Strony

sobota, 26 września 2015

Perska przygoda - wyprawa na północ Iranu

Droga na północ

Nasza mała  Dżizaas globtroterzyła po północnym  Iranie. Wybrzeże Morza Kaspijskiego, pograniczne azerbejdżańskie, Tabriz - wszystko "załatwione" podczas wycieczki ze znajomymi. Imprezka  była  przeprowadzona za pomocą  transportu własnego czyli prywatnym samochodzikiem, stąd całkiem spora  ilość zdjęć "samochodowych".  Na szczęście samochodzik zawsze można zatrzymać  przy bardziej interesujących miejscach, także  nie wszystkie zdjęcia są "zza szyb". Ogólnie krajobrazy pustynno - górskie,  nieco zieloności  tylko  w bezpośrednim sąsiedztwie rzek.  Bardziej  zielono było  nad samym  Morzem  Kaspijskim czyli nad Darja-je Chazar, jak mawiają Irańczycy. Zieloność nadmorska taka w stylu palmy i  pachnące jaśminy, największe słone jezioro na świecie robiące za morze należycie błękitne, ale plaże niestety brudne.  Przyczyna tego zaśmiecenia  bliżej nieznana,  w każdym razie fotek  znad morza nie zamieszczam bo są lekko smętne. Znacznie lepiej wypadła na fotach rzeka Aras, podejrzana o bycie jedną z dwóch biblijnych rajskich rzek  ( no, ale do bycia rzeką Gichon  lub Piszon to pretenduje mnóstwo   cieków na całym świecie, he,he ).





Ormiańskie klimaty

Niedaleko granicy irańsko - azerbejdżańskiej, w dolinie rzeki Aras vel Arax jakieś 15 kilometrów od miasta Dżulfa vel Jolfa znajduje się perełka ormiańskiej architektury sakralnej - klasztor św. Stefana. Kościół ormiański  określany jest w Iranie mianem kościoła ortodoksów, gdyż Armenia była pierwszym krajem w którym chrześcijaństwo zdobyło status religii państwowej ( w naszym kręgu kulturowym  mianem chrześcijańskiego kościoła ortodoksyjnego określa się kościoły wschodnie - syryjski, koptyjski ). Historia tego miejsca jest zatem tak dawna jak dzieje  ewangelizacji Armenii. Pierwszy kościół miał ponoć powstać w 62 roku naszej ery, a ufundować go miał sam Św. Bartłomiej. Rzecz  wydaje się nieco legendarna ale legendy to do siebie mają że fakty historyczne przy nich bledną i wydają się mocno naciągane , he, he. Klasztor powstał  w VII wieku, a raczej zaczął powstawać bo jego budowę ukończono w wieku X. Już w XI i XII wieku uległ częściowemu zniszczeniu podczas wojen Cesarstwa  Bizantyńskiego z Seldżukami. W połowie XIII wieku, po podboju mongolskim, Kościół ormiański zawarł porozumienie z dynastią "najeźdźczą" i mógł przystąpić do odbudowywania klasztoru. W 1330 roku klasztor został odbudowany a właściwie to przebudowany i  zaczął się złoty okres  w jego dziejach. Myśl teologiczna, manuskrypty, iluminatorzy - te klimaty. Generalnie to było jak cud,  miód i malina, bo i  kolejna dynasta panująca w Iranie, Safawidzi, była przyjazna dla kościoła Ormian. Wszystko ma jednak swój kres i już od 1513 roku znaczenie klasztoru zaczęło maleć. Położenie geograficzne o tym zadecydowało. Tereny na których leży klasztor św. Stefana stały się terenem zmagań dwóch imperialnych potęg - Persji Safawidów i Cesarstwa Osmańskiego. Doszło do tego że w 1604 roku szach Abbas I Wielki ewakuował ludność regionu i  klasztor opustoszał. Dopiero po roku 1650 zasiedlono go ponownie i rozpoczęto naprawę uszkodzeń budynków ( chyba nie tyle Turcy przyczynili się do dewastacji klasztoru, co raczej zniszczyły go częste w tym rejonie świata trzęsienia ziemi ). Kolejna panująca w Iranie dynastia, Kadżarowie, mimo  knowań Romanowów usiłujących  wszystko co armeńskie wchłonąć w skład Imperium Rosyjskiego, nadal była przyjazna Ormianom i za jej panowania w latach 1819 - 1825 po raz kolejny restaurowano i przebudowano część klasztoru. Na tym się nie skończyło. W XX  wieku, za panowania Rezy Pahlawiego klasztor zaczął przechodzić kolejny proces restauracji. W XXI wieku prace są kontynuowane. Oczywiście zabytek jest tej klasy że wpisany został na listę Światowego Dziedzictwa Kultury UNESCO, czyli został "ujuneskowany".





Tebriz - Meczet  Błękitny ( śladowo błękitny ) 

Dziwna to sprawa z tym meczetem bo niby stary ale nie stary, no i wspominek z niego po państwie, na którym już dawno temu osiadł  kurz historii. Kara Kojunlu to czternastowieczna  nazwa dzisiejszych ziem Azerbejdżanu, Armenii, północno - zachodniego Iranu, wschodniej Turcji i Iraku rządzonych przez turkmeńskie plemiona. Władcy Kara Kojunlu zaciekle walczyli z  dynastą Timurydów i  władcami innych plemion turkmeńskich przez niemal cały okres istnienia tego państwa. Kara Kojunlu istniało mniej więcej tyle czasu co Jerozlima   krzyżowców, coś około  stu lat - 1375 rok to władanie  Mosulem,  pierwsze podbicie Tabrizu to 1400 rok, drugie podejście do Tebrizu i podbój Armenii 1406 rok, zdobycie Bagdadu 1410, szczyt potęgi w 1420, w 1468 koniec snów o potędze za sprawą turkmeńskich sąsiadów  Ak Kojunlu. Czarne owieczki (  to podobno tłumaczenie turkmeńskiej nazwy plemion Kara Kojunlu - określenie końskiej maści "kary" nabiera orientalnego wdzięku ) zostały rozgromione przez białe owieczki ( czyli Ak Kojonlu ). Błękitny Meczet został zbudowany w czasie gdy panował największy władca Kara Kojunlu, Shahdżahan, a Tebriz był stolicą rządzonego przez Turkmenów państwa. Wzniesiono ten budynek  w czasie gdy potęga Kara Kojunlu dobiegała końca czyli w roku 1465.  W dwa lata później Shahdżahan znalazł w nim miejsce spoczynku, konkretnie to mauzoleum powstało w południowej części meczetu. Niestety budowla do naszych czasów nie dotrwała, w 1776 roku zniszczyło ją potężne trzęsienie ziemi. Ocalał tylko tzw ejwan vel iwan. Aż do roku 1973 Błękitny Meczet  był malowniczą ruiną, w tym roku rozpoczęto jego odbudowę pod patronatem irańskiego ministerstwa kultury.  Z oryginalnej okładziny ceramicznej od której meczet wziął swą nazwę niewiele zostało ( Dżizaas określiła to jako smętne resztki ) ale odtworzona konstrukcja jednak robi wrażenie. Trochę to co prawda przypomina nasz Zamek Królewski w Warszawie, czyli półprawdziwą historię  - no, kwestia czy odbudowywać  zabytki w stanie solidnej ruiny to raczej zagadnienie  do "osobnego rozpatrzenia" a nie temat irańskich snujnych opowieści.



Kandovan

Większość skalnych miast to pamiątki przeszłości, wymarłe jak miasto indian Anasazi. Są na świecie jednak miejsca, w których w wykutych w skałach domach nadal toczy się zwyczajne  życie. Takim miejscem jest Kandovan,   położona w północno-zachodnim Iranie kraina. Skalne miasteczko, a właściwie raczej wioska,  którą zwiedzała Dżizaas jest położona pi razy oko 60 km od  Tebrizu. Kandovan znajduje się  w malowniczej, jak na irańskie warunki solidnie zielonej dolinie, przeciętej rzeką. Dolina ta powstała wskutek działalności wulkanicznej - po erupcji wulkanu Sahand po jego zboczach spływały tzw. lahary czyli potoki błota utworzone z wyrzuconych przez wulkan materiałów i wody. Grubość takiej laharowej warstwy wokół Kandovanu liczy około stu metrów. Wyplute przez Sahand popioły i skały ulegały z czasem erozji i utworzyły  charakterystyczne dla rejonu irańskiej prowincji Wschodniego Azerbejdżanu i tureckiej Kapadocji stożkowate formacje skalne. Najstarsze skalne domy liczą nawet 700 lat, legenda głosi, że pierwsi osadnicy pojawili się na tym terenie uciekając przed atakiem Mongołów. Uciekinierzy najpierw szukali naturalnych zagłębień, czy jaskiń, a potem zaczęli drążyć kryjówki w stosunkowo miękkich skałach ( tralala, tuf i inne pumeksy - pumeksowe te mieszkanka są ). Ziemie w dolinie, jak to gleby wulkaniczne - żyzne, warunki kusiły żeby osiąść tu na stałe. Domy wykute w skale nazywa się "karan" - w lokalnym dialekcie tureckim oznacza to ule czy też może raczej siedlisko pszczół. Przez lata mieszkańcy wsi rozszerzyli swoje rezydencje. Teraz większość domo - grot ma od dwóch do czterech kondygnacji. W środku domostwa są pomieszczenia wszelkiego typu - od salonu do obórek dla zwierząt. Niektóre domy wyrosły ze skał i mają sporą część "budynku" zwyczajnie murowaną. Kandovan dziś robi za atrakcję turystyczną, podobnie jak skalne kościoły w tureckiej Kapadocji.




4 komentarze:

  1. Niesamowicie to wszystko wygląda :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoko, dla ludzi mieszkających w irańskich sucho - górach to nasz las mieszany czy nadrzeczne łąki są bardzo egzotyczne. Dla nich u nas jest pięknie zielono, potem pięknie złoto - pomarańczowo, nawet zima nie robi okropego wrażenia ( w Iranie też są "mroźne miejsca" ).

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowita wyprawa! Ale ja jednak wolę bardziej zielone miejsca...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też bardziej zawsze ciągnęło w zielone miejsca ale smaczek Orientu to głównie pustynne klimaty. Może gdyby wyprawa miała miejsce tzw. młodą wiosną ( czyli w wypadku Iranu koniec lutego lub marzec ) byloby bardziej zielono. W lipcu nie ma co jednak liczyć na zielone widoki.

      Usuń