Strony
▼
niedziela, 7 lutego 2016
Kaliniak czyli kalinowy lasek imienia Kaliny Jędrusik
"Właśnie że będę niemoralna" i bezczelnie, nie zważając na mszyce i ostrzeżenia o pijawkowym charakterze krzewu kalinę sobie w Alcatrazie zapuszczę. Tak planowałam. Dlaczego niemoralna? Samo imię Kalina było w moich czasach przedszkolnych niemal synonimem " dekadenckiej rozwiązłości". Panie przedszkolanki przyciszonym głosem snuły urocze opowieści na podstawie post sezonowych plotek z jednej z nadmorskich miejscowości, a ja zamiast karnie leżakować uważnie podsłuchiwałam. Chyba wtedy zalęgło się we mnie marzenie żeby mieć coś tam wspólnego z Kaliną ( no, jeżeli nie da się z Violettą, he, he ). Jako sześciolatka widziałam oczami wyobraźni cudny obraz mojej przyszłości - "z tymi facetami", "paleniem takich papierochów", "i pił szampana nie powiem skąd". Znaczy miało być burzliwie, szczęśliwie i bardzo interesująco dla pań przedszkolanek ( szczególnie dla pani Najulubieńszej, która nosiła popielatą perukę i czarną bieliznę - obie te wspaniałe rzeczy zostały objawione w swej doskonałości kiedy pani Najulubieńsza fiknęła z krzesła podczas czytania bajeczki, ku wielkiej radości grupy starszaków i średniaków zachwyconych tym że ich przedszkolna pańcia ma sztuczne włosy i czarne majty ). Wytrwale przez niemal całe starszakowo trenowałam wanienne seksowne przemowy do prysznicówki i odpowiednie trzymanie w łapie pociętej słomki imitującej papierosa, rozweselając tymi działaniami kalinoupodobniającymi najbliższych, którzy byli jakby lekko zdumieni efektem przedszkolnego wychowania ( lekko, bo uraczenie tzw. wiązanką kwiatów polskich podłapaną w przedszkolu było już za nimi ). Znaczy o kalinowaniu marzyłam od wczesnych lat życia, ale dopiero kiedy nadszedł czas Alcatrazu mogłam swoje marzenie zrealizować, he, he.
Zaczęłam klasycznie od tzw. buldeneżki czyli kaliny koralowej Viburnum opulus 'Roseum'. To znaczy mnie się zdawało że to będzie 'Roseum', tymczasem przywlokłam do Alcatrazu gatunek. Pierwsze kwiatki, które pokazały się na krzaku solidnie mnie wkurzyły, to nie były piękne kulki podglądane w sąsiednich ogrodach, to kwieciszcze było płaskie i jak mi się wówczas widziało, bez wyrazu. Na dodatek ostrzeżenia przed mszycami atakującymi krzew okazały się prawdziwe. Pierwsza kalina posadzona w Alcatrazie mnie rozczarowała. Spokojnie, przeszło mi jesienią - ta kalina to "Jesienna dziewczyna". Przebarwia się w złoto miedzianych odcieniach i czaruje czerwonym owocami ( najwięcej ich tam gdzie na roślinę padają bezpośrednio promienie słońca ). Viburnum opulus rośnie sobie do dziś w Alcatrazie,od czasu do czasu traktuję ją mocno nożycami do gałęzi i sekatorem. Jestem z tego krzewu zadowolona, naturalny i bezpretensjonalny, że się tak wypiszę. Oczywiście buldeneżce nie podarowałam i przywlekłam nową roślinę w następnym sezonie ( przy okazji wylazło że kiedyś, hen tam rosła sobie w Alcatrazie ale tzw. wichry wojny ją zmiotły ( znaczy chodzi o zamierzchłe czasy okupacji ). Buldeneżka wyjątkowo nie podłapuje mszyc ( co jest dziwem nad dziwy, bo we wszystkich znajomych ogrodach wredne ssacze ją wysysają ), rośnie tak że korygować za dużo nie muszę ( formę drzewka ma osiągnąć docelowo ) i w ogóle jest przemiła. No w końcu bardzo stara odmiana ( znana już w roku 1594 ), a takowe jakby z zasady dobrze rosną. Nawet mi nie przeszkadzało że kwiaty kalin koralowych nie pachną, w końcu forsycje czy złotliny też nie wonieją tylko oczy cieszą. Taki ciepły i przyjacielski stosunek do Alcatrazu te moje kaliny koralowe miały, a i on zdawał się nimi solidnie zauroczony że aż grzech byłoby tylko na dwóch kalinach jednego gatunku poprzestać. Szczególnie że o wonnych kalinach zaczęło mi się marzyć.
Z tego myślenia uplingła się w Alcatrazie "matka zapachu" czyli kalina koreańska Viburnum carlesii. To łacińskie carlesii wzięło się od nazwiska Williama Richarda Carlesa, znanego brytyjskiego podróżnika i kolekcjonera roślin z Półwyspu Koreańskiego. Udało mi się ją dostać w zamierzchłych początkach alcatrazowania, w szkółce przy arboretum w Rogowie. Rozpuszczona przez tempo wzrostu moich kalin koralowych byłam zdruzgotana wielkością przyrostów tego gatunku. Do czasu, po paru latach kalina może nie tyle ruszyła z kopyta co z kopytka, jednak zaczął być widoczny pokrój krzewu. Dziś jest to ponad metrowy krzew, pięknie kopulasto - okrągławy, który nie potrzebuje sekatora żeby uzyskać taki świetny wygląd. Zdecydowanie kalina dla cierpliwych, jednak naprawdę warto poświęcić jej miejsce w ogrodzie. Choćby dla nieziemskiego zapachu kwiatów. Owszem, na tle dorastających do 4 metrów wysokości odmian kaliny koralowej uprawianych przeze mnie w Alcatrazie ( spokojnie, wyhodowano też maluchowe odmiany 'Nanum' i 'Compactum' ) to kalina koreańska wypada nieco blado - rośnie tak na maksa do 150 cm wysokości, osiągana szerokość krzewu nieco większa , tak do 200 - 250 cm, ale dzięki takiemu "kompaktowemu" rozmiarowi nadaje się do sadzenia w małych ogrodach. Wymaganie glebowe ta pochodząca z Półwyspu Koreańskiego i Japonii roślina ma w sumie niewiele różniące się od kaliny koralowej, no może tylko nie zniesie aż takich bagienek jak kalina koralowa. Kalina koreańska lubi wilgoć ale bez przesadyzmu. Najlepiej rośnie na glebach przepuszczalnych, w pełnym słoneczku. Wtedy mamy w maju prawdziwe obsypanie kwiatami a jesienią ogniste barwy. Znosi suszę, znosi mrozy - u mnie w Centralno - Polszcze krzew hardcorowy. Mszyce jej nie odwiedzają, liściory są solidne, z grubym kutnerkiem od spodu - może trudno je wyssysolom nadgryźć.
W polskich szkółkach oprócz gatunku możemy dostać odmiany - 'Juddii' - odkrytą w 1920 przez Williama H. Judd'a i wprowadzoną od handlu w 1935 roku przez Arnold Arboretum w Bostonie, i 'Aurora' ( znana też pod nazwą 'Donard Pink' ), uhonorowana Award of Garden Merit w 1984 roku, wynaleziona przez Leslie Slinger, wprowadzona do handlu przez Slieve Donard Nursery w Irlandii Północnej w roku 1958. 'Juddii' charakteryzuje się bardzo białymi kwiatami w rozkwicie ( tylko zewnętrzna strona płatków i "szypułka" są różowe ), bardzo mocnym ich zapachem, i dość długo przechodzącymi z koloru czerwonego w czerń owocami ( u nas o owocach nie mam mowy, w polskim klimaciku zawiązki owoców są najczęściej zrzucane ). 'Aurora' to krzew o bardziej zwartym pokroju, gęściejszy niż gatunek. Inną cechą charakterystyczną dla tej odmiany są czerwone pąki kwiatowe, różowawe kwiaty i bardzo wczesne kwitnienie. W szkółkach zagranicznych możemy napatoczyć się na odmianę 'Charis' o czysto białych kwiatach, niskorosłą i też kwitnącą białymi kwiatami odmianę 'Compactus', świetną odmianę 'Diana' o młodych liściach w kolorze brązu i czerwonych pąkach, czy sprzedawanego jako kalina koreańska mieszańca 'Cayuga' ( to jest tzw. wsteczna hybrydyzacja, nie zawsze się udająca - kalinę mieszańcową stworzoną z udziałem Viburnum carlesii ponownie skrzyżowano z gatunkiem - jak dla mnie to bliżej temu mieszańcowi do kaliny angielskiej ), o bardzo pachnących, białych kwiatach. Szczerze pisząc to apetyt na kalinę koreańską rośnie w miarę sadzenia. Najpierw jest sadzony gatunek, potem człowiek nabiera ochoty na odmiany. Różnice niby subtelne, więc dobrze kaliny koreańskie razem zestawić.O ile zapach człowieka nie oszołomi że odfrunie w rejony senno - marzeniowe ( tak, tak - "Nie, nie budzie mnie, śni mi się tak wspaniale" ) to będzie można owe różnice sobie podziwiać.
Kolejne kaliny zawitały do Alcatrazu z powodu Dzidkowego ogrodu. Na Śląsku istnieje taki kalinowy zagajnik, którego fotki zrobiły na mnie duże wrażenie. Z zeznań właścicielki ( "Dzidka, nie opuszczaj przewodu!" ) dowiedziałam się o całej nowej dla mnie grupie kalin mieszańcowych ( tak, radośnie sobie podmyśliwiałam że kalina angielska to tzw. czysty gatunek, he, he ). Kalina Burkwooda Viburnum x burkwoodii to uzyskany w Wielkiej Brytanii przez pana Burkwooda mieszaniec Viburnum carlesii z Viburnum utilis. Roślina o znacznie większym tempie wzrostu niż kalina koreańska ( choć na pewno nie takim jak tempo kaliny koralowej ) i osiągająca też znacznie większe rozmiary. W UK krzewy dorastają do ponad trzech metrów u nas będą miały około dwóch metrów z hakiem. Krzyżówka jest nieco bardziej wrażliwa na mrozy niż koreańska mateczka, lepiej sadzić w miejscach zacisznych. U mnie jak do tej pory rośnie bezproblemowo, mrozy bardzo jej nie szkodzą ( no ale moje kaliny "burkwoodki" to już całkiem spore krzaczydla ). Oprócz "podstawowej" kaliny Burkwooda uprawiam piękną odmianę o kwiatach jak z wosku, 'Anne Russell', wyselekcjonoaną przez Johna Russela w 1951 roku, rozprowadzaną przez L.R. Russell Ltd. za pośrednictwem Richmond Nurseries, Windlesham, England, która to odmiana otrzymała Award of Garden Merit w 1957 roku i przymierzam się do kolejnej wstecznej krzyżówki o nazwie 'Mohawk' ( Viburnum x burkwoodii z Viburnum carlesii ). 'Mohawk' rośnie ponoć bardziej zwarcie niż "podstawowa burkwoodka", ma bardzo czerwone pączki kwiatowe i ma mieć solidniejsze wybarwienie liści jesienią. No i zapach ma być bardziej oszałamiający, choć moim zdaniem to "podstawowa burkwoodka" pachnie już wystarczająco by wywołać oszołomienie ( najmocniej pachną jednak u mnie koreanki, inna liga że się tak wypiszę ). Odmiana została wyselekcjonowana w Ameryce, do handlu w 1966 roku wprowadziło ją The United States Arboretum.
Hamerykanie w ogóle kombinują na potęgę z nowymi mieszańcami kalin, z wyczytków mi wychodzi że wspólnie z Brytyjczykami stanowią kalinową potęgę. Z burkwoodek w Hameryce powodzeniem cieszy się jeszcze wysoko rosnąca odmiana 'Park Farm Hybrid'. Nie wszystkie jednak amerykańskie odmiany sprawdzają się w Europie, a przynajmniej w naszych środkowoeuropejskich warunkach klimatycznych. Następną krzyżówkową kaliną jaka zawitała do Alcatrazu była osławiona kalina angielska Viburnum x carlcephalum. Ta kalina jest krzyżówką Viburnum carlesii z Viburnum macrocephalum var. keteleeri, stworzył ją Albert Burkwood a do handlu wprowadziła ją szkółka Burkwood i Skipwith Nursery. Oczywiście kalina o takich pachnących "bombach kwiatowych" została laureatką Award of Garden Merit, szans na uniknięcie wyróżnienia praktycznie nie było, he, he. Kalina angielska dorasta do wysokości 250 cm, ale ma bardzo rozłożysty pokrój. Od czasu do czasu dobrze przykatować ją sekatorem, pamiętając o tym żeby robić to bezpośrednio po kwitnieniu ( kaliny koreańskie i mieszańcowe z udziałem koreańskich mają już jesienią zawiązane pąki kwiatowe na przyszłoroczne kwitnienie ). Najnowszym kalinowym przebojem mieszańcowym nad zakupem którego leniwie się zastanawiam jest 'Eskimo' ( "Ciepła wdówka na zimę", tralalala - tak mi się mile te śnieżne kule kojarzą ). Ta kalina jest mieszańcem ( Viburnum carlesii x Viburnum x carlcephalum ) x Viburnum utile. Inna wersja to mieszańcowa 'Cayuga' skrzyżowana z Viburnum utile. Jak było pewnie wie tylko twórca mieszańca, natomiast dla mnie istotne jest że ta amerykańska ( The United States Arboretum wprowadziło ją do handlu w 1981 roku ) kalina jest szalenie widowiskowa podczas kwitnienia. Niestety jest jeden minus i to dość poważny - kwiaty 'Eskimo' nie pachną! No mam nad czym rozmyślać.
A skoro już zeszliśmy ponownie na kaliny bezzapachowe to do Alcatrazu trafiły parę lat temu kaliny japońskie Viburnum plicatum. Występują w dwóch formach: Viburnum plicatum var. tomentosum o kwiatach zebranych w płaskie baldachy i Viburnum plicatum var. plicatum o kwiatach w kształcie kuli. Uprawiam obie formy i z obu jestem bardzo zadowolona. Kalinę japońską sadzi się głównie dla wspaniałego, pagodowego pokroju krzewów. W Europie uprawia się ten azjatycki gatunek już od 1865 roku. Wyhodowano całkiem sporo odmian, w Alcatrazie jak na razie uprawiam trzy znich. Formę tomentosum reprezentuje staruszka znaleziona około 1877 roku w Japonii przez Charlesa Mariesa, nazwana na jego cześć 'Mariesii' i kalina rodem z Holandii 'Dart's Red Robin'. 'Mariesii' dorasta od 200 do 400 cm wysokości i ponad 300 cm szerokości, jest bardziej rozłożysta niż gatunek ( wypadałoby napisać że bardziej pagodowa ). 'Dart's Red Robin' został wyselekcjonowany z powodu obfitości czerwono - purpurowych owoców. Do Alcatrazu trafiła w zeszłym roku reprezentantka formy plicatum odmiana 'Pink Sensation'. W planach jest prześliczna odmiana w typie tomentosum 'Cascade' uzyskana w Holandii w 1971 roku, mniejsza ( 150 - 200 cm ) bardziej przysadzista i o stosunkowo dużych kwiatostanach, śliczna odmiana o lekko różowych kwiatach 'Pink Beauty' i dwie odmiany w typie plicatum - 'Grandiflora' i dość ciężka do zdobycia 'Rosace'. Na naszym rynku można dostać podobną nieco do tej ostatniej odmianę 'Mary Milton', ale Marta twierdzi że "miltonka" jakby mniej żywotna. Znacznie więcej w szkółkach odmian Viburnum plicatum var. tomentosum niż kalin japońskich drugiego typu, buldeneżki japońskie wyraźnie przegrywają z kalinami koralowymi. Szkoda, w końcu japońskie krzaczydełka nie są aż takim przysmakiem mszyc.
Miłośnicy płaskich kwiatostanów mają znacznie większy wybór - 'Lanarth', 'Shasta', 'Shoshoni', 'St. Keverne', 'Summer Snowflake','Watanabe' - całkiem sporo tego jest. Większych czy mniejszych krzewów, krócej czy dłużej kwitnących, obsypanych kwiatami czy owocami, właściwie to prawie dla każdego ogrodu z wyjątkiem szczególnie suchych i słonecznych da się kalinę japońską wyhaczyć. A co dalej z kaliniakiem w Alcatrazie, czy tylko będę sadziła znane mi już kaliny? Raczej nie tylko, sprawy z kaliną powinny być nieco ryzykowne ( "Ja Pana w podróż zabiorę " ). Zatem szczęśliwie nie nęcą mnie kaliny koralowe o złotych liściach. Tak, są piękne ale podobny efekt można uzyskać sadząc pęcherznicę. No może gdyby to były jakieś buldeneżki na złotych liściach, ale takowych nie spotkałam. Za to ostatnio miałam na oku taką nieznaną mi bliżej półzimozieloną kruszynę ( ryzykowną aż miło ), której nazwy oczywiście w tej chwili nie pamiętam. Kalinka z tych niedużych, w sam raz do przykrycia gałązkami iglakowymi w razie nagłego mrozowego zagrożenia. Cena tylko taka z tych co to ich nie lubię. No trudno, w końcu kalina stworzenie luksusowe. I dlaczego mam sobie odmawiać zakupu krzaczka. Inne rzeczy mogą poczekać, i tak dużo wydaje "ku pożytkowi ogólnemu". Teraz się kaliną dopieszczę! "Właśnie że będę niemoralna!"
U mnie kalina ta z pomponami debiutuje tej zimy i jestem ciekawa czy jej się udało... nie okrywałam jej... zima tak nagle przyszła, że... zobaczymy...
OdpowiedzUsuńJeżeli to kalina koralowa 'Roseum' to nic jej nie zaszkodzi. Mrozy syberyjskie bez śniegu musiałyby przyjść że by to krzaczydełko choć trochę wigoru pozbawić.
OdpowiedzUsuńTabazo, szapoba, jak Ty to wszystko zapamiętujesz :0
OdpowiedzUsuńKalina roulez, w każdym wydaniu :)
dygresja przedszkolna - umarłam :D
ps. ile hektarów liczy sobie Alcatraz ?
Wcale nie zapamiętuję, sklerozę mam. Stąd i wyczytki netowe i sięganie do zeszycików i listy roślin w kompie. Alcatraz nie jest bardzo, bardzo duży - 2400 do obsadzenia, znam większe miejskie ogrody. Moje przedzkolne przygody nie zawsze nadają się do publicznego przedstawiania, byłam dzieckiem z ciężkim i nieuleczalnym grzechem pierworodnym ( miałam chrzest z podwójną ilością chrzestnych, ale i tak mi się nie przyjął ), cud że rodzina to zniosła. Nikomu nie życzę takiego dzieciątka jakim ja byłam.
OdpowiedzUsuńKalinowy zawrót głowy. Gdybym miała którąś wybrać, musiałabym przeczytać jeszcze kilka razy, a i tak bym nie wybrała. To którą? Bo nie mam żadnej.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, jak mogłam pominąć?
Bezczelnie zaproteguję koreańską Viburnum carlesii. Bardzo dobra mrozoodporność i zapach przepiękny. Liście jesienne pozezja, mniam.
Usuń