Ogród na południowych stokach zamkowej góry w Pradze, leżący a właściwie wznoszący się w dzielnicy Malá Strana, jest bardziej lub mniej widoczny z większości praskich mostów i nabrzeży po wschodniej strony Wełtawy. Mimo że w obecnej formie możemy go podziwiać dopiero od 2008 roku, zdążył już "wrosnąć" w Pragę. Tarasy na zamkowej górze przyciągają wzrok i "człowiek zaogrodowany" a nawet zwykły ciekawski zastanawia się czy można tam wleźć i rozejrzeć się nieco. Otóż można a moim zdaniem to nawet trzeba, bo ten ogród to jeden z ciekawszych historycznych ogrodów jakie możemy sobie pooglądać w Pradze.Wstęp na tarasy Ogrodu Fürstenbergów nie jest też na tyle drogi żeby sobie odmawiać tej przyjemności - ot 50 koron, czyli niewiele więcej co porcja średniej jakości lodów na Starym Mieście. Do przeżycia znaczy. Zaznaczam jednak że nie jest to ogród wywołujący ochy i achy wśród miłośników ciekawych roślin, to jest raczej ogród dla tych którzy lubią śledzić historię tzw. sztuki projektowania ogrodów i dla miłośników pięknych widoków. Ogród składa się z 10 tarasów leżących na wysokości 190 -230 metrów, nieopodal również przypisanego do Pałacu Fürstenbergów założenia Malá Fürstenberská zahrada.
Teren przeznaczony do zwiedzania ma 1,4 ha powierzchni, nie jest to zatem jakieś ogromne ogrodzisko. Pierwotnie teren ogrodu Fürstenbergów był winnicą należącą do zakonu Benedyktynów, ten teren był wykorzystywany rolniczo - ogrodowo ( a właściwie sadowniczo - ogrodowo ) od ho,ho!. W XV i XVI wieku winnice dość często zmieniały właścicieli - w latach osiemdziesiątych XVI wieku niejaki Václav Berka z Dubé skorygował tarasy winnicy i założył ogród w stylu włoskim ( Czesi kochali wszelaką sztukę z renesansowej Italii, tę ogrodową też ). Po pewnym czasie majątek Berków przeszedł w ręce rodu Vrbnů, a w roku 1743 właścicielem został Václav Kazimír Netolicki z Eisenberku. Dla ogrodów na południowym stoku zamkowej góry nastał okres wielkiej przebudowy. Václav zajął się głównie sprawami budowlanymi ( w tym wypadku można jednak stwierdzić że budowlane były ściśle związane z ogrodnictwem ), ogród zyskał w tym czasie późno barokowy wygląd, przypominał inne tarasowe założenia charakterystyczne dla połowy XVIII stulecia, szczególnie te z Italii. Syn Václava - Jan Adam kontynuował rozpoczętą przez ojca przebudowę ogrodu ale to nie on grał tzw. pierwsze skrzypce. Jego małżonka ( czeski wyraz manelka jest znacznie milszy dla ucha niż nasza polska "małżonka" ) Valpurka, z domu "hraběnka z Bredy" rozwinęła się ogrodniczo jak ten pierwiosnek na wiosnę. Po śmierci "manela" w roku 1769 nastał czas jej wyłącznego panowania, które trwało do roku 1793.
Dla ogrodu był to czas, który najbardziej wpłynął na jego wygląd. Schody przecinające w połowie tarasy zwieńczone pawilonem widokowym przypisywane są niejakiemu Ignacemu J. N. Palliardi, którego podejrzewa się też o autorstwo całej koncepcji założenia zwanego Malá Fürstenberská zahrada ( około 0,9 h powierzchni ) powstałego w latach 1784 - 1788. Domniemane dzieło Palliadriego jest ciekawym przykładem roccocowego ogrodu, z glorietami ( Malá Fürstenberská zahrada ) i tym podobnymi atrakcjami i rozwiązaniami spraw przestrzeni charakterystycznymi dla epoki. Co prawda są tacy, którzy dopatrują się w tych ogrodowych koncepcjach oznak zbliżającego się klasycyzmu ale moim zdaniem to oznaki nie rzucające się w oczy - koncepcja Palliadriego jest z ducha późno barokowa.
W roku 1822 ogród przeszedł w ręce Karola Egona Fürstenberga. W 1860 roku w niższej ( jak to niemal wszyscy piszą - płaskiej ) części leżącej poniżej tarasów urządzono ogród wg. powstałego w 1859 roku projektu autorstwa Josefa Liebla. Utrzymany został barokowy podział kwatery na osi ogrodu, punktem centralnym jest fontanna z Neptunem. Dla nas ciekawe było i to że ten ogród należy dziś do polskiej ambasady, znaczy jakby trochę był polski, he, he. Niestety nie wszystko można zwiedzić, ambasadowy ogród da się podziwiać jedynie z wysokości tarasów. Odniosłam wrażenie że nadal trwają prace nad renowacją ogrodów i że to jeszcze nie wszystko co Czesi zamierzają udostępnić zwiedzającym zamkowe wzgórze.
Strony
▼
czwartek, 30 kwietnia 2015
wtorek, 28 kwietnia 2015
Kwietniowe kwitnienia
Mimo suszy kwietniowe kwitnienia wyglądają całkiem całkiem. Zakwitły moje ukochane narcyzki 'Thalia', trwa nadal hiacyntowy zawrót głowy i totalne zasasankowanie ( sasankom poświęcę osobny wpis ). Bardzo dobrze wypada też drobnica typu zawilce, fiołki czy miodunki. Stanowiska odmian zawilca gajowego Anemone nemorosa osiągnęły status tzw. minipoletek. Szczególnie cieszy mnie kwitnienie odmiany 'Blue Eyes', która znacznie poszerzyła "zasięg występowania" w Alcatrazie. Pomponikowate kwiatki z dobrze widocznym "ślepkiem" - w tzw. większej masie miodzio dla oka. Co prawda większa masa jest pojęciem dość względnym, dla mnie w przypadku zawilców gajowych za większą masę uchodzi już stanowisko liczące pół metra kwadratowego. Dochodzę do wniosku że rzeczywiście jest coś na rzeczy ze związkiem zimowo - wiosennej suszy a obfitością kwitnienia zawilców gajowych. Nawet te złośliwsze i niewdzięcznie słabo kwitnące do tej pory odmiany dają w tym roku czadu. Jedno szczęście że zawilcowo Alcatraz już jest usatysfakcjonowany, bo nie wiem czy bym się oparła kolejnej odmianie o kwiatach w odcieniu błękitu ( co byłoby w wypadku mojego ogrodowania głupotą i niepotrzebnym wydawaniem kasy, bo różnice pomiędzy odmianami są nieraz minimalnie widoczne, bardziej zabawa w kolekcjonerstwo niż coś co ma znaczenie dla wyglądu rabat ). Jednak w Alcatrazie rośnie dokładnie tyle zawilców gajowych ile rosnąć powinno i nie ma co zwiększać stanu posiadania. To byłoby zwyczajne łakomstwo, czyli coś co zawsze wychodzi.ogrodowi ( i nie tylko ) bokiem. Grzybków w tym barszczu jest tyle ile powinno być.
Cebulowe kwitnienia prezentują się w tym roku nadzwyczaj okazale - hiacynty powróciły na rabaty w pełnej chwale. W końcu udało mi się dosadzić odpowiednią ilość cebul i Alcatraz może się pochwalić niemal takim stanem hiacyntów jaki był przed pamiętną zimą w 2012 roku. Po ogrodzie niesie nieco ciężkawy, hiacyntowy zapach, który najwyraźniej nie przeszkadza kotom ( lalkowe i szpagetkowe próby wylegiwania się w hiacyntach zostały ukrócone - oklep tyłków był lekki za to obraza na mnie była ciężka ). To jest też dobry rok dla szafirków, choć nie dla wszystkich - szafirek szerokolistny Muscari latifolia wygląda jakby "nie wyglądał". Za to wszystkie alcatrazowe narcyzki pięknie się odliczyły. Ubiegłoroczny jesienny zakup, mieszaniec z grupy triandrus - 'Kate Heat', jest wyjątkowo urodnym narcyzem. Wdzięk "dziczyzny" charakterystyczny dla tej grupy narcyzów i delikatny morelowy kolor przykoronka - jak dorwę cebule tej odmiany jesienną porą to uraczę nimi masowo Alcatraz. Może nie będzie ich aż tyle by konkurowały z moją ulubioną odmianą 'Thalia', ale na pewno będzie ich na tyle dużo by kwitnienie odmiany 'Kate Heat' było zauważalne w Alcatrazie. Szczęśliwie koty nie doceniają uroków narcyzków, zapach może nie taki, czy łodyżki uwierające - w każdym razie na narcyzach nie widziałam śladów po kocich drzemkach. No i bardzo dobrze bo i tak już jestem w niełasce u mojego stada a kolejny "zapobiegawczy" oklep przeze mnie wykonany, nie polepszyłby naszych stosunków.
W Miodunkowni ( hym, nazwa nieco na wyrost bo miodunki rozsiane po Alcatrazie i podwórku nie stanowią jednorodnego nasadzenia na "własnym stanowisku", jak ma to miejsce w przypadku Ciemiernikowszczyzny ) jest bardzo różnie jeśli chodzi o kwitnienia - część zeszłorocznych zakupów była dzielona jesienną porą co nie przekłada się na wiosenne uroki. 'Bubble Gum' i 'Pierre's Pure Pink' nie prezentują się zbyt okazale.Co prawda obie odmiany zakwitły ale wygląda na to że raczej będą cieszyć moje oczy w późniejszej fazie wzrostu. W przyszłym roku kępki tych odmian powinny być już na tyle zażyte by kwitnienie powalało. Stare stażem miodunki zakwitły"w masie" i robią bardzo dobrą robotę w zacienionej części Alcatrazu. Moje faworyty - jasno błękitna 'Ocupol' i chabrowa 'Blue Ensign' - kwitną jak marzenie ale i "zwyczajne" ( co nie znaczy że nieodmianowe ) miodunki robią wrażenie. Niestety te posadzone tuż pod drzewami cierpią przez niedobór wody. W końcu się złamię i zacznę podlewanie ( obiecałam sobie tego nie robić wiosenną porą z powodu planowej "naturalizacji" ogrodu, ale chyba wymięknę ).
Susza nie przeszkadza za to fiołkom motylkowym. Viola sororia 'Priceana' wreszcie po ubiegłorocznym dzieleniu zakwitła masowo. Miałam mało roślin tej odmiany, więc stosowałam tzw. "podział do upojenia" w celu uzyskania większej ich ilości na dość duże stanowisko. Pasowały mi do miodunek 'Blue Ensign' i stada ułudek rosnących nieopodal. Niestety o ile zwyczajna ułudka Omphalodes verna jak zwykle dzielnie kwitnie, o tyle forma 'Alba' jest coś słabo widoczna. Może nie tyle jest to sprawa ilości kwiatów na kępie co raczej słabego przyrostu tej odmiany. Omphalodes verna 'Alba' rośnie u mnie jakby chciała a nie mogła, znaczy jakiś tam przyrost jest ale marniutki. Nie jest jeszcze tak tragicznie jak w wypadku ułudek zanikających ( były w Alcatrazie i takie odmianowe ułudki wiosenne, które odfrunęły z królikami ) czy odmawiających współpracy ze mną i Alcatrazem ułudek kapadockich Omphalodes cappadocica. No cóż, nie można mieć wszystkiego, pocieszam się zatem kwitnieniem ułudkowych kuzynek czyli brunner i niezapominajek. Zarówno te pierwsze jak i te drugie rosną u mnie bezproblemowo i naprawdę dobrze kwitną.
Od spraw przyziemnych przechodzę do spraw wyższych czyli do kwiatów na krzewach i drzewach. Przyszła pora na kwitnące klony. Ich kwiaty nie są tak spektakularne jak kwiaty drzew owocowych, że o magnoliowych ledwie napomknę. To malutkie, bardzo delikatne i subtelne kwiatuszki. Tajemnica ich urody leży głównie w tym że masowo się pojawiają, choć przyznam że mnie zachwycają i pojedyncze kwiatuszki. Na fotce poniżej ciemno czerwone kwiatki Acer aconitifolium, moim zdaniem chyba najurodniejsze z tych zakwitających na klonach japońskich. Do kwitnienia przygotowuje się też mój na wpół zidentyfikowany kasztanowiec. Co prawda kwiaty ma bardzo - bardzo, ale gdzie im tam do urody kwietniowych liści.
Teraz waga ciężka jeśli chodzi o wiosenne kwitnienia - M jak magnolie.W tym roku odliczyły się wszystkie z wyjątkiem odmian 'Vulcan' i 'Lennei Alba' ( no tak, wiedziałam o tym już jesienią ale wiosenną porą brak magnoliowych kwiatów bardziej rzuca się w oczy, he, he ). Trudno, widać drzewka jeszcze nie dojrzały do wyprodukowania kwiatów. Dla mnie i rodziny brak kwiatów na tych dwóch magnolkach oznacza dietę bananową od maja do lipca.Wierzę w moc skórek bananowych podrzucanych pod magnoliowe drzewka. Drzewka owocowe za to kwitną "po całości". Bezczelnie przyznaję się do tego że nieco opatrzyły mi się kwiaty drzew z rodziny Prunus, wisienki i inne śliwy miłe dla oka ale to rodzina Malus zagarnęła moje serducho. Kwitną moje jabłonie przepięknie, wabią pszczółki a delikatny zapach w sadkowej części ogrodu jest dla mnie równie miły co woń hiacyntów dla Lalka i Szpagetki. Ponadto jabłonkowe kwitnienie niesie w sobie obietnicę jesiennego owocowania. Piękne są kwitnienia z taką obietnicą.
Cebulowe kwitnienia prezentują się w tym roku nadzwyczaj okazale - hiacynty powróciły na rabaty w pełnej chwale. W końcu udało mi się dosadzić odpowiednią ilość cebul i Alcatraz może się pochwalić niemal takim stanem hiacyntów jaki był przed pamiętną zimą w 2012 roku. Po ogrodzie niesie nieco ciężkawy, hiacyntowy zapach, który najwyraźniej nie przeszkadza kotom ( lalkowe i szpagetkowe próby wylegiwania się w hiacyntach zostały ukrócone - oklep tyłków był lekki za to obraza na mnie była ciężka ). To jest też dobry rok dla szafirków, choć nie dla wszystkich - szafirek szerokolistny Muscari latifolia wygląda jakby "nie wyglądał". Za to wszystkie alcatrazowe narcyzki pięknie się odliczyły. Ubiegłoroczny jesienny zakup, mieszaniec z grupy triandrus - 'Kate Heat', jest wyjątkowo urodnym narcyzem. Wdzięk "dziczyzny" charakterystyczny dla tej grupy narcyzów i delikatny morelowy kolor przykoronka - jak dorwę cebule tej odmiany jesienną porą to uraczę nimi masowo Alcatraz. Może nie będzie ich aż tyle by konkurowały z moją ulubioną odmianą 'Thalia', ale na pewno będzie ich na tyle dużo by kwitnienie odmiany 'Kate Heat' było zauważalne w Alcatrazie. Szczęśliwie koty nie doceniają uroków narcyzków, zapach może nie taki, czy łodyżki uwierające - w każdym razie na narcyzach nie widziałam śladów po kocich drzemkach. No i bardzo dobrze bo i tak już jestem w niełasce u mojego stada a kolejny "zapobiegawczy" oklep przeze mnie wykonany, nie polepszyłby naszych stosunków.
W Miodunkowni ( hym, nazwa nieco na wyrost bo miodunki rozsiane po Alcatrazie i podwórku nie stanowią jednorodnego nasadzenia na "własnym stanowisku", jak ma to miejsce w przypadku Ciemiernikowszczyzny ) jest bardzo różnie jeśli chodzi o kwitnienia - część zeszłorocznych zakupów była dzielona jesienną porą co nie przekłada się na wiosenne uroki. 'Bubble Gum' i 'Pierre's Pure Pink' nie prezentują się zbyt okazale.Co prawda obie odmiany zakwitły ale wygląda na to że raczej będą cieszyć moje oczy w późniejszej fazie wzrostu. W przyszłym roku kępki tych odmian powinny być już na tyle zażyte by kwitnienie powalało. Stare stażem miodunki zakwitły"w masie" i robią bardzo dobrą robotę w zacienionej części Alcatrazu. Moje faworyty - jasno błękitna 'Ocupol' i chabrowa 'Blue Ensign' - kwitną jak marzenie ale i "zwyczajne" ( co nie znaczy że nieodmianowe ) miodunki robią wrażenie. Niestety te posadzone tuż pod drzewami cierpią przez niedobór wody. W końcu się złamię i zacznę podlewanie ( obiecałam sobie tego nie robić wiosenną porą z powodu planowej "naturalizacji" ogrodu, ale chyba wymięknę ).
Susza nie przeszkadza za to fiołkom motylkowym. Viola sororia 'Priceana' wreszcie po ubiegłorocznym dzieleniu zakwitła masowo. Miałam mało roślin tej odmiany, więc stosowałam tzw. "podział do upojenia" w celu uzyskania większej ich ilości na dość duże stanowisko. Pasowały mi do miodunek 'Blue Ensign' i stada ułudek rosnących nieopodal. Niestety o ile zwyczajna ułudka Omphalodes verna jak zwykle dzielnie kwitnie, o tyle forma 'Alba' jest coś słabo widoczna. Może nie tyle jest to sprawa ilości kwiatów na kępie co raczej słabego przyrostu tej odmiany. Omphalodes verna 'Alba' rośnie u mnie jakby chciała a nie mogła, znaczy jakiś tam przyrost jest ale marniutki. Nie jest jeszcze tak tragicznie jak w wypadku ułudek zanikających ( były w Alcatrazie i takie odmianowe ułudki wiosenne, które odfrunęły z królikami ) czy odmawiających współpracy ze mną i Alcatrazem ułudek kapadockich Omphalodes cappadocica. No cóż, nie można mieć wszystkiego, pocieszam się zatem kwitnieniem ułudkowych kuzynek czyli brunner i niezapominajek. Zarówno te pierwsze jak i te drugie rosną u mnie bezproblemowo i naprawdę dobrze kwitną.
Od spraw przyziemnych przechodzę do spraw wyższych czyli do kwiatów na krzewach i drzewach. Przyszła pora na kwitnące klony. Ich kwiaty nie są tak spektakularne jak kwiaty drzew owocowych, że o magnoliowych ledwie napomknę. To malutkie, bardzo delikatne i subtelne kwiatuszki. Tajemnica ich urody leży głównie w tym że masowo się pojawiają, choć przyznam że mnie zachwycają i pojedyncze kwiatuszki. Na fotce poniżej ciemno czerwone kwiatki Acer aconitifolium, moim zdaniem chyba najurodniejsze z tych zakwitających na klonach japońskich. Do kwitnienia przygotowuje się też mój na wpół zidentyfikowany kasztanowiec. Co prawda kwiaty ma bardzo - bardzo, ale gdzie im tam do urody kwietniowych liści.
Teraz waga ciężka jeśli chodzi o wiosenne kwitnienia - M jak magnolie.W tym roku odliczyły się wszystkie z wyjątkiem odmian 'Vulcan' i 'Lennei Alba' ( no tak, wiedziałam o tym już jesienią ale wiosenną porą brak magnoliowych kwiatów bardziej rzuca się w oczy, he, he ). Trudno, widać drzewka jeszcze nie dojrzały do wyprodukowania kwiatów. Dla mnie i rodziny brak kwiatów na tych dwóch magnolkach oznacza dietę bananową od maja do lipca.Wierzę w moc skórek bananowych podrzucanych pod magnoliowe drzewka. Drzewka owocowe za to kwitną "po całości". Bezczelnie przyznaję się do tego że nieco opatrzyły mi się kwiaty drzew z rodziny Prunus, wisienki i inne śliwy miłe dla oka ale to rodzina Malus zagarnęła moje serducho. Kwitną moje jabłonie przepięknie, wabią pszczółki a delikatny zapach w sadkowej części ogrodu jest dla mnie równie miły co woń hiacyntów dla Lalka i Szpagetki. Ponadto jabłonkowe kwitnienie niesie w sobie obietnicę jesiennego owocowania. Piękne są kwitnienia z taką obietnicą.
czwartek, 23 kwietnia 2015
Lekko spóźnione ogrodowanie w kwietniowym Alcatrazie
No i wreszcie zrobiło się prawdziwie wiosennie. Lepiej późno niż wcale, jak głosi stare porzekadło. W Alcatrazie prace ogrodowe przyspieszyły, zastanawiam się czy w tym tygodniu nie wyciągnąć z kotłowni kosiarki i poszaleć co nieco z Tyrawnikiem. Przydałoby się, bo mimo tego że suchawo jest ( wiatr nieźle nas podsuszył ) to trawsko sporawe. Drzewa powoli zaczynają zielenieć, brzozy kwitną w związku z czym Mamelon siąpi z nosa i ócz. Oprócz brzóz w ogrodzie daje czadu śliwa i zaczynają kwitnienie magnolki, "w przygotowaniu" wiśnie japońskie i jabłonie ozdobne. Przeglądałam prognozę dwutygodniową, wszystko wskazuje na to że kwiaty magnolek będą cieszyć moje oczy właściwym kolorem płatków - przymrozków, powodujących "sherbacienie" magnoliowych kwiatów, metereolodzy nie przewidują.
Remanent ogrodowy po łagodnej zimie wcale nie wypadł tak dobrze jak bym tego oczekiwała. Nie obudził się ( z przyczyn mi nieznanych ) jeden z powojników, zanikła część pierwiosnków ząbkowanych, nie mogę znaleźć odmianowej ułudki (za to znalazłam nieciekawe kłączka perzu na przynależnym jej stanowisku ), po raz kolejny zeszycikowe nasadzenia nie zgadzają się z realem. Nie jestem zadowolona z takiego stanu rzeczy, miałam nadzieję że po kolejnej łagodnej zimie rośliny raczej będą się rozrastać a nie zanikać. No cóż, hodowlane porażki uczą nas pokory. Przechodzę nad tymi przykrymi niespodziankami do porządku ale gdzieś tam w głębi mnie gryzie, szczególnie ostre ząbki ma zanikający powojniczek. Z rzeczy milszych to uprzejmie donoszę że przybyły australijskie irysy. Mimo kryzysu, tradycyjnej lekkiej bryndzy finansowej i tym podobnych przeciwności losu z ryzykiem kursowym na czele, po raz kolejny podłączyłam się do zakupów irysowych. W lipcu pojawią się rośliny z Mid - America ( sama niemal w to nie wierzę ale zamówiłam mniej irysków SDB, za to przyjadą te wysokie), a w miniony poniedziałek odebrałam paczkę z Tempo Two, szkółki Barry Blyth'e. Australijczyki to głównie irysy IB, z wytęsknionym 'Palaver' w charakterze spełnionego irysowego marzenia.
Ponieważ nie samymi irysami ogród stoi porozglądałam się i za innymi roślinami.W tym roku Alcatraz ma wzbogacić się o dwa nowe krzewy - "podejrzaną" u Marty kalinę japońską Viburnum plicatum var. plicatum 'Mary Milton' i odmianową halesię ( oznaczoną jako Halesia tetraptera, z oznaczeniami halesii są niezłe jazdy - systematyka szaleje, więc podaję za sprzedawcą ) 'Uconn Wedding Bells'. Obydwa krzewy ( no, halesia to właściwie drzewko ) przeznaczone są na byłe Ciepłe Monstrum. Towarzystwo jak najbardziej pasujące do białokwietnych magnolek już na byłym rezydujących. Z rzeczy prozaicznych ale jak najbardziej potrzebnych w Alcatrazie pojawiły się nowe widły amerykańskie ( wraz z Mamelonem dałyśmy odpór Sławkowi, który usiłował nam wcisnąć ciężkie jak cholera, "niełamalne" narządko ) i nawóz do rodków. Na sobotę zapowiadają u nas lekkie opady, znaczy zasilenie rodków przewidywane jest na piątek.
Remanent ogrodowy po łagodnej zimie wcale nie wypadł tak dobrze jak bym tego oczekiwała. Nie obudził się ( z przyczyn mi nieznanych ) jeden z powojników, zanikła część pierwiosnków ząbkowanych, nie mogę znaleźć odmianowej ułudki (za to znalazłam nieciekawe kłączka perzu na przynależnym jej stanowisku ), po raz kolejny zeszycikowe nasadzenia nie zgadzają się z realem. Nie jestem zadowolona z takiego stanu rzeczy, miałam nadzieję że po kolejnej łagodnej zimie rośliny raczej będą się rozrastać a nie zanikać. No cóż, hodowlane porażki uczą nas pokory. Przechodzę nad tymi przykrymi niespodziankami do porządku ale gdzieś tam w głębi mnie gryzie, szczególnie ostre ząbki ma zanikający powojniczek. Z rzeczy milszych to uprzejmie donoszę że przybyły australijskie irysy. Mimo kryzysu, tradycyjnej lekkiej bryndzy finansowej i tym podobnych przeciwności losu z ryzykiem kursowym na czele, po raz kolejny podłączyłam się do zakupów irysowych. W lipcu pojawią się rośliny z Mid - America ( sama niemal w to nie wierzę ale zamówiłam mniej irysków SDB, za to przyjadą te wysokie), a w miniony poniedziałek odebrałam paczkę z Tempo Two, szkółki Barry Blyth'e. Australijczyki to głównie irysy IB, z wytęsknionym 'Palaver' w charakterze spełnionego irysowego marzenia.
Ponieważ nie samymi irysami ogród stoi porozglądałam się i za innymi roślinami.W tym roku Alcatraz ma wzbogacić się o dwa nowe krzewy - "podejrzaną" u Marty kalinę japońską Viburnum plicatum var. plicatum 'Mary Milton' i odmianową halesię ( oznaczoną jako Halesia tetraptera, z oznaczeniami halesii są niezłe jazdy - systematyka szaleje, więc podaję za sprzedawcą ) 'Uconn Wedding Bells'. Obydwa krzewy ( no, halesia to właściwie drzewko ) przeznaczone są na byłe Ciepłe Monstrum. Towarzystwo jak najbardziej pasujące do białokwietnych magnolek już na byłym rezydujących. Z rzeczy prozaicznych ale jak najbardziej potrzebnych w Alcatrazie pojawiły się nowe widły amerykańskie ( wraz z Mamelonem dałyśmy odpór Sławkowi, który usiłował nam wcisnąć ciężkie jak cholera, "niełamalne" narządko ) i nawóz do rodków. Na sobotę zapowiadają u nas lekkie opady, znaczy zasilenie rodków przewidywane jest na piątek.
wtorek, 14 kwietnia 2015
Kwietniowy półmetek
Połowa kwietnia już blisko a wiosna coś w Alcatrazie nie za bardzo rozbuchana. Ogród nadal mocno ciemiernikowo - przylaszczasty, że się tak wypiszę. Powoli rozwijają się miodunki i ułudki, kwitną pierwsze, drobne tulipanki i objawiają się hiacynty. Pamiętam jednak cieplejsze wczesno kwietniowe dni i bardziej "zaawansowane kwitnienia" o tej porze roku. Właściwie nie powinnam narzekać, bo stan wykonanych robót ogrodowych na dzień dzisiejszy też słabiutko się prezentuje, śmiem twierdzić że wypada adekwatnie do tegorocznego "zaawansowania kwitnień". No niby jest wiosna ale jakaś taka zmarzła i skwaszona ( czułam że zaniedbanie z Marzanną będzie miało tzw. ciężkie konsekwencje ). Alcatraz nie wygląda już co prawda na ogród uśpiony ale nadal prezentuje się jako ogród rozmemłany i kombinujący jakby tu jeszcze przydrzemać.
Na szczęście ptocy śpiewają, słońce zza chmur wygląda a koty wykazują tradycyjny brak subordynacji - jakoś to będzie. Ja dochodzę do siebie po czeskich piweńkach i "zmrzlinach v kornutku"( powinnam pożerać coś ciepłego typu "párek v rohlíku", ale po pierwsze jako foka z odpowiednią wyściółką z tłuszczyku pod skórą uważam że lody są odpowiednią potrawą na niemal każdą pogodę - dyskusyjna jest tylko kwestia syberyjskich mrozów, a po drugie praskie 21 stopni Celsjusza na plusie to jest temperatura przy której chłodzenie się lodami jest jak najbardziej dla fok wskazane ). Dla zdrowia znaczy piłam i żarłam, a chrypkę mam nie wiem z czego, he, he. Jak do siebie dojdę całkowicie to planuję całopopołudniowe roboty ogrodowe, ponoć przed nami parę cieplejszych dni ( choć jak znam życie to pewnie weekend będzie deszczowy i zimny ). Może choć trochę podgonię ogrodową robotę i Alcatraz zacznie wreszcie przypominać siebie z dni chwały. Niestety Dżizaasa do robót ogrodowych nie zagonię, nie dość że Dżizasella jest sterana robótką to jeszcze złośliwie zapadła na zdrowiu. Po walkach z ortopedami w gryplanach jest pilna interwencja stomatologiczna. Na razie żre przeciwbólowe i rozmyśla nad brakiem próchnicy u rekinów. To nie jest odpowiedni moment na padające z mojej strony propozycje ogrodowe. Krótko pisząc - nici z Isaury. Grabienie, plewienie i inne ogrodowe "rozkosze" spadają na moje focze cielsko. I tak to u nas wygląda kwietniowa porą.
Na szczęście ptocy śpiewają, słońce zza chmur wygląda a koty wykazują tradycyjny brak subordynacji - jakoś to będzie. Ja dochodzę do siebie po czeskich piweńkach i "zmrzlinach v kornutku"( powinnam pożerać coś ciepłego typu "párek v rohlíku", ale po pierwsze jako foka z odpowiednią wyściółką z tłuszczyku pod skórą uważam że lody są odpowiednią potrawą na niemal każdą pogodę - dyskusyjna jest tylko kwestia syberyjskich mrozów, a po drugie praskie 21 stopni Celsjusza na plusie to jest temperatura przy której chłodzenie się lodami jest jak najbardziej dla fok wskazane ). Dla zdrowia znaczy piłam i żarłam, a chrypkę mam nie wiem z czego, he, he. Jak do siebie dojdę całkowicie to planuję całopopołudniowe roboty ogrodowe, ponoć przed nami parę cieplejszych dni ( choć jak znam życie to pewnie weekend będzie deszczowy i zimny ). Może choć trochę podgonię ogrodową robotę i Alcatraz zacznie wreszcie przypominać siebie z dni chwały. Niestety Dżizaasa do robót ogrodowych nie zagonię, nie dość że Dżizasella jest sterana robótką to jeszcze złośliwie zapadła na zdrowiu. Po walkach z ortopedami w gryplanach jest pilna interwencja stomatologiczna. Na razie żre przeciwbólowe i rozmyśla nad brakiem próchnicy u rekinów. To nie jest odpowiedni moment na padające z mojej strony propozycje ogrodowe. Krótko pisząc - nici z Isaury. Grabienie, plewienie i inne ogrodowe "rozkosze" spadają na moje focze cielsko. I tak to u nas wygląda kwietniowa porą.
sobota, 11 kwietnia 2015
Wiosenne ogrody Pragi - bardzo króciutko
Na chybcika bo jestem "świeżo przyjechana" i "Pragę mam w nogach" ( pęcherze pod stopami jak należy, Mamelon padnięta ). W Pradze już niemal prawdziwa wiosna, ustaliłyśmy z Mamelonem że najlepiej będzie przyjechać tu za rok i tydzień z okładem - wtedy zakwitną drzewa w sadach i innych "zahradach". Kwitnące wzgórza nad Wełtawą to jest to, teraz było jeszcze trochę za wcześnie na olśnienia kwitnącymi drzewami. Zdjątka po kolei:
1.Podwórzec Kościoła Panny Marii Pod Łańcuchem ( Kostel Panny Marie pod Řetězem ) z tajemniczym krzewem ( stawiamy z Mamelonem na jakiś głóg, ewentualnie "zdziwny" pigwowiec )
2. i 3. Pierwsza kwitnąca zielenina w Ogrodach Wallensteina
4. Na tyłach Ogrodów Wallensteina, tuż przy wejściu do Ogrodów Fürstenbergów ( Velká Fürstenberská zahrada ) - fragment ogrodu przy naszej ambasadzie
5. Vojanowy sady - świeżo odkryty "Secret Garden".
6. Tarasowe ogrody Fürstenbergów
W praskich ogrodach Malej Strany niesie się o tej porze roku pawi skrzek - pełnoetatowe darcie dzioba i prezentacja ogonów. Mamelon twierdzi że pawie kogutki są zmanierowane powodzeniem u fotografów ( turyści focą je jak szaleni ), w związku z tym przymilałyśmy się do z lekka zapomnianych pawich kurek. Jednak ja też się nie oparłam pawim oczkom, no nie ma zmiłuj - chłopaki robią wrażenie!
1.Podwórzec Kościoła Panny Marii Pod Łańcuchem ( Kostel Panny Marie pod Řetězem ) z tajemniczym krzewem ( stawiamy z Mamelonem na jakiś głóg, ewentualnie "zdziwny" pigwowiec )
2. i 3. Pierwsza kwitnąca zielenina w Ogrodach Wallensteina
4. Na tyłach Ogrodów Wallensteina, tuż przy wejściu do Ogrodów Fürstenbergów ( Velká Fürstenberská zahrada ) - fragment ogrodu przy naszej ambasadzie
5. Vojanowy sady - świeżo odkryty "Secret Garden".
6. Tarasowe ogrody Fürstenbergów
W praskich ogrodach Malej Strany niesie się o tej porze roku pawi skrzek - pełnoetatowe darcie dzioba i prezentacja ogonów. Mamelon twierdzi że pawie kogutki są zmanierowane powodzeniem u fotografów ( turyści focą je jak szaleni ), w związku z tym przymilałyśmy się do z lekka zapomnianych pawich kurek. Jednak ja też się nie oparłam pawim oczkom, no nie ma zmiłuj - chłopaki robią wrażenie!
piątek, 3 kwietnia 2015
Ciemiernikowszczyzna kwitnąca
Pogoda pod psem ale ciemiernikom kaprysy aury mało straszne. No i dobrze bo inaczej to byłaby totalna podłamka ( śnieg rankiem stopniał ale teraz znowu pada ). Mamelon przy okazji poszukiwań ogrodowych trepków naszedł w Leroy - Merlin ciemierniki 'Double Ellen' sprzedawane w tzw. "miksie". Czym prędzej doniosłam forumowym że tu taka atrakcja ciemiernikowa ale okazało się że tylko narobiłam apetytu. W innych "Leroyach" ciemierników nie było ( acz jak się okazało były białe przylaszczki, których w "moim Leroyu" próżno by szukać ). Mamelon sprawdziła kolejny "Leroy - Merlin" w Manufakturze ale tam nikt o ciemiernikach nie słyszał. Widać co sklep to inny asortyment roślin, na jakąś sieciową "urawniłowkę" nie ma co liczyć. No i głupio wyszło, mam nadzieję że nikt z forumowych nie podejrzewa mnie o kretyński żart prima aprilisowy ( cała akcja zakupowa miała miejsce w ostatnim dniu marca ). Dobra przedstawiam teraz nowe nabytki:
Przy okazji zakupów udało mi się zdefraudować kasę którą Ewandka zostawiła na zakup rodków, bezczelnie i bez pytania porządziłam się i zamiast Rododendronarium u Ewandki rozrośnie się Ciemiernikowszczyzna. Tak to jest jak powierza się zakupy nieodpowiedzialnym osobom, he, he. Rodki nie zając nie uciekną a ciemierniczki urocze i jak się okazuje wcale nie tak łatwo dostępne, bo "Leroy" nieprzewidywalny. Magdzioł też została uciemierniczona z pieniędzy przeznaczonych na świąteczne atrakcje, zamiennik baby muślinowej będzie jej rósł na rabacie a mnie ten świąteczny brak słodkości wyjdzie na zdrowie. No i proszę - ciemiernik jest niezwykle pożyteczną rośliną, silne działanie lecznicze na otyłość ogólną można zaobserwować. A poza tym to na Ciemiernikowszczyźnie zakwitła już większość "staffu".
Szczególnie miłe memu sercu są tzw. "marczanki", ciemiernikowe siewki od Marka, naszego kolegi z Tabazy. Dostały mocno "po korzeniu" pamiętnej zimy 2012 ale odrodziły się jak te feniksy z popiołów. Jedna z nich jest tak piękna że stawiam jej urodę na równi z urodą wspaniałej odmiany 'Betty Ranicar' ( dziesiąta fotka ). Kolor ta siewka ma kremowy,wpadający w bananowe tony. Nasza tabazowa Krysia określiła kiedyś taką barwę jako "kolor budyniowy". Rzeczywiście kolorek płatków przypomina śmietankowy budyń. Ten pełnokwiatowy ciemiernik ma szansę zostać królem Ciemiernikowszczyzny. Czekam jeszcze na rozwinięcie się kwiatów zeszłorocznych wspólnych ciemiernikowych zakupów ( poszalałyśmy z Ingrid ), mało cierpliwie czekam bo pączki już są a jeden z trójki "nówek" ma być w typie daliowym.
Powolutku przechodzi mi apetyt na ciemierniki pełnokwiatowe, większość ma dość ciężkie i w związku z tym przewisające kwiaty. Marzą mi się teraz takie "proste" ciemierniki, najzwyczajniejsze Helleborus niger, w solidnych, rozrośniętych kępach. A może jakieś ciekawe barwy pojedyńczego okółka płatków, albo "pikotki" na brzegach płatków lub kropeczki skoncentrowane w pylnikowych okolicach ( spotted ). Ostatnio Basia pokazała hicior "własnej produkcji" czyli siewkę ze swojego ogrodu - różową z zielonawymi paskami biegnącymi przez środek płatków. Miodzio! Ech, ciągle to ogrodowe nienasycenie!
Przy okazji zakupów udało mi się zdefraudować kasę którą Ewandka zostawiła na zakup rodków, bezczelnie i bez pytania porządziłam się i zamiast Rododendronarium u Ewandki rozrośnie się Ciemiernikowszczyzna. Tak to jest jak powierza się zakupy nieodpowiedzialnym osobom, he, he. Rodki nie zając nie uciekną a ciemierniczki urocze i jak się okazuje wcale nie tak łatwo dostępne, bo "Leroy" nieprzewidywalny. Magdzioł też została uciemierniczona z pieniędzy przeznaczonych na świąteczne atrakcje, zamiennik baby muślinowej będzie jej rósł na rabacie a mnie ten świąteczny brak słodkości wyjdzie na zdrowie. No i proszę - ciemiernik jest niezwykle pożyteczną rośliną, silne działanie lecznicze na otyłość ogólną można zaobserwować. A poza tym to na Ciemiernikowszczyźnie zakwitła już większość "staffu".
Szczególnie miłe memu sercu są tzw. "marczanki", ciemiernikowe siewki od Marka, naszego kolegi z Tabazy. Dostały mocno "po korzeniu" pamiętnej zimy 2012 ale odrodziły się jak te feniksy z popiołów. Jedna z nich jest tak piękna że stawiam jej urodę na równi z urodą wspaniałej odmiany 'Betty Ranicar' ( dziesiąta fotka ). Kolor ta siewka ma kremowy,wpadający w bananowe tony. Nasza tabazowa Krysia określiła kiedyś taką barwę jako "kolor budyniowy". Rzeczywiście kolorek płatków przypomina śmietankowy budyń. Ten pełnokwiatowy ciemiernik ma szansę zostać królem Ciemiernikowszczyzny. Czekam jeszcze na rozwinięcie się kwiatów zeszłorocznych wspólnych ciemiernikowych zakupów ( poszalałyśmy z Ingrid ), mało cierpliwie czekam bo pączki już są a jeden z trójki "nówek" ma być w typie daliowym.
Powolutku przechodzi mi apetyt na ciemierniki pełnokwiatowe, większość ma dość ciężkie i w związku z tym przewisające kwiaty. Marzą mi się teraz takie "proste" ciemierniki, najzwyczajniejsze Helleborus niger, w solidnych, rozrośniętych kępach. A może jakieś ciekawe barwy pojedyńczego okółka płatków, albo "pikotki" na brzegach płatków lub kropeczki skoncentrowane w pylnikowych okolicach ( spotted ). Ostatnio Basia pokazała hicior "własnej produkcji" czyli siewkę ze swojego ogrodu - różową z zielonawymi paskami biegnącymi przez środek płatków. Miodzio! Ech, ciągle to ogrodowe nienasycenie!