruciem na kontrolę ale nie wiem czy aby nie będzie przełożenia na środę. No i  nie wiem czy 11 nie polezę do Dżizaasa i Jądrzeja, muszę zadzwonić i spytać jakie mają plany. Oprócz tego wszystkiego mła postanowiła sobie że będzie cieszyć się małym. Wicie rozumicie, zapachem opadających liści topoli, tej cudownej, jedynej w swoim rodzaju woni, bez której dla mła nie ma prawdziwnej jesieni, gorącą popołudniową herbatką, zaleganiem z kotami, które z okazji powleczenia świeżej pościeli odmeldowały się w komplecie na wyrku, pomysłem na ubranie pluszaków w marynarskie ubranka ściągniętym od jeszcze bardziej infantylnego niż  mła "byłego księcia" Andrzeja, jakimiś głupotkami netowymi. Mła będzie podżerać gruszki Konferencje i może sobie zrobi maślanego drobia po indyjsku. Na pewno sobie zrobi gulasz z promocyjnej kiełbasy, którą przecenili z racji zbliżania się terminu zdatności do spożycia. Przepis na kiełbasiany gulasz znalazł somsiad Michał, w księgozbiorze swojej mamy, powstałym głównie w czasach głębokiego PRL. Jest tam pozycja pod tytułem "Nastolatki gotują", która robi wręcz furorę w naszej kamieniczce, jak i w kamieniczce Pana Dzidka. Pogmyram troszki w miniaturowych mebelkach i nie będę się wściekać o kociwłos.  Już zaczęłam czytać ponownie "Mądrości Kota Jaśniepana" żeby się z kociwłosem na mebelkach oswoić.

No i to by było na tyle. Fotki zdziśki, mła prezentuje między innymi, znaczy oprócz Helenki w pozach i Kasiuleńki  stołującej,  słoiczki z mostarda mantovana wyrobu własnego. W Muzyczniku muzyka tak stara że najstarsi górale nie pamiętają. Sześćdziesiąt lat temu Cher i Bono nagrali tę piosenkę.

16 komentarzy:

  1. Też tak mam netowo. I myślę że ogromna większość z czytających, komentujących czy blogujących ( kiedyś wrócę) też tak ma. I dobrze. Samo dobro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romi mła to sobie myśli że my nie jesteśmy jedyne, które tak majo. Coś mła mówi że nas przeżywających cudze pisanie jest wincyj. Może to dlatego że blogowanie w przeciwieństwie do innych form społeczniaków, wymaga nieco więcej zaangażowania. Jest porównywalne z vlogowaniem, nie z komunikatorami.

      Usuń
  2. Martwie sie o nasza blogowa przyjaciolke, nie schodzi mi z mysli , a pomoc nijak nie moge. Chocby i pomoc w dogladaniu inwentarza by sie tam przydala, nie mowiac o innej. Ech, ciezkie to wszystko. Powiazalismy sie netowo z ludzmi, ktorzy daja nam czastke siebie na swoich blogach, a nieraz i wiecej niz ludzie znani nam , ze tak powiem " dotykowo". Sa daleko a tacy bliscy ... I ich los nas dotyka i obchodzi , i ich smutki smuca a radosci ciesza. Oby bylo wiecej tych drugich. Milego jesiennego wikendu Tabie i calej kociarni. Kitty

    OdpowiedzUsuń
  3. Mła też myśli o tym jak Cezary wszystko ogarnia ale jeszcze bardziej mła się myśli o Oli. Bardzo chcę żeby to wszystko poszło dobrze i co najważniejsze szybko. Ech... zmartwienie na odległość to nadal zmartwienie. Oby więcej było radosnych wieści, mła ma nadzieję - w końcu Infantka się znalazła, trynd wznoszący jest, znaczy czekam na dobre wieści od Oli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to dołożę swoją drobinkę do tryndu wznoszącego, moze jak wymienimy te dobre zdarzenia i zdarzonka trynd zalapie i Olę? Uniesie ku zdrowiu..
      Wymieniam.
      Cacus-Jacuś ma w końcu właściwe wyniki. Nerki nieuszkodzone.

      Usuń
    2. Mrutku nie leje się już tak z uszka jak się lało. Super nie jest ale idzie ku dobremu. Oby się mu udało wyzdrowieć jak Cacusiowi ozdrowieńcowi.

      Usuń
  4. Święta prawda, że relacja zależy od człowieka, a nie od tego, czy kontaktuje się z innymi bezpośrednio nos w nos czy przez internet. Ja się może stosunkowo mało udzielam, ale też czuję jakąś więź z autorami ulubionych blogów, martwię się chorymi kotkami i człowiekami, cieszę się radościami znajomych blogerów, niepokoję się, jak znikają.
    No i popieram cieszenie się małym :). Moja nieco autystyczna natura połączona z optymizmem sprawiają, że jestem uważnym obserwatorem, dostrzegam różne fajne rzeczy, których inni nie dostrzegają i dzięki temu cieszę się drobiazgami. Jak się listopad zaciągnie mgłami i deszczami, to nie będę wzdychać do karaibskich plaż, tylko - dokładnie tak jak Ty - zachwycać się zapachem dymu i butwiejących liści, rozmytymi w mżawce i mgle światełkami, gorącą herbatką z miodem i cytryną, ciepłą puchatą piżamką, długimi wieczorami sprzyjającymi robótkom na drutach.
    Zdrówka dla Mrutka i reszty stada!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe sprawy do cieszenia czymają mła w jako takiej formie, dziś na ten przykład jadłam gęsinę, świetną troć przywiezioną zza Buga i popijałam winkiem. Ogienek w piwnicznej izbie u Gosi i Piotrusia płonął w kominku a mła czuła świąteczność, taką jesienną. Za oknami mgła a my w tej piwniczce chichrający, było miło. Mła uznawa od dawna że w listopadzie powinniśmy obchodzić Święto Lasu, takie podsumowanie sezonu jesiennego. Amerykanie mają ten swój Thanksgiving Day, my byśmy też mogli mieć jakieś jesienne święto. Mikołaje i reniferki panoszące się w sklepach od października to jakaś aberracja, zdaniem mła w listopadzie to grzybki, wewiórki i inne lejonko - wilki powinny królować w ofertach ozdóbstw. Jesienne święto zapijane gorącą herbatką, z ciastami jabłkowymi, z uroczystym paleniem świec i ustawianiem grzybkowych dekoracji pomogłoby nam odkryć miłe strony listopada. :-D

      Usuń
    2. Mamy 😊 - Św. Marcina 😊. Właśnie je obchodziłaś gęsiną :)) , nie piszesz tylko nic o rogalach ;). Rogale świętomarcińskopoznańskie ale mogą być przecież powszechne :D.
      Rabarbara

      Usuń
    3. Noł, noł, Marcinki to u mła insza sprawa, bowiem posiada kuzyna o tym imieniu i to takiego, którego lubi. Dla mła to bardziej kawo - herbatka i słodkości. No i niby tak żw niby ten Marcin listopadowy ale... Marcin w cieniu Niepodległej, czytaj potrzeba maszerowania a nie rodzinnych spotkań, Katarzynki czy zwłaszcza Andrzejki kojarzą się z imprezkami ymieninowymi, to nie jest jakaś powszechność że wszyscy zusammen ymieninują. Rogale fajna sprawa, z gęsiną to różnie bywa, bo nie każdy przepada albo ideologicznie nie jada. Rogali na naszej imprezce nie było, szczerze pisząc zjedliśmy tylko garaletkę z jesiennymi owocami, zostawiając sernik baskijski "na jutro". Bardzo się obżarliśmy śledziami z czarnym chlebem i trocią, a potem gęsiną w towarzystwie pieczonych jabłuszek i ziemniaczków i nie było już miejsca na nic innego. To była potężna kulinarna impreza z zakrapianiem. Mła by chciała żeby tak się upowszechniło, listopad nie należy do najweselszych miesięcy, te ciemności i wogle.

      Co do rogali to tak skandalicznie drogie że najlepiej chyba upiec własne. Tylko jak pomyślę o wałkowaniu półframcuskiego to mła się cóś słabo robi. ;-D

      Usuń
  5. Ale zaraz , Andrzejki obchodzi sie jeszcze chociaz Andrzejow coraz mniej, czyz nie? Faktem jest, ze mamy i Swietych, i Marcina , i Niepodlegla i Andrzejki w listopadzie, bidy ni ma :)) Swieto Lasu mnie by pasowalo w sierpniu, kiedy to las jeszcze zielony , pachacy igliwiem , i bogaty w jagody, i grzyby i inna dobroc. Ale wtedy mamy Dozynki :)) Jakos nie widze gdzie by to jeszcze upchnac :)) Kitty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mła termin listopadowy dobry, podsumowanie sezonu grzybowego, znaczy dożynki leśne. ;-D Andrzekji obchodzi się jak Marcinki - ymieninowo, nie tak powszechnie. Mła chodzi o święta powszechnie integrujące, cóś jak hamerykański Thanksgiving Day. Niepodległa to u nas raczej dzieli ni łączy. :-/

      Usuń
    2. Wlasnie, ciekawe , ze w Polsce Niepodlegla moze dzielic , dla mnie za zalozenia nie moze , w Hameryce 4th of July jakos nie dzieli, wszyscy grilluja i swietuja , poki co.. Ciekawe czy muzulmanski mer Nowego Jorku bedzie swietowal nastepny 4 lipca. Bardzo watpie - aczkolwiek on zapewne bedzie swietowal , tyle ze zupelnie co innego . Kitty

      Usuń
    3. Kitty sorry że tak późno ale podłapałam od Mamelona zarazę. Już jest lepiej ale dwa dni były ciężkie. Mamelon podłapała via Piotruś od Gosi w zeszłym tyźniu. Trzyma z pięć dni z czego pierwsze dwa są paskudne. U nas integracyjnie to jest w czasie Święta Konstytucji, czyli 3 maja. Grill, piweńko te klimaty. Natomiast 11 listopada to lud polski lubi się rozgrzać przy jakiej napiendralance, klimaty nierzadko stadionowe, choć to przeca nie norma, bo przeca w marszach idą też normalsi a nie tylko kibole ryczący "Polska, Polska!" ale bardzo niechętni poborowi do woja. Co do tego nowego z New York to wyjdzie w praniu czy to rozsądny socjaldemokrata, czy lewicowy odchył. Nie podobają mła się niektóre organizacje, które go popierały ale to polityk lokalny, ich wpływ raczej nie powinien być duży. Pożyjemy zobaczymy co tam wyjdzie, na razie wygląda na to że Yankees mają dość gadulstwa Ryżego. Chyba nie tyle im przeszkadza co robi, co te przemowy, którymi to robienie okrasza. Zaczyna iść w kierunku późnego Fidela. ;-D

      Usuń
  6. Czekam na latarkę UV i fluiduje w każdym kierunku jakim mogę 💜💜💜💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fluiduj Kocurrku jak możesz, baaardzo się przyda. Jutro grypa nie grypa muszę udać się z Mrutkiem na kontrolę. Mruciu oczywiście profilaktycznie obrażony, usługuję jak mogę, choć cóś mało mogę. Po żarełku Mruciu łaskawie ze mła zalega, starannie wyganiając dziefczynki ze strefy zero, czuli tej najbliżej mła. ;-D

      Usuń