Wracam do domu a tu łup wiadomość dnia - za parę dni wojna. UE ma na nas napaść, tak wynika z relacji Małgoś - Sąsiadki. Ciotka Elka potwierdza, premiera miała występ w stylu Józefa Becka i wraża UE nie dostanie od nas eksterytorialnego korytarza, czy tam czego chce. Cholera, najgorsze że nasza super fregata ponoć płynie na Morze Śródziemne i kto nas teraz będzie bronił przed ostrzałem z SMS "Schlezwig - Holstein". Przyznam że mnie zatkało prawie tak jak wtedy gdy zaatakowaliśmy NATO, ale potem sobie przypomniałam że obecnie rządząca nami "prowincja" ( mam tu myśli typ mentalności, a nie miejsce zamieszkania - wszystkich mieszkających na tzw. prowincji, którzy mogli poczuć się urażeni użyciem tego sformułowania w kontekście "władzy" przepraszam z całowaniem rączek i nóżek ) lubi inscenizacje historyczne. Apele partyzanckie, śluby, takie tam srutututu. Uspokojona zajęłam się realem , czyli szybkim foceniem drzew. Bo to o drzewach kwitnących w maju chciałam napisać i żaden alarm bojowy ( "Panie Michale larum grają" ) związany z inscenizacją nie odciągnie mnie od rzeczy prawdziwych i dla mnie istotnych. Zniosłam pozorowanie pracy i krętactwa poprzedniej władzy, zniosę i inscenizacje historyczne obecnej.
Kiedy myślimy o drzewach kwitnących w maju to przeważnie przed oczami stają nam jako żywe "maturalne kasztany" czyli kasztanowce i piosenkowe "białe bzy" czyli lilaki. A przecież lista gatunków drzew kwitnących majową porą jest znacznie większa. W Alcatrazie w maju podziwiam nie tylko kwiaty kasztanowców i duszę się niemal od zapachu oblepionych kwiatami lilaków, jest to dla mnie też czas kwitnienia jarzębów. Sporo tych drzew rośnie w ogrodzie, mam do nich pewną słabość. Kwiaty rodzaju Sorbus nie są może tak efektowne jak kwiaty innych przedstawicieli rodziny różowatych, ale w masie potrafią zrobić wrażenie. Nie mają tak egzotycznego wdzięku jak kwiaty kasztanowca zwyczajnego ( jak coś tak kwitnącego można było nazwać zwyczajnym? ) ale białe baldachy składające się z mnóstwa pięciopłatkowych kwiatuszków roztaczają urok innego rodzaju - swojskie to drzewko, bezproblemowo wpisujące się w krajobraz. Nie ma dylematów czy jarząb zmieści nam się w ogrodzie, bo mnóstwo jest gatunków i form - spokojnie można znaleźć takie które zmieszczą się nawet w niewielkim ogrodzie. Taki Sorbus setschwanensis jest drzewkiem dorastającym na maksa do 4 metrów i to po wielu latach. Podobnie niewielkimi drzewkami są jarząb kaszmirski Sorbus cashmiriana i jarząb Koehnego Sorbus koehneana. W naszym klimacie te trzy ww. jarzęby rosną raczej jak krzewy niż jak drzewa. W szkółkach spotyka się często formy szczepione na pniu, ale uwaga na uszkodzenia mrozowe roślin wysoko szczepionych. Mój jarząb Koehnego dopiero teraz tak naprawdę dochodzi do siebie po zimie sprzed czterech lat. Lepiej mieć krzak niż "niewyjściowe" drzewko. Warto jednak posadzić takiego jarzęba zarówno dla naturalnego uroku kwiatów jak i subtelnej bieli owoców zawieszonych na ciemnoczerwonych, czasem wpadających w fiolet szypułkach. Niewysokim drzewem nadającym się do niezbyt dużych ogrodów jest też jarząb pospolity Sorbus aucuparia 'Pendula'. Zazwyczaj jest szerszy niż wyższy ( wysokość drzewka zależy od miejsca szczepienia na podkładce ). Istnieje forma jarzębiny o zwisających pędach i wielobarwnych liściach - 'Pendula Variegata', stara odmiana powstała przed latami osiemdziesiątymi XIX wieku ). Mnie co prawda nie przypadła do gustu bo jej liście są jakieś takie nieregularnie zażółcone, co sprawia wrażenie jakby drzewo było zachorzałe czy cóś, no ale można taką złocistolistną odmianą rozświetlać półcień ( w pełnym słońcu listki "variegatowate" lubią się przypiekać ).
Jarząb pospolity Sorbus aucuparia 'Flanrock' w szkółkach sprzedawany jako 'Autum Spire' ( odmiana wyhodowana w irlandzkiej szkółce Flannery’s Nurseries LTD w 2000 roku ) dorasta do 5 metrów ale jest wąziuteńka jak topola włoska. Nieco wyższa i trochę szersza jest odmiana jarzęba pospolitego 'Fastigiata'. Mieszańce jarzębów, takie jak jarzęby Arnolda Sorbus x arnoldiana : 'Golden Wonder' ( data powstanie odmiany to coś tak około 1950 roku, wyhodował niejaki pan J. Lombarts w Zundert w Holandii ), 'Copper Glow', 'Vermiljon', 'Schouten' też urodne i nie tylko nadające się do parków. Trochę martwi mrozoodporność niektórych odmian, no ale do cholery magnolie soulengeana też się w Polszcze sadzi. Tajemnicze ale bardzo piękne są jarzęby 'China Lace' i 'Pink Veil' ( ponoć tożsama z odmianą 'Red Tip' - nie wypowiadam się stanowczo bo nie wiem czy aby na pewno, problematyczna jest też dla mnie odmiana 'Coral Pink' która podejrzanie kojarzy mi się z 'Rowancroft Coral Pink' ). Na pewno mieszańce co sugeruje umieszczenie w wykazie RHS tylko określenia Sorbus przed nazwą odmiany. Całkiem niedawno odkryłam też jarzęba dalekowschodniego Sorbus commixta i poczułam że moje jarzębinowanie w Alcatrazie będzie niepełne bez odmiany tego jarzęba pod tytułem 'Embley'. Szczęśliwie też niewielkie to drzewo, da się upchnąć. Natomiast nie znajdę miejsca na insze mieszańce, nie da rady wcisnąć "miczurinów". 'Granatnaja' ( krzyżówka Crataegus sanguinea i Sorbus aucuparia tożsama z ×Crataegosorbus miczurini ‘Ivan’s Bell’ ), 'Businka' ( rosyjska odmiana z 1999 roku ), 'Likornaja'( krzyżówka jarzębu pospolitego Sorbus aucuparia i aronii czarnoowocowej Aronia melanocarpa ) przegrywają ku wielkiemu żalowi Ciotki Elki spragnionej smażenia jarzębinowych dżemów ( pogadanki o zatruciu środowiska spływają po Ciotce Elce jak woda po kaczce ) z różowością owoców 'Pink Veil' czy barwą jesiennych liści 'Embley'. Tym bardziej że taka 'Granatnaja' jest krótkowieczna do bólu. Pozostaje mi się cieszyć z uprawy większego jarzęba jakim jest jarząb mączny Sorbus aria.
W maju czadu daje też głóg dwuszyjkowy Crataegus laevigata 'Paul's Scarlet'. Głupio przez rodzinę nazywany różanym drzewkiem od pewnego czasu regularnie daje po oczach różowością. Przestałam go co roku przycinać do kształtu "zdyscyplinowanej kuli" ( cytat z pani Gieni ), koryguje tylko co bardziej wybujałe fragmenty wczesnowiosenną porą. W końcu to też ponoć nieduże drzewo, wyżej 6 metrów nie podskoczy. Zamierzam dosadzić mu kolegę kwitnącego w podobnym terminie i w podobnym kolorze. Mój kasztanowcowy zakup sprzed paru lat straszliwie męczy się na podwórku, no wyraźnie nie to miejsce. Wykopię z bryłą korzeniową, przeciągnę ją korzystając ze starego prześcieradła i pomocy pana Andrzejka i tadam!....... kasztanowiec czerwony Aesculus × carnea 'Briotti' wyląduje w Alcatrazie. Drzewko szczęśliwie mniejszych rozmiarów niż kasztanowiec pospolity i nie jest tak żarte przez wrednego szrotówka. Odmiana znana od 1858 roku ( krzyżówkę kasztanowca pospolitego Aesculus hippocastanum z amerykańskim kasztanowcem krwistym Aesculus pavia uzyskano na początku XIX wieku ). Ponoć na maksa może mieć 15 metrów wysokości ale sądzę że na glebie Alcatrazu będzie dobrze jak z trudem dojdzie do 10 ( z zadyszką i po wielu latach ). Nowe wspaniałe drzewo dla ptaków i hym .....tego....kotów. Może uda się zwabić cudem odnalezioną fabryczną kocicę zwaną Różową Obróżką ( psiapsiółka moich kocich dziewczyn ). Nie ma to jak odpoczynek na konarkach umajonych kwiatami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz