Przeczytałam dziś sprawozdanie z Moherii i nie tylko i tak mnie teraz nosi żeby napisać o ogrodowaniu. Można się domyślać już po tytule blogiego że w zasadzie interesuje mnie ogrodowanie jako takie, pewien sposób spędzania czasu, jakieś tam twórcze działania, potrzeba otaczania się zielonym. Ważne dla mnie to ogrodowanie bardzo, choć nie determinujące mojego życia. Ponadto jestem kolekcjonerką irysów bródkowych a kolekcjonerskie ogrody raczej przypominają plantację ukochanej rośliny a nie porządny ogród, więc nie mam się co za bardzo wymądrzać na tematy "prawdziwych, dobrych ogrodów". A jednak........milczenie niby złotem ale mnie roznosi tak jakby moja pisanina była z platyny.
Ludzkie oczekiwania wobec ogrodu - wow, ilu ludzi tyle wyobrażeń czym powinien być ogród. Niekiedy te wyobrażenia mają się tak do realu że ich spełnienie wymagałoby zabetonowania powierzchni, pomalowania tego zabetonowanego na "wiecznie zielony" kolor i ustawienia plastikowych roślin. Normalnie Kalifornia zamiast polskiego stycznia. Niekiedy wyobrażeń jakby w ogóle nie było - "na podwórku" rośnie coś, chyba trawa albo i nie, stoi coś, leży coś - no bo od tego jest to miejsce i nie ma co gdybać nad roślinami jak potrzeby otaczania się nimi nie ma.
Są urocze salony podwórkowe z fotelami samochodowymi w charakterze mebli ogrodowych i nie mniej urocze miejsca "pod pergolą", "patia" i "zielone salony" z meblami z żeliwa czy drzewa tekowego kosztującymi ciężkie pieniąchy. Właściciele salonów podwórkowych i "prawdziwych" salonów ogrodowych czują się tak samo zadowoleni, kiedy mogą z salonów "na powietrzu" korzystać. Znaczy ogród wypoczynkowy niejedno ma imię, a w ogóle to jedni jeżdżą 30 - letnim polskim złomem a inni śmigają Porsche. Czy kąciki wypoczynkowe w roli głównej, rozrastające się na cały ogród ( specjalne miejsce do grilowania, plac zabaw dla dzieci, basen dla małżonki i lodowisko dla teściowej ) są tak naprawdę ogrodami? No niby tak, bo w końcu zielone posadzone ale jednak nie do końca. Zieleń miejska jak obsadza placyki zabaw to ćwierka że odwaliła właśnie kolejny ogródek jordanowski. I to jest właśnie to! - mamy multum ogródków jordanowskich, obsadzonych meblościankami z żywotników albo w wersji na bogato dużym drzewem, które ma imitować "prawdziwy" antyk ( klona, lipę się wytnie, śmieciuchy - buka czerwonolistnego sobie posadzimy, albo magnolie cieżkodostawalną ). W ogródkach jordanowskich nie sadzi się bylin, można jednoroczne ale tak tylko dla usprawiedliwienia nazwy ogródek,wiadomo przy zabawach to wszystko można potratować. Właściciele ogródków jordanowskich są też trochę jak dzieci z nich korzystające - lekko nieświadomi. Wydaje im się że mają ogród a tymczasem to jest tylko zagospodarowany w ten ( fotele samochodowe i stara kanapa ) lub inny ( tek, żeliwa , kamory ) teren wokół domu. Jakoś jednak słabo dociera że brak rabat nie oznacza wcale że oto posiada się klasyczny, zrodzony w XVIII wieku ogród angielski.
Rośnie nam całkiem spora grupka ogrodników importerów. Ogrodnicy importerzy importują do swoich ogrodów obrazki czasopiśmiane i netowe. Mam dla tej grupy duży sentyment , sama z niej wywodzę swoje ogrodowanie ( Mamelon zresztą takoż ). Niestety nie wystarczy zaimportować obrazek czyli ściągnąć "wzorek" na rabatę, robótka z nici jedwabnych i robótka z wełny owczej to jednak nie jest to samo. Ogrodnik importer albo zaczyna się uczyć albo łazi sfrustrowany niepowodzeniami z implantacją na rodzimy grunt importowanych wzorów. Importowane wzory ogrodowe bywają bardzo różne, de gustibus...... i tralala. Generalnie jednak importerom ogrodowych obrazków marzą się ogrody pełne roślin, nie podporządkowują ogrodu jakiejś jednej wybranej funkcji ( no, chyba że będzie to funkcja reprezentacyjna, mam ogród jak z obrazka, he, he ). Teraz dochodzimy do bardzo ważnej kwestii - fotografia kłamie! Kim Kardashian ma nie tylko zadek jak perszeron ( nie obrażając konika ), ona ma też cellulit. Zadek na zdjęciach widać ( najczęściej dla potrzeb wielbicielek i wielbicieli europejskich kanonów urody z lekka pomniejszony przez grafika ) ale cellulitu się nie wypatrzy. Z foceniem ogrodów jest tak samo jak z foceniem Kim Kardashian. Zdjęcia sobie a codzienny real ogrodu sobie. Focony ogród też potrzebuje stylistki, wizażystki, fachowców od oświetlenia i jakiegoś dobrego chirurga plastycznego. Importerzy ogrodowych obrazków czasem zachowują się jakby nie wiedzieli że istnieją programy graficzne i byli święcie przekonani że prasa, net to prawda objawiona jeno a Kim Kardashian to jest jednak korona stworzenia i na dodatek perła intelektu. No cóż, takie przekonania nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Szczęśliwie mało komu grozi pomieszkiwanie z boską Kim, ale możemy frustrować się do woli że niektóre róże to nie rosną nam jak te w Sissinghurst Rose Garden, a te cholerne dieramy znowu nie przeżyły zimy. I żeby nie było że mi Kim Kardashian nie pasi, lubię się sporadycznie przyjrzeć - ten cwany rodzaj udawanej głupoty jest ciekawym obiektem badań, może nie tyle samej szczwanej Kim co raczej reakcjom fanów i antyfanów na jej osobę. Odstresowujące i dość zabawne.
Importerzy ogrodowych obrazków są często miłośnikami glancu, no mają ten swój ideał ze zdjęcia przed oczami. Wieczny czerwiec, albo wieczny maj na takich zdjęciach a potem smętek bo tak w naszych ogrodach różanych jak i w Sissinghurst Rose Garden w lipcu czy sierpniu wcale nie jest bardzo zdjęciowo. Glanc można robić ale ogrodowi jakoś to bardzo nie pomaga. Albo zaczniemy się cieszyć nowymi przyrostami historycznych róż, tym że pięknie nam się krzaczą albo z własnej woli zostaniemy ślepi na ich urodę po kwitnieniu. Wykreowane i wiecznie kwitnące róże ze zdjęć przysłonią nam te prawdziwe i żywe. Robienie ciągłego porządku, dosadzanie do róż co chwilę czegoś nowego sezonowego "żeby kwiatki kwitły", wcale nie polepszy sprawy. Nie będzie ładniej tylko głupio, na siłę ukwiecone i "cudne" bo glancystka lub glancysta nie przewidzieli że kwiaty róż historycznych to nie koniecznie kwitną cały sezon. Glancyści tkwią w błędnym przekonaniu że porządek zastąpi dobre rozplanowanie czyli kompozycję ogrodu. Skutek - wylizana nuda. Rany, nawet najciekawsze rośliny w takich miejscach wyglądają jakby nie wyglądały. To trochę tak jak nadmiernie wysprzątany, sterylnie czysty dom, człowiek natychmiast podejrzewa że nikt w nim nie mieszka. Znaczy skorupa udająca dom. Sterylne ogrody też są sztucznidłem, tworem udającym ogród.
Na przeciwnym biegunie w stosunku do glancystów znajdują się "miłośnicy natury". Przełkną jak bocian żabę pole nawłoci, na niewielkiej trzystu metrowej działce będą się zachwycać na przemian skrzypem i podagrycznikiem, bredzić o łąkach kwietnych przy wyleniałym, zamszonym trawniku. Nie ma to nic wspólnego z naturalizacją nasadzeń za to bardzo dużo z intelektualnym ( i nie tylko intelektualnym ) lenistwem. Dla takich ludzi teren post budowlany najlepiej zostawić odłogiem, wszak zarośnie naturalnie tym co po okolicy fruwa ( na przykład nasionami jesionka ), w ogóle najlepiej nic nie robić, wszak przyroda sobie poradziła nawet z pustynią Błędowską. Jak słucham czasem takich opowieści to złośliwie sobie wyobrażam że przyroda kolonizuje post budowlaną pustkę przy pomocy barszczu Sosnowskiego na przykład. Jest mnóstwo pięknych, bardzo ciekawych roślin rosnących u nas w naturze, sama dzielnie uprawiam tzw. "chwasty" ale zostawienie całej pracy naturze to nie jest ogrodowanie tylko zrobienie ugoru. A można przecież sadzić drzewa ( na dużych działkach ), zobaczyć co dobrze rośnie w okolicy, wtopić ten swój naturalistyczny ogród w pejzaż. Upięknić okolicę. Mniejsze ogrody z "dzikimi" mieszkańcami pól czy lasów - sam miodzio. Przy okazji możemy posadzić to czego w naturze już mało ( są szkółki sprzedające rośliny chronione ). Jeżeli coś przetrwało ekipę budowlaną to wspomóc, odchować a roślina na pewno nam się odwdzięczy. Na starych działkach nie koniecznie od razu karczować wszystkie drzewka owocowe, stare sady przydomowe mają mnóstwo uroku, że nie wspomnę o tym że odpowiednio pielęgnowane mogą zaskoczyć nas baaardzo owocowo. Z roślin spontanicznie wyrosłych da się stworzyć ogród tylko że właśnie....... trzeba zacząć tworzenie.
Takie mi to po głowie chodziły myśli po Moherowskiej lekturze. Dzisiejsze fotki są z cienistej strony Alcatrazu.
Tak czytałam i dumałam... Raczej zaliczam się do ,,miłośników natury" Mam kawałek nowego pola. Wcześniej było to pole nawłoci, na wiosnę ręcznie pousuwałam uschłe badyle i wypasając kozy. Rośnie nawłoć jak najbardziej, ale są miejsca po tym ,,wypieleniu", które nabrały same z siebie kolorów. Kwitną dzikie dzwoneczki, będę wstawiała zdjęcia ich, ale natura tworzy tam swoją ukwieconą łączkę. A jakie jest bogactwo zwierząt!! Natura sama sobie ze wszystkim poradzi nawet z betonem :)
OdpowiedzUsuńMyślę sobie, że jak ktoś ma robić cokolwiek a potem walić chemię to lepiej niech wstawia te fotele i stoliki i po prostu nic nie robi, robiąc wiele - nie dewastuje przyrody. Nic nie robienie czasem więcej warte jest od pseudo ogrodniczego zapału.
Pozdrawiam :)
Agatku Ty jesteś ogrodnikiem działającym w zgodzie z naturą. Trudno ogarnąć na raz teren pod tytułem pole. Masz u siebie w ogrodzie miejsca nad którymi pracujesz solidniej i takie , które zostawiasz odłogiem. Nie jest to odłóg pod tytułem tworzymy ugór bo kombinujesz jakby tu łąkę kwietną zapuścić. Dlatego się Agatku nawet nie próbuj podpinać pod leniwych "miłośników natury". "Miłośnikowi natury" by nawet do głowy nie przyszło czegokolwiek pielić żeby rośliny się inne niż nawłoć pojawiły, o Twoich obserwacjach okolicy i podglądaniu drzew ledwie napomknę. Wiesz, klasyczny "miłośnik natury" raczej rzadko przebywa na jej łonie.;-)
UsuńCo do zapału pseudo - ogrodniczego to masz rację, choć w mieście uprawianie ogrodu sąsiadującego z ogrodem "miłośnika natury" wywołuje sąsiedzkie zatargi ( "bo u mnie się proszę Pani/Pana od Pani/Pana sieje!" ). Chyba kwestia wielkości działek. Jednak szczerze pisząc ja osobiście wolę mieć za sąsiadów posiadaczy ogródków jordanowskich czy "miłośników natury" niż glancystów walących bez opamiętania tony chemii. Masz rację Agatku że Ci ostatni są najbardziej szkodliwi ( i często o tym nie wiedzą ).:-)
Chyba jestem jeszcze trochę z tych, co kolekcjonują obrazki. Jest dużo lepiej niż było, na szczęście dla flory. Już nie pragnę błękitnej róży ( zupełnie nie mrozoodporna a u nas przymrozki w czerwcu się zdarzają ), czarnego tulipana oraz magnolii.
OdpowiedzUsuńPokornie proszę o przebaczenie te wszystkie rośliny, które przeze mnie sczezły, bo się uparłam że muszą mieszkać w naszym ogrodzie. Było ich sporo. Cześć ich pamięci.
Taba Azo, pisz więcej, to może oświecisz parę osób, na mnie na przykład wpływasz korzystnie. Pozdrawiam z Pogórza Izerskiego.
Taaak, obrazki wywołują chciejstwa, znam ból.;-) Człowiek straszliwie chce mieć "tę" roślinę żeby móc wykonać własny obrazek. Zapomina przy tym że roślina jest żywa, a "z żywymi to zawsze kłopot" - jak mawiał pewien właściciel zakładu pogrzebowego. Proste chciejstwo w przypadku żywiny nie wystarczy, trzeba się pogimnastykować a czasem nawet z bólem serca przyjąć do wiadomości że coś jest "nie dla nas".
UsuńWłaśnie wyobraziłam sobie siebie jako bardzo gruby kaganek oświaty, he, he.:-) Tylko to moje kagankowanie jest takie trochę "bez bazy", ja jestem tylko uprawiaczką irysów, to co piszę o ogrodach to jakieś tam wnioski wyciągnięte z wieloletniego ogrodowania. Nie należy tego pisactwa traktować jako jedynych słusznych wytycznych, nie uprawiam guryzmu , bo na guru się nie nadaję.:-)
W kwestii guru to nie masz za dużo do powiedzenia. To wyznawcy i wielbiciele zdecydują, a nie Ty. Więc się tak nie zapieraj. A jeżeli chodzi o grubość kaganka oświaty, to może dzięki tej cesze dłużej się palił będzie.
UsuńGuryzmu nadal wypierać się będę, a co do grubości kaganka to właśnie zyskałam kolejny argument przemawiający za pożarciem truskawek ze śmietaną.
UsuńMi zdecydowanie najbardziej podobają się ogrody- parki :)
OdpowiedzUsuńTylko że do prawdziwych ogrodów parków to niestety potrzebny jest spory teren ( nawet nie chce mi się myśleć o podatku ).
OdpowiedzUsuńNie do końca jestem pewna gdzie mi ten komentarz wstawi, bo nie otwiera mi okienka bezpośrednio pod naszą rozmową.
OdpowiedzUsuńKochana Taba Azu napiszę na wstępie, że uważam znajomość z Tobą na poziomie - znania się jak łyse konie. I dlatego możemy sobie pogadać bez tych konwenansów jakie mile widziane a wręcz musowe są w necie, aby dobrze się zrozumieć. Słowem gadamy sobie na luzie - to tak na wstępie, bo mam wrażenie, że mi się zaczęłaś tłumaczyć. Mam nadzieję, że to jest odwzajemnione, jak nie, to uprzedź, to będę się pilnować podczas formułowania swej myśli.
Moja opowieść o drugiej działce była pod kątem tego fragmentu - Dla takich ludzi teren post budowlany najlepiej zostawić odłogiem, wszak zarośnie naturalnie tym co po okolicy fruwa ( na przykład nasionami jesionka ), w ogóle najlepiej nic nie robić, wszak przyroda sobie poradziła nawet z pustynią Błędowską.
Natura jak najbardziej sobie poradzi, nieustająco jestem zaskoczona jak szybko sobie radzi :D
A teraz zobaczę gdzie to wstawi :)
No dobra...
UsuńCo do pedantów przyrodniczych to mam bardzo niekorzystne zdanie. Zupełnie nie rozumiem takich ludzi, Rozumiem, że są kolekcjonerami idealnych roślin, ale wdychać chemię i świadomie wokół niej przebywać?
Oprysk tylko na chwilę ... ale roślina to wdycha i potem to wydziela. Ale to są kolekcjonerzy jedynie, pedanci idealnej przestrzeni wokół, bardzo szkodliwi dla środowiska, bo tej samej chemii używają w domu do sprzątania. Tony zużytych opakowań ląduje w śmieciach i na wysypiskach, często są to ludzie, którzy wyrzucają śmieci podczas jazdy samochodem bo w samochodzie musi być czysto... przekłada się to na opryski pól byleby sprzedać pięknie wyglądający produkt, to że sami to potem jedzą to ... ale wiele innych, normalnie myślących ludzi też to je. Zero środowiskowych zahamowań, zero przemyśleń... to jest straszne...
Mnie się Agatku z przemyśleń to rzadko kiedy zdarza tłumaczyć, ja jeno zwróciłam Twoją uwagę na to że w przeciwieństwie do "miłośników natury" jednak naturę oswajasz ( słowo urabiasz ma złe konotacje ). Pielęgnujesz swoje rośliny i ha, założę się że jakby Ci się rozsiał barszcz Sosnowskiego dokonałabyś ostrej selekcji. Natomiast jest cała masa ludzi, która radośnie myli naturalizację nasadzeń z nic nie robieniem. Wyobraź sobie że działka podmokła zarasta trzciną albo wspomnianym barszczem ( trzcina zadusi wszystko,a barszcz jest po prostu niebezpieczny ). To nie jest ogród i nie jest to też dbanie o naturalne środowisko ( na ten temat mogą sporo napisać biebrznięci, czyli ludzie którzy koszą łąki nad Biebrzą ). Agatku jak pielisz miejscami w nawłociowisku to oczekujesz że zasieją się inne niż nawłoć rośliny, mniej inwazyjne,zwiększające bioróżnorodność. Klasyczny "miłośnik natury" palcem nie ruszy, bo natura "sama wie najlepiej" i hołubi implanta z Hameryki zagrażającego rodzimym gatunkom. Natura owszem sobie radzi, od milionów lat eliminując gatunki. Człowiek od niedawna bardzo jej pomaga. To jest ta strona medalu o której zazwyczaj się nie myśli, znaczy tzw. "miłośnicy natury" nie myślą, wspomaganie przyrody w odtwarzaniu bioróżnorodności. Łooo rany, ale się wypisałam.
UsuńCo do chemii w ogrodzie to niestety Agatku, sprawa jest znacznie starsza. Używanie kancerogennych środków ochrony roślin, mineralne nawożenie bez opamiętania, opryski na wszystko - to są dziesiątki lat. Tragedy, moim zdaniem. Ludzie są świadomi że zjadają świństwa, jeszcze trzeba im tylko uświadomić że jak świństw jeść nie chcą to muszą więcej za jedzenie płacić. Co do pławienia się w chemicznych oparach wśród cud roślin to ja tego też nie rozumiem. Ostatnio byłam świadkiem jak dzieciak biegał bosymi nóżkami, po trawie potraktowanej chemią "na mniszka". Postraszywszy mamę, ale czy zaprzestanie marzeń o idealnym trawniku to nie wiem. Ludzie tak mają Agatku, mniszek be a alergie, astmy i raki biorą się z nie wiadomo czego. Czasem nóż mi się w kieszeni otwiera jak sobie obserwuję. Echhh,życie, życie.
A tak w ogóle Agatku to kiedyś napiszę o łąkowych nasadzeniach, one świetnie paszą do wiejskich klimatów. Myślę że bardzo by Ci się podobały.:-)
Koniecznie napisz :)
UsuńCiągle myślę nad tym - miłośnicy natury - kto to tak naprawdę jest? Często się mówi miłośnik natury, myślę sobie, że on ma szerokie pojęcie, tak szerokie, że nawet może się okazać, że aż za szerokie w tematycznych rozważaniach. Będzie to osoba tak jak piszesz biernie obserwująca przyrodę i spędzająca po prostu czas na jej łonie, będzie to pasjonata ogrodów i terenów uprawowych i tu mamy ogrom możliwości od mniej do bardziej formalnego i co tam jeszcze człowiek wymyślił, po osoby ukierunkowane ja coś jednego, jak na przykład hodowcy, czy osoby ratujące jakiś gatunek zagrożony, itd, itd, itd... zamykając peleton miłośnikami roślin doniczkowych na parapecie. Każdy z nich powie, że jest miłośnikiem natury.Chyba łatwiej by było wymienić kto na pewno nie jest :) - Tak myślę... bo nagle może się okazać, jednak każdy w jakimś tam stopniu jest. To takie moje rozważania, bo Ty właśnie rozgraniczyłaś, dodając słowo ,,leniwi" Ja łatwo popadam w myślicielstwo czy filozofowanie, więc... być może właśnie dopadło mnie to teraz z rana :D
Miłego dnia :D
He,he,he leniwy to jest od czasu do czasu każdy. I to jest nasze od Wielkiego Stworzonkowego dane żywym stworzonkom prawo. Ja sobie tak myślę że ogrody leniwców wcale nie muszą być ugorem, i bardzo często wcale nie są. Leniwcy ogrodowi którzy nie szukają wymówek na nic nie robienie ( do którego zresztą mają prawo tylko po co to alibi przyrodnicze ) to jest przypadek ekstremalny ( i do takiego ekstremum odnosiłam się w poście ), na ogół leniwce kombinują jakby tu ogród uczynić mniej pracochłonnym, bardziej naturalnym i w ogóle. Wiem bo sama jestem klasycznym leniwcem! O łąkach wpis się na pewno przyda, mnóstwo ludzi ma teren zbyt duży na klasyczny ogród ( no nie da rady obrabiać ) a zbyt mały na uprawy polowe ( znaczy żeby samemu albo komuś w dzierżawę ). U Ciebie jeszcze pewnie Agatku kozy szczęśliwie z zielonego korzystają, więc odłogiem ziemia nie leży, ale nie wszyscy hodują źwierzęta ( bo to praca całoodobowa, to tak à propos lenistwa, he, he ), no i często takie tereny są nie wykorzystane. Muszę poszukać zdjęć i będę skrobać.
UsuńKozy... te to są dopiero ogrodnikami u mnie :))))) Jak mi chapną jakąś roślinkę to normalnie mam ochotę im.... Ale kocham je mocno :D
UsuńKóz zbójeckie prawo roślinki szamać.:-) Dlatego ogród w łączkę przechodzący u Cię by był cool.
Usuń"Glancyści tkwią w błędnym przekonaniu że porządek zastąpi dobre rozplanowanie czyli kompozycję ogrodu. Skutek - wylizana nuda. Rany, nawet najciekawsze rośliny w takich miejscach wyglądają jakby nie wyglądały. To trochę tak jak nadmiernie wysprzątany, sterylnie czysty dom, człowiek natychmiast podejrzewa że nikt w nim nie mieszka. Znaczy skorupa udająca dom. Sterylne ogrody też są sztucznidłem, tworem udającym ogród."- o to to.
OdpowiedzUsuńW ogóle super wpis, ale nie przebije komentarza z glancem u mnie, za który serdecznie dziękuję :-) z nagła zamiarowałam nabyć domenę "ogrodynaglanc" ew. "glanc-ogrody".
I, oczywiście, jesteś moją inspiracją do ciągnienia tematu, w swoim czasie :-)
Podoba mi się dyskusja z Agatkiem. Widać, jak krucha równowaga panuje nie tylko w zaburzonej przyrodzie, ale i w naszym myśleniu o ogrodach.
Co się tyczy komenta u Ciebie na blogu to ze mnie jest chyba klasyczna złośliwa małpa. I jakoś wcale mi nie wstyd.:-) Charakter znaczy u mnie podły.
Usuńtego się nie wybiera :-p co zrobisz, jak nic nie zrobisz.
UsuńPowinnam chyba jakąś chęć do pracy nad charakterem wykazać ( a nie wykazuję! ).
OdpowiedzUsuńTabi, tyle nowych rzeczy można się u Ciebie dowiedzieć! Poznałam nowe nazwisko: Kim Kardashian. Aż wrzuciłam w google, żeby zobaczyć kto zacz... I stwierdziłam, że nic nie straciłam :)
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością czytam Twoje kawałki pisane "z pazurem".
A propos naprawiania charakteru... Nie te lata i nie ten pesel, Tabi :)
I dobrze!
Boska Kim jest okrutnością samą w sobie, kiedy myślę sobie że mój charakter właśnie osiągnął poziom interesujący psychiatrów wtedy czytam o boskiej Kim i od razu mi lepiej.;-)
OdpowiedzUsuń