Mam nerwy! Moje nerwy są pochodną nerwów Mamelona, która podminowana tzw. okolicznościami życiowymi ( nieustający plac budowy na działce obok ) nie zdzierżyła niezgodności odmianowej lilii OT. Kowal zawinił a ja niemal zadyndałam. Na moje szczęście wdrożone śledztwo ( przesłuch Magdzioła, szukanie na forach ) wykazało że jestem bez winy, nie udało mi się podmienić ( he, he ) niemal połowy ( tak, tak połowy ) z dwudziestu zamówionych przez Mamiego cebulek na cebulki swoje lub Magdziołowe . Przyznam że mam lekkiego stracha co wylezie z moich cebul, Mamelonowi wyszła bowiem na rabacie okropność, coś zupełnie niemamelonowatego, krwawe plamsko wśród bieli i pastelowych różyków. Nie dziwię się że Mamelon szalała jak ten ranny zwierz, brudna ciemna malinka z żółtawą bielą - no płachta na byka, znaczy na Mamelona!. Zamadlam żeby u mnie pod oknem lilie nie okazały się wściekle żółte albo strasznie ciemne. Pocieszam Mamelona jak mogę, ale Mamelon ma przed oczami ( widoczne przez okna pokoju ) krwawe lilije i dopóki mu one sprzed oczu nie znikną będzie niepocieszona ( ja też bym była ). Coś z tym fantem będziemy musiały zrobić, ja rozumiem że może trafić się pomyłka ale to jest pomyłka gigant! Jak do tej pory u Mamelona trzy odmiany na sześć nie są tym czym miały być. Na szczęście Mamelona nie trafiła kolejna plaga liliowa - moje 'On Stage' których jednak postanowiłam nie wywalać wiosną tego roku odwdzięczyły mi się podłapaniem wirusa. Nie ma zmiłuj - kwiaty ścięte, cebule do wywalenia. Nie wiem co gorsze - niezgodność odmianowa czy wirus? Niby wirus groźniejszy ale niezgodność odmianowa solidnie wkurzająca. Postanowiłyśmy z Mamim wprowadzić czasową abstynencję liliową, tym bardziej że zewsząd docierają do mnie info jak nie o wirusach to o pomyłkach zakupowych, których w tym roku naprawdę dużo. Ciotka Elka w związku ze związkiem niepocieszona!
Szczęśliwie nie samymi liliami ogród w lipcu stoi, u Mamelona i u mnie całkiem nieźle idą w tym roku jeżówki. U Mamiego dobrze rosły zawsze, u mnie ich powtórne ( drugi rok się utrzymały na stanowisku ) kwitnienie jest wielkim wydarzeniem. Czadu dają lawendy i perowskie, zaczynają nam też ładnie kwitnąć wyższe ostnice. Nie jest tak źle, mamy liczne motyle odwiedziny, ogrody pachną i bez lilii. Jakoś się dostosujemy.
Dziś miałam kolejne olśnienie "łączkowe", na krańcówce tramwajowej oczekiwałam wgapiając się w tzw. zieleń miejską czyli skoszone pseudotrawniki. Nagle ślepia mi się zatrzymały na takim malutkim niewykoszonym dokładnie placyku ( piochy, trawka lichutka, prawie nie było co kosić ) z brzęczeniem unoszącym wraz z chmarą bzykaczy. Ruszyłam zadek i ślimakiem podpełzłam w kierunku niewykoszonego. Ha, miałam nosa! Na niewykoszonym naprawdę urodnie prezentowały się jasieńce. Cud , miód i malina. Kiedyś zaprosiłam do Alcatrazu, niestety mimo posadzenia na piochach Alcatraz i jasieniec jakoś się nie polubili. A szkoda bo bylina z niego fajna choć ponoć niezbyt długowieczna. Nie wiem czy ten "dziki" jasieniec to była roślina pod tytułem Jasione laevis czyli jasieniec trwały, czy może jakiś jednoroczny czy dwuletni ( są takie ) jasieniec. Jaki by nie był prezentował się pięknie w parze z lnicą pospolitą Linaria vulgaris, którą kiedyś nazywałam polną lwią paszczą, ze względu na podobieństwo jej kwiatów do kwiatów tej ogrodowej byliny ( wyżlin czyli lwia paszcza i lnica pospolita należą do tej samej rodziny babkowatych Plantaginaceae, stąd pewnie to podobieństwo ). Zestaw był tak świetny że postanowiłam odgapić i spróbować zapuścić w Alcatrazie. Z nabyciem jasieńca nie będzie problemu, lnica chyba tylko z natury, na szczęście jest bardzo pospolita i natura w tym wypadku to trawnik. Jasieńcowi trochę dokwaszę glebę, żeby dobrze mu szło z zadomowieniem się na piochach i zobaczymy jak tym razem sobie poradzi. Lnica zostanie zaimportowana z jakiegoś jeszcze nieskoszonego trawnika miejskiego ( są takowe w mojej okolicy ). Na ogół jest jej na tych trawnikach tak dużo że ubytek paru roślin zostanie nadrobiony ( jedna roślina wytwarza około 30 000 nasion ).
Posadzę w okolicach brzóz, tam gdzie właściwie nic nie daje rady, może chwastowate roślinki zagospodarują przestrzeń z którą większość traw ma problem. To takie miejsce które właściwie nie jest rabatą ale wolałabym żeby porastało je coś zielonego ( innym sposobem zagospodarowania są betonowe płyty, sam czar i ogrodowy wdzięk ). Może jeszcze jakieś macierzanki na trudniejsze partie ( bardziej zakamienione pod cieniutką warstwą gleby ) i pozbędę się cholernego, łysawo porastającego trawska z podwórka. No cóż jedyne trawska, które będę tolerować na podwórku to te ozdobne, kępiasto rosnące. Na podwórku robi się w ogóle misz - masz ogrodowo - "polny". Jakoś straciłam serce do pielenia krwawników, chyba ograniczę się do ograniczania ekspansji. Paszą mi takie kwiatostany na przyszłej Suchej - Żwirowej, lawendy, przetaczniki, hyzopy, perowskie, amorfa - wszystko kłosowate kwiatostany, aż się prosi o krwawniki. Sieją się te białe, zwyczajność nad zwyczajnościami nieoczekiwanie porażająca urodą. Perwersyjnie twierdzę że dość rarytetna amorfa szara z takimi krwawnikami wygląda całkiem całkiem. No cóż, ogród mój robi się taki przepisowy - weź mnóstwo pospolitych roślin, troszkę niezwykłych roślinnych rarytasów i wymieszaj je tak żeby uroda jednych podkreślała urodę drugich. Znaczy klasyczne, przepisowe ogrodowanie w brytyjskim stylu.
Są na polach i inne rośliny które mi się podobają ale mam przed nimi lekkiego stracha. Tu ekspansja może być nie do opanowania. Podziwiam z daleka, napełniam wazony ale do ogrodu jakoś mnie nie kusi żeby je zaprosić. Co prawda ta z pierwszego zdjęcia jednoroczna ale się sieje jak marzenie, no a wrotycz z ostatniego zdjęcia to twardy zawodnik, w typie nawłoci. Znaczy będę się zachwycać z daleka, he, he.
Przy takich roślinach jak jasieniec czy lnica nie będę miała nerwów jak przy uprawie lilii OT, pewnie wirusy rzadko je trafiają. Niezgodność odmianowa - hym...tego, z tego co pamiętam to u nas jest do dostania chyba tylko jedna odmiana jasieńca trwałego , 'Blaulicht' się nazywa. Straszliwych problemów z niezgodnością odmianową zatem nie przewiduję, nie będzie potrzeby zamodlania. I tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis.
My juz od dawna nie zamawiamy roślin drogę netową bo ciągle był z tym przypał, a to nie wzeszło a jak wzeszło to jakieś takie liche... znów jak kupuję w ogrodniczych to z gniazdem mrówek... nic tylko samemu wysiewać i rozmnażać :P
OdpowiedzUsuńU mnie rośną te wszystkie polniaki i dobrze nam razem. A nawłoć tak skutecznie przesadzałam, że w końcu ją niechący wyeliminowałam całkiem z ogrodu i musiałam przenosić z pola do ogrodu, więc wcale nie tak trudno wybić :P
UsuńPiękny kawałek łączki... Pozdrawiam :)
Ja zamawiam przez neta bo niektórych interesujących mnie roślin nie mogę inaczej dopaść. Zakupy irysowe zagramaniczne uskuteczniane necikiem jednak tańsze od podróży do Australii czy Hameryki, he, he. Polniaki są naprawdę cool, akurat nawłoci nie trawię, zawzięcie pielę dziadostwo, ale takie krwawniki za ładne na wywalenie!;-)
UsuńDo nawłoci mam wielki sentyment, kiedy się tutaj przeprowadziłam nie było nic prócz niej... wykosiłam teren i porobiłam z niej takie wielkie ogrodowe kępy w różnych kształtach... ach! Jak pięknie wyglądała :D
UsuńMam pomysł! Lilie malinowe ściąć do wazonu! Może w salonie będą wyglądały lepiej niż na rabacie...
OdpowiedzUsuńPrzekazałam Twoją propozyszyn Mamelonowi, oj, nie chcesz znać reakcji!;-) Jolu maliniaki są tak okrutne że wg. Mamelona nadają się na pogrzeb pani lekkich obyczajów i to takiej, która koleżankom klientów podbierała i nie była lubiana w środowisku.;-) Fakt, coolorek mają kur..ski, he, he.
UsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńŚwietnie jest ten artykuł. Mam nadzieję, że będzie ich więcej.
OdpowiedzUsuń