Czasem tak się człowiekowi robi że czegoś po prostu bardzo chce. Dobre ludzie mu tłumaczą, temu człowieku, że chciejstwo takie trochę durnawe bo sorry taki mamy klimat, ale na upór wynikający z głupoty rzadko tłumaczenia pomagają. Tak, tak, to jest samokrytyka. Rzetelnie, sumiennie, z należytym namaszczeniem przeprowadzona. 'Felicia' ujrzana pierwszy raz w Wisley jawiła się jako wspaniałe krzaczydło, z tych dających się traktować jak róża czepna. No cóż, sprowadziłam ściepkowo z zagramanicy i czekałam na te olśnienia. Pierwszy rok czekałam, drugi rok czekałam, trzeciego coś tam drgnęło i 'Felicia' jakby zdecydowała się że jednak zaakceptuje ogród w którym przyszło jej żyć ( mam wrażenie że przez prawie trzy sezony znosiła go z najwyższym obrzydzeniem i usiłowała pokazać swoim marnym wyglądem tą najwyższą "łobrzydliwość" ją biorącą ). Szału nie ma, doopska uroda różanego krzaczka nie urywa, ale coś tam się na pędach normalnie kwieci. Dotychczas 'Felicia' prezentowała na nich twory kwiatopodobne, wyglądające od czapy ( gdyby nie to że roślina pochodzi z renomowanej szkółki podejrzewałabym chachmęctwo ), teraz jednak pokazała że ona to ona. Może nadejdzie czas że obsypie się krzak kwiatami, jak ten zapamiętany w Anglii, nadzieja jeszcze nie zgasła, bo w ogóle "piżmaki" u mnie wolno się aklimatyzują.
Dobra, teraz metryczka. 'Felicia' należy do grupy róż piżmowych ( Hybrid Musk ), to jest hybryd Rosa moschata z innymi gatunkami i grupami róż. Ponoć "piżmówki" tak naprawdę mają więcej wspólnego z Rosa multiflora niż z różą piżmową, ale tak się jakoś utarło nazywać je mieszańcami piżmowymi a nie mieszańcami wielokwiatowymi. Może sprawia to zapach, pamiątka przekazana w genach przez Rosa moschata ( ponoć ten niby "czysty" gatunek róży to mieszaniec, w naturze krzewu Rosa moschata nie znaleziono ), a może po prostu nazwa róża piżmowa brzmi jakoś ładniej niż róża wielkwiatowa?
'Felicia' "urodziła" się w ogrodzie wielebnego Josepha Hardwicka Pembertona w Pemberton Nursery w Romford w hrabstwie Essex, gdzieś tak przed rokiem 1926 to było. W świat została jednak wprowadzona przez współpracownika wielebnego Pembertona, Jack'a Bentalla w roku 1928, dwa lata po śmierci "tatusia", po którego siostrze odziedziczyła imię. Odmiana jest wynikiem krzyżowania ulubionego przez wielebnego mieszańca z udziałem róży piżmowej 'Trier', autorstwa Petera Lamberta ( o lambertianach lepiej zmilczeć, mniej różanie zaawansowani mogliby nie zdzierżyć ), ze starym mieszańcem herbatnim 'Ophelia'. Multum kremowo - białych kwiatów + piękna jasna różowość z delikatnym łososiowym odcieniem - tak wyglądają rodzice. 'Felicia' dorasta przeciętnie do wysokości dwóch i pół metra a taka średnia osiągana przez tę odmianę szerokość wynosi prawie trzy metry. Nieprzycinana 'Felicia' w warunkach angielskich zamienia się w potwora, spokojnie "wyciąga" sześć metrów. Kwitnie klastrami drobnych ( do 5 cm średnicy ), półpełnych kwiatów ( 9 - 16 płatków ) i to kwitnie prawie nieprzerwanie ( chodzą słuchy że kwitnienia jesienne są nawet bardziej obfite niż to pierwsze, czerwcowe ). Pachnie tak że klękajcie narody, no "piżmak"! Jeden minus - róża z tych ciepłolubnych, ostre mrozy mocno jej szkodzą ( choć przeżywa okopczykowana ).
I to szczytowe ( uchodzi za najlepszą różę Pembertona ) osiągnięcie "piżmactwa" rośnie u mnie powoli i dopiero od niedawna porządnie kwitnie. Ogrodnictwo uczy cierpliwości! Oj, jak uczy!
Piękna róża oraz opis.
OdpowiedzUsuńOpis jak opis ale róża naprawdę urodna, choć w moim ogrodzie jak do tej pory nie pokazała się z najlepszej strony.
UsuńNo, ale warto było czekać. Bardzo ładna jest. A jeśli jeszcze tak pachnie, jak opisujesz, to naprawdę można jej wybaczyć.
OdpowiedzUsuńWiesz Jolu najdziwniejszą w niej rzeczą ( choć może to nie powinno dziwić, w końcu "piżmaki" tak mają ) jest to bardzo późne kwitnienie. 'Felicia' wg. literatury zakwita wtedy, kiedy inne róże kończą już pierwsze kwitnienie, u mnie ona zakwita pierwszy raz w połowie sierpnia!
Usuń