Strony
▼
piątek, 21 października 2016
Codziennik - niebo leje na Polskę
Ha, nie będzie cebul tulipanowych bo coś potaśtałyśmy w zamówieniu. Mamelon patrzała na mnie łzawym oczkiem ale tak naprawdę chyba obie odetchnęłyśmy z ulgą. Pogoda z tych co to do prac ogrodowych raczej nie zachęca - mży, potem kapuśniaczy, potem lekki deszczyk, zawiesina i da capo al fine. U Meg na tapecie prodżegt obywatelski ( "Nieadekwatność" ) u mnie radosny rechot bo odzianie szczęśliwe uznali że po obywatelsku nie wpuszczą kasy z tych ciężkich w kolejną przebudowę placu przed Teatrem Wielkim i wszyscy będziemy jeszcze jakiś czas żyć z tym wykwitem gustu komisji która za czasów Kropy przyklepała projekt poprzedniej przebudowy. Władze miasta, pełowskie w całym znaczeniu tego słowa, mogą sobie westchnąć za tzw. utraconymi możliwościami i zabrać się za rzeczy, które miastu są znacznie bardziej potrzebne i tam szukać możliwości. Znaczy fontanna pod tytułem Wagina Kropiwnickiego zostaje! Piździelcza zemsta za "impiczment" byłego prezydenta trwa. Wagina nam powoli wrasta w krajobraz miasta. Latem nawet się już w niej kąpano ( wysoki urzędnik miejski ) i straż miejska wywaliła z tej okazji mandat ( tym razem straży nie wyzwano od ujów, w końcu to kobietki były ). Czekamy na ódzką Anitę Eckberg, urzędnik, aczkolwiek umoczony, to jednak nie to samo.
A poza tym nic na działkach się nie dzieje. Znaczy leje, leje, leje a mnie z okazji zbliżającego się weekenda nic się nie chce ( a powinno ). Tak naprawdę to z deszczu się cieszę, wiem że deprecha bezsłoneczna, jesień szarugowa i w ogóle spleen ale tzw. zdrowy rozum podpowiada że lać powinno, bo w końcu średnio mokry sierpień i susza wrześniowa dały popalić tzw. przyrodzie. Niebo leje na Polskę i słusznie! W ramach profilaktyki antydepresyjnej był kolejny schopping ( spokojne - bezekscesowy, poza jedną okropnością która wręcz poraża ). Kupiwszy sobie między innymi ozdobne dyniaczki, ich pomarańcz i żółć ukoi "serce strapione jesienią". Wieczorami weekendowymi będziemy palić świeczkę w okropnej chińskiej sowie ( zakup był promocyjny, cena zjechana, chęć nabycia czegokolwiek po onej zjechanej szczera i nastąpiła nieszczęsna chwila zaniku ostatnich resztek gustu - no i mam okropniaka ), poglądać na urocze dynie i zwabiać czarnule żeby uświetniały swoimi osobami jesienną dekorację. Mogę jeszcze rozważyć usadowienie w pobliżu dynek w charakterze dekora Ciotki Elki zawiniętej w jesienno - zimowy kokon przerabianych włóczek , choć przyznam że mam wobec niej bardziej niecne plany. Otóż na wyprzedaży były foremki do wykrawania ciasteczek, listeczki. Przyznaję bez bicia że mam manię foremkową, w największej szufladzie kuchennych mebli istna blaszarnia. To trzeci po kupowaniu kubeczków i emaliowanych puszeczek mój bzik kuchenny. No a wiadomo - nowe foremki, trzeba by jakąś inaugurację ciastkową czy cóś. Tylko jest problem - jestem foremkofilem cierpiącym na fobię ciastowyrobniczą i tu pojawia się myśl świetlana o wykorzystaniu mocy przerobowych Ciotki Elki ( Ciotka Elka jak Dżizaas - my kitchen is my castle ). Jak zwykle zamierzam się znaczy kimś wysłużyć w sprawach ciastowych. W każdym razie koniec tej jesiennej orgii zakupowej domownictwa wszelakiego, trza będzie kupić rzecz naprawdę potrzebą - solidniejszy zapas paliwka na zimę, żeby kotom tyłki nie marzły.
A jak tam ze sprawami dusznymi? Na szczęście czytam, co prawda z lekka kobylasto - ceglasto ( ale cholera, akurat naprawdę interesująca "annaliza" ), powolutku, ale przyszykowałam sobie na weekend przyjemnie zapowiadający się kryminałek - jest nadzieja! No a w przyszłym przedlistopadowym tygodniu to planuję sobie maraton filmowy urządzić( a w listopadzie mam zamiar dzielnie go kontynuować ). Na ekranie moje ulubione pozyszyn z sekcji horror i inne straszenie: "Co robimy w ukryciu" czyli reality show z wąpierzego domu ( mój ulubieniec to seksowny inaczej nazivampir Deacon, ma podobny do mojego stosunek do porządków domowych ), klasyka Polańskiego "Nieustraszeni zabójcy wampirów" ( dla wszystkich scen z karczmarzem wampirem na którego krzyż nie działa bo on innej religii ), "Od zmierzchu do świtu" Rodriqueza ( Tarantino, Harvey i tańcząca Selma - mniam ), "Sleepy Hollow" ( klimacik ), film o twórcy strasznych filmów "Edd Wood" ( niby nie horror, ale jedna z lepszych ról Deepa zanim zaczął być pirackim kapitanem we wszystkim w czym grał, no i genialny drugi plan czyli Martin Landau ), "Dracula" Coppoli ( uwielbiam ten wystudiowany kicz, świetnie zagrany, z doskonałą scenografią ), dwa animiaki "Miasteczko Halloween" i "Gnijąca Panna Młoda" i na deser "Harry Angel" Parkera ( gębę Louisa Cyphre'a którego zagrał de Niro zawsze widzę gdy czytam Woland ), "Dziecko Rosemary" Polańskiego ( przewrotność, podteksty, kpina wymieszana ze strachem - nadal to świeżutkie ), "Egzorcysta" ( klasyka ). "Inni" i "Adwokat Diabła" się nie zakwalifikowały do jedenastki, pierwszy jest zbyt depresyjny, drugi z lekka popłuczynowaty ( i nawet Al Pacino jako Książe Ciemności nie jest mi w stanie tych popłuczyn zagęścić ). Taa, jedenaście filmików na październikowe wieczory, zacznę już dziś. Książeczki popołudniami deszczowymi będą czytane. W jesienne dni z temperaturą znośną i bez wody lejącej się na łeb, będę nawiedzała Alcatraz ( coby się nie zasiedzieć i żeby duch miał w miarę zdrowe ciało ) z sekatorem i nożycami, żeby do wiosny zminimalizować chynch i dać więcej przestrzeni posadzonym drzewom ( he, he, lekkim egzotom - industrialnie dookoła, nawet jakbym palisandra z eukaliptusem posadziła to by pasiły do otoczenia ). Znaczy zapowiada się rozsmakowana w sobie nuda, życie domowe codzienne zasklepione, czterościenne i w ogóle gawra przygotowana przed zimą. Domowa oaza spokoju bo przewiduję że poza domem to będzie się działo, silne oznaki nawiedzenia występują u niektórych przed tymi Dziadami czy tam innym Halloween ( no wicie rozumicie, zygotianie, zawodowi patrioci, amatorzy wykopków zwłok ).
Dzisiejsze foty ze zlanego deszczem Alcatrazu i podwórka. Chwilę dłuższej przerwy bez deszczu wykorzystałam. Fota nr 1 to rzecz jasna zaprezentowanie efektów schoppingowej terapii antydepresyjnej.
Boszszsz, tak odwykłam od oglądania filmów, że jedenastka, którą wymieniłaś starczyłaby mi na dwa lata. U mnie na tapecie Herkules Poirot - bo muszę motki na kłębki przerobić, to i podkład filmowy mile widziany.
OdpowiedzUsuńListeczki bardzo ciekawe - nigdy na takie nie trafiłam. A masz łosia, pieśca, niedźwiedzia i wiewiórkę? ;)
Sowa niczego sobie sprawdza się w funkcji halloweenowej dekoracji ;)))
A ja sobie lubię wieczorną porą czasem coś zapuścić filmowego. A teraz będę miała małą ucztę, oglądane już niegdyś filmy sobie odświeżę ( postanowiłam że 11 filmów to tak przed listopadem, listopad natomiast rozpocznę od pozycji "Szósty Zmysł" i "Babadook", a co sobie będę żałować fajnego kina ). Hercules i Jane Marple u mnie niemal zajechani zostali zeszłoroczną jesienią, teraz się będę za to straszyć. Zwierzątka wymienione mam, posiadam też jeża, koty różniste i coś co jest skrzyżowaniem ciągnika siodłowego z parasolem ( nie wiem co to za zwierz ). Sowa na zdjęciu wygląda lepiej niż w realu, cholera co mi do łba strzeliło?!
UsuńWyprzedaż - wirus, na który nigdy nie mamy całkowitej odporności :)
UsuńPannę Marple już przerobiłam :)
Taa, wyprzedaże w sezonie wyprzedażowym są bardzo groźne, Człowiek powinien się szczepić wcześniej.;-)
UsuńSmuteczkiem trochę powiało, czy polało (też mi było smutno przed zakupem opału, teraz po, jakbym zobojętniała), a ogród na przekór kolorowo śliczny.
OdpowiedzUsuńSowa, jak raz do drzewnych nasadzeń pasuje. Zimą niech Ci pachnie świeczuszkami wonnemi, a na wiosnę: na drzewo z nią. Sznureczek przeciągnąć pod skrzydełkiem i niech pohukuje na nornice w ogrodzie.
Sowa ma taki pałąk do zawieszania ( może to było powodem zakupu, tak się staram usprawiedliwić przed sobą ). Świeczuszki są bezzapachowe za to ja wonieje jak róża, za sprawą nowego kremu do rąk co został zakupiony przy okazji różanych zakupów, wyrób bułgarski więc jadę jak damascenka.
UsuńTaa, ten opał do kupienia jest zawsze taką bolesną inwestycją, oj nie lubię ja tego, nie lubię!
I grzybki śliczne masz:)
OdpowiedzUsuńW temacie kryminalnym - ostatnio sypiam z Panem Mercedesem Kinga. Aj, mocnyyy i wciąga!
Ogrodowo z powodu deszczu (który cieszy) kaszana tak zwana. Zapadłam na syndrom "niezdążęprzedzimą".
Niestety sztuczne grzybki mają jedną wadę - nie pachną, celulozy jedne!
UsuńJa mam skandynawskie mroczne klimaty na jutrzejsze popołudnie, tez mam nadzieję że wciągnie. Uspokój się, niezdążalnictwo przedzimowe to normalna faza w życiu ogrodnika, coś takiego jak zimowe uprawianie pogody ( wymarznie, nie wymarznie? ).
Ze skandynawskich klimatów kryminalnych najlepiej wchodzi mi Mankell - polecam Dziewczyny :)
UsuńI w tym miejscu jest tzw, dzięks. Lekturki polecanie zawsze mile widziane.
UsuńAkurat "Inni" mi się bardzo podobają, chociaż jak się zna zakończenie, to połowa przyjemności odpada. Ja też najbardziej lubię filmy, które już raz (albo wiele razy) widziałam. Taka sytuacja...
OdpowiedzUsuńJa też lubię ten film, z tym że nie jak leje i nie w okolicach listopada, kiedy i tak jest mi już depresyjnie. Taa, z tymi raz widzianymi filmami, raz słyszanymi piosenkami itd. to chyba idzie z wiekiem.
UsuńU mnie deprecha patriotyczna odkąd dowiedziałam się, że w Bydgoszczy podatek od deszczówki przegłosowali... w jakim ja kraju żyję?
OdpowiedzUsuńAgatek Ty na wszelki wypadek szybciej oddychaj ( na zapas ), zamykaj powietrze w butlach i tak dalej , bo jeszcze i atmosferę ziemską opodatkują. "Oni" tak lubieją a potem są zawsze zdziwieni że lud nasz nie docenił dobrodziejstw. Co ta władza w sobie ma, bąbelki szampańskie, kokainowe strzały? - ledwie spróbują i już odlatują.
UsuńOj trafiło mnie mocno, jestem starsza ale nie umiem uodpornić się na głupotę :/ Od powietrza już jest w tych strefach kurortowych, ale jeszcze nie ma od słońca, w końcu świeci :P Porażka... Sorki, ale dusi mnie to okropnie.
UsuńPowinni zrobić podatek od głupoty, z domiarem że ho, ho! Tylko czy nasza ustawodawczo - wykonawcza przyklepałaby podatek który wali w nich aż miło?! "Oni" głupieją od tych stołków pod tyłkami, z jakiej opcji by nie byli to ich trafia po całości.
Usuń