No nie wiem jak to niektórzy wyczuli że dziś najważniejsze kocie święto w roku - Dzień Lotnika Kosmonauty skrzyżowany z Dniem Drzewołaza oraz Dniem Kontrolera, z elementami Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy, zesłaniami różnymi czynionymi przez Opatrzność i celebracją wszystkich Matek Bosek. Nastał nam Dzień Kota i towarzystwo już od rana pruje sznupy. Głownie pruje ponaglająco bo trzeba się nafutrować przed wyjściem na dwór. Pogoda taka że mimo mżawienia można balować do woli z innym towarzystwem z sąsiedztwa, do domu wrócić tylko na posiłek, myknąć i w ogóle prowadzić prawdziwe kocie życie. Felicjanowi wyraźnie lepiej, poczuł się na tyle dobrze że napadł na torbę Ciotki Elki popijającej u mnie kawkę po drodze ze sklepów. Łupem padła lepsza wędzonka, w całości padła. Ciotka zaklinała się że bez konserwantów więc szlag Felicjana rychło nie trafi. W tzw. pierwszym odruchu Ciotka Elka pożyczyła Felicjanowi zdrowego przeczyszczenia ( "A żebyś Ty sraki dostał wredna świnio!" ) ale potem się zmitygowała że to ja bym miała również problem i przeczyszczenie zostało zmienione na lekką niestrawność. Polazłam i odkupiłam rzeczoną wędzonkę ( Felicjan zawsze wybierze coś w dobrym gatunku, Ciotka miała rację bez konserwantów za to z odpowiednią ceną ) i wręczyłam cud wędliniarstwa trochę wzbraniającej się Ciotce Elce ( "No co ty, no co ty?!" ). Po tym występie uznaję Felicjana za niemal wyleczonego - pogryzł mnie, kradnie żarcie, wybywa z domu - kot wrócił do normy! Martwi mnie tylko że czasem coś go przy szerokim ziewaniu denerwuje, solidne rozwarcie sznupy nie jest bezproblemowe. Znaczy jeszcze nie skończyliśmy "dohtorowania".
Reszta kotów też w właściwie w normie ( co prawda Dżizaas która widziała je niedawno p oraz pierwszy od listopada twierdzi że stado z wyjątkiem modelki Szpagetki to mastodonty ), zwykle tej porze roku zajęcia mają. Lalek przeżywa obecnie swoje wielkie chwile, nasz prawie bezzębny dominator postanowił zaznaczać swój status wielkością i rykiem wydobywanym z gardziołka. Cały napuszony, podobny do balona obszytego futrem Lalencjusz Hedoniusz przechadza się przed kocimi gośćmi porażając ich rozmiarem swojego ciałka. Goście podziwiają z lekkim przestrachem , Epuzer na wszelki wypadek kręci się niedaleko naszej podwórkowej robinii ( zawsze to szybko można myk zrobić i wrócić prawie na swoje podwórko ), Rudy, Niescęście i Ocelot Jaguar Drugi trochę bardziej odważni ( Epuzer jest delikatnej budowy ciałka ) podchodzą w okolice lilaków. Pod okna kiedy Lalek królewsko stoi na parapecie żaden nie śmie podejść ( ku wielkiemu żalowi Okularii ). Lalek wydobywa z siebie ryki w które z lubością się wsłuchuje, Ciotka Elka określa naszego najstarszego kota mianem "afrykański bęben" i to właściwie mówi wszystko zarówno o wyglądzie Lalka jak i odgłosach przez niego wydawanych. Całkiem głośno porykuje też Sztaflik, odkąd nasza większa czarna kota postanowiła ostatecznie zostać kocim chłopcem trzyma się bardzo blisko kocurów i całkiem na serio bierze udział w działaniach zaczepnych wobec gości ( goniła Epuzera i Niescęście, potem były triumfalne ryki przy drzwiach i przechadzka "na sztywnych łapach" z biciem ogonem ).
Po prawdzie to duża z niej kota ( choć nie jest tak obła jak występna Okularia ) i wiele osób bierze ją za kocurka ( tym bardziej że taka ambitnie waleczna ). Sztaflik jest bardzo dumna z dopuszczenia przez kocury do brygady kasacyjnej ( w tym roku Felicjan przestał na nią prychać, pełnoprawne członkostwo w samczym klubie otrzymała ), obnosi się ze swoją ważnością i usiłuje lać Szpagetkę ( która się nie daję ) i Okularię ( która uwielbia być kotą zdominowaną, mruczy ze szczęścia kiedy Sztaflik na niej odstawia bardzo groźną kocurzycę ). Okularia w ogóle kwitnie, wizyty towarzyskie, hołdy składane jej grubemu tyłkowi i słodkiemu obejściu wprawiają ją w stan podekscytowania. Od rana nudzi żeby wypuścić ją na dwór, bo tam kawalerowie czekają i ona już, zaraz wyjść do nich musi, nawet o suchym pysku i bez śniadanka ( spokojnie wróci na drugie i jeszcze będzie żądała trzeciego ). Myślę że dla Okularii czas wzmożonych sąsiedzkich wizyt to najpiękniejsze chwile, nawet letnie lenistwo na trawsku udającym Tyrawnik się chowa. Inaczej ma się sprawa ze Szpagetką. Najmniejsza jest zdegustowana tymi sąsiedzkimi wizytami i ciągłym pruciem sznup przez domowników i gości, ryki przeszkadzają jej w obserwacji ptoszków ( wiadomo koty gadają, ptocy się nie pokazują ). Nie ma w związku z tym udanych polowań ( na szczęście ) i Szpagetka zdaje się być lekko wkurzona że rozrywki innych przeszkadza jej w uprawianiu własnych rozrywek. Ostentacyjnie nie uczestniczy w spotkaniach sąsiedzkich, przestała rozpędzać kocie bójki, twardo trzyma dystans i dopuszcza do siebie jedynie ludzi ( znaczy posiedzę z tobą albo z Małgoś - Sąsiadką ale na pewno nie będę siedzieć z tymi kocimi kretynami ). Wygląda jak mała chińska cesarzowa, kocia miniatura z wyższością przyglądająca się światu lekko zmrużonymi oczami. Na miniaturowym obliczu widoczne jest poczucie wyższości.
No nic, trzeba szykować koci obiadek - tak, tak Dzień Kota, niektórzy zjedzą surową wołowinę a inni pochłoną zalewajkę. Dzisiejszy wpis ozdabiają pracę japońskiego artysty Tetsuo Takahary . Kocie portrety psychologiczne jak u Fujity, spójrzcie ile tu osobowości kocich. O artyście za wiele się nie dowiedziałam ( pewnie dlatego że nie fejsbuczę ) poza niepokojącym info że już go z nami od paru lat nie ma ( daty życia podają różne 1958 - 2014 lub 1958 - 2015 ). No prawdziwym kocim portrecistą był Tetsuo Takahara.
moje jakieś bardziej dostojne, mimo wyraźnych już oznak wiosny dzielnie okupują łóżka :)
OdpowiedzUsuńnajlepszego Twoim :)
dzięki za koty pana Takahary, rzeczywiście jest na fb a jakoby go nie było, zmarł 26.12.2014 :(
Twoim też najlepszego, wygodnego zalegania Wilkowe koty!:-) Takahara co zdarza się nielicznym twórcom, zauważał że koty ( i psy ) to nie tylko rozkoszne pozy, te jego koty są silnie zindywidualizowane ( nie coolorek sierści czy cechy rasy, osobowość z nich wyłazi ). Dla kociarzy malarstwo Takahary jest rarytetne. No i dzięki temu rarytetnemu Tetsuo Takahara w jakiś sposób nadal jest z nami.:-)
OdpowiedzUsuńMoże te une koty są maupy i psuje - moje takie są - ale i tak sobie już nie wyobrażam bez nich! I tylko lęk mnie za mięsień sercowy szarpie, że jak się kiedyś na gumno przeniesiemy, to sobie niektóre pójdą w kibini mać :( Choć wet mnie uspokaja, że nie zna kota, któren by dobrowolnie od dobrobytu i luksusów uciekał.
OdpowiedzUsuńNo i skąd ten cały Takahara wiedział jak wyglądają moje koty? Przecież ta trójca, to od lewej Jupi, Mamba i Bura. Poniżej Jojo i Mamba, potem jakiś obcy kot i na końcu Groszka za kilka lat i kilka kilogramów - ale po mnie widzę, że to ona :)
wet słusznie prawi, nie pójdo, mieszkam w wśród pol i lasów bez kawałka płota a koty jak były tak so :)
UsuńWilku ma rację, oczywiście że tyłka z dobrobytu nie ruszą. To dziewczynki są więc luksusy doceniają, kocurki to lubią się solidnie powłóczyć ( i niektóre bardzo samodzielne kociczki które czują że świat należy do nich ). Natomiast możesz spodziewać się że będą miały miejsce odwiedziny i mogą odbywać się tzw. przyjęcia, czasem mające burzliwy przebieg ( dlatego warto spytać weta czy i jak szczepienia urządzać ). Takahara widział kocie duszyczki, pokrewieństwo duszyczkowe obserwujesz.;-)
UsuńWyszło mi, że masz 9 kotów. Czy rachunek się zgadza?
OdpowiedzUsuńMoja jest piątka - Epuzer, Niescęście, Rudy i Ocelot Jaguar II ( takie imię mu wymyśliłam jak w telenowelach latynoskich ) to koty z sąsiedztwa. Naprawdę nazywają się inaczej, tylko Rudy jest Rudy, ale uważam że imiona wymyślone przeze mnie do nich pasują.:-)
Usuńuwielbiam czytać o przygodach tego stada
OdpowiedzUsuńDobrze że moje stado nie jest świadome że im tyłki na blogu obrabiam, zagryzek by mi zrobiły.;-)
UsuńNie mam, ale miałam. Mogę się przyznać, że nie przepadam, czy nie wypada?
OdpowiedzUsuńWypada ale się nie godzi, he, he.;-) Po prostu nie trafiłaś jeszcze na "swojego kota" ( niektórym się trafia dopiero w weku bardzo późnym, ale jak trafia to jak grom z jasnego nieba ). He, he, he.;-)
OdpowiedzUsuńto jest właśnie moj przypadek. Abstrahując jednak od tematu zasadniczego, droga Tabi czy mozesz wejść na mój ostatni post i rzucic fachowym okiem na takiego wiechcia, co rośnie na każdym zdjęciu i przypomina jakby kwitnący czosnek:) a bardzo mnię się podoba. Moze rozpoznasz co to jest, że tak kwitnie na fioletowo? I czy to można zakupić w naszej strefie ogrodniczej?
Usuńprzepraszam, ze się wtrącę. to agapant, niestety w polskich warunkach musi być zimowany bo przemarza już w okolicach -5 ale doskonale udaje się w donicy wiec nie ma problemu. uwielbia słońce :)
Usuńjestem dżwięczna za pomoc :)
Usuń