Niespodziewanie pojawił mi się kawalątek wolnego czasu, rzadkie ostatnio zjawisko. Pogoda z takich co to ogrodowo człowieka nie nastrajają, mży i zimnawo. Kotostwo robi słodkie oczy w stylu pobratymca z filmu "Shrek", kusząc do zasięścia w ich mruczącym towarzystwie. Kuszenie trzeba przyznać jest skuteczne, he, he. Z kuchni płyną upojne wonie wspominków po grzybobraniu, cudnie wymieszane z zapachem pyrkolących się zrazów wołowych. Znaczy tzw. okoliczności przyrody i ogólna domowa atmosfera sprzyja wypocinkom blogowym.
Dziś na tapecie będą małe cebuliszcza wiosenne czyli malutkie rośliny cebulowe kwitnące wiosną. Małe cebuliszcza wiosenne to nie jest jakiś niezwykle precyzyjny termin, wszak przebiśniegi i krokusy będące niewątpliwie roślinami cebulowymi zakwitającymi wiosenną porą, jakimś cudem traktuję jako inną kategorię roślin. Podejrzewam że bierze się to zjawisko stąd że zarówno przebiśniegi jak i krokusy to nie tylko wielość gatunków ale i wielość odmian, no po prostu inna ogrodnicza bajka. W drobnicy cebulowej znaczy znajdzie się tylko napomknienie krokusowe dotyczące najmniejszego z moich krokusów czyli Crocus minimus. Cebulaczek ten w przeciwieńtwie do większości krokusów zachowuje się w Alcatrazie jak rozkapryszona primadonna. W tym sezonie raczył zakwitnąć i znaczy powinnam się cieszyć z tych trzech kfiotów . No cóż, kwitnienie odnotowuję ale raczej jako ciekawostę typu "O, jeszcze dycha". Powodów do zachwytu nie mam. Wiem jednak że są ogrody gdzie ten krokus całkiem dobrze rośnie, na własne patrzałki oblookałam jak pięknie rozrósł się w ogrodzie Magdzioła. Jednak u mnie na takową idyllę nie ma co liczyć - Alcatraz i minimalny wyraźnie się nie lubią! Nie to nie, do miłości zmuszać ich nie będę! Jest dużo innych cebulaczków wiosennych które Alcatraz wręcz kocha i to one a nie rozkapryszone primadonny zasługują na swój kawałek Alcatrazu.
Takie cebulice na przykład. Od kiedy pamiętam cebulica syberyjska Scilla sibirica porastała Alcatraz. Wyłaziła w nieprawdopodobnych miejscach, znaczy siała się bo dobrze jej u nas było. Cebulicowe kwiaty były stałym wiosennym wyposażeniem Alcatrazu, jako jedne z nielicznych wykwitów cebulaczków wiosennych ( krokusy nastały dopiero za mojego panowania ). Lubię jej kolorek, to taki piękny odcień błękitu. Jej siewki starannie przenoszę na miejsca w przyszłości mające niebieszczeć wczesną wiosną, szczególnie zależy mi na okolicach fiołkowiska pod kasztanowcem zwanym kasztanem i na miejscu pod podwórkowymi brzózkami ( tam ma królować wraz z barwinkiem ). Akurat te dwa strategiczne punkty nie są zaszczycane obfitym samosiewem ( nie wiem dlaczego bo posadzone tam cebulice ładnie się rozrastają z cebulek przybyszowych ale o siewkach mowy nie ma ). Moim marzeniem jest doczekanie cebulicowego łanu takiego jak pod dębem zwanym Fabrykantem, który rośnie w łódzkim parku im. Klepacza. Zdaje się że jeszcze sporo czekania przede mną. Teraz mam jedynie tzw. placki cebulicowe czyli liczące kilkadziesiąt cebulek stanowiska. Niby mogłabym dokupić cebulek i załatwić sprawę szybciutko ale szkoda mi pieniędzy na takowe ekstrawagancje, poczekam aż natura sama mnie wspomoże i cebulica syberyjska opanuje wyznaczone jej terytoria.
Czekając na rozwój stanowisk cebulicowo - sybiraczych nie zabyłam o innych cebulicach. Próby z peruwianką Scilla peruviana ( ksywa "Kocia szczynka" ) szczęśliwie trwały krótko bo peruwianka mało mrozodporna i w związku z tym wymagająca, natomiast na stałe zadomowiła się w Alcatrazie Scilla bifolia. Roślina wdzięczna i miła dla oka, żeby tylko jeszcze chciała rosnąć w kępach! Nie wiem czy to dlatego że posiadam odmianę o zaróżowionych kwiatach a nie bardziej żywotny gatunek czy po prostu może każda Scilla bifolia tak ma ale moje cebulice dwulistne rosną w kępkach góra trzycebulowych za to obficie rozsianych. Hym...tego.... dziwnie to wygląda. Nie jest to raczej łan cebulicowych kwiatów, nawet przy najlepszych chęciach tak się tego zjawiska nazwać nie da. Jedyne co mi zostało to przenoszenie niesfornych siewek bliżej matecznej kępki ( rany, to minikępka ). W każdym razie wolałam tę cebulice focić z bardzo bliska bo focona z daleka mogłaby być niezauważalna. Próby zapuszczenia innych cebulic skończyły się tak jak w przypadku peruwianki,Alcatraz okazał się dla nich trochę za zimny. Scilla campanulata czyli cebulica dzwonkowa przeżywała góra trzy sezony i to pod warunkiem że nie zapomniałam okryć cebulek. Jeszcze najlepiej szło jej na podwórku w pobliżu domu, niestety i na tym stanowisku padła po zimie w 2012 roku. A w ogóle to ona nijak mi do określenia drobnica cebulowa nie pasowała, trochę za sporawa. No i później kwitła.
A teraz będzie o małej cebulowej roślince wiosennej, której nie pamiętam z czasów mojego dzieciństwa ( jakże już odległego he, he ). Inne cebulaczki jakoś tam kojarzę, nawet te dwulistne cebulice ale puszkinia cebulicowata czyli Puschkinia scilloides to już czasy mojego dojrzałego ogrodniczenia. Nazwana przez Adamsa na cześć hrabiego Apollo Apollowicza Mussin-Puszkina ( nic tu nie zmyślam, facet naprawdę nazywał się Apollo Apollowicz - to ostatnie to rosyjskie "ocziestwo" ). Apollo był trochę chemikiem i trochę botanikiem. Jako pierwszy przywiózł tę roślinę, późniejszą puszkinię, do swych od grodów z gór Kaukazu w 1805 roku. Znaczy się nasza mała puszkinia nie ma nic wspólnego z Aleksandrem Sergiejewiczem Puszkinem, choć piękna jak romantyczna wróżka. No może tylko charakter ma francowaty jak małżonka Aleksandra Sergiejewicza, wymagający z niej cebuliszczak. Sadząc puszkinię należy zapomnieć o możliwości podsadzania nią drzew i krzaczków, roślina lubi nagrzaną słoneczkiem ziemię nawet wtedy jak odpoczywa. Co gorsza zawiązywanie nasion ( a lubi te nasiona zawiązywać okrutnie ) tak solidnie osłabia cebulkę że jeżeli nie będziemy w porę usuwać pędów kwiatowych to po paru latach szczypiorek puszkiniowy będziemy mieć a nie kwitnącą puszkinię. Na siewki puszkiniowe trzeba sporo czekać aż zakwitną i naprawdę mieć w ogrodzie tzw. optymalne stanowisko żeby puszkinia sama się jakoś w cudny kobierzec przeobraziła. Alcatraz nie należy do ogrodów przychylnych puszkiniom, znaczy kępka tych roślin zawsze będzie niewielka a ja będę robiła za obrywacza wykwitłych pędów.
Śnieżnik Chionodoxa forbesii ( uwaga systematycy szaleją - dawniej to się nazywało Chionodoxa luciliae - stąd polski przydomek błyszczący ) to na szczęście dla Alcatrazu cebuliszczak bez fum i wielkich wymagań. Niewielkie wspomaganie ze strony człowieka bo tylko miejsce na stanowisko dla niego obmyśleć a jak dobrze posadzony to da sobie sam radę. Jest w tej samowystarczalności podobny do cebulicy syberyjskiej, dobry cebuliszczak dla tych co to chcą posadzić i zapomnieć. No ja w związku z powyższym to śnieżnika wprost kocham - bardzo, bardzo pozytywna roślinka. Uprawiam trzy odmiany tej rośliny - tzw. "czysty" gatunek, odmianę biało kwitnącą 'Alba', moją ulubioną 'Pink Giant' o wspaniałych różowych kwiatach. Mam też malutkie stanowisko z innym gatunkiem śnieżnika. Chionodoxa sardensis czyli śnieżnik sardyński to całkiem spora roślina z dużymi kwiatami bez jasnego oczka. Sukces w uprawie raczej średni, mam wrażenie że ten gatunek jest jednak znacznie bardziej wymagający.
Jeżeli będę powiększać "zakupowo" stanowiska śnieżnika to raczej będą to śnieżniki błyszczące a konkretnie to odmiana 'Pink Giant'. Rośnie dobrze mimo tego że nie okrywam jej stanowisk na zimę ( gdzieś kiedyś wyczytałam że tej najbardziej "ogrodowej" z odmian śnieżnika lepiej zapewnić taką ochronę ). Ze wszystkich śnieżników błyszczących najwolniej przyrasta odmiana 'Alba', muszę też niestety z żalem przyznać że nie kwitnie jakoś szczególnie imponująco. Śnieżnikowo przyszłość w Alcatrazie rysuje się w barwach różowo - błękitnej ( z uwzględnieniem bieli "oczka", he, he). Bardzo wczesną wiosną, u schyłku kwitnienia krokusów, to będzie głównie cebulaczkowo niebiesko z plamami delikatnie różowego koloru kwiatów śnieżnika i cebulic. No i dobrze, bo taki wiosenny kolor blue nie jest wcale smutnym blue!
Dowodem na to choćby barwa tego szafirka. Szafirki to w ogóle późniejsza sprawa, zaliczam je do tzw. drugiej fali kwitnień ale ten akurat gatunek lubi zakwitać w marcu i jak najbardziej zalicza się do wczesnowiosennych cebuliszczaków . Muscari azureum czyli szafirek błękitny. Trochę taki mało szafirkowaty jest, spotkałam się nawet z określeniem kwiatka "Taki ućkany mini hiacynt". No coś jest na rzeczy. Kolor ma ten szafirek rzeczywiście niesamowity, późniejsze szafirki z osławioną "Walerką" czyli odmianą 'Valerie Finis' mogą mu co najwyżej te małe korzonki wyrastające z cebulki czyścić - genialny jest ten odcień błękitu. Niestety żeby nie było za słodko to Muscari azureum nie rozrasta się w takim tempie jak jego krewniacy i w Alcatrazie mimo tego że uprawiam ten gatunek szafirka już parę lat, bardzo widowiskowych stanowisk się nie doczekałam. Robiąc dobrą minę do złej gry łączę maluteńkie grupki szafirka z innymi cebulowymi kwitnącymi o tej porze i cieszę się z nawet z malutkich stanowisk tej rośliny. W tym błękitek roku wychynął wyjątkowo wcześnie, razem z krokusami botanicznymi pojawiły się pierwsze małe plamki pięknego koloru. Na pewno jeszcze w stanowiska tego szafirka zainwestuję, może nawet wypełznę z nim na podwórko. Jesienią chyba porozsadzam pierwsze cebule ze starych stanowisk, mam nadzieję że pod względem wymagań ten szafirek bardzo się od innych szafirków nie różni.
I to by było na tyle o najwcześniejszych cebuliszczach wiosennych w Alcatrazie, niespecjalnie rarytetne ale za to masowo kwitnące są te moje rośliny.
A skąd w ogóle bierzesz Muscari azureum, w sprzedaży nie widziałam?
OdpowiedzUsuńParę lat temu pierwsze takie szafirki kupiłam w zwykłym osiedlowym ogrodniczym, potem dokupiłam trochę u Tracza. Wysyłkowo nie kupowałam, może i dobrze zważywszy na to co mi wyrosło z cebul narcyzków 'Thalia' kupowanych w ten właśnie sposób.
OdpowiedzUsuń