Strony
▼
piątek, 25 listopada 2016
Słoneczny listopad i starcze utyskiwania
Słoneczny listopad, cud miód i malina. Przycinam w ogrodzie krzewy do bólu ( znaczy one radykalnie cięte a mnie ręce bolą ), sadzę ostatnie doniczki z przyszopia i ostatnie przybyłe późno róże ( 'Constance Spry' zawitała do różanki podokiennej ), znaczy sezon jakby jeszcze trwa, taki półgwizdkowy i nie całkiem prawdziwy ale co tam - grunt że w ogrodzie człowiek jeszcze choć trochę się porusza. Dobrze że z różami przyjechał różany krem do rąk, niby tnę w rękawicach ale odgniotki od nożyc i sekatorów się robią, nie ma lekko. Ręce smaruję łącząc "pielęgnacyjną" akcję ( tak naprawdę to akcja ratownicza ) z aromaterapią. Niucham te damasceńskie wonie jakimi jadą moje dłonie i marzę o czerwcowym kwitnieniu róż, łagodnym ciepełku dom i całą ogrodowość przenikającym i kotach wygrzewających się na swoich parapetowych stanowiskach w popołudniowym, nieparzącym słoneczku. Znaczy jeszcze jesień się nie skończyła a ja już z utęsknieniem wyglądam wiosny i lata.
Z tej tęsknoty za cieplejszymi porami roku urodził się plan wyjazdu do miejsca gdzie temperatura rzadko kiedy zbliża się do zera, tzw. Ciepłe Kraje mnie i Mamelonowi się wyśniły podczas deszczów i śniegów pierwszej połowy listopada. Co prawda ciepłość w porze w której zamierzamy Ciepły Kraj odwiedzić jest taka mało upalna czy tropikalna, jako już starszawe rury nie cieszymy się z +38 w cieńku i wilgotności powietrza 98% . To przez to że my generalnie lubimy łazić, a najlepiej się łazi paniom na wpół starszym w temperaturze około 20 stopni Celsjusza. Cóż, nie dla nas czar basenów w cieniu palm i chlanie w nich drinków z parasolką, Karaiby odkładamy na czas kiedy będziemy poruszały się o kulach czy przy wsparciu chodzików. Co prawda w basenie zanurzone będziemy raczej wówczas chlały nie mojito zagryzane mango ale herbatki na trawienie zagryzane tabletkami na artretyzm, no ale "wypoczynek stacjonarny" w takiej "wiekowej" sytuacji pewnie będzie jedynym mającym szansę na realizację ( no chyba że szczęśliwie zrobi nam się na starość jak się zrobiło Leni Riefenstahl i zaczniemy nurkować z obiektywami ). Jednak póki sił będziemy dreptać, wybierając miejsca i pory roku w których to dreptanie nie zamieni się w czysty masochizm. Ma być ciekawie, w miarę ciepło i inaczej niż jest w domu.
Polecimy samolotem, zgodnie z najnowszymi tryndami "intelektualnymi" interneta będziemy śledzić jak masoni sztucznie zakrzywiają przestrzeń usiłując wmówić stadu inteligentnych inaczej że Ziemia jest kulista. Ale inteligentni inaczej swoje wiedzą, ziemia jest płaska jak linia wykresu aktywności niektórych miejsc w mózgu u inteligentnych inaczej i nie ma że nie ma. To jest oczywista oczywistość, pisane było a słowo pisane jest święte dla durni, nawet jeżeli autorem pisanego jest inny dureń. Zalewa nas obecnie takie morze głupoty że przewiduję za jakieś dwadzieścia lat umieszczanie przed urnami wyborczymi prostych zadań logicznych w celu przesiania elektoratu ( wszak już istnieje grupa ludzi dorosłych, którzy ze względu na stan mentalny nie mają pełni praw obywatelskich ). Okropne ale jak tak dalej pójdzie to będzie konieczne, bo różne niedemokratyczne struktury będą radośnie wykorzystywać idiotów. Z drugiej strony socjologowie biją na alarm bo ponoć ci którym się w życiu udało nie odczuwają już zobowiązań wobec tych 15 - 20% którym się w życiu nie powiodło i którzy w każdym społeczeństwie w takim stosunku procentowym istnieją jak ten wyrzut sumienia. To podobno dlatego ta obojętność że obecnie awans społeczny w dużej mierze zawdzięcza się możliwościom intelektualnym, a za te nie ma kogo przepraszać ( to nie ziemia dziedziczona po przodkach, czy kasa której się samemu nie zarobiło ). Mam nadzieję że różnicowanie społeczeństwa nie pójdzie tym kluczem, brzydko pachnie mi taka "lepszość". To że się komuś w życiu tak a nie inaczej ułożyło nie zawsze zależy tylko od "intelekta" i takie upraszczanie świata raczej wskazuje że upraszczający sam ma z myśleniem problem. Ech, współczesność nasza cholerna. Jak by nie żuć zawsze ością w gardle stanie.
A w ogóle mimo tego słoneczka co przygrzewało znowu mnie starość dopadła. No nie jest jeszcze tak źle że dowcipów nie rozumiem, ale po kręceniu nosem na lektury "zaczło się" kręcenie nosem na muzyczkę - coraz ciężej mi przychodzi słuchanie tzw. music pop. Już raz coś takiego miałam w czasach hegemonii rapu ( jak dla mnie istnieje ledwie parę dobrych płyt tego nurtu, a poza tym nie każdy czarny gangster umie śpiewać, podobnie jak nie każdy biały bandzior to mistrz pióra - ideolo i kasa udupiły tę muzykę rodem z funk jak zawsze zresztą się dzieje z nowym co to szybko populrnieje ). Usiłuje słuchać nowszych prodakszyn i zaczyna do mnie docierać że ja w ogóle nie kumam, tzn. nie czuję. Wniosek - albo mam atrofię połączeń odpowiedzialnych za przetwarzanie wrażeń dźwiękowych ( emocje mi siadają, bo słuch dobry ) albo wzorce tak mi się utrwaliły że nie jestem w stanie łyknąć niczego nowego. To co mi się podoba to utwory ludzi niewiele młodszych ode mnie, w moim wieku albo jeszcze starszych. O żesz, dopadło mnie jednak tetryczenie! Stąd może te narzekania na współczesność ( podejrzewam że liczba idiotów od lat utrzymuje się na tym samym poziomie, po prostu ja teraz wyraźniej dostrzegam ich obecność, taka starcza nadzwroczność, z dopalaczem w postaci neta ), brak łatwo osiąganego "zaangażowania emocjonalnego", pojawiająca się kassandryczna pewność co do obrotu niektórych spraw ( to niestety umacnia moje wybujałe ego, choć "pożyteczny idiotyzm" to nie jest stan w którym chciałabym się znajdować ) i niestety towarzyszący temu pojawianiu się cynizm. Staroruryzm atakuje na całego! I jak tu się zdobyć na łagodną akceptację przemijania i odnaleźć te radości wieku dojrzałego?
Wydaje mi się że receptą na atakujący staroruryzm może być tworzenie. Czegokolwiek - ciast, robótek, grafik, przestrzeni życiowej. Zazwyczaj poczucie tworzenia mam przy pracach ogrodowych ( Alcatraz jest wymagającym "tworzywem", jeżeli można tak o kimś żyjącym napisać ), niestety teraz doopa z powodu nadchodzącej zimy. Ciasta i ciasteczka? - Ciotka Elka by mnie ubiła za odebranie sobie możliwości szaleństw cukierniczych ( w końcu ile ciast można degustować, znaczy pożerać? ). Robótki druciarskie? - co bym nie robiła zawsze wychodzi z tego zwierzak. Grafiki? - dostałam kalendarze od dziewczyn, nawet się nie przymierzam bo robią to tak jak ja bym nigdy nie była w stanie zrobić. Zostaje mi przestrzeń życiowa. Na malowanie chałupy obecnie brak mi sił ale sobie ustawiam różne dekory z moich zbieractw, których potem to dekorów zawzięcie pilnuje przed ciekawością kotowatych ( Felicjan osiągnął kolejny etap Samego Zła ). Może mało ambitnie ale zawsze cóś. Dziś dla Was trochę agatowych mgławic i kosmosów, świeczki płonące prawie andrzejkowe ( boszsz... jak pięknie pachnie prawdziwy wosk i jak szkoda że mam tak mało woskowych świec ) i resztki jesieni z ogrodu. A ja sobie wracam do słuchania "Under pressure" i tym podobnych staroci z czasów gdy gwiazdy muzycznej sceny mogły sobie pozwolić na posiadanie niemal karykaturalnego tyłozgryzu bez ryzyka utraty uczuć fanów ich muzyki.
Ja nie robię nic, pławię się w luksusie niczego, na którą mało kogo stać :D Wiem, że dryfuję w kierunku śmiertelnego wodospadu ale... ale... ale... tak mi dobrze :D Może ta cała reszta sama się zrobi... ot i czajnik woła... [glębokie wetchnienie]
OdpowiedzUsuńNo u mnie pławienie odpada, myśli mnie się zbierają pod kopułką nie takie jakie bym chciała. Depresyjnie mnie się na jestestwie robi, czego nie lubię niemal tak jak przeziębionego pęcherza ( taa, słoneczko grzało, pracka szła a teraz polewam jak ta polewaczka i co gorsza jestem z lekka uziemiona ).
OdpowiedzUsuńJa choruję i pławię się w lenistwie... no... :))) Życzę znalezienia sobie czegoś na ten długi okres, może planowanie nasadzeń na wiosnę?
OdpowiedzUsuńGryplany tak całkiem nie wystarczają, trzeba fizycznie coś tego ten, no ale przyszły tydzień będzie zajęty w inny sposób. W grudniu dopiero rozwinę twórczo skrzydełka.;-)
UsuńAco też ona w zimie przycina i przycina, pytam się?
OdpowiedzUsuńCięłam do zera olbrzymie tawuły, przycinałam irgi i jaśminowce, samosieje jesionków wywalałam, różne takie których wiosną wcale już mi się nie chce w ogrodzie widzieć ( jeszcze karpy korzeniowe mi zostają do wywalenia ). Roboty mnóstwo, w październiku powinna być zrobiona ale deszcze nie nastrajały do pracy.
UsuńNie no! Ciepłe kraje?! Bomba! :)))
OdpowiedzUsuńTo kiedy odpalacie wrotki?
Z tą muzą o się nie przejmuj. To nie, że Ty nie rozumiesz, nie czujesz. Kiedyś na jakimś charytatywnym koncercie, gdzie występowali razem Mick Jagger zapytał Franka Sinatrę
- Czemu pan tak cicho śpiewa?
- Bo umiem - rzekł mu na to Franek
Ja teraz odkurzyłam płyty Kelly Family. Niektórzy twierdzą, że obciach. Ale obecne gwiazdeczki mają menagerów, studia nagraniowe, całe ekipy techników do muzycznego fotoszopa i tak naprawdę nawet nie muszą z siebie głosu dobywać, żeby imsię płyty sprzedawały. A oni robili wszystko sami i dla mnie ma to wartość.
No i co Ty widzisz złego w dzierganiu zwierzaków? Co prawda ja mam teraz czapkę na drutach ale za to znowu na okrągło i znowu warkoczowo - to choroba taka ;)
Nic w tym dzierganiu nie widzę, po prostu samo tak się robi ( na prawdziwe dziergania brak mi cierpliwości ). Wrotki odpalamy w marcu, kraj jest z tych cieplejszych od nas ale spoko, to Europa. Starcze utyskiwania ma muzę mnie się nasilają, może po prostu nie jestem w tej zalewie sieczki wyłowić czegoś fajnego ( no kiedyś było mi jakoś łatwiej ) bo szumy są zbyt duże ( znaczy wszystko da się lansować - od totalnej amatorszczyzny do wyszkolonych głosików wyśpiewujących banały lub w nieskończoność tłukących covery ). Znaczy zaczynam cierpieć jak ten "książkowy" przedstawiciel społeczeństwa informatycznego.;-)
OdpowiedzUsuńTabaś, a co to jest prawdziwe dzierganie? Że niby zezwierzęcenie dzianiny zalicza się do dziergania nieprawdziwego? No proszę Cię!
UsuńPamiętasz wełnę kowarską, taką co to ją trzeba było sobie wiązać? No. Z tego to można było cuda panie tego no. Machnij se kowarskiego jelonka na tle kowarskiego zachodu słońca - a widziałam takie słiterki - mucha nie siada. Prawdziwszego dziergania nie ma i nikt Ci nie podskoczy. O!
No i miałaś pokazać te udziergi zwierzęce :) Czekam ;)
No i dzięki, że litościwie nie odniosłaś się do Kelly Family, tym bardziej, że płyty traktuję jak karaoke - to dopiero jest niezapomniane przeżycie muzyczne dla rodziny i sąsiadów ;) Czasem nawet Kreska z Mambą robią mi chórki! :D
Kochana, dopóki nie śpiewasz wraz z Violettą "Kiedy Allach szedł" i to "My nie chcemy białych panów, więc w górę unosimy jak pięść tej wolnej Indonezjiiii pieeeśń,Indonezjaaaa" albo z Tercetem Egzotycznym "Gdy w boju padł Che Guevara" w rytm guajiry "Guantanamera", to znoszę z godnością wszelkie śpiewy. Sąsiedztwo od czasu do czasu katuje mnie "nieustającym wiejskim weselem" czyli disco - polo, na tym tle Kelly Family wypada naprawdę całkiem nieźle.
UsuńPrawdziwe udziergi to swetry. Zwierzęta dziergane postaram się wykopać z koszy ( schowane przed wiadomymi osobami ) po przyjeździe z imprezy Tatusia.:-)
Ekhm. Góóóóóóóóóóóóóóóóóóóóóralu, czy ci nie żaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaal! Góóóóóóóóóóóóóóóóóóóóóóóralu, wracaj do haaaaaaaaaaaaal!
UsuńPo namyśle skróciłabym hale...
;)))
"A góraaaal na góóóry spozieeeraaa, chlip".;-)
UsuńTeż nie potrafię odnaleźć radości wieku dojrzałego. A już listopad i grudzień w ogóle temu nie sprzyja. Wpadam w dół i już! Chociaż naprawdę się staram ten dół omijać. Ostatnio dobrze mi robi gimnastyka dla starszych pań, czyli pilates. Dwa razy w tygodniu po godzinie. I dół jakby mniejszy...
OdpowiedzUsuńW doła znaczy pilatesem.;-) Mój dół się niestety powiększył i na pilatesa coś sił mi brak - jesienne choróbsko mnie męczy, popluwam i w ogóle.:-/
OdpowiedzUsuń