Strony

piątek, 9 grudnia 2016

"Zimowy śniegu tren" i zgnilizny grudnia

Powinnam posty ogrodowe pisać jak ten blog zasadniczo ogrodowy a ja tu lajfstajle jakieś uprawiam ( pernetiany, mieszańce herbatnie i  piżmaki odłogiem leżą a Piesa i Megi  mają czytać ) i to  się za bardzo nie żenując. No ale jak tu ogrodować  w takiej temperaturze, przy ciągłych zmianach pogody, w dodatku z głosem  który powinien należeć do starej żaby a  nie do mnie ( pamiątka po  odsiostrzeńcowej infekcji ).  Nie składa się, że tak to eufemistycznie nazwę ( "normalnym" ludziom komunikuję - w błocie marznącym babrać się nie będę , never ). Zagrzać się samej do pracy "głęboką  żabianką"?  Po co, cóż ja takiego ogrodowego mogłabym teraz oprócz blogiego uprawiać? Cykorię?!




Dobra,  ogródek usprawiedliwiony ale żeby blog się stoczył w jakieś podróżniczo - ciastowe rejony?! No i co z tego, mógł się stoczyć w rejony  soft porno albo, o wstydzie, ugrząść w polityce i zamulić jadem tzw. debaty  publicznej ( "normalnym" ludziom piszę - wnętrzarstwa na całego nie będzie a mój udział  w debacie  publicznej powoli acz nieuchronnie  zmierza w kierunku "nagłego  wybuchu  ekspresji" w przestrzeni innej niż ta blogowa - boszsz... mam marzenie żeby  ci państwo od polityki wreszcie zaczęli płacić gremialnie, niezależnie od opcji, swoje zaciągane  u nas  szaraczków rachunki ). No więc o czym pisać kiedy ogród na przemian w śniegach i roztopowej brei, wspomnienia  letnich dni już się lekko  zatarły a do wiosny coś koło 100 dni?

Można niby  konkurs "Szukaj  kota" urządzić,  tylko że Okularię z powodu jej objętości łatwo wyczaić  ( właściwie tylko na pierwszym zdjęciu poniżej kota jest ukryta jak należy ). Znaczy gry i zabawy towarzyskie odpadają.




Teraz o wielkim osiągnięciu Szpagetki, nasza mała kota nauczyła się korzystać z sedesu! Początkowo byłam zachwycona licząc na to że inne koty ( poza Lalkiem, bo on nie takimi umiejętnościami może się pochwalić ) pójdą w jej  ślady ( gińcie kuwety ). Niestety Szpagetka broni watercloseta jak niepodległości, uznała  że tylko ona jest godna zaszczytu sedesowania. Zrobiło się nawet przez moment mało przyjemnie bo Szpagetka rozważała czy i ja mam prawo z kibelka korzystać. Miauk protestacyjny był, pokonałam potwora wzrokiem i hym... zaznaczyłam prawa.
Stan na dzisiaj  jest taki - kibelek musi być zaklapkowany  żeby Felicjan w nim nie rezydował, Szpagetka zatem ryczy kiedy czuje że musi "za potrzebą" a ja jestem jak ta matka "wysadzanego" dziecka - wiecznie nasłuchująca czy ryk zwiastujący tzw. prozę życia już brzmi. No i dzielę się tym "wydarzeniem" z Wami jak te mateczki małych dziatek zachwycone rozwojem progenitury - "Dziś Jasiu pierwszy raz nocniczkował!". Oho, z kibelka dobiega wściekle warczenie i gulgotanie, pewnie Sztaflik usiłuje  zdobyć sedes i stąd to zapluwanie się Szpagetki.




A co poza tym? A poza tym ten śnieg  topniejący i zgnilizna jakowaś w powietrzu się unosząca to tak na zmianę już  ponoć do końca roku,  która  to  perspektywa mnie   rozstraja. No nic, ale to absolutnie nic, poza tym co muszę ( cholera a dużo mi się tego nazbierało przez to zaleganie w wyrze ) mi się nie chce. Sorry za taki nieco  dobijający, przedweekendowy post  z jaśniejszym akcentem szpagetkowym ale jakbym jaką deprechę pogrypową podłapała czy cóś.


8 komentarzy:

  1. Uwielbiam Cie czytać, codziennie mały felietonik na poprawę humoru przepisał mi lekarz:) Dobrze, że mam tylko 1 kota i 1 psa. I tak ciągle są awantury:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jeden felietonik w codziennej produkcji?! Nie dam rady, łobowiązki mnie przywalają. Na ten przykład jutro walec pracuje na podwórku ( staram się pocieszyć myślą o wysypanym drogowo w okolicach suchej żwirze, prawdziwym, żadnej tam sieczce ). Kasę muszę znowu wysupłać.:-/ Ponadto takie tam klasyczne użerania kameniczno - nieruchomościowe , a że któś cóś miał i siedem lat temu co schował w szopie składowej a teraz tego niema. I jak to włamania były?! A ja wkurzona bo szopiska coś sześć lat temu pustawe zastałam, jeno ze śmieciami do uprzątnięcia ( co kosztowało ). Oczywiście główny zainteresowany tym niby złożonym mieniem nagle nic o tym nie wie, i w ogóle zapluwa się na radosne przypomnienie że najmu nie miał ani nikt mu rzeczy do używania nie użyczał ( to taki drobny szczegół ) a i tak ( z nadgorliwości, jak się okazało uzasadnionej przebiegiem wypadków ) tradycyjne, policyjne "zgłoszenie o" zamiast zwykłego protokołu zarządzający musiał odbębnić. "Podłość ludzka nie zna granic", jak to mawiała pani Bożenka w jednym filmie. Mnie zadziwia skala głupoty, "podłość ludzka" to przy tym blada anemia. I jeszcze trzeba bezmózgowi wyłuszczać. W czwartek mnie sieknęło i wywaliłam go żeby zawracał gitarę policji, strefa buforowa mi się zbuforowała. Niby temat na wesoły felietonik ale przy tym natężeniu inszego kretynizmu wokół coś mnie nie śmieszy.

      Usuń
  2. Primo po pierwsze - rzuciłaś wyzwanie, więc nim doczytałam do końca wyślipiałam gdzie Okularia na zdjęciu jest. A jest! Znalazłam!
    Primo po drugie - staczaj się w dowolne rejony blogowe i tak Cię czytać będziem :) Poza - rzecz jasna - polityką, bo na to żal czasu, zdrowia i przestrzeni wirtualnej. Obiema łapami podpisuję się pod postulatem spłacania długów. Nawet bez odsetek.
    Primo po trzecie - borze szumiący, alem się obśmiała! Z sedesowych wyczynów Szpagetki i okoliczności towarzyszących ;))))))) To jest cudne!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szpagetka ostatnimi czasy bije rekordy egocentryzmu, qrcze cesarzowa Kotolandiii z przyległościami! Ogrodowość w tytule blogiego zobowiązuje, ale mnie po spędzaniu ponad połowy ubiegłego tygodnia na tzw. friszym lufcie w domowe pielesze ciągnie, blogowo też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tabaś, żeby pogodzić jedno z drugim (albo i z trzecim) to może sobie bonsai spraw? Albo chociaż cebulę na szczypior włóż do słoika z wodą?

      Usuń
    2. Chyba rzeczywiście czas przykatować moje z trudem ocalone przed kocią ekspresją rośliny domowe.:-)

      Usuń
  4. E, tam, przejmujesz się profilem bloga? Nie wierzę - renesansowość osobowości to żaden wstyd (to pisałam ja, ta, której blog to ostatnio istna sałatka jarzynowa) ;-)
    Szczerze podziwiam zapaleńców, którzy w zimie w ogrodzie zasuwają, szacun wielki i te sprawy, ale przykładu brać nie zamierzam, miętka jestem, poczekam do wiosny.
    I tak jesteś mega, że Ci się chce z aparatem po ogrodzie ganiać, nawet jeśli to za Okularią tylko. Mnie się tam nie chciewa, mnie wystarczy, że codziennie fusy z yerby na kompost wynoszę i widzę, jak mi coś ścieżkę zryło. W sumie lepiej ścieżkę niż beret. Rycia beretu i tak mamy dokoluśka w nadmiarze ;-)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdecydowanie jest lepiej kiedy ryte są ścieżki a nie berety. Co prawda u mnie ostatnio rył samochodzik dwudziestotonowy ( pierwszy i ostatni raz ) ale mimo wszystko wolę radości towarzyszące wjazdowi cysterny na podwórko niż berecik zryty nieodwracalnie. Taa, renesansowa wszechstronność - strach się bać o czym jeszcze będę pisać.;-)

      Usuń