Może powinnam zacząć "Jesień, jesień, jak to tak?" , ale tegoroczne lato w Centralno - Polszcze było tak wkurzające że jest "O, jakie rzewne widowisko:Czerwone liście za oknami". Cieszę się na Wielką Jesień, pogoda jak najbardziej mi pasi, ogród wreszcie oddycha bo dostaje właściwą ilość wody i mojej uwagi. Mimo tzw. przeciwności losu czyli nieoczekiwanych wizyt na SORze ( żeby tak bez akcji wypadkowych moich, Naszej Irenki , Ciotki Elki i Małgoś - Sąsiadki to nie uchodzi, każda starsza pani powinna przynajmniej raz w roku zaliczyć glebę z tzw. hukiem ) dzielnie staram się pracować w Alcatrazie. Mój biedny ogród zapuszczony w sposób okrutny, bardzo, bardzo powolutku zbiera się przy mojej pomocy do kupy ( cholera, przypomniałam sobie że mam jeszcze zakamuflowaną gnojóweczkę - skleroza u mnie postępuje błyskawicznie ).
Szybko ten proces naprawczy Alcatrazu nie będzie przebiegał ale najważniejsze i najtrudniejsze już za mną - uczyniłam pierwszy krok ku lepszemu czyli zaczęłam przekopki. Na razie po podskubaniu kosówki ( jeszcze całe podsadzenie nie wykonane, więc nie ma co focić dla Pikutka - dopiero po obsadzeniu całości obfocę Podskubaną ) "wszedł" w gryplan roboczy Landryn. Moja słodka rabatka zdecydowanie zmieni charakter - koniec z bylinowiskiem, nadchodzi era ogrodu wymagającego trochę mniej czasochłonnej pielęgnacji. Na Landrynie posadzone są dwie nowe magnolki - Magnolia soulangeana 'Lennei' i Magnolia grandiflora 'Edith Bouge'. Dwie magnolki oznaczają więcej cienia, więcej cienia oznacza więcej bylin cieniolubnych. Większość z nich jest znacznie mniej "upierdliwa" niż moje ukochane irysy bródkowe ( mniej czasu poświęconego innym bylinom, to więcej czasu dla bródek, he, he ).
Los Landryna podzieli ( po odżubrówkowaniu ) Ciepłe Monstrum. Na nim już też "siedzą"dwie magnolki - Magnolia denudata 'Double Diamond' i Magnolia soulangeana 'Lennei Alba'. Znaczy przebudowę rabat zaczęłam od przymagnoliowania. Niby nie powinnam tak ładować w ogród sił i kasy bo zostało podjęte postanowienie w sprawie "zakrętu życiowego", ale coś mi się zdaje że przede mną nie tyle ostry wiraż co raczej wyboista droga patatajka i kto wie czy w ogóle warto nią jechać. Rodzina powoli zaczyna być zdania że nie warto, bo my to już tylko autostradą , a tam jak wiadomo, bez zakrętów ( no chyba że się zjeżdża, a nam się, mimo SORów, do zjazdu nie spieszy, he, he). Przymagnoliowanie rabat się jeszcze nie skończyło, przede mną wybór kolejnych trzech magnolek. Zostawię sobie na zimowe wieczorki te radosne magnolkowe rozważania.
Teraz trochę o fotach owocowych - Alcatraz mimo paskudnego lata stanął na wysokości zadania. Znaczy owocowe owocują, co natycha ( natycha to moja własna odmiana od wyrazu natchnienie, tak mi się przynajmniej zdaje ) mnie myślą o rozszerzeniu sadku. Co prawda moje myśli błądzą nie w rejonach jabłuszkowych tylko radośnie fikają wśród rodziny Prunus, i to w tej jej części która nie owocuje. Jakoś w tym roku, całkiem niespodziewanie zapałałam uczuciem do niektórych wisienek. Pewnie winna jest temu przecena towaru w jednej ze szkółek. No tak, słowo "przecena" działa na te moje jeszcze czynne dwa zwoje stymulująco. Z odmętów rzeki Slerozy wyłania się info że gdzieś miałam angielską książkę o co lepszych wisienkach. Chyba czas poszukać, zajęcie w sam raz na pierwszy oficjalny jesienny wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz